#4
Harry's POV
Louis prowadził mnie przed sobą z dłonią ulokowaną między moimi łopatkami do pomieszczenia, w którym znajdowało się tylko jedno łóżko oraz szafa. Nie było w nim jednak okna.
Czułem jak każde moje mięśnie spinają się pod jego dotykiem. Byłem obolały, mokry, czułem że mógłbym upaść w każdej chwili. A z jakiejś przyczyny w podświadomości wiedziałem, że to dopiero początek.
Zabiją mnie.
W pomieszczeniu zauważyłem już dwie postacie. Jedną z nich był Niall, zapamiętałem go. Obok siedział Zayn i chłopak, którego widziałem pierwszy raz w życiu. Był brunetem, tylko na to zwróciłem uwagę. Widziałem jak przemierzał moje ciało wzrokiem z góry na dół.
- To będzie twój pokój. - oznajmił Liam, który zdawał się zachowywać zupełnie inaczej od tej krótkiej rozmowy z Louisem. - W szafie masz nowe ubrania.
Rozejrzałem się jeszcze raz po pomieszczeniu. Było jasne i przypominało pokój szpitalny. Krzywiłem się, sunąc wzrokiem po ścianach. Nie podobało mi się tu, czułem się niebezpiecznie.
- Oj, no nie przesadzaj, mój pokój ci udostępniłem! - odezwał się Horan. - I będę w zamian zmuszony spać w pokoju Crystal...
- Mówisz tak, jakby to była kara. - Louis spojrzał drwiąco na blondyna.
- Jak się nazywasz, cukierku?
Skierowałem swoją głowę w stronę Blaise'a, który uśmiechał się do mnie niemalże psychopatycznie. To, jakim określeniem mnie nazwał spowodowało żółć w moim gardle. Chciałem już zostać sam, bym mógł zwymiotować.
- Nie twój interes. - prychnął Liam.
- Chyba jednak trochę mój tak długo, jak będziemy żyć pod jednym dachem. - brunet nie zdejmował ani przez moment spojrzenia z mojej postaci. - Mówiliście, że przyprowadzicie dzieciaka, ale nie kogoś wyglądającego jak totalna, słodka cnotka. - zaśmiał się.
- Harry. - odezwałem sie w końcu, bojac sprzeciwiać Blaise'owi (domyślilem się, że to właśnie on) - Nazywam się Harry. - obserwowałem jak duży uśmiech formuje się na jego twarzy. To mnie zupełnie obrzydziło. Kiedy pierwszy raz od tych kilkunastu minut zabrałem głos, postanowiłem zebrać się choć trochę do kupy. Przede wszystkim musiałem dowiedzieć się, co tu robię. - Powiedzcie mi wreszcie jaki jest cel mojego pobytu tutaj. Kiedy wrócę do domu? - zapytałem, próbując powstrzymać drżenie glosu.
Zdziwiłem się po słowach, jakie opuściły moje usta nastała głucha cisza. Niall, siedzący na łóżku wlepił spojrzenie na podłogę. Jeśli chodzi o Zayna choć przez sekundę nie słyszałem jego głosu. Blaise wciąż patrzył na mnie powiększonymi źrenicami, milcząc. Nawet Liam i Louis ucichli.
- To jak szybko wrócisz zależy od twoich rodziców. - w końcu to ten ostatni się odezwał. - To dosyć osobiste, mowiąc prosto, twój stary zniszczył nasze życie, każdego z nas osobno inaczej.
Nawet nie przechyliłem głowy w jego kierunku. Mimo tego, jak zachowywał się Liam, wolałem jego od Louisa. To Louis skrzywdził mnie bardziej. Już nigdy mu nie wybaczę tego jak mną zagrał, następnie o mało co nie przecinając tchawicy. Przełknąłem ślinę.
Kiedy już myślałem, że Liam dał sobie ze mną spokój, nagle zostałem przez niego pchnięty na podłogę i dociśnięty plecami do komody. Patrzyłem na niego z dołu, zaciskając szczękę.
- Teraz porozmawiajmy. - rzekł szatyn, prychając. - Porozmawiajmy o Desmondzie.
- Liam, spokojn... - zaczął Niall, lecz on przerwał mu, kontynuując.
- Twój staruszek współpracował z ojcem Louisa, był jego sprzymierzeńcem, cóż, tak przynajmniej było dopóki nie wydymał go i nie oszukał pozostawiając w kosmicznych długach.
- I co z tego? Złapcie jego. - warknąłem przez zaciśnięte zęby czując ból w plecach i w głowie, którą również uderzyłem.
- Słuchaj, nieważne jak wiele syfu robił i tobie Desmond z tego, co słyszałem od Louisa i może wydawać ci się, że cię nienawdzi, nic tak bardzo nie skrzywdzi go jak fakt, że jego synalkowi, jego oczku w głowie może coś zagrażać...
- Co ty chrzanisz? - wysapałem, nagle robiąc się dziwnie zmęczony. Moje potłuczone ciało było ciężkie. - Jakie oczko w głowie?
- Niby na kogo wydaje najwięcej pieniędzy? Komu funduje wszystkie ciuszki, najlepszą, kurwa szkołę w Londynie i spełnia najmniejsze zachcianki? On robi to wszystko dla ciebie. Mógłby każdy swój złamany grosz trzymać dla siebie, a zamiast tego, rozpieszczał cię przez całe życie tak, że jakbyś był moim znajomym, nienawidziłbym, kurwa z całego serca twej zepsutej kasą dupy.
Zamilkłem przez moment nie wiedzie do powiedzieć. Patrzyłem przez siebie bez żadnego wyrazu twarzy.
- Przykro mi. - wycedziłem - Ale celujecie w zły punkt. Ojciec wydaje na mnie pieniądze z nudów, nigdy nie zrobił nic dla mnie z miłości, czy czegokolwiek. Nie wierzę, że powiedziałem ci o swoich problemach z nim, Louis, a ty i tak mnie tu zawiodłeś. - przemówiłem do szatyna. Pokręciłem głową, łapiąc się za skroń. - Gdyby Desmond mógł, gdybyście się z nim skontaktowali zapłaciłby podwójną sumę tylko za to, byście mnie tu zatrzymali, albo zabili.
- Oh, widać jak mało wiesz o swoim ojcu, mały. - Liam poklepał dwa razy mój policzek, nim odsunąlem sie na krok ode mnie. - Kiedy jeszcze on i ojciec Louisa się przyjaźnili, ilekroć nie przyjeżdżał do nas, do domu, potrafił gadać tylko o tobie. Do tego stopnia, że mimo, iż oboje byliśmy mniej więcej w twoim wieku, wyobrażaliśmy sobie ciebie jako jakieś nadludzkie dziecko.
- Więc nie mam pojęcia co się stało ale to się zmieniło do cholery! - wrzasnąłem, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. - Kiedy rodzice się poznali nie byli niczym wielkim. Właściwie tylko spali ze sobą. Później mama zaszła w ciążę i jej rodzice zmusili ją do ślubu z moim starym. Ona mnie nienawidzi, bo to zniszczyło jej marzenia, chciała być modelką. Oboje wypominają mi to, że się urodziłem, przeklinają ten dzień. Mają mnie totalnie w dupie i każdego dnia to udowadniają. Z resztą sami się przekonacie, kiedy nawet nikt nie zadzwoni na mój telefon, który mi zabraliście! - krzyczałem, zdzierając sobie gardło, by coś do nich dotarło.
Nagle poczułem na swojej twarzy pięść. Wszystko znikło, kręciło się i piekło. Liam naprawdę przywalił mi prosto w bok twarzy...
- Co do chuja, Payne?! - usłyszałem głos Louisa, gdy zakryłem drżącymi rękoma twarz, która właściwie... czułem jakby odpłynęła.
- Za dużo pyskuje. - wzruszył ramionami, kucając obok mnie. - Przez niego nasza mama nie żyje, nie miała szans na leczenie i zapłaci za to w ten czy inny sposób.
Podpierałem się na ziemi rękoma, kasłając, kiedy krew zalewała moje usta. Mój nos pulsował, właściwie nie miałem pojęcia, czy wciąż tam jest. Oczodół, o który drasnęła pięść, piekł trochę mniej, ale wciąż. Czułem, że zaraz upadnę na zgiętych łokciach. Uniosłem załzawione spojrzenie na Louisa, dotykając palcami swojej mokrej twarzy. Moje usta zadrżały, nie czułem już żadnej części ciała.
- Trzeba go zaprowadzić do toalety, idioci. - zobaczyłem rozmyty obraz Nialla, który stanął obok mnie. - Wcześniej uderzył się w głowę, teraz to. Jest cały blady, pewnie chce rzygać.
- Kurwa, nie pomyślałem o tym... - westchnął Louis, pozwalając Horanowi, chwycić moje ramiona. - Może miec małe wstrząśnienie mózgu.
- Ja nie będę potrzebny, jeśli będzie rzygał. - usłyszałem trzask drzwi, kiedy Blaise wyszedł z pokoju jak najprędzej. Po nim wybiegł Zayn.
- Harry, możesz stać? Zaraz się przekręcę i wylądujemy na podłodze. - usłyszałem sarknięcie Louisa.
- Muszę do łazienki, zaprowadzisz mnie? - zapytałem, będąc jednak lekko zawiedzionym tym, że to on najbardziej oferował pomoc.
- Pomogę wam. Liam, wypieprzaj już stąd. Pokazałeś klasę. - skomentował naburmuszony blondyn.
- Nie mam nerwów ze stali i dobrze o tym wiecie! - Liam przewrócił oczami, otwierając przed nami drzwi, gdy pomagali mi wyjść na korytarz.
- Chciałem wam tylko powiedzieć prawdę. - kaszlnąłem zasłaniając usta dłonią. - Mam krew w gardle.
- O kurwa, niedobrze. - wymamrotał szatyn, a po chwili Niall otworzyl drzwi do niewielkiej łazienki. - Rzygasz?
- Muszę. Niedobrze mi.
- O-kurwa-chyda. Dobra, tu jest kibel, stary. Położymy cię tu, musisz klęknąć.
- Mhm... - wymamrotałem z na wpół otwartymi oczyma, gdy oni pomogli usadowić mnie na ziemi, a Louis otworzył muszlę klozetową, w którą ja moment później praktycznie włożyłem głowę.
Podpierałem się na dłoni, kiedy wymiociny samoistnie wylatywały z mojej buzi. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, wymiotowałem i było mi słabo. Kasłałem do toalety, później też pozwalając krwi płynąć po mojej twarzy w dół, do toalety.
- Niedobrze z nim. - usłyszałem nad sobą irlandzki akcent. - Zabiję Liama. Zabiję was wszystkich, jesteście potworami.
- Nie wiedziałem, że Liam będzie reagował na niego aż tak... - westchnął Louis. - Ale gadałem z nim i znacznie ograniczy swoje odpały.
- Nie ograniczył ich. - mruknął, sięgając dłonią do spłuczki, kiedy uniosłem swoją twarz.
- Możecie mnie tu nawet torturować, ale moi rodzice się tym nie zajmą. Nie wiem, co on mówił wtedy, te ileś lat temu, ale to wszystko było ściemą. Dlaczego mi nie wierzycie?
Słyszałem jak Niall spuszcza wodę. Spojrzałem na niego a on namoczył w niej ręcznik podając mi go. Wytarłem nim twarz, a przy pomocy blondyna wymyłem ją również przy zlewie, płukając usta.
- Pokaż mi się. - chwycił moje policzki. - Nie wygląda na złamany.
- Liam zrobił to impulsywnie. Oboje wiemy, że nigdy nie zrobiłby mu większej krzywdy. - powiedział Louis
- Słyszysz siebie, Tomlinson?! - w końcu poznałem nazwisko Louisa. - On już od kilku dni groził, że gdy Harry tu będzie co najmniej go zmiażdży w mielarce do mięsa. Stary, on ciągle mówi, że go zabije i to nie jest normalne! Wylał na niego jebany wrzątek i zmasakrował mu twarz! Przestań go usprawiedliwiać, bo to jest chujowe!
- A co ja mam zrobić?! - warknął rownież już wyraźnie poirytowany Louis. - On mnie już nie słucha, a jedyna osobą, jaka na niego ma jakikolwiek wpływ to Zayn!
- Więc trzeba zmusić tę dwójkę do rozmowy. Jeśli tak dalej będzie, Liam go zajebie.
- Wciąż tu jestem. - oparłem się o umywalkę, trąc oko. - Czy mógłbym się umyć i pójść spać? Mam was znowu błagać?
- Od teraz w pewnym sensie z nami mieszkasz, Harry. - powiedział Louis z wielką pewnością swoich słów. - Ja postaram się porozmawiac z Liamem. Tutaj chodzi o twojego ojca. Nie ciebie.
- Nie zgrywaj teraz miłego. - prychnąłem, nie pozwalając pokazać po sobie, że moja twarz zabolała na ten gest. - Nie cierpię cię najbardziej z was wszystkich. Żałuję tego, jak naiwny byłem. Uwierzyłem ci w każde słowo.
Louis tylko wzruszyl ramionami, zapewne przekonany, że nie da rady mi wmówic prawdziwości swoich słów, nieważne czy kłamał czy nie.
- Dasz radę dojść do pokoju? - Niall chwycił mnie za ramię. - Chodź. Pomogę ci wziąć twoje ubrania. Przy okazji pokażę ci, co jeszcze masz w szafie. - zaczął ciągnąć mnie do wyjścia z łazienki.
- Dam radę. - pokiwałem głową. Blondyn uśmiechnąl się słysząc to i wyszedł ze mną z łazienki, pozostawiając w tyle szatyna. Przebrałem się, przy okazji dotykając szczypiącej skóry na torsie, kiedy znów pojawił się Louis. - Możesz mi powiedzieć, gdzie jest pokój Nialla i może też dziewczyn? - spytałem cicho ze wzrokiem wbitym w podłogę.
- Ja i Crystal mamy pokój tam. - pokazał ruchem ręki drzwi dosłownie obok mojego. - A Perrie obok łazienki po prawej stronie.
- A Niall?
- Na dole, obok Zayna i Liama. - wyjawił. - Zostawię ci jakieś prochy na szafce obok łóżka, jeśli chcesz.
Kiwnąłem głową, one naprawdę się przydadzą.
- Jutro obudzi cię Nialler. A teraz, dobranoc.
Chłopak odwrócił się na pięcie. Jak po tym wszystkim może życzyć mi dobrej nocy? Czy to absurd? Poruszyłem ustami w słowach "pieprz się", kiedy ruszyłem do swojej sypialni po rzeczy, które mogą mi się przydać pod prysznic. Teraz tylko mogłem czekać na to, aż oni wymyślą coś innego w sprawie mojego ojca i mnie stąd wypuszczą. Mogłem się modlić o swoje życie, bo poniekąd bałem się, że Liam naprawdę ma w planach mnie zabić. Jeszcze gorszy od niego był Louis.
Boże, jak ja nienawidzę swojego życia.
Emilka, nie bij i nie krzycz za jakieś błędy, wiesz, że jestem niepełnosprytna no cholercia no
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top