#3

Louis' POV

- Ale chciałbym zobaczyć jego minę. - zaśmiał się Liam, kiedy Harry był nieprzytomny już od prawie pół godizny. - Kurwa, to musiało być bezcenne.

- O który moment ci chodzi? - zmarszczyłem brwi, będąc okropnie osowiały odkąd spełniłem swoją akcję. Głowa cały czas mnie bolała; tłumaczyłem to nadmiarem emocji, bo co inne mogło skumulować mój ból? Znów musiałem przyjąć najgorszą ze swoich twarzy. Tak właśnie żyłem...

- O moment, w którym mu przyłożyłeś nóż do gardła, oczywiście! - odparł mój brat, którego humor nie ustępował. - To w pewnym sensie nawet urocze.

- Urocze? - zadrwił Zayn. - Jesteś ostro pojebany. Czasem zastanawiam się co siedzi w twojej sadystycznej głowie. Z drugiej strony to cud, że jeszcze nie zapłakałeś nad twoim poplamionym przez jego krew aucie.

- Przestańcie oboje, mogłem go po prostu ogłuszyć, na pewno oszczędziłbym mu niepotrzebnego strachu. - przyznałem gorzko. - Myślał na pewno przez chwilę, że chcę go zgwałcić albo zabić.

- Skoro tak się o niego martwisz, sprawdź mu tętno. - Liam parsknął śmiechem, robiąc kolejny gwałtowny zakręt. Nie wiedziałem, kto dał mu do cholery prawo jazdy.

Ale cóż, przynajmniej my wszyscy byliśmy przyzwyczajeni do takiego typu jazdy.

- Ja pierdolę, lecz się. - prychnąłem, zerkając na chłopaka, który miał głowę opartą na szybie. Na jego policzkach widniały zaschnięte łzy i szkarłatne rumieńce.

- Zamiast śmiać się, mógłbyś przyznać braciszkowi szacunek, Payno. - Zayn odwrócił się, by krótko spojrzeć na mnie i na zwiniętego Harry'ego. - Podłożenie ci podsłuchu, Louis, to najlepsza rzecz, na jaką wpadłem. Jesteś świetnym aktorem.

- Ja osobiście sądziłem, że będzie trudniej. - powiedziałem. - Ten dzieciak naprawdę potrzebował po prostu bliskości. Dosyć przykre...

- Dostanie ją. - zaszydził Liam. - Bliskość moich pięści z jego drobnym ciałem, to coś, co pokocha.

- Ogarnij się, Liam, bo w nikim nie wzbudzasz respektu. - parsknął Zayn, na co ja wybuchłem śmiechem. Nikt nie potrafił tak zgasić mojego braciszka jak właśnie jego facet.

- Jeszcze się przekonamy kiedy będzie płakał i prosił mnie o litość. - uśmiechnął się cynicznie, patrząc w lusterko. - O, spójrzcie. Czy to możliwe, że się poruszył?

- Jesteś poryty. Twój stary musiał być pewnie jeszcze gorszy, bo mama jest aniołem. - mruknąłem, mrużąc oczy.

Usłyszałem jak Harry jęknął przez sen, nie będąc w stanie poruszyć swoją głową. Zmarszczyłem brwi z zaciśniętą szczęką i położyłem swój ulubiony nożyk obok siebie w razie wypadku, w którym musiałbym go dodatkowo nastraszyć. Mógłby zacząć pajacować.

Harry podniósł ciężko rękę, przystawiając ją do czoła. Sapnął bezsilnie, wycierając czerwoną ciecz w spodnie.

- Gdzie ja jestem? - wymamrotał, dopiero po wypowiedzeniu tych słów uchylając powieki.

- Spokojnie, zaraz będziemy na miejscu, mały. - odezwał się Liam.

Harry spojrzał na siedzenie przed sobą z dezorientacją. Oparł głowę o zagłówek, przechylając ją w moją stronę. Znacznie wystraszył się, zaciskając oczy po odwróceniu twarzy.

- Wypuśćcie mnie. W tej chwili. Błagam!

- Najpierw musimy załatwić parę rzeczy z twoimi staruszkami. - powiedziałem mu.

- Jeśli będziesz grzeczny, proces ten będzie bezbolesny. - dodał mój brat.

- Jak mogłeś? - spytał mnie, łamiącym głosem, zupełnie ignorując to, co powiedzieli moi przyjaciele. Wzruszyłem ramionami, wywracając oczami. To nie był pierwszy raz, ale za każdym razem musiałem usłyszeć to pytanie. - Wypuść mnie. Teraz.

Patrzyłem z rozbawieniem jak Harry szarpie klamkę.

- Harold, nie brykaj za bardzo... - mruknąłem, naciagając materiał spodni chłopaka które przeciąłem nożem - Bo jeszcze się skaleczysz...

Gdy usta bruneta zadrżały, dotknął swoich spodni, odwracając wzrok. Podciągnął nogi do klatki piersiowej, niemalże zwijając się na siedzeniu.

- Słyszałeś co powiedział Liam. Uspokój się, siedź cicho do chuja, a nic ci nie będzie. Dopilnuję tego. - zapewniłem, mówiąc całkowicie szczerze.

Nie spojrzał na mnie więcej, układając głowę między kolanami, dłonie kładąc na piszczelach. Wzdychał głośno, zapewne przez pulsujący ból. Zayn rzucił mi czarny materiał, który wyciągnął ze schowka, gdy znaleźliśmy się blisko domu.

- Zabierz nogi. - powiedziałem, dodatkowo poklepując kolano chłopaka, a gdy on od razu wykonał moje polecenie, zasłoniłem mu oczy tymże materiałem. Złapał materiał dłońmi na wysokości swoich oczu. Zacisnąłem kawałek szmaty, wiążąc go sprawnie i mocno.

- Co robisz? - wyszeptał drżącym głosem.

- Nie możesz wiedzieć gdzie jesteśmy. Mówię serio, mały, nic ci nie zrobimy, wyluzuj.

- Porwaliście mnie. Nazywasz to niczym? - spytał bardzo cicho. - Wszystko mnie boli. Po co wam jestem!?

- Dowiesz się na miejscu. Cicho, cicho. - poklepałem ramię chłopaka, jednakże on odsunął się gwałtownie.

- Nie dotykaj mnie. - naciągnął materiał bardziej na swoje ramiona, chociaż przecież nie mógł ich bardziej przykryć.

Na miejsce dojechaliśmy już niecałe dziesięć minut później. Harry przez cały ten czas siedzial ze spuszczoną głową, ale nie płakał.

- Muszę cię dotknąć, żeby zaprowadzić cię tam, gdzie idziemy. - patrzyłem na niego z koncentracją, kiedy chłopaki opuścili samochód wręcz śmiejąc się z tego, że to ja muszę użerać się z chłopakiem. Nie czekając na to, czy cokolwiek powie (nie zrobił tego), chwyciłem mocno jego ramię, nim dosłownie wyjąłem go za sobą z samochodu. Chłopak potykał się o swoje nogi, ale trzymałem go mocno, nie pozwalając na upadek. Nie chciałem się z nim bawić, to byłoby niepotrzebne. Mieliśmy krótki interes i niedużo czasu.

- Harry, jesteś gotowy, by poznać swoją nową rodzinkę? - Liam zaczepił chłopaka, ściskając jego policzek, kiedy stanęliśmy niemal przed drzwiami ogromnego domu. Chłopak rzecz jasna był zbyt zastraszony, by odpowiedzieć i dlatego milczał, gdy wprowadziłem go do środka, o mało nie wywracając, gdy chłopak poleciał do przodu, jak się okazało, z powodu Liama, który podstawił mu nogę.

- Przestań. - syknąłem na niego w końcu. - Mieliśmy go nie krzywdzić, pamiętasz kretynie?

Westchnąłem poirytowany, widząc jak dosyć boleśnie nastolatek musiał się wyłożyć i po jego ciężkim zaczerpnięciu powietrza rozpłakał się.

- Niech płaci za to, co zrobił jego ukochany dawca spermy. Nie zamierzam być dla niego miły! - fuknął, klepiąc mnie w klatkę piersiową.

Harry starał się nie wydawać zbyt dużo dźwięków, ale to musiało być dla niego trudne, gdy ciągle się zapowietrzał. Chwyciłem go, odwracając do siebie tyłem i zdjąłem opaskę z jego głowy.

- Nowa zdobycz?! - usłyszałem wrzask naszego Irlandczyka, który zbiegał po schodach. W między czasie i Crystal stanęła przed brunetem. Harry patrzył na nią rozkojarzony.

Przez dłuższą dziewczyna patrzyła na niego nim uklęknęła w końcu, podając rękę, by pomóc mu wstać.

- Hej, kochanie. Nie płacz, proszę. - szepnęła do niego. Ta dziewczyna była tu niecałe cztery miesiące, a za każdym razem zadziwiała nas wszystkich swoim ogromnym sercem. Przyglądałem się jej, kiedy oglądała ranę zszokowanego Stylesa. - Co ci zwyrodnialce ci zrobili? - gruchała jak do dziecka. - Jesteś przemarznięty.

Jej ton zmienił się drastycznie, gdy spojrzała na mnie, mojego brata i Zayna po tym jak pozbyłem się swojej kurtki i butów. - Postradaliście mózgi?! Przecież on jest taki drobny! Cały drży!

- Gadaj z Liamem! - uniosłem ręce w geście obrony.

- A kto go popchnął i uderzył w głowę? - on zaczął się ze mną kłócić.

- Mój Boże, jak masz na imię, śliczny chłopcze? - Crystal zaczęła ciągnąć Harry'ego wgłąb domu. Za to Niall, przyglądał się wszystkiemu z boku. Zastanawiałem się tylko gdzie Blaise i Perrie.

- A tej co? - zagadnął Horan, drapiąc się po ramieniu. - Normalnie na wszystkich fuczy, a jego traktuje co najmniej jak młodszego braciszka.

- Na mnie nie fuczy, na was wszystkich, owszem. - wzruszyłem ramionami, kierując się do kuchni, gdzie rudowłosa zaciągnęła młodego Stylesa. Chciałem mieć go na oku, przynajmniej przez pierwsze kilka dni. Jakież było moje zdziwienie, gdy w kuchni zobaczyłem Harry'ego z zaklejoną już plastrem raną, bo umówmy się, kiedy Crystal zdążyła ją opatrzeć? Mało tego, dziewczyna stała przed nim z opakowaniem pralinek i próbowała przekonać go do ich dobrego smaku.

- Pomarz, że cokolwiek od kogokolwiek z nas teraz weźmie. - parsknąłem. - On zaraz pierdolnie na zawał, Crystie.

- Zrobię ci kolację, dobrze? - zignorowała mnie, odkładając pudełko z czekoladkami na kuchenny kredens. Podsunęła Harry'emu krzesło, zmuszając go tym, by usiadł przy dużym, okrągłym stole, gdzie jadaliśmy śniadania. - I coś ciepłego! Kakao? Lubisz kakao? Każdy kocha kakao, ja bardzo je lubię. Jestem Crystal, a ty? - sepleniła z zapchaną czekoladkami buzią.

- Harry. - odparł, bojąc sie na mnie spojrzeć. - Myślałem, że wszyscy tu wiecie jak się nazywam...

- Ta banda frajerów nie poinformowała mnie o tym, że ktoś nowy się tu znajdzie. Oni są psychiczni. - prychnąłem, słysząc jej słowa. Dziewczyna przełykając podskoczyła do szafki, wyciągając z niej kakao.

- O mój Boże, jaki śliczny! - wzdrygnąłem się, słysząc nagle przy swoim uchu pisk Perrie, która wpadła do kuchni.

- O co wam wszystkim, do chuja, chodzi? - uniosłem brwi wysoko, przypatrując się temu, jak blondynka łapie policzki bruneta, oglądając jego twarz z bliska. - Zachowujcie się jak moje dwunastoletnie siostry, spotykające Justina Biebera. Dostałyście obie okresu?

Perrie posłała mi skołowane spojrzenie, za to Crystal machnęła na mnie ręką, chrząkając wymownie.

- Wiem, wiem, jestem przezabawny. - zamrugałem w strone rudej dziewczyny. Ona pokazała mi środkowy palec, gdy Perrie usiadła obok Stylesa.

- Musisz przestać się denerwować. Nie pozwolimy, by stała ci się krzywda. - Perrie posłała uśmiech chłopakowi, kiedy Crystal wpakowała kubek z mlekiem do mikrofali. - Jedyną osobą, jaka może ci coś zrobić jest Liam. To nieprzewidywalny sukinkot. No i może Blaise. Tak, Blaise.

- Liam dużo szczeka. - dołożyłem swoje trzy grosze. - Ale tak. Blaise'a lepiej unikaj. Jest popierdolony.

- Co wy wszyscy tu robicie? - spytał cicho, dziękując Crystal za kubek kakao. - Jesteście miłe, a tamci... są okrutni.

Uniosłem brew, gdy dziewczyny spojrzaly na mnie groźnie. - Ja jestem kuzynką od strony Liama, tego przypakowanego. - odezwała się Perrie. - A Crystal...

- Jestem znajomą i mieszkam tu. Tyle. - powiedziała ostro. Westchnąłem, przecierając oczy.

- Możesz nam w tym momencie nie uwierzyć, ale oni nam pomogli. Wszyscy. - powiedziała wolno Perrie. - Ja, Crystal i Niall jesteśmy spoko ludźmi, przy nas możesz się czuć bezpiecznie.

- Pij kakao. - ruda go poganiała.

- Daj mu spokój. - blondynka wywróciła błękitnymi oczami.

- A c-co z pozostałymi?

- Ten tutaj... - wskazała na mnie Perrie, której przesłałem żartobliwie buziaka przewróciła oczami, kontynuując. - tylko wydaje się takim kutasem. Tak naprawdę jest spoko i możesz z nim pogadać o wszystkim.

- Nie ma mowy. - Harry nawet nie przechylił głowy o milimetr w moim kierunku. - Groził mi nożem! To zapewne nie jest typ, z którym mogę porozmawiać o czymkolwiek. - ścisnął swój kubek. - A tamci dwaj?

- Liam to brat Louisa, więc jak Louis mowi, że dużo szczeka, a mało robi, to prawda. - zapewniła blondynka. - A Zayn to jego chłopak. Mało się odzywa, ale jest w porządku.

- Co ja tu robię? - szepnął, wywijając znów swoje wargi w podkówkę. Przymknął powieki, chowając twarz za kubkiem. W tejże chwili do kuchni wparował Niall z Liamem u boku.

- Bardzo dobre pytanie. - powiedział Liam. - Rusz swoje chude dupsko za mną, a zaraz wszystkiego się dowiesz.

- Ale on nie dokończył kakao! - oburzyła się Crystal.

Liam ulokował na niej wzrok. Kiedy tylko ich spojrzenia się skrzyżowały, rudowłosa zacisnęła swoje wargi, a ja pomyślałem, że jeszcze chwila i się na siebie rzucą. Liam podszedł do Harry'ego, stopą gwałtownie trącając jego krzesło. To spowodowało, że gorące kakao wylądowało na torsie nastolatka.

- Jesteś takim kutasem, Payne! - wykrzyczała Crystal, a Perrie jedynie ograniczyła się do krótkiego, zaskoczonego okrzyku. Pokręciłem głową, nie dowierzając w to jak bardzo mój brat się popisywał.

Harry zacisnął szczękę i oczy, na ślepo odkładając półpełny kubek na stół, w czym pomogła mu Crystal. Jego przedramiona były mokre i to na pewno było dla niego bolesne.

- Dokończysz później, mały, a teraz rusz się. - mruknął, a Harry bardzo szybko na tę komendę wstał od stołu, starając nie rozpłakać.

- Jesteś pojebany! - po kuchni rozniósł się niespodziewany wrzask Horana, który jak dotąd nie pisnął nawet słówkiem. - Zwyczajnie popierdolony na umyśle, powinieneś się leczyć!

Liam, idealnie ignorując naszego wspólnego kuzyna, jedynie popchnął chłopaka przed siebie, a ja ruszyłem za nimi i patrząc się na chłopaka popukałem się w czoło. Koszulka Harry'ego przykleiła się do jego torsu w miejscach, gdzie przez napój wytworzyły się plamy. Nikt się tym nie przejął, wiedząc że wszystko jest przygotowane, łącznie z nowymi ubraniami dla Harry'ego. Chłopak posłusznie kroczył za Liamem, będąc przerażonym na samą myśl o podniesieniu głowy w jego obecności. Widziałem to na jego twarzy.

- Co ty odpierdalasz, idioto? - prychnąłem do szatyna. - Przecież on jest przerażony, starczy mu, będzie nas słuchał.

- To zabawka, Louis. Rozrywka. - wzruszył ramionami zupełnie tak, jakby jego słowa były normalne. Nie są. Nie spodziewałem się tego po Liamie, kiedykolwiek. - Myślałem, że tego właśnie chcemy.

- Poczekaj, Harry. - poprosiłem, aby sie zatrzymal, a sam pociągnąłem Payne'a do ściany. - Nie taka była umowa, idioto. To jest człowiek, dziecko. Nie widzisz, że on cały trzęsie się ze strachu? Wyobraź sobie, że to mógłby być Niall. Nadal ci wesoło, pojebie?

- Musimy go potłuc, żeby jego ojciec się zainteresował, nie pamiętasz planu? - syknął na mnie, zaciskając pięść. - Taki był plan, nie obchodzi mnie to, ile ma lat. Potrzebujemy jego ojca.

- Uwierz, że stary zesra się już przez sam fakt, że go porwaliśmy. - przewróciłem oczami. - Perrie może mu oko pomalować, żeby było fioletowe bez niepotrzebnego tłuczenia go, Liam. Harry jest naprawdę grzeczy i się słucha. Nie będzie z nim problemów.

- Wymiękasz? Nie wierzę. - Liam prychnął, dźgając mnie w klatkę piersiową. - Louis Tomlinson, mój braciszek, który niejednokrotnie trzymał glocka w ręce wymięka przy jakimś dzieciaku?!

- Nie, Payne, to tobie coś odpierdala i twój własny chłopak i brat cię, kurwa nie poznają. - pokręciłem głową. - Ja posiadam jeszcze resztki jakiejś empatii i nigdy nie czerpię przyjemności z jebanego sadyzmu. Było ciekawie, ok, ale po co mam udawać jebanego psychopatę skoro młody nie sprawia problemów?

- Kieruję się zemstą, Louis. Pomyśl o naszej matce. - spojrzał głęboko w moje oczy. Prawie przeszły mnie dreszcze przez jego intensywny wzrok. - To syn mordercy.

Niestety, w ostatniej kwestii Liam miał rację.

Miłego weekendu, kochani!

KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top