#11
Komentujcie, ludzie, pięknie proszę
Louis' POV
- Oprowadzę cię po tej wiosce - rzekłem. - To naprawdę urokliwa wieś, ale po wejściu do lasu bardzo łatwo się zgubić komuś nowemu.
– Więc jesteśmy na wsi? – Harry uśmiechnął się, otwierając szafę, z której wyjął dużą bluzę. – To musi być południe od Nowego Jorku. I dlaczego te ubrania tak ładnie pachną? – spytał. Uśmiechnąłem się cynicznie.
- Bo są ubraniami Zayna. Wy dwaj jesteście tego samego wzrostu.
- On tak ładnie pachnie? - westchnął. - To ja się wcale nie dziwię, czemu Liam wiecznie się do niego klei.
– A może jednak ubierzesz tę bluzę ode mnie? – zmrużyłem oczy. – Bo ona jest cieplejsza niż te wszystkie, a na dworze jest zimno – ostrzegałem go, woląc kiedy Harry komplementuje moje ubrania.
- Twoje też ładnie pachną - widziałem jak zaczął się zastanawiać. - Ale są mniejsze.
- Noszę większość bluz za dużych...
– Bo jesteś bardzo malutki, ale twoje nawet zbyt duże na ciebie bluzy nie są tak wygodne – zatopił nos w granatowej basketbolówce. – Poza tym bardzo mi ciepło – kucnął, żeby zawiązać swoje buty.
- Malutki, tak? - prychnąłem, udając, że moje ego wcale się nie obniżyło. - Mam mięśnie dwa razy takie jak ty!
– Ale masz metr siedemdziesiąt, a ja ponad dziesięć centymetrów więcej. Skończ już i chodź!
- Gówniarz - burknąłem, zakładając swoje buty sportowe, uśmiechając pod nosem, gdy brunet pokazał mi środkowy palec.
Harry wyprostował się, wzdychając. Kiedy siedział nic go nie bolało, a teraz ponownie musiał poczuć ból. Ale był zdeterminowany, w dodatku bardzo nie chciał pokazywać tego, że cierpi, jakby zupełnie chciał o wszystkim zapomnieć. Dziwiłem się mu, bo szczerze byłem przekonany, że przez kilka najbliższych dni utknie we własnym pokoju, a on normalnie z każdym rozmawiał.
– O mój Boże! Przepraszam was! - zmarszczyłem brwi, schodząc szybko po schodach. Roześmiałem się, widząc Zayna i Liama, którzy leżeli na kanapie, ściśnięci do siebie. Ich usta były napęczniałe, a oczy szkliste. Harry wyglądał na przerażonego. Rzeczywiście, o zgrozo, widok gry wstępnej tych pedałów będzie moim nowym koszmarem.
- Znajdźcie sobie pokój - rzuciłem w stronę mężczyzn poduszką, jaką zrzucili z sofy.
- Nie mieliście już wychodzić? - Liam przewrócił oczami.
– Wyobraź sobie, że aby dostać się do wyjścia musimy przejść koło salonu – wyjaśniłem, patrząc na nich głupio. – Przemieśćcie się do sypialni.
W odpowiedzi jedynie mój wkurwiajacy braciszek pokazał mi palcem wskazującym drzwi, a ja nadal głupkowato się szczerząc podążyłem z Harrym do przedpokoju.
– Mówiłem, że są niewyżyci – mruknąłem sam do siebie, naciągając na swoje ramiona zieloną kurtkę. – Masz, jeśli tak bardzo lubisz ubrania Malika – rzuciłem Harry'emu kurtkę.
- Ale on ma super gust! - praktycznie pisnął na widok obrzydliwej, jeansowej kurtki z naszytymi na niej wieloma, kolorowymi i nie trzymającymi się kupy obrazkami.
– To wygląda jakby ktoś to rzygnął! – moje oczy się rozrzerzyły na ten komentarz.
– Ale patrz jak ta kurtka ładnie skomponuje się z bluzą – założył katanę na swoje ramiona, wsuwając ręce w rękawy. – W końcu czuje się znowu ładnie.
- Przysiegam, nigdy nie zrozumiem mody - skrzywiłem wargi, zapinając swoją ulubioną, wielką pikowaną kurtkę.
– Poprawka- nie zrozumiesz mojej – podkreślił – mody.
Harry oglądając stylizację, stał tak już prawie pół minuty, zanim uniósł na mnie wzrok. Miałem swoje dłonie w kieszeniach, obserwując jak się rumieni.
- Wyjdziemy już, modelu, czy będziemy dalej tu tak stać i podziwiać? - uniosłem z delikatnym uśmiechem lewą brew.
– Możemy iść – powiedział krótko, wymijając mnie i otworzył drzwi na oścież, chichocząc. Zaśmiałem się pod nosem, w Harrym wciąż siedziało dziecko, nieważne jak poważny starał się być i o czym pomawiał jeszcze, kwadrans temu.
- O mój Boże... - wyrwało mu się, gdy w nasze niczym nie osłonięte twarze uderzyło świeże powietrze. Mimo chłodu, chłopak uśmiechał się jakby właśnie mocno świeciło słońce na pięknym, bezchmurnym niebie.
– Było ci aż tak źle, tam w domu, że tak się cieszysz? – spytałem, choć niezłośliwie. Harry oczarowaniem patrzył się na wzgórzyste polany przed sobą. Ten widok na pewno nie przypominał miasta, w którym mieszkał, i to w najbogatszej dzielnicy. Myślałem, że będzie narzekał na specyficzny zapach trawy i tych wszystkich roślin, na powietrze, które było inne, na brak asfaltu dookoła, gdzie się tylko da go wyłożyć i wysokim budynków.
- Ale tu jest pięknie - oświadczył z nieukrywanym zachwytem, stawiając krok na jednym z trzech kamiennych schodków, nim stanął na trawniku.
– Sądziłem, że ci się jednak nie spodoba.
– Tu jest tak... inaczej. Nie jest tak ciężko i tłocznie, jest cisza i spokój, to jest fajne – uśmiechnął się. – Gdzie Niall chodzi do szkoły? Tu gdzieś jest liceum, mówił mi.
- Znaczy no, młody nie ma zbyt blisko, bo musi i tak jeździć do miasta - odparłem. - Ale to same obrzeża, więc jedzie autobusem trochę ponad pół godziny.
– Porozmawiam z nim o tym – sarknął sam do siebie, zakładając kaptur. – Więc mówiłeś, że się przejdziemy?
- Tak - skinąłem głową, robiąc parę kroków na przód, a nastolatek podążył za mną. - Wolisz spacer po polach czy lesie?
– Polany brzmią super, ale chyba nie mam dzisiaj sił na wyboiste drogi – jęknął, opuszczając lekko głowę. – Tak w ogóle to nie podziękowałem ci za tę reakcję na Blaise'a. Nie musiałeś go wyrzucać z domu, a to zrobiłeś.
- Szczerze? Od zawsze szukałem pretekstu, by tylko go wypierdolić. - wyznałem. - Nigdy nie miałem dobrego powodu, a ten był niepodważalny.
Harry kiwnął głową, przecierając szczupłymi palcami swoje prawe oko. Dłonią przeciągnął po całym policzku, wzdychając nie obscenicznie, myślę nawet, że gdybym mu się tak nie wpatrywał nie zauważyłbym jak wciąga powietrze i powoli je wypuszcza z ust.
- Poza tym moja reakcja była jak najbardziej odpowiednia - kontynuowałem. - On jest złym człowiekiem, chorym.
– Wiem – odchrząknął, kopiąc przed siebie mały kamyk. Podłapałem grę i tym razem kamyk odbił się o czubka mojego buta. - Chciałbym zapomnieć o tym co robił.
- Nie mogę powiedzieć, że wiem jakie to uczucie, ale wszyscy w domu starają się cię zrozumieć.
- Opowiedziałem o tym wszystkim Crystal, ale nie chcę tego więcej robić. Chcę zapomnieć.
- Jasne, Harry.
– Chciałbym- uh, chciałem pojechać do rodziców i po tym, um, po spotkaniu z nimi podejmę decyzję.
- Czyli rozważasz to w ogóle? - spojrzałem na nastolatka wielkimi oczami. Uśmiechałem się, nie kryjąc zadowolenia.
– Nie mam pieniędzy nawet na wynajem jakiegoś pokoju w mieście i to miejsce... To miejsce mnie trochę przekonało. Potrzebuję regeneracji, a tu jest tak cicho i ładnie – patrzył przed siebie. – Bardzo polubiłem się z Crystal z Niallem, z Perrie też, chociaż ona jest dużo bardziej tajemnicza niż oni. Zayn nigdy nie był dla mnie niemiły i chyba patrzy na mnie dobrym wzrokiem. Mogę dać też szansę Liamowi.
- A mi? - zapytałwm go i nie obchodziło mnie to, że chłopak z pewnością został przyparty do muru. - Odpowiedz.
Harry szedł przez siebie z nieokreślonym wyrazem twarzy. Wyglądał jakby wcale nie myślał nad odpowiedzią, po prostu patrzył się przed siebie, a ja nie wiedziałem, co o tym myśleć.
– To zależy od tego, ile jeszcze będziesz ich potrzebować. Zmarnowałeś już wiele okazji, zrobiłeś dla mnie najwięcej z nich wszystkich i najwięcej zniszczyłeś.
Przynajmniej był szczery.
- Nie będę sprawiał ci przykrości - powiedziałem. - A na pewno nie naumyślnie. To nie leży nigdy w moich zamiarach. Czasem emocje mnie porywają, ale nie mam wszystkiego na myśli z tych rzeczy, które wtedy mówię.
Harry nie odzywał się przez następne chwile, kiedy wchodziliśmy do lasu, a ponieważ niebo robiło się coraz bardziej czarne, wyciągnąłem ze spodni telefon, świecąc przed siebie latarką.
– Czuję się cały czas zdezorientowany – wyznał, krocząc niepewnie. – Ciągle staram się ciebie do siebie nie dopuszczać, ale kiedy ty zaczynasz być dla mnie dobry, znów mówię ci o sobie tyle, ile nie wie o mnie nikt, a ty wydajesz się tego nie doceniać. I nie myśl, że to, co powiedziałem jest nadomówieniem.
- Wierzę - i kurwa, teraz zrozumiałem, że po prostu chłopiec chciał, bym to docenił, pokiwałem w międzyczasie głową. - Harry, powiedzmy sobie szczerze, jestem pierwszą osobą, która w twoich okolicach okazała ci prawdziwe zainteresowanie. To normalne.
– I naprawdę staram się ci już nie ufać – pokręciłem głową, kontemplując. Poczułem trochę zbyt mocno kolebiące serce.
- Ale zapewniam, że możesz, Harry - położyłem na chwilę rękę na jego ramieniu. - Czuję wobec ciebie jakąś dziwną odpowiedzialność.
– Już mówiłem, jestem po prostu niepewny i zdezorientowany. I nie wiem, czy wszystko, co robię jest właściwe. Nie umiem podejmować wyborów, bo nikt mi w tym nie pomaga i zawsze boję się, że postanowię źle.
- Nikt cię do niczego tu nie zmusza. Już nie - zapewniłem. - Słońce już zaszło praktycznie - wskazałem na niknąca za drzewmai łunę.
– To prawda – przystanęliśmy w miejscu, gdzie z pomiędzy liści było widać granatowo-fioletowy kolor, którzy pławił się w ostatnich, pomarańczowych promieniach rzucanych przez słońce. – Znasz tę historię o tym, że księżyc i słońce są kochankami? To głupie, ale słyszałem, że tak naprawdę się kochają, ale ich miłość jest nieszczęśliwa. Bo nigdy nie mogą być blisko siebie.
- Kiedyś Perrie mówiła mi coś podobnego, ale zawsze wyśmiewałem takie pierdoły - zachichotałem, krecąc głową. - Nie jestem zbytnim romantykiem, tak myślę.
– Ja też nie – wzruszył ramionami. – Nie wiem jak to jest być romantykiem, bo nigdy nie próbowałem, więc sądzę, że nie umiem tego robić – zaśmiał się cicho, odchylając znów głowę.
- Raz w życiu byłem zakochany, a raczej sądzę, że byłem - powiedziałem po krótkiej chwili milczenia. - Zapomniałem jak to jest.
– Ja wiem o miłości tylko z piosenek. Choć moje ulubione wcale nie są o szczęściu, bo miłość nie jest tak do końca szczęściem. Nie wiem.
- Moja była gównem, ale Liamowi się udało i to naprawdę dobrze, więc uważam, że to tylko kwestia osoby.
– Tak, oni są szczęściarzami, chociaż popierdolonymi w każdym znaczeniu tego słowa.
Jeszcze tylko chwilę przyglądałem się grdyce Harry'ego, nim jego głowa opadła. Patrzył na mnie z lekkiego półprofilu z zaciśniętymi wargami. Choć nie uważałem, że ta postawa wyrażała negatywne emocje. Jego twarz zwyczajnie przypominała wypraną z jakichkolwiek uczuć. Nie było na niej złości, jaką widziałem, kiedy się poznaliśmy i Harry tak strasznie frustrował się moją obecnością, nie było zaparcia, nie było uśmiechu, który widziałem na kolejnych spotkaniach, były tylko lekko podkrążone oczy i ich blady kolor. W dodatku milczał. Kto by pomyślał, że kwiaty usychają tak szybko, choć w ciszy. Ludzie niszczą się tak cicho jak łza rzeźbi zmarszczkę koło oka i odciska piętno cierpienia na policzku.
- Zimno ci? - spytałem, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. - Nie wziąłeś żadnej czapki, młody.
– Możemy już wracać do domu – przekręcił oczy w przeciwnym kierunku. – Czuję, że dłużej nie dam rady utrzymać się na nogach – uniósł brwi.
- Patrz - wskazałem na widoczny spoza koron drzew księżyc. Doskonale wiedziałem jak bardzo sytuacja przypominała tę z dnia, w którym nastolatek został porwany. Chciałem zobaczyć, czy mi ufa chociaż minimalnie. Harry zdezorientował się, wyglądając na wybitego z rytmu. Obserwował chwilę moją dłoń, która wskazywała półokrąg. I chyba wyczuł, co ma na celu ta sytuacja.
W końcu jego wzrok przeniósł się na księżyc. Jego usta się rozchyliły, ale bardziej zwracałem uwagę na długie rzęsy, mocno widoczne są w takim świetle nocy.
– Księżyc się znowu spóźnił – szepnął. – bo słońca już nie ma.
Opuścił głowę, poprawiając suwak przy swojej brodzie. – To czas na powrót do domu – powiedział.
Uśmiechałem się szeroko, co ukryłem przed jego spojrzeniem przekręceniem głowy, gdy na mnie spojrzał. To był naprawdę dobry początek odnowienia naszej relacji. Chciałem to wszystko jakoś naprawić.
*
– Czyli naprawdę mógłbym chodzić na kierunek projektanta ubrań?
Przysłuchiwałem się rozmowie Harry'ego i Nialla, siedząc z nimi w salonie. Grałem z bratem w grę, kiedy oni grzecznie siedzieli obok, gaworząc do siebie nawzajem. Przekręciłem znowu swojego pada, jakby to miało sprawić, że samochód, którym się wyścigowałem w grze, miał skręcić.
– No przecież ci mówię!
– Ale ja nigdy nie próbowałem nawet projektować! – zmartwił się. – Moja wiedza o projektowaniu jest zerowa, a to już druga klasa i musiałbym nadrobić wiadomości z pierwszego roku!
- Ty naprawdę sądzisz, że na naszych lekcjach szyjemy jakieś ciuchy albo coś w tym stylu? - zaśmiał się. - Jesteśmy dzieciakami, a nie profesjonalnymi projektantami, głąbie.
– Ale muszę mieć wiedzę, by coś ogarnąć – upierał się.
– Oh, nie – Horan udał płacz. – Tylko nie mów, że jesteś kujonem!
– Ej, nie jestem! – uderzył go w ramię. Całkiem gejowskim ruchem swoją drogą, co trochę mnie rozśmieszyło. – No dobra, to główny powód, dlaczego w mojej szkole, do której chodziłem mnie nienawidzili. Bo lubię się uczyć.
- Kurwa, tacy ludzie istnieją? - odezwał się Liam.
- Ja się lubiłem uczyć - Zayn zmrużył na niego oczy.
– Ja w sumie też – odezwałem się, broniąc Harry'ego. – Byłem jednym z najlepszych uczniów i dawałem nawet korki z matmy przez całe liceum.
- Jezu, matma... - blondyn wydął język.
- Jak można lubić się uczyć? - Perrie zmarszczyła brwi, przerywając piłowanie paznokci.
– Jaki jest twój ulubiony przedmiot? – spytał Niall, przeżuwając swoją kolację. Znów mówił z pełnymi ustami.
– Bardzo lubię angielski i historię. Lubiłem też geografię, ale mój nauczyciel od tego przedmiotu okazał się homofobem i teraz kojarząc jego przedmiot z nim, po prostu chcę wymiotować – wyznał Harry.
- Czyli jesteś humanistą - uśmiechnął się blondyn, jakby z ulgą.
- Ale matematyka i chemia też idą mi naprawdę dobrze. Po prostu wolę zbierać informację niż korzystać z szablonów, by rozwiązywać zadania - dodał brunet.
– Jednak cię nie lubię.
Wszyscy roześmiali się, a w tym samym momencie moje piękne żółte autko dojechało na metę przed tym czerwonym samochodem Payne'a.
– Tak szmato! – krzyknąłem, rzucając pada na uda Liama. – Znowu wygrałem. Toast za mnie! – chwyciłem kufel piwa do góry.
- Ty chory pojebie! - burknął Liam i dopiero wtedy zauważyłem, że odrobinę na niego nachlapałem.
- Harry, na pewno nie chcesz spróbować? - zwróciłem się do niego.
– Nigdy nie grałem, więc nie wiem co miałbym robić – pokręcił głową, trzymając swoje dłonie we włosach Nialla, które mierzwił. Z tematu szkoły przeskoczyli na temat farby do włosów.
- Mi nigdy nikt nie wierzy, gdy mówię, że moje włosy sa naturalne! - jęknęła buńczucznie Perrie.
- Co, urodziłaś się już z odrostami? - zadrwił Niall.
– Dobra, wygrałeś – przewróciła oczami. - Harry wygrał życie, mając loki. Ja muszę używać lokówki, a on wygląda bez tego jak anioł.
– Cherubinek – wtrąciłem. – nie anioł.
- Aj tam - machnęła ręką. - Prawie nie ma różnicy.
- Mnie moje włosy irytują - wyznał. - Wyglądam na młodszego niż w rzeczywistości.
– To nieprawda – Perrie się z nim nie zgodziła. Sięgnąłem po swoje frytki. – Twoje włosy są seksowne i nie wyglądasz na młodszego, bo masz bardzo ładnie i wyraźnie zaznaczoną szczękę. Tylko zakrywasz swoją twarz włosami i to mógłbyś zmienić. Myślałem nad czesaniem ich do tyłu?
- Wtedy będę miał całe czoło na wierzchu i ludzie będą widzieć moje niedoskonałości - burknął.
- To ty masz jakieś nieidealności? - parsknąłem.
- Mam, bo jestem w okresie dojrzewania! I akurat mam je na czole, którego nie widać, ale dzięki jeśli myślisz, że jestem idealny – wzruszył ramionami. Nie wierzyłem w jego słowa, ale nie skomentowałem tego. Sam wolałbym widzieć więcej twarzy Harry'ego.
– Wrociłaaam!
- Pokaż! - Niall i Harry wydarli się równocześnie, na co ja, mój brat i mulat przewróciliśmy z rozczuleniem oczyma. Do pokoju weszła Crystal, która patrzyła na zwinięty kartonik w swojej dłoni. Perrie od razu ustąpiła jej miejsca, pozwalając usiąść na fotelu, a sama stanęła za nią, zaglądając zza ramienia na zdjęcia płodu.
– Coś nie tak z dzidziusiem? – spytał powoli Harry.
Dziewczyna spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem, a pode mną o mało nie ugięły się nogi i dlatego też jak najszybciej usiadlem blisko niej.
- Jest za mała...
- MałA? - zapytał Liam.
– No bo to dziewczynka! – zawołała, wyrzucając ramiona w górę. – Będziecie wujkami małej dziewczynki. No i ty będziesz ciocią, Perrie. Ale jest za malutka! – zapłakała.
- No bo ty nie chcesz jeść! - Payne zmrużył oczy. - Od dzisiaj będziesz tylko leżeć i wpierdalać! - zarządziliśmy zgodnie.
– To dziewczynka, to dziewczynka, o mój Boże, mała dziewczynka! - spojrzałem wielkimi oczami na Nialla, który krążył po pokoju w końcu klękając przy Crystal. Wziął jej dłonie w swoje ręce, wyciskając gorączkowe pocałunki aż po nadgarstki Crystal. – Będzie taka piękna i mądra jak ty. Będzie mieć najlepszą rodzinę i będzie cudowna – powiedział, kładąc dłoń na mokrym policzku dziewczyny i przytulił się do jej brzucha. Wszyscy zaczęliśmy na siebie porozumiewawczo zerkać z głupimi uśmieszkami. Wyglądało na to, że Crystal była zbyt rozczulona, by powiedzieć cokolwiek, co mogłoby go odtrącić.
- Grupowy uścisk? – zaproponowała Perrie, na co wszyscy zawiwatowali. Harry natychmiast usadowił się po drugiej strony dziewczyny, która wręcz wyciągała do niego ręce. Później doszła Perrie, a ja wzruszyłem ramionami, zachęcająco machając dłonią do chłopaków.
- Nienawidzę szczęśliwych rzeczy. - wymamrotał Malik, rozśmieszając wszystkich podczas naszego uścisku.
- To była najbardziej emo rzecz, jaką ostatnio powiedziałeś - Liam nabijał się z niego.
– Wprost kocham wasz związek – burknął Niall, przyciskając się do rudowłosej. Kiedy odchyliliśmy się od siebie, wszyscy posłali sobie drobne uśmiechy. Drobne, ale znaczące bardzo dużo.
Jak Wam mija wieczór? Ja się przeziębiłam i po powrocie ze szkoły od razu zawinęłam się w kołderkę duh
KOMENTUJCIE & GWIAZDKUJCIE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top