Rozdział 11

Biegnę. Biegnę tak szybko, że potykam się o zbyt wystający gruby korzeń jednego z drzew. Nie wiem, gdzie dokładnie jestem. Wiem tylko, że biegnę przez ciemny, okropnie przerażający las. Być może ktoś lub coś mnie goni. Zupełnie niczego nie jestem pewien. Jestem zbyt przerażony. Strach zawładną każdą cząstkę mojego ciała. Przez to wszystko mnie boli.

Co się dzieje ?

Krzyczę zbyt głośno. Boje się.

Słyszę szelest. Głośnie łamanie suchej gałęzi. Jeszcze wierzy strach. Wiem, że ktoś za mną biegnie. Goni mnie. Biegnę szybciej, coraz szybciej. Myślę, że jestem facetem, dużym mężczyzną, a tak się cholernie boje. Rozwiewam tą myśl dość szybko i biegnę.

Potykam się.

Upadam.

Oddycham głębiej.

Oddycham głośno.

Oddycham szybko.

Oddycham niespokojnie.

Boje się, że mnie teraz dopadnie. Chce wstać, ale nie mogę. Ślizgam się. Jestem cały w błocie co powoduje, że cały się lepie. Nie wiem skąd wzięła się ta substancja. Jestem cały w tym osmarowany. Nie mogę. Nie potrafię.

Widzę zarys postaci. Wychyla się. Jest wysoki,, straszny i przerażający. Coraz bliżej jest mnie. Czuje bardzo ostry ból. Patrzę się w stronę mojego ramienia. Widzę mocne i głębokie nacięcie na ręce. Czerwona krew zaczyna wylewać się z rany. Boli i piecze być może błoto powoduje wierzy ból. Syczę. Postać jest coraz bliżej, a ja czuje kolejny ból tyle, że w nodze.. Nowa rana.

Jak to do cholery się dzieje ?

Chce mnie dotknąć. Przerażający potwór wyciąga do mnie swoją ohydną rękę. W około nas zatacza się krąg piekielnie gorącego ognia. Parzy mnie w skórę. Zbyt bardzo jestem przerażony by logicznie myśleć. Chyba płonne. Widzę młodą dziewczynie. Sukienka opina jej zgrabne ciało. Nie widać jej twarzy – jest rozmazana. Potwór odwraca się w jej stronę. Na jej ciele widzę cieknącą krew. Nie wiem skąd ani dlaczego to się wszystko dzieje.

Chce jej pomóc.

Krzyczy.

Krzyczy tak głośno, że ciarki mam na całym ciele. Chce jej pomóc, ale znów nie mogę się podnieść. Jestem sparaliżowany, żadna koniczyna nie może się poruszać. Moje dolne ciało się topi w błocie. Potwór jest przy dziewczynie. Dotyka jej twarz. Tak strasznie wrzeszczy. Chce coś powiedzieć, a z moich ust wydobywa się jedynie przerażający krzyk na okropnie długim jednym wdechu....

Budzę się. Jestem już w swoim pokoju. Bezpieczny w łóżku. Cały spocony. Kropla potu spływa po czole w dół policzka. Chwytam szybko pluszowego misia. Przytulam go dość mocno. Pewnie myślicie jak taki duży mężczyzna może przytulać pluszaka. Może. Nie jest zwykły. Przypominam sobie moment, kiedy go dostałem. Miałem w tedy jakieś czternaście lat. Chce jedynie zapomnieć tą chwile, ale nie potrafię. Zamykam mocno szczelnie powieki. Spływam mokra słona łza. Chce jedynie zapomnieć to tak jak ten zły sen, który ciągle mnie prześladuje od dwóch lat. Nie potrafię jednak temu zapobiec, żebym o tym już nie śnił, chce tego bardzo.

Przeszłość, przeszłość, przeszłość.

Czemu to wszystko musiało się przytrafić. Che sobie przypomnieć jeszcze jeden moment, ale słyszeć dzwonek telefonu. Biorę urządzenie z stolika nocnego i spoglądam na ekran, gdzie widnieje napis „Beth". Odbieram bez mniejszego wahania.

Cisza. Mówi pierwsza

- James? – pyta. Wyczuwam w jej głosie smutek

- Tak Bethani ? – pytam, ale zaraz dodaje – płakałaś ?

Cisza. Pewnie zastanawia się skąd to wiem.

- Miałam zły dzień – spoglądam na zegarek. Jest siódma rano. – Boje się. James przyjedziesz do mnie – milczę – Proszę James.

Kiwam głową, ale dopiero chwile potem orientuje się, że nie może tego dostrzec, wiec mówię, że zaraz będę i się roztłaczam.

Godzinne później

Oddychając ciężko stanąłem przed drzewami dzwoniąc dzwonkiem. Czekam, aż otworzy. Spojrzałem na zegarek na ręku, który wskazywał ósmą rano. Usłyszałem zgrzyt przekręcającego się kluczyka i wiedziałem, że zaraz ją zobaczę. Znowu ujrzę jej delikatny, a za razem rozbrajający uśmiech, ale gdy tylko ją ujrzałem nawet i z mojej twarzy on znikł.

Stała przede mną w zbyt krótkich dresowych spodenkach odkrywających jej zgrabne nogi. W białym cropi, który odsłaniał jej pół brzucha. Pierwszy raz widziałem ją w takim wydaniu. Na jej buzi widniał smutek, a pozostałości sechniętych łez zlepiały się z kosmykami włosów na zarumienionych policzkach. Oczy miała całe czerwone i spuchnięte pewnie od płaczu. Spojrzała na mnie smutnymi i przepełnione żalem oczami od razu rzucając się w moje ramiona. Nie protestowałem nawet bym nie potrafił tego uczynić. Odwzajemniłem jej uścisk mocniej by spowodować uczucie bezpieczeństwa. Miałem nadzieje, że to pomoże. Ostrożnie wepchnąłem nas do środka zamykając przy tym drzwi na zamek.

- Twoje łzy miażdżą mi serce – mruknąłem w jej płatek ucha powodując u niej ciarki

- Przepraszam – powiedziała odpychając mnie od siebie kierując się prosto do kuchni – Chcesz coś do picia ? – zapytała tak jak by nic się nie stało ocierając łzy z policka

- Nie przepraszaj za płacz. Bez takich uczuć jesteśmy tylko robotami - przyciągnąłem ją z powrotem do siebie ponownie tuląc – Co się stało Mała ?

- Ja.. po prostu.. nic specjalnego

- Nie uwierzę ci. Nie dzwoniłabyś do mnie, gdyby nic się nie działo o siódmej rano. Bethani co się stało ?

Nie chciałem, a co gorsza nie potrafiłem zostawić tego bez rozwiązania. Musiałem wiedzieć, dlaczego jest w takim stanie. Histeria wypełniała jej dusze nie mogłem dopuścić by ciało też było uwiezione.

Za nim weszliśmy do salonu by usiąść i porozmawiać na spokojnie poszliśmy do kuchni po szklankę wody. Nakazując dziewczynie wypić całą zawartość.

- On tu był – wyszeptała ledwo słyszalnie

- Kto był ?

- On, on który mnie skrzywdził. James nie pozwól mu mnie skrzywdzić, nie proszę nie pozwól. Proszę – praktycznie klęczała przede mną, ale nie pozwalałem jej. Złapałem ją za ręce i posadziłem na swoich kolanach – Nie pozwól – powtarzała coraz słabszym głosem – Proszę..

- Kto cię skrzywdził ?

Chuj nie przeżyje długo przysięgam.

- On.. mój.. m-mój ojciec – zdziwiłem się. Jak ojciec może skrzywdzić swoją córkę? Swoją małą księżniczkę ?

- Nie.. on.. nie, nie mój ojciec – rozpłakała się

Zupełnie nic z tego nie rozumiałem. Nawet gdybam chciał to i tak nie mogłem. Skomplikowane życie teraz nas otaczało. Kłopoty przepełniały nas i zatapiały zostawiając na samym dnie ze wszystkimi złymi rzeczami.

Nie można samemu rozwiązywać trudnych rzeczy !

- Nie płacz proszę. Nie zniosę tego – odparłem

- Wiesz dlaczego ludzie płaczą ? – zapytała. Kiwnąłem przecząco głową – dlatego, że byli silni zbyt długo, nie dlatego, że są słaby. Zbyt długo byłam silna, a teraz moja siła została mi odebrana.

To miało sens

- Moja matka wyszła ponownie za mąż dwa miesiące temu, gdy tata umarł. Rozumiesz dwa miesiące nawet go praktycznie nie znała. Uważała, że jest dobry i wszystkie pieprzone dobre cechy. Przekupił ją rzeczami, o których kiedyś marzyła.

Nie wiem co powiedzieć. Siedzę w osłupieniu. Chce coś powiedzieć, ale nie znajduje odpowiednich słów, wiec czekam. Czekam, bo czuje, że nie koniec tej historii.

- Byłam głupia. Przychodził do mnie. Do mojego pokoju. Kład się na moim łóżku , które było pościelone kołdrą w księżniczki. Nie lubiłem jej, bo on mi ją kupił. Miałam milczeć. James on mnie gwałcił

O, kurwa

- Miałam milczeć i nic nikomu nie mówić. Bałam się go, dlatego nikomu nic nie mówiłam, ale pewnego dnia postanowiłam ze jednak powiem mamie. Wiesz co ? Ona mi nie uwierzyła. Nie uwierzyła własnej córce tylko temu chujowi. Olała to.

- Bethani... - zacząłem

- Nigdy nie pomyślałabym, że przez jedną osobę tak można się zmienić. Być tak skrzywdzoną. A jednak – prychnęła – To głupie prawda ?

- Nie Beth.. tak nie jest. Pamiętasz mamy sobie pomagać. Pomogę ci. Wojna będzie nasza. Nie pozwolę nam umrzeć by ktoś był szcześliwy nad nami

- James..

- nie pozwolę ! On tu był przyszedł prawda ? – zapytałem. Kiwnęła powoli głową – Skurwysyn ! – Warknąłem wstając przemierzając pokój – On ? – nie mogłem z siebie wydusić ani jednego słowa. – Chuj ! – walnąłem z całej siły w ścigane. Dziewczyna się wystraszała i zaczęła szlochać – Bethani ja.. ja przepraszam nie powinienem – podeszłem do niej chwytając jej ręce – nie pozwolę mu już cię dotknąć nigdy ! Przysięgam.

.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top