3
Promienie zimowego słońca, dostały się do mojego pokoju i postanowiły mnie obudzić. Przetarłam oczy i zerknęłam na zegarek. Ósma dwa. Wstałam z łóżka i wyciągnęłam z walizki jeansy z dziurami oraz szarą bluzę z Minnie. Weszłam do łazienki. Założyłam czyste ubrania. Wykonałam poranną rutynę. Zrobiłam lekki makijaż, a włosy związałam w koka. Opuściłam pomieszczenie, a następnie na stopy założyłam czarne air force. Do kieszeni spodni schowałam komórkę i zeszłam na dół. W jadalni byłam jako pierwsza. Wzięłam na talerzyk dwa crossiant'y, a do ręki wzięłam malinową herbatę. Usiadłam do stołu i zaczęłam jeść posiłek. Po chwili do sali zaczęli się zbierać skoczkowie. Na samym końcu weszła Sylvia. Usiadła obok mnie i zaczęła jeść mojego crossinta.
- Ej! - wyrwałam siostrze z ręki jedzenie. - Tam jest stolik z jedzeniem, idź sobie weź.
- Od kiedy ty stalaś się taka wyszczekana? - zapytała, wcześniej wywracając oczami.
- Od zawsze byłam. - pokazałam rząd białych zębów.
Zaczęłam kończyć posiłek. Po chwili wyszłam z pomieszczenia. Pojechałam na swoje piętro, windą. Weszłam do pokoju. Zabrałam z niego kurtkę i szalik. Zamknęłam pokój i wróciłam na dół. Założyłam na siebie kurtkę i szalik. Wyszłam przed hotel. Szłam przed siebie. Nagle usłyszałam moje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam jaskrawo-zieloną kurtkę i fioletową czapkę. Oho Wellinger.
- Gdzie idziesz? - spytał blondyn.
- Przed siebie. - zaśmiałam się, a przeze mnie przeszedl dreszcz. Pewnie dlatego, że było mi zimno w głowę. Andreas zauważył to. Zdjął swoją czapkę i nałożył na moją głowę. - Zabieram ci sposora.
- Ee tam. - uśmiechnął się. - Zapas milki wystarcza mi na cały rok.
- Obżerasz się nią, a później gruby będziesz. - zaśmiałam się, za co dostałam śnieżką. - Ej! Nie pozwalaj sobie, Wellinger. - wzięłam do ręki śnieg i walnęłam nim Andreasa w twarz. Zaczęłam się śmiać.
- Bój się Boga, Mantler. - odparł, zdejmując resztki śniegu z twarzy.
- Wiem, że podoba Ci się moje nazwisko. - puściłam mu oczko.
- Niedługo będzie podwójne. - uśmiechnął się, a ja spojrzałam na niego i uniosłam jedną brew. - No wyobraź sobie " Maja Wellinger - Mantler ".
- Ej, nie galopij tak, Wellinger. - walnęłam go w ręke. - Kto powiedział, że z tobą bedę?
- Przecież widzę jak na mnie patrzysz.
- Ciebie już do reszty pojebało? - stanęłam i spojrzałam na niego.
- Nie, ja jestem całkiem normalny.
- Weź pierdolnij głową o ścianę, możesz przywróci Ci rozum. - odwróciłam się napięcie. Skierowałam się w stronę skoczni.
Wellinger nadal stał tam jak wryty. Co zdziwił się, że pojechałam mu po ambicji? Po dziesięciu minutach byłam na miejscu. Zobaczyłam z daleka siostrę. Usiadłam obok niej na ławce, a zaraz obok mnie usiadł Tande.
- No jak tam było na randce z Wellingerem? - zapytali równocześnie.
- Was już do reszty pojebało?! - krzyknęłam i stanęłam do nich przodem.
- Kto tak ładnie mówi? - zapytał Stöckl. Wszyscy wskazali na mnie.
- Bójcie się dzisiejszego dnia. - warknęłam.
- Majeczka, jeszcze jedna taka powtórka, a będziesz biegała z tymi pacanami. - zaśmiał się.
- Sylvia, kiedy wracasz do Polski? - zapytałam.
- Za dwa dni, ale ty wracasz ze mną. - pokazała rząd białych zębów.
Skoczkowie jak usłyszeli słowa Sylvi, rzucili się do mnie.
- Ona zostaje z NAMI! - krzyknęli razem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top