rozdział szósty

Lili

Cole zadzwonił po karetkę. Zaczynał mamrotać. W pewnym momencie wypuścił telefon z ręki i stracił przytomność.
- Cole! Cole! - płakałam jak dziecko.
Zrobiło mi się słabo, Ciemność.

Cole

Obudziłem się w jakimś pokoju. Całym białym, strasznie oślepiało mnie światło. Nade mną stał KJ, Chrles, Dylan, Barbara oraz moi rodzice.

- Cześć kochanie jak się czujesz?

Spytała moja mama.

- Co się stało, gdzie jest Lili!?

- Lili nic nie jest. Ma tylko złamaną rękę.

- Muszę do niej iść!

Gdy wstawiłem zobaczyłem, że mam złamaną nogę. Super po prostu.

- Cholera! Dajcie mi kule.

- Stary nie idź nigdzie. Zawołam ją i powiem dziewczyną, że się obudziłeś.

Powiedział KJ. Ja tylko pokiwałem głową. Moi rodzice, Dylan i Barbara już wyszli . Czekałem na Lili.
Gdy weszła przeraziłem się. Była cała w siniakach. Miała rozciętą wargę. Jedną  rękę miała w gipsie A na drugiej miała otwarte rany. Sam nie wyglądałem lepiej, ale gdy widzę tak cierpiącą Lili łzy mi się nabierają do oczu. I to wrzystko przez moją nieuwagę na drodze.

- Cole!

- Lili!

Przytuliliśmy się do siebie. Potem ją pocałowałem.

- Przepraszam...

- Za co?

- Za ten wypadek.

- Cole to nie twoja wina.

- Moja, to ja siedziałem za kierownicą.

- Możemy obwiniać tylko los i te zwierzę, ale nie ciebie.

- Dobrze.

Zapadła cisza.

- Wszystko dobrze z dzieckiem?

Przerwałem ją.

- Tak, na szczęście. Nie poradziłabym sobie gdyby coś się stało.

Pokiwałem głową. Tym razem ona mnie pocałowała. Przerwała nam mama Lili.

- Lili lekarz woła cię na badania. 

Lili wyszła. Postanowiłem się czymś zająć. Wyciągnąłem rękę po telefon i zaczołem przeglądać instagrama

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sorry że taki krótki Rozdział ale już niedługo bedzie sie działo😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top