Rozdział pierwszy
Weszłam do ciemnego pokoju specjalnymi drzwiami. W pomieszczeniu było ciemno i grała spokojna muzyka, dopóki nie ustawiłam się przy rurze. Złapałam ją pewnie, a w tym czasie światło padło tylko na mnie. Z głośników poleciało Sail - Awalnation i zaczęłam tańczyć wyćwiczony układ.
Wiem, co teraz wszyscy sobie pomyślicie. Że jestem striptizerką w jakimś obskurnym burdelu i że mam szesnaście lat. Otóż nie.
Nie pracuję w obskurnym burdelu tylko w dobrym lokalu w centrum Nowego Yorku. A miesiąc temu skończyłam dziewiętnaście lat.
Co prawda są w lokalu dziewczyny, które sprzedają swoje ciało, ale dostają za to grube pieniądze.
Swoją pracę traktuję jak rozrywkę, choć nie ukrywam pole dance jest ciężkim sportem. Dokładnie: sportem.
Trenuję pole dance od trzech lat.
Nie chciałam mieć takiej pracy, bo wiedziałam, że wszystkim będzie się kojarzyć tylko z jednym. Ale cóż, plusem jest to, że dobrze płacą, a do tego dochodzą duże napiwki.
Kiedy stawałam przodem do ogromnej kanapy, starałam się wypatrzeć twarz mężczyzny, którego wzrok był utkwiony w moich precyzyjnych ruchach. Jeśli to gruba ryba i trochę bardziej się postaram, to naiwniak, zapłaci więcej.
Wspięłam się do połowy wysokości rury, a jego wzrok pofrunął za mną. Zerknęłam na zegarek powieszony na lewej ścianie. Gościu zapłacił za czterdzieści pięć minut. Minęło już dziesięć.
Po chwili do pomieszczenia weszła jedna z kelnerek, ale mężczyzna nie spuszczał ze mnie wzroku.
Kelnerka postawiła przed mężczyzną na szklanym stoliku szklankę oraz butelkę Bacardi. Wyprostowała się, schowała okrągłą tackę pod pachę, spojrzała na mnie, a następnie odwróciła się i wyszła z pomieszczenia.
Po czterdziestopięciominutowym tańcu muzyka ucichła, a światła zgasły. Mężczyzna klaskał powolnie w dłonie. Nie bardzo wiedziałam jak się zachować, więc po prostu uciekłam do pokoju przygotowań.
W pokoju przygotowań pierwsze co zrobiłam, to ściągnęłam te okropnie wysokie buty. Nie to, że coś do nich mam; są cudowne, ale bardzo niewygodne.
- I jak tam, Hennessy? - Vin po chwili znalazła się obok mnie.
- Nogi mi zaraz odpadną. Obtarłam sobie skórę pod kolanem i boli jak cholera - zabrałam jej lampkę z szampanem i wyzerowałam. Spojrzała na mnie z ukosa, ale nic nie powiedziała.
- Znowu przesadziłaś z obrotami?
- Może - wzruszyłam ramionami.
- Chodź do baru na kolejkę. Nie mam z kim pić.
- Okej - wstałam i ruszyłam za dziewczyną na boso.
Gdyby ktoś miał wątpliwości: tak Vin tu pracuje. Jest striptizerką, ale woli prywatne tańce niż publiczne. Dlatego dziwiłam się, dlaczego dzisiaj to ja poszłam na prywatne.
Poszłam na boso, ale jakoś nikt specjalnie nie zwrócił na to uwagi.
Usiadłyśmy przy dwóch wolnych barowych krzesłach i Vin zawołała barmana składając zamówienie.
Każda pracownica ma w klubie darmowy alkohol w trakcie przerw między występami. Niestety, albo stety mamy też limit alkoholowy. Barman prowadzi listę ile pijemy. Jeśli przekroczymy limit, szef odcina nam z pensji, albo zabiera napiwki.
- Na zdrowie, Hennessy! - Vin stuknęła kieliszek o mój i wypiła. Zrobiłam to samo.
- Hennessy! Hennessy! - po lokalu rozniósł się głos szefa. Przewróciłam oczami. - Hennessy! Wszędzie cię szukam, cukiereczku! - przekrzywiał głośną muzykę.
- Co jest? - spytałam.
- Chodź ze mną do gabinetu. Natychmiast - postukał w zegarek na ręku.
- Mam występ za chwilę - skłamałam. Tak naprawdę nie mam pojęcia za ile.
- Vin, albo któraś cię zastąpi. Chodź - złapał mnie za łokieć i pociągnął w stronę swojego gabinetu.
Nasz szef jest tak podłą siksą, że to się w głowie nie mieści. Nikt go nie lubi, ale dobrze płaci dlatego żadna z nas się nigdy nie odzywa. Wolimy zachować swoje posady z wysokimi dość pensjami.
Przeszliśmy przez wąski korytarz, gdzie po obu jego stronach znajdowały się drzwi. Wszystkie od wszelakich prywatnych pokoi.
Kiedy doszliśmy na koniec korytarza, skręciliśmy w lewo (na prawo były nasze pokoje przygotowań) wprost do jego gabinetu. Na dużych drzwiach dużymi literami wygrawerowano "szef".
Chu jo we.
Weszliśmy do niedużego pomieszczenia. Nie było w nim nic nadzwyczajnego. Duże biurko, dwa krzesła z przodu i fotel z tyłu, regał z książkami, duża lampa i usychający kwiatek w kącie oraz kanapa i stolik przy ścianie.
Jednym niepasującym elementem tu był ktoś siedzący na kanapie z jedną ręką na oparciu i z drugą na kolanie. Trzymał szklankę z bursztynowym płynem.
Był ubrany w elegancką (i pewnie drogą) koszulę, czarne spodnie i buty od garnituru. Wszystko leżało na nim, jakby było specjalnie dla niego uszyte.
Kiedy mężczyzna nas przyuważył, odłożył szklankę na stolik, a mięśnie pod koszulą się napięły. Aż przygryzłam dolną wargę.
Gregory (szef) zamknął za sobą drzwi i nagle nastała cisza, gdyż zostaliśmy odcięci od głośnej muzyki. Mężczyzna ruszył w stronę biurka i zaczął przeglądać papiery leżące na blacie.
Nieznajomy poklepał miejsce obok siebie. Niepewnie podeszłam do niego i usiadłam.
W bezpiecznej odległości.
Nieznajomy uśmiechnął się pod nosem, ale nie przysunął do mnie.
- Jak masz na imię? - spytał, a mnie zamurowało z dwóch powodów.
Pierwszy: to jego głos. Boże, taki męski i nie stąd.
Druga: jego pytanie. To ja powinnam pytać kim on jest, do chuja.
Postanowiłam stłumić w sobie głosy i z najmilszym akcentem jaki posiadałam, odpowiedziałam.
- Messy - przedstawiłam się swoją ksywką. Nawet jeśli gość zna moje prawdziwe imię, wolę nie ryzykować.
- Dlaczego tak? - podniósł jedną brew do góry, na co wzruszyłam ramionami. Co go to tak interesuje?
- To raczej ja powinnam pytać pana o to jak się nazywa i czego ode mnie chce - wstałam i skrzyżowałam ręce na piersi, przenosząc ciężar na jedną nogę.
Mężczyzna spojrzał na szefa i kiwnął głową w stronę drzwi. Gregory, jak posłuszny piesek, wstał i wyszedł z pomieszczenia.
Jednym zdaniem: zostawił mnie samą.
Ten parszywy skurwiel zostawił mnie samą. I to z obcym mężczyzną. Co to ma być? Cyrk, kurwa?
- Pytaj - rozłożył szeroko ręce i znowu poklepał miejsce obok siebie.
Tym razem nie usiadłam.
- Kim pan jest?
- Twoim szefem, Messy - i uśmiechnął się zadziornie.
***
Komentujcie i gwiazdkujcie ❤️🤩
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top