6

Wbiegłem na teren uniwersytetu, a po chwili byłem już w sali. Kiedy wpadłem do środka, wszyscy spojrzeli się na mnie, a ja czułem się jakbym grał w filmie. Często widziałem w wielu produkcjach takie sceny, a teraz byłem głównym aktorem. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie wzrok profesora Farlane'a. Wiedziałem, że czeka mnie z nim nieciekawa rozmowa. W tej chwili mogłem modlić się tylko o to, aby nie wyrzucił mnie z przedstawienia. Nie chciałem nic mówić, ale to właśnie on jakiś czas temu mówił mi, że mam zawalczyć o Ellie. Może faktycznie walczenie o nią nie powinno odbywać się w trakcie próby do przedstawienia, które miało być wystawione już w ten piątek, ale głos mojego serca przejął nade mną kontrolę, przez co nie umiałem nad sobą zapanować.

W tłumie ludzi dostrzegłem Chrisa. Po jego minie mogłem wywnioskować tylko jedno. Właśnie zostałem wylany z przedstawienia.

Odwróciłem się w tył. Ellie też miała przechlapane, bo spóźniła się na tą próbę przeze mnie. Nie dość, że byłem przekreślony u Farlane'a, to Ellie z pewnością już przestała mnie lubić.

- Charlie, mogę prosić się na słowo? - spytał Farlane, przerywając moje rozmyślania. Na sali panowała całkowita cisza, co tylko potęgowało mój strach. Moja mama zawsze mi powtarzała, że ludzie nic ci nie dali, więc nie mam prawa ich się bać, ale w tej chwili jej tutaj nie było, więc musiałem sobie radzić sam.

Podszedłem do profesora, po czym wyszliśmy z sali. To był mój koniec. Czułem to całym sobą. Już dawno nie odczuwałem takiego strachu.

- Dlaczego się spóźniłeś, Charlie? Dobrze wiesz, że nie toleruję takiego zachowania. - rzekł. Jego głos nie był przepełniony złością ani gniewem, co mnie dziwiło.

- Przepraszam, profesorze. To już się więcej nie powtórzy. Chodzi o to, że Ellie... - nie mogłem dokończyć. Przecież nie mogłem powiedzieć Farlane'owi, że Ellie została pobita przez Martina. Nie mogłem zrobić tego za jej plecami.

- O co chodzi, Charlie? Nie musisz mieć przede mną żadnych tajemnic. Powinniśmy utrzymywać dobre relacje, w szczególności dlatego, że mam w stosunku do ciebie plany na przyszłość. - oznajmił, a ja o mało nie zemdlałem ze szczęścia. Skoro tak powiedział, to znaczy, że nie wyrzuci mnie z tego przedstawienia. Przynajmniej tak mi się wydaje.

- Chodzi o Ellie. Musiałem po prostu z nią porozmawiać. To delikatna sprawa. Obiecuję profesorowi, że taka sytuacja już więcej nie będzie miała miejsca. To była wyjątkowo sprawa, która nie mogła czekać. - wyjaśniłem.

- Rozumiem. Chodź, musimy wracać na salę. Jak mawiają, przedstawienie musi trwać. - rzekł, Farlane.

- Dokładnie. - odparłem, po czym oboje wróciliśmy na salę, a ja usiadłem przy pianinie, aby zaraz móc zacząć grać.

Po chwili dostrzegłem Martina, stojącego w rogu sali. Chłopak rozmawiał ze swoimi kolegami, a ja posłałem mu piorunujące spojrzenie. Nie miałem zamiaru zostawić tej sprawy samej sobie. Musiałem zadziałać w obronie Ellie, bo inaczej sobie tego zwyczajnie nie wyobrażałem. Skoro dziewczyna opowiedziała mi o tym, co zrobił jej Martin, to znaczy, że mi ufa. Nie mogę jej zawieść, bo wiem, że ma tylko mnie. To mnie poznała na uniwersytecie jako pierwszego i to ja mam zamiaru jej bronić przed złem. Nie ważne, jakie będą tego konsekwencje. Ja nie zostawię jej samej.

Miałem ochotę zabić tego chłopaka, ale nie mogłem tego zrobić, bo wtedy moja kariera byłaby już z góry przekreślona, czego nie chciałem.

Próba się zaczęła. Aktorzy zajęli swoje miejsca, a ja zacząłem grać. Wszystko przebiegało idealnie, aż do czasu, kiedy na scenę weszła Ellie. Dziewczyna zaczęła się jąkać i nie umiała nic powiedzieć. Chciałem jej pomóc, ale nie miałem jak. Brunetka odwróciła wzrok, aby spojrzeć się na Martina, a ten szyderczo się do niej uśmiechnął. W tej chwili naprawdę miałem ochotę go zabić.

Nie wytrzymałem. Podszedłem do Martina i zacząłem coś, czego później bardzo żałowałem.

- Dlaczego jej to zrobiłeś? - spytałem, patrząc się na niego ze złością.

- O co ci chodzi? Wróć raczej do swojego pianinka. Nie psuj sobie opinii u naszego profesora, Charlie. Wszyscy wiemy, że jesteś jego pupilkiem. - odparł, bo czym grupka jego znajomych zaczęła się śmiać.

- Nie mówię o sobie, człowieku. Mówię o Ellie. - wyjaśniłem. Na sali zapanowała całkowita cisza. Nawet profesor Farlane nic nie mówił. Może zrobiłem błąd, podchodząc do niego, ale działałem w obronie dziewczyny swoich marzeń. Prawdopodobnie lepiej by było, gdybym porozmawiał z Martinem po próbie, lecz emocje wzięły nade mną górę i przestałem nad sobą panować.

- Jeśli tak bardzo się w niej kochasz, to ją sobie weź. Mi już na niej nie zależy. A teraz wracaj na swoje miejsce, bo wstyd mi rozmawiać z takim gościem, jak ty. - rzekł z szyderczym uśmiechem na twarzy. Nie wytrzymałem. Uderzyłem go. Raz. Dwa. Trzy. Potem przestałem już liczyć.

Okładałem Martina pięściami, nie bojąc się o przyszłość. Nie mogłem przestać. Martin zaczął oddawać moje uderzenia, więc musiałem się bronić. Było już za późno na to, aby przestać. Konsekwencje tego, co się działo, nie były dla mnie ważne. Presja chwili zrobiła swoje.

Nawet nie zauważyłem, kiedy Martin powalił mnie na ziemię. Leżałem na deskach sceny, okładany pięściami swojego wroga.

- Przestańcie! - słyszałem nad sobą głos Ellie, jednak nawet on nie był w stanie powstrzymać mnie przed zemstą na Martinie.

- Koniec! Oboje jesteście wyrzuceni z przedstawienia!

To nie był głos Ellie. To był profesor. Szybko podniosłem się z podłogi. Nie dowierzałem w to, co właśnie usłyszałem. Przecież on nie mógł wyrzucić mnie z przedstawienia. Nie mógł tego zrobić. Nie miał żadnego pianisty na zastępstwo. Nie tak to miało wyglądać.

- Nie może pan tego zrobić. - rzekł Martin, patrząc się ze zgrozą na Farlane'a.

- Mogę robić wszystko, na co mam ochotę. To ja jestem tutaj kierownikiem, a moje decyzje są święte. Pozwól, że zrobię to, co będę uważał za słuszne. Teraz za słuszne uważam wyrzucenie was z przedstawienia w trybie natychmiastowym. - zarządził. Nie miałem wystarczająco dobrych argumentów, aby się z nim spierać. To wcale nie doprowadziłoby do niczego dobrego.

Posłusznie opuściłem salę innym wyjściem niż zrobił to Martin. Wszyscy byli w szoku. Widziałem to w sposobie w jaki moi znajomi się na mnie patrzyli. Najbardziej jednak utkwiłem wzrokiem w oczach Ellie. Nie mogłem jej winić za to, co się stało. W tej chwili chciałem po prostu jak najszybciej stąd zniknąć i zatopić swoje smutki w morzu łez. Nienawidziłem tego, jaki byłem słaby. Niestety, ale nigdy nie znosiłem porażek i musiałem sporo przecierpieć, aby wrócić do normalności. Wiedziałem, że teraz będzie tak samo. Zawsze jest jakieś wyjście. Przecież w każdej chwili mogę zmienić uniwersytet. W Wielkiej Brytanii jest ich naprawdę wiele, więc na Gloucester nic się nie kończy.

Po chwili opuściłem budynek i znalazłem się na zewnątrz. Szedłem przed siebie najszybciej jak potrafiłem. Chciałem zniknąć z tego miejsca i zapaść się po ziemię. Narobiłem sobie wstydu, ale nie mogę tego cofnąć.

Po jakimś czasie dotarłem do domu i rzuciłem się na fotel. To koniec. Moja kariera jest już przekreślona. To moja wina. To ja sobie to wszystko zafundowałem.

Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłem głowę w bok. Ujrzałem Chrisa.

- Co ty tutaj robisz? Miałeś przecież zostać na próbie. - zauważyłem, patrząc się na mojego przyjaciela.

- Wypisałem się z przedstawienia. Już nie mam tej roli. - oznajmił chłopak, a ja otworzyłem oczy szeroko ze zdziwienia. Nie rozumiałem, dlaczego to zrobił, ale póki co, nie mogłem go o to pytać. Usłyszałem dzwonek do drzwi. Spojrzałem się bez zrozumienia na Chrisa, a ten tylko wzruszył ramionami. Westchnąłem, po czym wstałem i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, ale chyba nie takiego widoku się spodziewałem. Przede mną stała Ellie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top