4
Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Przed swoimi oczami widziałem wszystkie możliwe kolory tęczy. Głowa bardzo mnie bolała, ale nie obchodziło mnie to.
Siedziałem w jakimś barze, który przypadkowo znalazłem, kiedy wracałem do domu. Chciałem zadzwonić do Chrisa, aby mu się wyżalić, ale musiałem sobie sam dać radę.
- Jeszcze jedno poproszę. - powiedziałem do barmana, prosząc o jeszcze jednego drinka. Nie wiedziałem, dlaczego to robiłem. Przecież nigdy nie byłem tak lekkomyślny. Nigdy wcześniej nie zatapiałem swoich smutków w alkoholu. Chyba kiedyś musiało się to zmienić.
Moja przyjaciółka, z którą byłem bardzo związany w dzieciństwie, kiedyś mi powiedziała, że nie warto cierpieć za nieudany związek. Trzeba żyć dalej i cieszyć się z każdego nadchodzącego dnia. Chciałem jej posłuchać, ale było na to już za późno.
Barman przyniósł mi drinka, a ja podziękowałem. To był już chyba piąty drink tego wieczoru.
Chciałem wziąć łyk, jednak coś mi przerwało. Usłyszałem dzwonek swojego telefonu. Wyciągnąłem z kieszeni spodni swoją komórkę. O mało by mi nie wypadła z ręki. Chyba napiłem się trochę za dużo.
- Słucham? - spytałem, odbierając połączenie.
- Stary, gdzie ty jesteś? Jest druga w nocy! Aż tak bardzo zabalowałeś z Ellie? - spytał przejęty Chris.
- Jestem w barze i sobie piję. Nie martw się. - odparłem. Kiedy miałem już zakończyć połączenie, chłopak zaczął coś krzyczeć.
- Co jest? - spytałem zmęczonym głosem.
- Czy ty jesteś poważny, Charlie?! Jutro jest próba! Zostały tylko trzy dni do przedstawienia, a ty sobie pijesz jakby nigdy nic? Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie. - oznajmił. Niechętnie podałem mu nazwę baru, w którym siedziałem już od kilku godzin. Po tym się rozłączyłem.
Nie musiałem długo czekać. Po około dziesięciu minutach Chris wparował do baru. Był wściekły.
- Co ty najlepszego zrobiłeś? - spytał mnie, patrząc się na mnie ze współczuciem.
- Ellie chodzi z Martinem. Nie mam już z nią najmniejszych szans. - wyznałem, wypijając do końca zawartość szklanki.
- Przestań. Chodź. - rozkazał mi przyjaciel, ciągnąc mnie za ramię w stronę samochodu. Co prawda, do wynajmowanego przez nas domu nie było daleko, ale i tak nie dałbym rady tam dojść o własnych siłach. Sam doprowadziłem się do takiego stanu. To była tylko i wyłącznie moja wina.
***
Obudziłem się w swoim łóżku. Głowa mi pękała, a ja sam nie potrafiłem sobie przypomnieć tego, co działo się w moim życiu kilka godzin temu.
Odwróciłem głowę w bok, aby sprawdzić, która była godzina. Dziewiąta. Nie jest źle. Za dwie godziny mamy próbę do przedstawienia, które odbędzie się już pojutrze wieczorem.
Chciałem wstać, ale coś mi to uniemożliwiło. Ból głowy był zbyt silny, abym mógł wykonać chociaż najmniejszy ruch.
- Chris! - krzyknąłem zdenerwowany, chcąc, aby chłopak do mnie przyszedł. Miałem mu do zadania kilka pytań.
- Co jest? - spytał brunet, stając w drzwiach mojego pokoju.
- Co ze mną? - spytałem, na co on się zaśmiał.
- Dlaczego cię to tak śmieszy? - spytałem, łapiąc się za głowę, próbując powstrzymać ból.
Chris nie mógł tego powstrzymać. Śmiał się tak, jakby był na pokazie najlepszych i najśmieszniejszych brytyjskich skeczów ostatnich lat. Patrzyłem się na niego jak na wariata, który do reszty oszalał.
- Możesz mi wreszcie wyjaśnić, o co chodzi? - poprosiłem grzecznie przyjaciela, nie rozumiejąc jego zachowania.
- Oczywiście, panie Charlie. - rzekł, próbując zapanować nad swoich niepochamowanym śmiechem, który tylko doprowadzał mnie do furii.
- Wczoraj wieczorem byłeś na imprezie u Martina i wypiłeś tam trochę za dużo. Poza tym, załamałeś się, że Ellie chodzi z Martinem. Mówiłeś mi też, że...
- Ellie! - krzyknąłem, przerywając przyjacielowi. Momentalnie wszystko mi się przypomniało. Może i miałem jakieś zamazane obrazy z poprzedniej nocy, ale pamiętałem najważniejsze. Wczorajszego wieczoru Ellie mnie pocałowała. Gdyby naprawdę kochała Martina, wcale by tego nie zrobiła.
Szybko wstałem i się przebrałem. Nie mogłem dłużej czekać. Musiałem jak najszybciej porozmawiać z Ellie i dowiedzieć się, co do mnie czuje.
- Co się z tobą dzieje? - spytał mnie Chris, widząc, jak spieszyłem się z wszystkim.
- Mam do załatwienia sprawę, od której będzie zależało moje dalsze szczęście. - powiedziałem, po czym pobiegłem do drzwi, a po chwili nie było mnie już w domu.
Nie martwiłem się tym, że nie zjadłem śniadania. Miałem przed sobą ważny dzień i nie chciałem zmarnować ani minuty. Nie czułem się dobrze po wczorajszej nocy, ale musiałem jak najszybciej o tym zapomnieć i żyć dalej. Nie mogłem tak łatwo dać za wygraną i się poddać. Jakiś Martin nie miał prawa stanąć na mojej drodze do szczęścia.
Po kilku minutach byłem już w sali prób. Nikogo jeszcze tam nie było, ale wiedziałem, że tak będzie. Próba miała zacząć się dopiero za półtorej godziny, więc miałem jeszcze bardzo dużo czasu, aby zastanowić się co dalej.
- Co ty tutaj robisz, Charlie? - usłyszałem za sobą czyjś głos. Odwróciłem się w tył. Dostrzegłem profesora Farlane'a, stojącego przy wejściu na scenę. Profesor zaczął iść w moją stronę, a ja musiałem zacząć zastanawiać się nad wymówką dotyczącą tego, dlaczego tutaj teraz byłem.
- Chciałem poćwiczyć utwory na występ. Mam nadzieję, że nie ma profesor nic przeciwko. - powiedziałem, szybko wyjmując i kładąc na pianino kartki z zapisami nutowymi utworów.
- Nie miałbym nic przeciwko, gdyby to była prawda. - rzekł. Czy on naprawdę tak dobrze znał się na ludziach?
Profesor podszedł do mnie i westchnął.
- Co się dzieje, Charlie? - spytał, patrząc mi się w oczy. Nie mogłem skłamać.
Opowiedziałem profesorowi całą historię. Farlane okazał mi dużo zrozumienia. On był naprawdę dobrym człowiekiem.
- Jeśli naprawdę ją kochasz, musisz o nią zawalczyć, Charlie. - rzekł, po wysłuchaniu mojej dość długiej historii.
- Myśli profesor, że mi się to uda? - spytałem, pełen nadziei.
- Jeśli w coś bardzo wierzysz, to dasz radę to osiągnąć. Może nie stanie się to w najbliższej przyszłości, ale jeśli bardzo się postarasz, to się wydarzy. A teraz idź do niej. Tylko wróć punktualnie na próbę. - powiedział profesor, który po chwili wyszedł z sali. Zostałem na niej sam.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. On chyba naprawdę miał rację.
Szybko spakowałem wszystkie kartki do torby i wybiegłem z sali. Na korytarzu było już kilka osób. Niestety, ale nigdzie nie mogłem dostrzec Ellie. Byłem zdenerwowany, ale wiedziałem, że niedługo dziewczyna przyjdzie i wtedy będę mógł z nią porozmawiać. Mogłem tylko modlić się o to, aby nie przyszła tutaj z Martinem. To oznaczałoby dla mnie koniec, a tego nie chciałem.
Postanowiłem, że stanę z boku i nie rzucając się nikomu w oczy, poczekam na dziewczynę moich marzeń.
W międzyczasie wyciągnąłem z torby swój telefon komórkowy. Wpisałem do wyszukiwarki internetowej "Ellie Shiver". Wcześniej na to nie wpadłem, brawo Charlie. Internet był najłatwiejszą drogą do uzyskania informacji o jakiejkolwiek osobie żyjącej na świecie.
Wyświetliło mi się na ekranie kilka punktów i stron, na których Ellie miała założone konta. Kliknąłem na pierwszą lepszą, po czym na ekranie komórki pokazało mi się zdjęcie profilowe Ellie. Nie znałem tej strony, ale to w tej chwili nie było ważne. W nagłówku strony był bardzo mądry i prawdziwy cytat. "Miłość jest tylko słowem, dopóki nie znajdziesz kogoś, kto nada temu słowu właściwą definicję." Mogłem tylko marzyć o tym, aby były to słowa o mnie.
Czytałem ostatnie posty, które dziewczyna zamieściła na swoim koncie. Niektóre z nich były bardzo ciekawe i przyciągnęły moją uwagę na dłużej.
"Supermenie, jesteś gdzieś tam?"
"Czy tak powinnam odczuwać miłość?"
To były tylko dwa z wielu jej postów, ale były najciekawsze.
Przeglądałem profil dziewczyny jeszcze przez chwilę, gdy nagle usłyszałem, jak ktoś do mnie coś mówił.
- Cześć, Charlie.
Przede mną stała ona. Ellie Shiver w pełnej okazałości. Szybko zablokowałem swój telefon i wsunąłem go do torby.
Patrzyłem się na dziewczynę nic przy tym nie mówiąc. Wyraz jej twarzy był inny, niż wcześniej. Ellie chyba nie była szczęśliwa.
- Mogę z tobą porozmawiać? - spytała brunetka, na co ja twierdząco pokiwałem głową. - Ale to nie tutaj. Chodź do kawiarni. - poprosiła mnie.
- Jasne. - odpowiedziałem, po czym ruszyłem za nią do kawiarni. Byłem w nią wpatrzony jak w anioła. Mógłbym pójść za nią na koniec świata, gdyby tylko mnie o to poprosiła.
Szliśmy razem w ciszy do kawiarni, znajdującej się przy wejściu do głównego budynku naszej uczelni. Znaleźliśmy wolny stolik i przy nim usiedliśmy. Bałem się tego, o czym chciała rozmawiać ze mną Ellie. Może chciała mnie przeprosić za to, że wczoraj mnie pocałowała i upewnić mnie, że to nic nie znaczyło? Może chciała mi powiedzieć, żebym już nigdy więcej z nią nie rozmawiał? Mogłem tylko przypuszczać, co mogło się wydarzyć.
- Napijesz się czegoś? - spytałem dziewczyny, na co ona przecząco pokiwała głową.
- Chciałabym porozmawiać z tobą o wczoraj, Charlie. - zaczęła, a mi zmroziło krew w żyłach. Mogłem spodziewać się najgorszego. - Dużo się wczoraj działo, ale niewiele pamiętam. Wiem, że to ja zaprosiłam cię na tą imprezę, ale myślałam, że inaczej to wszystko będzie wyglądać. - wyznała skruszona. Chciałem coś powiedzieć, ale ona kontynuowała. - Popełniłam kilka błędów. Małych, ale istotnych. Chciałam ci tylko na początku powiedzieć, że zerwałam z Martinem.
Czy Bóg się nade mną zlitował? Jeśli to Twoja zasługa, to dziękuję.
W myślach byłem szczęśliwy i pełen nadziei, ale tak bardzo się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy Ellie zaczęła płakać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top