3
Patrzyłem się na Ellie, kompletnie nic nie mówiąc. Obiecałem sobie, że zemszczę się na Chrisie. Gdybym nie miał takiej słabości do dziewczyny, która stała przede mną, z pewnością normalnie zacząłbym z nią rozmawiać. Niestety, ale nie mogłem nic na to poradzić. Ona niesamowicie mnie onieśmielała, a ja nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Ellie stała przede mną i patrzyła mi się prosto w oczy. Kiedy tylko chciałem coś powiedzieć, momentalnie zamykałem usta, bo wiedziałem, że zrobię sobie wstyd. Choć nie uważałem, że nie wyglądałem jak dziwak, kiedy stałem przed dziewczyną moich marzeń, wpatrując się w nią niczym jej największy fan i nie mówiąc ani słowa.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać, Charlie? - spytała brunetka, a ja się zarumieniłem. Czy naprawdę nie mogłem tego powstrzymać? Z pewnością Ellie już uważała mnie za jakiegoś dziwaka.
- Tak właściwie to chciałem powiedzieć, że jesteś bardzo dobrą aktorką. I bardzo ładnie śpiewasz. - wyznałem, a w myślach klepnąłem się w czoło za to, co powiedziałem. Teraz już nie miałem u niej żadnych szans. W szczególności, że koło niej kręcił się Martin. Nienawidziłem go, ale miałem do tego swoje powody. Musiałem zawalczyć o Ellie. Martin mógł mieć absolutnie każdą dziewczynę na uniwersytecie, ale Ellie musiał zostawić w spokoju.
- Dziękuję, Charlie. To miłe, że tak uważasz. - powiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho. Jej policzki stały się delikatnie różowe, a dziewczyna uśmiechała się do mnie. Po krótkiej chwili cicho się zaśmiała i spuściła wzrok na podłogę. Czyżby nasze role się odwróciły? Czy ja właśnie ją onieśmieliłem?
- Lubisz czytać? - spytałem ją, patrząc na książkę, którą dziewczyna miała w ręku.
- Tak. Sama kiedyś coś pisałam, ale to nie było nic wielkiego. Później odkryłam to, że umiem śpiewać i całkowicie się temu poświęciłam. - odrzekła, na co ja przytaknąłem.
Nie chciałem, aby nasza rozmowa tak się skończyła. Musiałem wymyślić jakikolwiek temat, aby tylko przedłużyć tą piękną chwilę, mimo faktu, że i tak już zrobiłem sobie wstyd.
- Dzisiaj wieczorem w domu Martina jest impreza na rozpoczęcie roku. Przyjdziesz? - spytała, a moje oczy momentalnie zabłysły. Początkowo byłem szczęśliwy i chciałem odpowiedzieć tak, ale z drugiej strony za żadne skarby świata nie chciałem widzieć Martina. Niestety, ale chyba musiałem się zgodzić. Gdybym tam nie poszedł, narobiłbym sobie problemów. Ludzie z uniwersytetu uważaliby mnie za sztywniaka, a Martin spokojnie rozkochałby w sobie obiekt moich marzeń.
- Tak. Chętnie pójdę. Masz jego adres? - spytałem dziewczynę, na co ona pokiwała twierdząco głową i wyjęła ze swojej torby kartkę, na której zapisała adres mojego największego wroga. Martin nie wiedział o tym, jak bardzo go nienawidziłem, ale byłem pewny, że po dzisiejszym wieczorze wszystkiego się dowie.
- Proszę. - powiedziała, podając mi kartkę do ręki.
- Dzięki. - odparłem, uśmiechając się do niej.
- W takim razie do zobaczenia na imprezie, Charlie. - rzekła, wymijając mnie. Kiedy się odwróciłem w tył, dziewczyny już nie było.
Uśmiechnąłem się sam do siebie. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak podekscytowany i naładowany pozytywnymi emocjami. Dzisiejszy wieczór mógł zmienić moje życie towarzyskie na lepsze, a ja mogłem stać się szczęśliwszym człowiekiem.
***
- To nie pasuje, Chris! - krzyknąłem zdenerwowany na chłopaka. Już wybaczyłem mu to, co dzisiaj zrobił. W tej chwili chłopak pomagał mi przygotować się do imprezy. Tak właściwie, pomagał mi wybrać odpowiedni strój. Chciałem wywrzeć dobre wrażenie na Ellie. Niestety, ale mój gust co do ubrań był niecodzienny, więc musiałem zasięgnąć rady Chrisa.
- Pasuje, uwierz mi. Spodoba jej się. - rzekł. Ja w dalszym ciągu jednak uważałem, że ciemne jeansy nie będą pasowały do białego T-Shirtu i czarnej skórzanej kurtki. Nigdy w życiu tak się nie ubrałem, ale chyba dzisiaj nadszedł ten pierwszy raz, kiedy musiałem posłuchać kogoś innego, niż siebie.
- Dobra. Mogę tak iść? - spytałem przyjaciela, przypatrując się swojemu odbiciu w lustrze. Nie wierzyłem w to, jak ten człowiek kazał mi się ubrać. Wyglądałem jak jakiś motocyklista z filmów, które kręcili w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Może wtedy to było modne, ale bałem się, że dzisiaj mnie wyśmieją.
- Możesz. Powodzenia z Ellie. - rzekł, patrząc mi się w oczy, jakby był ze mnie dumny. Czasami Chris sprawiał wrażenie, jakby był moim własnym ojcem, ale nie miałem nic złego na myśli. Chrisa osobiście lubiłem, choć czasami mnie denerwował, a swojego ojca nienawidziłem. To była znacząca różnica. Byłam wdzięczny losowi, że zesłał mi kogoś takiego, jak Chris.
Niestety, ale chłopak nie mógł iść ze mną na imprezę do Martina z tego względu, że już oblał swój pierwszy egzamin i musiał szykować się do poprawki.
Wyszedłem z domu. Czułem się co najmniej dziwnie, ale próbowałem odgonić od siebie te uczucie. Za chwilę miałem spotkać najpiękniejszą dziewczynę żyjącą na tej samej planecie, co ja. Ten wieczór należał do mnie. Do tego sztywnego Charliego, który zamiast chodzić na imprezy wolał grać w samotności na pianinie, ale dla miłości swojego życia musiał się poświęcić.
Po dwudziestu minutach dotarłem pod dom Martina. Nie sądziłem, że takie imprezy naprawdę zdarzały się w prawdziwym życiu. Wszystko wyglądało jak z filmu. Na zewnątrz słychać było głośną muzykę. Dom był wielki, ale nie dziwiło mnie to. Już od pierwszych dni studiów po uniwersytecie krążyły plotki, jak bardzo Martin jest bogaty, ale nie wierzyłem w to. Aż do teraz.
Podszedłem do drzwi i zapukałem. Odczekałem chwilę, ale nikt mi nie otworzył. Postanowiłem, że wejdę do środka.
Kiedy już byłem w domu, zrozumiałem, dlaczego nikt mnie nie usłyszał, kiedy pukałem. Muzyka było tak głośna, że nie słyszałem nic, oprócz głośnych basów. W domu Martina znajdowało się mnóstwo ludzi. Niektórych kojarzyłem z zajęć, a niektórych w ogóle nie znałem.
Szedłem przed siebie. Impreza chyba zaczęła się przed czasem, bo wszędzie na podłodze leżał popcorn. Sam dom wyglądał jak po pobojowisku.
- Dobrze wyglądasz, Charlie. - usłyszałem męski głos. Kiedy odwróciłem się w tył, dostrzegłem Olivera, który chodził ze mną na niektóre zajęcia.
- Dzięki. - odparłem. Otworzyłem szeroko oczy, kiedy zobaczyłem, w jakim stanie był chłopak. W ręku trzymał butelkę z piwem, a jego oczy wyglądały tak, jakby chłopak zabłądził gdzieś we wszechświecie.
- Mówię ci, Charlie. Dzisiaj na pewno kogoś wyrwiesz. - powiedział, a z jego ust poczułem mocny odór alkoholu. Uśmiechnąłem się do niego, po czym poszedłem dalej. Jeśli tak miały wyglądać wszystkie imprezy, które szykowały się na ten rok, to ja od razu mogłem odpaść. Nie rozumiałem, co mogło tych wszystkich ludzi tak bawić w piciu alkoholu i tańczeniu bez pamięci. To chyba nie było dla mnie.
Kiedy dotarłem na drugi koniec domu, spostrzegłem wyjście na podwórko Martina. To jednak nie było takie zwykłe podwórko. Miało one gigantyczne rozmiary, a na środku stał basen. Nie rozumiałem po co chłopak kazał wybudować basen w swoim ogrodzie, skoro w Wielkiej Brytanii przez cały rok było zimno, a jeżeli były jakieś ciepłe dni, to można je było zliczyć na palcach jednej ręki.
Tam dopiero impreza się kręciła. Niektórzy pływali w basenie, mimo tego, że na zewnątrz temperatura wynosiła tylko około piętnastu stopni na plusie.
- Cześć, Charlie! - usłyszałem głos Ellie. Dziewczyna niespodziewanie mnie przytuliła, a ja byłem tym mocno zszokowany. Była uśmiechnięta jak nigdy.
- Cześć. - odpowiedziałem, uśmiechając się do niej. Moje serce zabiło szybciej.
- Dobrze wyglądasz. - powiedziała, a ja poczułem od niej zapach alkoholu. Już zrozumiałem to, dlaczego tak radośnie zareagowała na mój widok.
- Dzięki. - odparłem. Zrozumiałem, że moja obecność tutaj była zbyteczna. Niepotrzebnie tak się wystroiłem, skoro jutro i tak Ellie mogła nic z tego nie zapamiętać. Jeszcze nie widziałem jej w takim stanie, ale wcale nie chciałem jej takiej widzieć. Chyba tylko ja jeszcze na tej imprezie nic nie wypiłem. Jeszcze.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwa. - powiedziała, klaszcząc radośnie w dłonie.
- No, nie wiem. - odrzekłem, patrząc się na nią i szukając w jej oczach czegoś, co chciałem znaleźć.
- Martin zaproponował mi, że będziemy razem chodzić! - krzyknęła wesoło, po czym pocałowała mnie w usta i odbiegła gdzieś na bok. Nie mogłem jej dostrzec w tłumie tych wszystkich ludzi.
Dopiero po chwili dotarło do mnie to, że ona mnie pocałowała. Gdyby nie fakt, że była pijana i to, że Martin zaproponował jej chodzenie, a ona się zgodziła, byłbym w siódmym niebie. Niestety, ale nie byłem.
Straciłem nadzieję na to, że uda mi się z Ellie. Martin mnie wyprzedził. Nienawidziłem go za to jeszcze bardziej niż nienawidziłem go zanim tutaj przyszedłem.
Chciałem zapaść się pod ziemię i już nigdy jej nie zobaczyć. Ona złamała moje serce. Pokochałem ją za szybko. Oczywiście, Charlie! Twój dobry charakter i naiwność kolejny raz zwyciężyły!
Byłem wściekły. Wszedłem z powrotem do domu Martina. Nagle jakiś chłopak do mnie podszedł z butelką piwa w ręku.
- Chcesz? - spytał, podnosząc wyżej butelkę, a ja bez dłuższej chwili zastanowienia, wziąłem ją do swojej ręki i za jednym razem wypiłem całą jej zawartość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top