🌌7🌌

🍎🍎🍎

Punktualnie o siódmej drzwi rezydencji otworzyły się. Regina podobnie jak wczoraj siedziała w tym samym fotelu, jednak dzisiaj na jej twarzy widniał tajemniczy uśmiech.  Edith weszła do salonu i zatrzymała się przed nią. Rozpięła swój płaszcz, po czym zmrużyła oczy i przypatrzyła się brunetce. Była zaskoczona, gdy usłyszała wiadomość od Golda, a jeszcze bardziej się zdziwiła, że nic na razie jej nie zabiło. Spodziewała się jakiejś pułapki, a później straszliwych tortur i szybkiej śmierci. Zajęła więc w milczeniu i niepewności miejsce naprzeciwko, po czym zauważyła szklankę w dłoni Reginy.

— Jeśli to alkohol, to poproszę — powiedziała, a brunetka jedynie uśmiechnęła się.

Wstała i ruszyła wprost do kuchni. Serce zabiło jej mocniej oraz poczuła silne podekscytowanie. Od długiego czasu wiodła spokojne życie. Nie było w tym nic złego, a wręcz przeciwnie lubiła to, jednak ceniła sobie adrenalinę. Od dziś miała zamiar przejąć inicjatywę i zacząć swoją grę. W końcu nie była kimś kim można było dyrygować.
Z kredensu wyciągnęła naczynie i napełniła je najtańszym trunkiem, którego było jej najmniej szkoda. Upewniając się, że nie jest obserwowana, wyciągnęła fiolkę i dolała jej zawartość do picia. Kolor na całe szczęście się nie zmienił, ale nie miała pojęcia co się stało ze smakiem. Musiała zaryzykować. Wzięła głęboki oddech, poczym próbowała wrócić na luzie do salonu i podarowała szklankę szatynce.

— Jakiej trucizny mam się spodziewać? — zapytała melancholijnie Edith, mieszając trunkiem.

— Spokojnie, jakbym chciała cię zabić, to zrobiłabym to w bardziej spektakularny sposób — rzuciła pocieszająco, choć była to szczera prawda.

— Dobrze wiedzieć, ale do rzeczy; czemu mnie zaprosiłaś? Myślałam, że będziesz zła.

— Jestem, ale coś do mnie dotarło. — Regina obserwowała jak szatynka bierze łyk whiskey. — Jestem nieszczęśliwa. Zabiłaś tych, na których mi zależało i nie potrafię tego cofnąć. Muszę więc iść naprzód i odnaleźć nowe, szczęśliwe zakończenie.

— Skąd ta nagła zmiana? Mówisz to z takim spokojem, że nie wiem, czy coś brałaś.

— Rozmawiałam z Robinem i Henry'm. Nie rozumiem, czemu to zrobiłaś ani nie wiem co się stało z Rolandem. — Regina podniosła szklankę, jednak nie napiła się. — Czy jeśli uda nam się rzucić klątwę, będziesz mogła zmienić im wspomnienia?

— Czy mi się zdaje, czy naprawdę zawieramy w tym momencie sojusz?

— To jedynie zawieszenie broni — odparła szybko. — Nie poradzę sobie na dłuższą metę z tym, co się z nimi stało.

— Słusznie mówią, że miłość jest słabością — rzuciła cicho.

— W pewnym sensie tak jest — przyznała, wpatrując się w Edith. — Nie jestem Śnieżką, która zaśpiewałaby teraz balladę o tym jaka wspaniała jest miłość, ale wierz mi, że jej brak jest jeszcze gorszy.

Meredith wzruszyła ramionami. Nie zamierzała się kłócić o takie błahostki, ale nie zmieniła zdania. Miłość jest dla niej złudnym uczuciem, pod którym kryje się zwykłe pożądanie.

— Czyli pomożesz mi ostatecznie?

— Tak — odpowiedziała niepewnie. — Ciekawi mnie pewna rzecz...

— Mianowicie jaka?

— Jesteś pewna, że chodzi o niemowlę? Nie możesz użyć kogoś lub czegoś innego? — Edith była zdziwiona tym pytaniem, jednak nic nie powiedziała. Wypiła do końca napój i odstawiła szklankę na ławę.

— Czystego serca od jednego, wspólnego, które dotykać nieba wyżej potrafi — wyrecytowała. — Z pomocą pewnych osób doszłam do wniosku, że najlepszym materiałem będzie dziecko. W końcu to ono posiada najczystsze serce. Musi ono być również owocem prawdziwej miłości. W starożytności dotykać nieba mogły jedynie bóstwa, czyli obecnie można powiedzieć magiczni.

— Czyli to starożytna klątwa, a nie twoja własna?

— Pół na pół — rzuciła. — Korneliusz, autor klątwy, chciał wchłonąć energię wszystkich ludzi, żeby móc zmierzyć się z bogami Olimpu.

— Więc pomysł z tymi sobowtórami jest twój. — Edith kiwnęła głową. Regina zamyśliła się przez chwilę i doszła do pewnych wniosków. — Jesteś podobna do mnie z przeszłości.

— Kontynuuj... — mruknęła zainteresowana.

— Jesteś samotna, dążysz do szczęśliwego zakończenia, ale wiedz, że ta klątwa ci tego nie da. — Szatynka parskła śmiechem. — Z tego powodu stworzyłaś te sobowtóry, żeby nie czuć się samotnie, ale to tylko kopie. Zabawki, które kiedyś ci się znudzą.

Edith nie odpowiedziała, jedynie wlepiła wzrok w podłogę. Regina trafiła w samo sedno. Bała się przyznać, że zmieniła wszystkim wspomnienia specjalnie. Kierował nią egoizm, ale sądziła, że tak będzie najlepiej. Nie do końca umiała jej zaufać, więc nie zamierzała jej się przyznawać, ale obiecała sobie, że kiedyś to zrobi.

— Masz jeszcze jakieś pytania, wątpliwości czy inne tego typu rzeczy? — Regina poczuła się usatysfakcjonowana tą nagłą zmianą tematu. Czuła, że uderzyła w czuły punkt.

— Mam — powiedziała, ale w tej samej chwili zawahała się. Chciała zapytać o to co się wydarzyło w podziemiach, ale nie wiedziała, czy to był odpowiedni moment. — Wracając do dziecka. Wiesz o nim coś konkretnego lub skąd masz pewność, że będzie tutaj?

— Dostałam od wyroczni pewne wskazówki, które jasno wskazują, że to tu odnajdę to dziecko. Nie wiem jednak tego, czy będzie się ono tu urodzi czy jakimś sposobem się tu znajdzie — rzuciła niepewnie. Ciężko było jej cokolwiek powiedzieć, gdyż sama wiedziała nie wiele. — Gdy mnie tu nie ma, to odwiedzam różnych ludzi, jednak wszędzie słyszę to samo.

— Więc jaki jest plan działania? — Edith zmrużyła oczy nie dowierzając. — Chyba nie sądziłaś, że będę całymi dniami leżała na kanapie.

— Szczerze? Nie mam żadnego planu, ale zawsze jakiś możemy wymyślić.

— Stworzyłaś jakąś barierę ochronną wokół miasta? — Szatynka pokręciła przecząco głową. — Skoro dziecko może zostać tu, no nie wiem, wysłane, to lepiej byłoby mieć jakąś kontrolę nad tym.

— Czyli dzięki temu będę wiedzieć, że ktoś przybył do miasta? — Regina kiwnęła głową. Była to dla niej szansa. Za każdym razem będzie wiedziała, kiedy Edith opuści i wróci do Storybrooke. — Podoba mi się, więc zajmiemy się tym jutro, a teraz wybacz, ale czas mnie goni.

Szatynka podniosła się i narzuciła na siebie płaszcz. Ubrała na głowę kapelusz i miała już wychodzić, jednak przypomniała sobie o czymś. Zrobiła krok w tył i powiedziała:

— Bez tego eliksiru też bym wszystko powiedziała.

— Bez twojego eliksiru też bym zaproponowała współpracę. — Edith zaśmiała się delikatnie i wyszła z domu.

Regina pokręciła bezradnie głową, jednak nie była zła, że jej plan został odkryty. W końcu i jej coś dolano. Dobrze wiedziała, że eliksir, który użyła Edith, był od Golda. Musiała przyznać bez udawanej skromności, że był to jej autorski przepis i wszędzie mogła go rozpoznać. Lukrecjowy zapach, który mieszał się z wonią whiskey był nadto wyczuwalny. Cały eliksir miał działanie sugestywne. Człowiek, który go wypił, ulegał wszystkim poleceniom i stawał się marionetką. Regina czuła ulgę, że go nie wypiła.

🌑🌑🌑

Nastrój bohaterów nie uległ zmianie. Nawet teraz, gdy wiedzieli mniej więcej co się stało czuli, że nie wiedzą nic. Po przeszukaniu prowizorycznego miasta ustalono, że brakuje tylko dwóch osób. Najgorzej znosił to Robin, choć nie dawał tego po sobie poznać. Czuł się bezradnie, siedząc przy wszystkich, tylko nie przy swojej rodzinie.

— Co z Robin? — zapytał Łucznik, gdy do baru weszła Zelena.

— Wszystko w porządku, ale czemu siedzicie tu jakby nigdy nic? — Przysunęła krzesło do stolika i usiadła na nim. — Halo, ziemia do kogokolwiek.

— Rozmawiałyśmy z Edith — zaczęła Emma. — W prawdziwym Storybrooke podobno są nasze mroczne strony.

— I za bardzo nie wiemy jak wrócić, więc czekamy na cud — rzuciła Śnieżka.

— To brzmi dziwnie z twoich ust. — Na słowa Belle, Śnieżka parskła śmiechem. — A tak na poważnie, to staramy się wymyślić jakiś plan, ale jak widać jest ciężko.

— Gdybym mogła to bym wyrwała jej kudły z głowy i zmusiła ją do pomocy — warknęła, wspominając o Edith.

— Co ty powiedziałaś? — rzucił Robin, ożywiając resztę, która skierowała na niego swoją uwagę. Zelena spojrzała na niego zaskoczona. — Czy ty właśnie miałaś chęć jej coś zrobić?

— Co w tym dziwnego? — zapytała zbita z tropu.

— To, że podobno wydarto z nas zło. — Na te słowa większość poczuła jak ich szare komórki zaczynają się budzić. Hook zagwizdał, a reszta musiała to przeanalizować. — Spójrzcie na Golda. Zachowywał się tak jak zawsze.

— To ma sens, bo u Mrocznych nie ma podziału na dobro i zło.

— Belle mówi prawdę, gdy byłam mroczną, wydawało mi się, że cokolwiek robię jest słuszne, choć takie nie było. — Emma zasmuciła się trochę na te wspomnienia. Zdecydowanie ich nie lubiła.

— Możemy to sprawdzić w łatwy sposób. Emmo, wyrwij mi serce. — Wybawicielka ze zdziwieniem spojrzała się na swoją matkę. Pokręciła przecząco głową. — Śmiało.

— Oh, litości. — Zelena wyrwała serce, jednak nie Śnieżki, a swoje. Uniosła je w górze, żeby każdy mógł  zobaczyć serce, które nie było w pełni czerwone. — Z mojego serca nie zniknął mrok, więc nikt nam nic wydarł.

— Skoro my to my, to kto jest w Storybrooke? — Wszyscy z powrotem zamilkli. Pytanie Hooka wprawiło ich w kolejną burze mózgów.

— Od nowa — rzucił David. — Roland został w Storybrooke, bo chroni go amulet. Regina została, bo już pozbyła się mrocznej strony, jednak teraz wiemy, że to nie powód, jaki jest więc ten prawdziwy?

— Czym się od nas różni? — rzucił Hook. — Sądzę, że ma to związek ze Złą Królową.

Zelena zagryzła wargę. Czuła, że zna odpowiedź, jednak obawiała się ją powiedzieć. Nie wiedziała, czy nie naruszy to zaufania jakim obdarzyłą ją siostra. Z drugiej strony miała na względzie to, że muszą ustalić prawdę.

— Chyba znam odpowiedź — powiedziała niepewnie. — Tylko dowiedziałam się tego w sekrecie, więc nie traktujcie tego jak ciekawostki z życia Reginy. 

— Spokojnie, mów śmiało — zachęciła ją Śnieżka.

— Po starciu ze Zła Królową wyznała mi, że przez większość jej życia nienawidziła tak naprawdę jednej osoby, a mianowicie siebie. Nie umiała zaakceptować i pokochać się za to jaka jest, a w lustrze widziała odbicie Królowej. W starciu zwyciężyła, bo zaakceptowała to kim była oraz czego dokonała — powiedziała i rozglądnęła się po wszystkich. — Założę się, że każdy z nas ma coś, czego się wstydzi i z chęcią by się pozbył. Nie zaakceptowaliśmy w pełni swoich czynów.

Nikt nie odpowiedział, a jedynie każdy zawiesił posępnie wzrok. Słowa Zeleny były prawdą. Emma przypomniała sobie każdą chwilę, gdy kradła, była mroczną oraz gdy krzywdziła innych. Śnieżka również wróciła do wspomnień. Nie była zawsze aniołem, a szczególnie gdy uciekała przez Złą Królową. Ten sam problem miał David. Był dobry, ale zdawał sobie sprawę, że nie ciągle. Hook na sumieniu miał też wiele złego, więc w duchu zgodził się z czarownicą. Robin i Belle, mimo że mogło się wydawać, że są najspokojniejsi, również potrafili wymienić rzeczy, których się wstydzili.

— To jest naprawdę sensowne, ale co z dziećmi? — Robin przełamał ciszę.

— Sądzę, że u dzieci wygląda to inaczej. W końcu od małego uczymy je jak się mają zachowywać, a one nie zawsze słuchają. Dla nich czymś poważnym jest wymalowanie ścian markerem, więc takie rzeczy mogą być dla nich przestępstwem — powiedziała Belle.

— Dalej pozostaje kwestia Storybrooke, a mianowicie tego co tam się znajduje — rzuciła Śnieżka, a po chwili dostrzegła, że przed ladą stoi ktoś kogo nie powinno tu być. — Czy to nie jest Ślepa Wiedźma?

Bohaterowie odwrócili spojrzenia i dostrzegli wspomnianą kobietę. Krążyła między jakimiś osobami, których wcześniej tu nie było. Babcia wpatrywała się w nią z nie małym zdziwieniem. A jeszcze większe wymalowalowało się na jej twarzy, gdy wiedźma niczym duch przeszła przez nią.

— Spójrzcie. — Wybawicielka podniosła zasłony i zobaczyła, że zewnątrz przypomina podziemie.

Wszyscy wyszli przed budynek. Niebo przybrało czerwony odcień, a wieża zegarowa ponownie była w ruinie. Na ulicach zaczęły pojawiać się nieznane osoby oraz te, których bohaterowie pamiętali z podziemi.

— To tylko wspomnienie. — Za nimi pojawiła się Edith. Zaczęła oglądać się wkoło, szukając czegoś. — To nie dzieje się naprawdę.

Przez krótką chwilę nic się nie działo. Wszyscy byli niemal zamrożeni i nie mogli wykonać żadnych ruchów. Stali się jedynie biernymi obserwatorami wspomnienia. Niewyobrażalnie jasne światło oślepiło ich przez moment. Było niewielkie i znajdowało się na przeciwko nich. Po chwili wyłoniły się z niego dwie postacie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top