🌌4🌌
~★~★~★~
Wydawać się mogło, że mrok przysłonił niebo tak dokładnie, że żaden promień światła nie potrafił się przedrzeć. Ulice Storybrooke były pogrążone w ciemnościach, a jedynie nikłe świeczki rzucały blask, który szybko ginął.
Śnieżka otworzyła oczy, ale nie widziała niczego. Poczuła swój puchaty koc i Davida, który obejmował ją, śpiąc w najlepsze. Zamierzała wrócić do spania, ale nagle złapała się za serce, które zaczęło bić w bardzo szybkim tempie. Nienawidziła tego uczucia najbardziej na świecie. Zawsze zwiastował kłopoty, można powiedzieć, że tak jawił się jej instynkt. Usiadła na łóżku i zauważyła, że jest coś nie tak. Powietrze było zdecydowanie cięższe, choć obydwa okna były otwarte na oścież. Śnieżka nie wiedziała co sprawia, że czuje się nieswojo, ale zestresowała się, gdy usłyszała w miarę cichy odgłos z pokoju Neala. Szarpnęła kilka razy ramię swojego męża, włożyła puchate kapcie na nogi i pospieszając Davida, ruszyła do sąsiedniego pomieszczenia. Uchyliła drzwi, a przy łóżku stał Neal. Na podłodze leżała mała lampka, więc Śnieżka odetchnęła z ulgą.
— Hej, co jest? — powiedział David, ziewając.
— Boję się. — Śnieżka podeszła do syna i przytuliła go.
— Nie ma się czego bać.
— Może miałeś tylko zły sen? — Neal nie był przekonany do słów taty.
— Czyli to nie jest naprawdę? — wskazał na okno za sobą, które było otwarte.
Śnieżka wzięła za rękę chłopca i wraz z mężem podeszła bliżej. Wpatrywała się ze zdumieniem w to co znajdowało się na zewnątrz. Mimo ciemności dostrzegła dużo gruzu na ulicach, wyłamane drzewa i samochody. Wzdłuż chodnika były widoczne niewielkie punkty światła.
— Jak dobrze, że jesteście cali. — Bohaterowie odwrócili się nagle, słysząc kogoś, ale również odetchnęli z ulgą, gdy zauważyli Emmę.
— Co się stało? — Blondynka podeszła bliżej i nachyliła się w ich stronę.
— Chodźcie na zewnątrz. Większość tam jest.
— Nic z tego nie rozumiem — powiedział David, ale nie uzyskał żadnej odpowiedzi.
Wszyscy czworo wyszli przed dom. Na zewnątrz było inaczej. Było przede wszystkim jaśniej niż w środku. Dopiero teraz mogli zobaczyć jak wyglądało ich miasto. Z jednej strony było kompletnie zniszczone, a z innej perspektywy wyglądało normalnie. Wskazówki zegara latały jak opętane, a wiatraczki na dachach nie mogły przestać się kręcić, mimo że nie było wiatru. Na ulicy stała większa grupa mieszkańców, którzy zaciekle ze sobą dyskutowali. Bohaterowie skierowali się do nich, ciągle milcząc. Każdy w zdumieniu obserwował miasto.
— Henry, weź Neala i zaopiekuj się nim — powiedział David, a jego wnuk wziął za rękę chłopca i odszedł z nim w stronę baru.
— To klątwa! — krzyknął ktoś w tłumie.
— Czy to możliwe? — zapytała Emmę Śnieżka.
— Wszystko na to wskazuje.
— Niech wszyscy się uspokoją! — rzucił David, stając na ławce. — Nie wiemy na pewno, czy to klątwa...
— ...Jestem tego pewien! — krzyknął Leroy. — Spójrzcie na bar. Ciągle wygląda inaczej, co innego mogło to wywołać?!
— Nie znam się dobrze na magii. Nie straciliśmy wspomnień i nie odesłano nas w inne miejsce. A co jeśli to tylko iluzja? Tak czy inaczej powinniśmy upewnić się, że wszyscy są bezpieczni. Ponadto sprawdzić miasto i las. — Wszyscy słuchali uważnie Davida, który ich instruował. Nie mieli wyboru. Ktoś musiał wstrzymać panikę i zapewnić im bezpieczeństwo. Kiedy mówca kończył, zza rogu wybiegł Robin. Przeleciał wzrokiem po tłumie i podszedł bliżej.
— Widział ktoś Rolanda i Reginę? — powiedział, a David zeskoczył z ławki i dołączył do nich.
— Nie ma ich?
— Szukałem wszędzie, a obydwa domy są puste — odpowiedział. — Nie wiem co robić, a co jeśli im się coś stało?
— Spokojnie, muszą gdzieś być — odparła Śnieżka. Była zaniepokojona tym co mówił Robin.
— Tylko gdzie? — Strzelec zdenerwowany westchnął i zacisnął dłonie. — Obudziłem się w pustym domu. Nie ma po nich śladu.
— Znajdziemy ich. — Słowa Emmy nie dodały nikomu otuchy. Sprawa zaczynała być coraz bardziej poważna. Na domiar złego ciągłe zmiany otoczenia zaczęły ciążyć bohaterom. — Gold nam powinien pomóc. Rzuci czar lokalizujący i wyjaśni całą sytuację, o ile też nie zniknął.
— Wszystko u mnie w porządku. — Z tyłu pojawił się wspomniany mężczyzna. Podszedł do bohaterów, którzy wpatrywali się w niego z niecierpliwością.
— Mów co wiesz.
— Swan, wiem nie wiele więcej od was. — Większość parskła śmiechem na słowa Golda.
— Pomóż nam znaleźć Reginę i Rolanda — powiedział Robin, ale mroczny jedynie pokręcił przecząco głową.
— Probówałem wcześniej odkryć co się stało, ale moja moc gdzieś wyparowała.
— Mówisz to z takim spokojem, jakbyś nie chciał pomóc — rzucił David.
— Magia rządzi się tu innymi zasadami. — Obcy głos wywołał gotowość do walki. Bohaterowie zwrócili się ku niemu. Ujrzeli szatynkę w kolorowej, zwiewnej sukience, która stała nieopodal nich. We włosach miała wpleciony wianek. Gold nagle znalazł się przy dziewczynie, którą złapał mocno za barki. David zareagował szybko i rozdzielił ich.
— Ty! To ty to sprowadziłaś, Meredith. — Dziewczyna pokręciła głową i cofnęła się kilka kroków, widząc miny reszty.
— O czym on mówi? — powiedziała Śnieżka. Edith podeszła bliżej.
— Nie ja rzuciłam klątwę. To znaczy ja, ale nie ja.
— Porozmawiamy na spokojnie na komisariacie. — Emma złapała ręce dziewczyny i zaczęła iść w stronę posterunku. Reszta ruszyła za nią. Kiedy dotarli do celu, zamknęli Edith w areszcie. — Zacznij mówić, bo milczeniem nam niczego nie wytłumaczysz.
— A uwierzycie mi?
— Uwierzyłam w to, że moją matką jest Królewna Śnieżka. Mojego syna wychowywała Zła Królowa. Spotkałam syreny, ogry, smoki i byłam w podziemiach. Uwierzę we wszystko — powiedziała Emma, a bohaterowie w milczeniu obserwowali rozwój wydarzeń.
— Więc uwierzysz mi, że jestem dobrą stroną waszego wroga, który rzucił na was klątwę, która przeniosła was do jego głowy i też jesteście dobrymi stronami, a wasze złe strony są w prawdziwym Storybrooke?
— Czy ty jesteś trzeźwa? — zapytał Gold i podszedł bliżej celi. — Nie igraj z nami. Mów prawdę.
— Mówię prawdę — odparła i jednym ruchem wyrwała kratę, która wyglądała teraz jakby była zrobiona z cukru. — Widzicie? Ten świat nie istnieje naprawdę.
— Nie podchodź, bo użyję magii. — Edith oparła się o ścianę i zignorowała słowa Emmy.
— Nawet nie próbuj. Zacznijmy od początku. W nocy rzuciłam klątwę. Działa ona podobnie jak ten wynalazek doktorka. Wasza mroczna strona została z was wydarta. Dobra zaś przeniesiona tutaj. Nastąpiła można powiedzieć wymiana. Jednak powinniście zostać uwięzieni osobno, każdy w swojej głowie.
— Czemu więc tu jesteśmy? Na dodatek z tobą? — zapytała Śnieżka. Szatynka uśmiechnęła się tajemniczo i wskazała na Golda.
— Jesteśmy tu przez niego — rzuciła.
— Nie, kochanie. Ty jesteś tu z powodu swojej głupoty, a my z powodu twojego kaprysu. — Edith roześmiała się.
— Owszem, to ja to zaczęłam. Jednak to ty nas tu uwięziłeś i z tego powodu rzuciłam klątwę.
— Może nam to wytłumaczycie? — powiedziała zniecierpliwiona Emma.
Kobieta spojrzała się na nią. Przez chwilę się nie odzywała.
— Dawno temu występowałam w teatrze. Szło mi nieźle, ale nie zarabiałam dużo. Pewnego razu ogłoszono przesłuchania do głównej roli w jakimś tam przedstawieniu. Byłam zestresowana, więc poszłam do tawerny, żeby się napić i spotkałam tam mrocznego, ale nie tego, który tu stoi. Miał kufer z magicznymi przedmiotami, ale nie chciał go otworzyć. Ukradłam mu go, ale za nim mnie dopadł, otworzyłam skrzynię. Była tam piękna maska. Poczułam taką chęć posiadania jej, że byłam w stanie błagać na kolanach mrocznego, żeby mi ją dał, a on po prostu zniknął. Odkąd zaczęłam ją ubierać, wszyscy traktowali mnie lepiej. Zdobywałam sławę, pieniądze i wszystko co chciałam. Jednak zmieniłam się. Byłam coraz bardziej niemiła, agresywna, wredna. Raz, gdy nie dostałam głównej roli, założyłam maskę i się zaczęło. Nikt nie przeżył. Teatr spłonął i nie zostało po nim śladu. Nie mogłam się pozbyć tego paskudztwa. Zanim odnalazłam mrocznego, maska wchłonęła się w skórę i wtedy dosłownie zwariowałam. Spotkałam raz jego. — Wskazała na Golda. — Zamiast mi pomóc, uwięził mnie w mojej własnej głowie. Oddzielił ode mnie mrok, który towarzyszył mi ciągle. Byłam przez długi czas rośliną, która straciła rozum. Niedawno ta mroczna strona stąd uciekła. Nie mam pojęcia jak, ale udało jej się.
— Po pierwsze, pomogłem ci. Nie ma żadnego sposobu, żeby pozbyć się tej przeklętej maski. Zabić cię też nie mogłem, bo ona cię chroni. Jest pasożytem, który znalazł żywiciela. Musiałem sprawić, żebyś nie była zdolna jej aktywować — wytłumaczył Gold. Edith wpatrywała się tępo w ścianę i nic nie mówiła.
— Świetnie, a teraz może nam powiesz co my tu robimy i gdzie jest Roland, i Regina — powiedział Robin i zacisnął dłoń na swoim kołczanie. Czuł jak złość w nim narasta.
— Wszystko powiem. — Emma przytaknęła. — Ta strona z maską umiera. Umiera od początku. Byłam z tego powodu szczęśliwa, bo myślałam, że wtedy będę mogła żyć normalnie. Te świeczki, które widzicie za oknem, wyznaczają czas jaki jej pozostał. Na początku gasły w szybkim tempie, ale odkąd uciekła nie zgasła ani jedna. Mimo że jesteśmy jedną osobą, nie znam jej działań ani niczego konkretnego. Wiem jedynie, że w prawdziwym Storybrooke mieszkają wasze mroczne strony, które są jej posłuszne. Myślę, że ona sądzi, że was zniszczyła i przejęła waszą energię, która ją żywi. Potrzebne jej jednak dziecko, dzięki któremu się odrodzi. Coś czuję, że nie poprzestanie na Storybrooke i rzuci klątwę na cały świat.
— Nie uda się jej. Jakie by nie było to dziecko, to ma marne szanse — odparł nonszalancko Gold.
— Czym jest ta maska? — zapytała Śnieżka.
— To artefakt czarnej magii. Nakładając ją, pozwalasz przejąć nad sobą kontrolę. Później wyzwala z ciebie to co najgorsze. Niestety jest pasożytem, więc nie znajduje sobie nikogo na stałe.
— Dobrze, wiemy kim jest, co zrobiła i przez co. Teraz najważniejsze; gdzie się podziała Regina i Roland. Krasnoludki sprawdzają czy reszta jest, więc na razie tylko ich brakuje — Edith zamyśliła się na słowa Śnieżki. Wzruszyła jedynie ramionami.
— To oczywiste.
— Może powiesz coś więcej? — rzuciła w stronę Golda Emma.
— Regina pozbyła się swojej mrocznej strony, ale czemu młodego Hooda tu nie ma to nie wiem.
— Ale ona wspominała, że podzieliła się mrokiem ze Złą Królową.
— Davidzie, to nie polega na tym, że ucinasz głowę i wyrastają dwie nowe. Masz tylko i wyłącznie dwie strony. Tym bardziej, że Regina użyła nożyc przeznaczenia — odparł Rumpel. — Tylko co mogło zatrzymać tam Rolanda?
— A Regina nie rzuciła żadnej ochrony? — zapytał David.
— Wiedziałbym o tym — rzucił łucznik.
— Zwykłe zaklęcie tu nie wystarczy. Musi być to coś potężnego, w końcu jedyną możliwością kiedyś było przeniesienie Emmy do innego świata. — Gold wskazał na wybawicielkę.
— Czy kryształ z Olimpu jest wystarczająco potężny? — powiedział Robin. — Dostałem go do ochrony na Olimpie, ale podarowałem go Rolandowi.
— To jest w miarę sensowne wytłumaczenie, ale musiałbym wiedzieć w jakiej jest postaci i jaką ma moc.
— Skoro został z Reginą, to powinien być bezpieczny?
— Powinien — odezwała się Edith.
~★~★~★~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top