🌌35🌌

~★~★~★~

Wraz z Jonathanem weszła do jaskini, kurczowo ściskając jego dłoń. Jej złe przeczucia nie zniknęły, a jedynie pogłębiły się.

Korytarz, którym szli, był dobrze oświetlony, choć nie widzieli żadnej pochodni ani innego źródła światła. Po ścianach pięły się cienie, których było zdecydowanie wiele. To właśnie stąd wzięła się nazwa jaskini.

W pewnym momencie drogi zauważyli namalowany symbol. Znajdowali się nieopodal miejsca, do którego zmierzali. W oddali usłyszeli czyjś narzekający głos. Jonathan spojrzał się na matkę i uśmiechnął się, ale na jego twarzy powstał grymas wymieszany ze strachem.

- Czy to Josephine? - zapytała, a jej syn kiwnął głową.

- Tak mi się wydaje - odparł, a gdy ujrzał zakręt, poprawił pas na biodrze.

- Mam złe przeczucie - przyznała. - Obym jednak się myliła.

- Wszystko musi się udać.

Wyszli zza zakrętu, dostrzegając dwóch strażników. Szli pełnym wdzięku krokiem, mając uniesione brody. Zostali zauważeni, ale nikt nie zareagował na ich obecność.

Ludzie Joviana stali nieruchomo, zwróceni do siebie twarzami, które zakryto ciemnym materiałem. Wyglądało na to, że pozwolą im wejść, ale gdy zbliżyli się do nich, to strażnicy odwrócili się i wyciągnęli broń.

Regina zatrzymała się wraz z Jonathanem. Zamierzała czekać, aż Jovian pozwoli im wejść.

- Ale mnie te kajdany uwierają! - Usłyszeli jęknięcie Josephine, a później zgrzyt metalu.

- Zamknij się wreszcie - warknął Jovian. - Jak z tobą wytrzymują?

- Nie wytrzymują - odpowiedziała Isabelle.

Regina cieszyła się, że nic im nie jest, ale chciała już je zobaczyć. Jonathan również był zadowolony, że siostry hardo się stawiają, ale nie słyszał Hope. Miał nadzieję, że wszystko jest z nią w porządku.

- Może pozwolisz nam wejść? - rzuciła ostro Regina.

- Mama! - krzyknęły zadowolone bliźniaczki.

Usłyszeli ciężkie kroki, a następnie zobaczyli Joviana, który wpatrywał się w nich z uniesioną brwią. Zacmokał, zauważając Jonathana.

- Wyraziłem się jasno - odparł, a gdy brunetka chciała zaoponować dodał: - Ale nie zamierzam tego przedłużać, więc przymrużę na to oko.

Chcieli wejść do wnętrza, ale strażnik złapał za rękę Reginy. Natychmiast chciała mu ją wyrwać, a Jonathan złapał za rękojeść miecza.

- Puść mnie w tej chwili - warknęła, a następnie poczuła, że na jej nadgarstku spoczęła bransoleta.

Zaczynało ją to irytować. Gdziekolwiek by nie była i cokolwiek chciała zrobić, to zawsze znajdywał się ktoś, kto musiał ograniczać jej moce. Owszem, była w końcu potężna, ale chciała użyć magii, a nie ciągle bronić i atakować wręcz.

- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci wejść tu z mocami? - rzucił Jovian.

- Sądziłam, że umiesz się obronić - odparła, wchodząc do wnętrza.

Zobaczyła naprzeciwko swoje córki i Hope, które były unieruchomione przez grube łańcuchy. Wyglądały na zdrowe, choć posiadały drobne zranienia.

- Zostawię to bez zbędnego komentarza - powiedział, a następnie wskazał na niewielki stolik, na którym leżały kartki i kałamarz z piórem. - Usiądź, podpisz i spraw, że każda strona będzie zadowolona.

Brunetka spojrzała na niego chłodno, nie zamierzając słuchać jego poleceń.

- Najpierw je wypuść - cedziła słowa, ale Jovian pokręcił głową.

- Podpisz, a to zrobię.

Jonathan chciał ją wyminąć i ruszyć w stronę dziewczyn, ale Regina powstrzymała go. Rzucił jej zdziwione spojrzenie, ale brunetka nic nie powiedziała. Kątem oka dostrzegała, że na górnych, podwieszonych skarpach stoi strażnik, który ma napięty łuk. Celował wprost w dziewczyny.

- Ale Jonathan stanie przy nich, żeby mieć pewność, że nas nie oszukasz.

Jovian gryzł się z myślami, ale finalnie przytaknął. Jonathan zaś zauważył tego samego strzelca, co matka. Już zrozumiał, czemu go powstrzymała, gdy chciał do nich podejść.

W pewnym momencie dostrzegł, że ktoś stoi za plecami strażnika. Zobaczył jednego z Rycerzy Nocy. Chciał ewidentnie powstrzymać wroga. Wyciągał dłonie, żeby złapać go od tyłu, więc Jonathan uderzył nogą w krzesło, gdy przechodził obok stołu.

- Niezdara ze mnie - rzucił przepraszająco, a następnie spojrzał się dyskretnie w górę.

Strzelec zniknął niezauważalnie.

- Powiedz, jak to się stało, że dowiedziałeś się kim są - zapytała Regina.

Jovian westchnął i rzucił jej nieprzyjemne spojrzenie.

- Przestań to opóźniać - powiedział oschle. - Wiem, że jesteś tu z rodzinką, ale ja także mam obronę. Cokolwiek kombinujesz, przestań, bo może komuś stać się krzywda.

Przewróciła oczami. Jedyną osobą, której miało się coś stać, był właśnie Jovian. Podejrzewała, że będzie musiała podpisać oświadczenie, ale dalej miała nadzieję, że zjawią się z pomocą. Z tego miejsca ciężko było jej dostrzec strzelca, a nie dostała jeszcze sygnału, że ktokolwiek dotarł na miejsce. Widziała, że Jonathan pragnie uwolnić je z kajdan, ale otaczali ich ludzie Joviana.

- Naprawdę mnie to interesuje - odparła, siadając na krześle i opierając się. - Nawet Nikodem nie wiedział, że ktoś przybył z przyszłości.

Mężczyzna zaśmiał się.

- Ten idiota miał dobry plan, ale nie umiał się za niego zabrać. Wymyślał intrygi, ale nie zważał na wiele czynników.

- Mimo wszytko współpracował z tobą, więc ty również jesteś idiotą, bo nie potrafiłeś nad nim zapanować.

- Uważaj na słowa - warknął. - On był nieobliczalny. Nie mogłem ryzykować, że zacznie być mi wrogiem. Wracając, po prostu wiedziałem kim są.

- Jesteś z przyszłości - powiedział Jonathan, świdrując go wzrokiem.

Regina obdarowała ich zdziwionym spojrzeniem.

- Chwila, ale jak...

Jovian zaśmiał się donośnie.

- Brawo. - Klasnął w dłonie. - To prawda. Gdy Mroczny otworzył wasz portal, wywołał pewną reakcję łańcuchową. Nie miałem składników na otwarcie własnego przejścia, ale wraz z waszym otworzyło się moje.

Regina miała wymalowaną konsternację na twarzy.

- Czyli drugi Jovian został gdzieś przez ciebie ukryty - stwierdziła, a mężczyzna przytaknął. - Muszę przyznać, że nieźle.

Z racji tego, że labirynt był rozświetlony przez cały czas, to ustalili pewien symbol. Gdy dostrzegła odbite światło przez lusterko na suficie, wiedziała, że wszyscy są na miejscu.

- Koniec, podpisz to albo cię za...

- Tak, tak, zabijesz mnie - odparła, przewracając oczami. - Słyszę to średnio co tydzień.

Wzięła do ręki pióro, ale nie zamoczyła końcówki w atramencie. Zaczęła czytać to, co napisał Jovian. Spodziewała się jakichś ukrytych druczków, ale o dziwo ich nie znalazła.

- Wiesz, co? - rzuciła znad kartek. - Jaskinia cieni to intrygujący wybór, ale idiotyczny. Każdy korytarz prowadzi do tego miejsca i przecina się z każdym.

Jovian zmrużył brwi. Miał już dość.

- O co ci chodzi? - warknął, podchodząc bliżej.

- Nawet jeśli znalazłeś setkę strażników, to prawdopodobieństwo, że natkną się na moich ludzi, jest niewielkie.

Wykrzywił usta w uśmiech, który ją zaniepokoił. Wyrażał, że coś jest nie tak.

- Ach, Regino - rzucił. - Chyba dalej sądzisz, że jestem jak Nikodem. Tak nie jest.

Strażnicy Joviana wyciągnęli miecze. Mężczyzna zaczął się rozglądać, widząc, że bohaterowie otoczyli go. Nie przejął się tym jednak. Wyglądał na pewnego siebie i parsknął.

- Radzę wam opuścić broń, a tobie to podpisać - powiedział przez zaciśnięte zęby.

Regina pokręciła głową i odłożyła pióro.

- Nic z tego.

- Poddaj się - poradził David. - W przeciwnym razie rozleje się krew, ale i tak przegrasz.

Jovian wiedział, że ma za mało ludzi, żeby wyjść cało z tej sytuacji. Mimo to zaśmiał się perliście. Machnął ręką, a na dłoni pojawiło się krwistoczerwone, bijące serce.

- Czyje ono jest? - zapytała Regina.

Jej tętno przyspieszyło. Nie spodziewała się, że Jovian wpadnie na coś takiego.

- Złap to pióro i złóż ten cholerny podpis! - warknął, a gdy dostrzegł jej opór, ścisnął serce.

Josephine krzyknęła z bólu, a Reginę zamroczyło. Wzięła do ręki pióro, przeklinając go w duchu. Zaczęła bać się o córkę. Modliła się, żeby to złe przeczucie nie dotyczyło jej.

Zjechała wzrokiem na dół zwoju i jedynym ruchem podpisała się. Wzięła go do ręki i wręczyła mężczyźnie. Trzymała wyciągniętą dłoń.

- Oddaj to serce - powiedziała stanowczo. - Dostałeś, to co chciałeś.

Pokręcił głową.

- Taka była umowa - rzucił Robin, napinając mięśnie.

Gdyby sytuacja byłaby inna, schowałby swój honor do kołczana i zabił mężczyznę gołymi rękami.

- Była - stwierdził z szelmowskim grymasem. - Trzeba było współpracować wcześniej.

Jovian rzucił rozkaz do swoich ludzi, a oni podeszli bliżej bohaterów, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia broni.

Regina wpatrywała się w niego z morderczym wzrokiem. Ignorowała fakt, że ktoś zakładał jej na ręce kajdany. Zastanawiała się, czy mężczyzna jest na tyle blisko, żeby mogła udusić go łańcuchem kajdan. Dalej trzymał własność Josephine, a ona czuła coraz większe napięcie, gdy widziała, jak jego grube palce zaciskają się na sercu.

- Regino - usłyszała głos starszego Jonathana.

- Jakim cudem cię słyszę? - odpowiedziała mu w myśląc, nie dając znać nikomu, że połączyła się telepatycznie.

- Jestem z Sahirem w tunelu. Pomaga mi magią.

- Czyżbyś miał plan? - zapytała, mając nadzieję, że mężczyzna zostanie jej asem w rękawie.

- Pamiętasz, co zrobiłaś Paulowi?

Odszukała w myślach to imię oraz sytuację z dzieciństwa. Paul był jej dręczycielem, a Jonathan zawsze ją bronił. Widziała, że chodziło mu o konkretne wydarzenie, gdy Paul zabrał jej wstążkę do włosów.

- Pokieruje to tak, żebyś mogła pokazać wszystkim jak królowa zdziela mężczyzn w głowę.

- Wiesz, że są strażnicy?

- Mówiłem, że jest ze mną Sahir.

Regina przestała czuć obecność Jonathana. Nie miała pojęcia, jak to rozegra ani skąd wyjdzie, więc pozostało jej czekać.

- Cudowne, że wystarczy mieć w dłoni serce, żeby ludzie robili co chcesz - powiedział bardziej do siebie, wpatrując się w przedmiot.

- Dlatego Regina wyrywała serca - odparł starszy Jonathan.

W tym samym momencie strażnicy Joviana upadli na ziemię. Mężczyzna nie zdążył zareagować, bo Regina podeszła do niego od tyłu i uderzyła żelaznymi kajdanami prosto w tył głowy. Serce wypadło z jego rąk, turlając się pod ścianę. Brunetka pobiegła w jego stronę, żeby nie uszkodziło się. Podniosła je i uśmiechnęła się do rodziny.

- To już koniec - powiedziała Śnieżka.

- Wracajmy - rzuciła Emma.

Obok niej stała Hope, która była otoczona ramieniem Jonathana. Josephine i Isabelle uwiesiły się szyi ojca, który na początku okazał zdziwienie, ale po chwili miał szeroki uśmiech.

- Jo, twoje serce - przypomniała Regina, a dziewczynka ruszyła na drugi koniec pomieszczenia, żeby odebrać swoją własność, rzucając się uprzednio w ramiona mamy.

Regina delikatnie wkładała serce w klatkę piersiową dziewczynki, żeby czuła jak najmniej bólu. Robin chciał do nich podejść, ale wtedy oprzytomniały Jovian wyciągnął dłoń przed siebie, celując magią w powietrze. Kula światła leciała wprost na Reginę, która została odepchnięta przez Jonathana.

Rycerz złapał się za bok, upadając na ziemię. Brunetka wrzasnęła, klękając obok niego. Kątem oka dostrzegła, że Jovian został ponownie powalony.

Wpatrywała się w wykrzywioną od bólu twarz mężczyzny. Krew zaczęła pchać się mu do ust. Czuła jak jej policzki robią się mokre. Trzymała jego głowę na kolanach, a dłonie przyciskała do rany, która powstała.

- Wszystko będzie dobrze - mówiła, przez łzy.

Nie chciała go tracić. Był dla niej jak brat. Zawsze się z nią kłócił czy obrażał, ale zawsze stawał w jej obronie. Troszczył się o nią i dotrzymywał towarzystwa, a dopiero go odzyskała.

- Już jest dobrze - wychrypiał. - Chyba ją słyszę... Amandę.

Na twarzy miał pełen spokoju uśmiech. Regina błagała go, żeby nie zamykał oczy, gdy zauważyła, że zaczyna je mrużyć. Chciała uleczyć go magią, ale dalej miała bransoletę.

- Ściągnij ją - krzyknęła do Emmy, która stała blisko niej.

- Regina... - zaczęła, ale gniewne spojrzenie brunetki powstrzymało ją.

Magia rozeszła się po jej żyłach, więc uniosła dłonie nad jego raną. Poświata wydobyła się z jej palców, ale jedynie zakręciła się. Regina próbowała użyć wszystkich swoich sił, ale poszło to na marne.

Poczuła, jak Robin kładzie dłonie na jej barkach. Ukląkł przy niej, chwytając ją za drżące ręce. Regina zobaczyła, że Jonathan leży nieruchomo. Wtuliła się w ukochanego, pozwalając łzą płynąć.

Ubolewała, że to poświęcenie Jonathana zakończyło wszystko.

~★~★~★~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top