🌌32🌌

🍎🍎🍎

Dochodziła piętnasta, ale ona nie spała już od kilku minut. Była gotowa spotkać się z wszystkimi w pokoju obrad, żeby razem iść do centrum.

Centrum to było miejsce, do którego prowadziły wszystkie drogi. Można było go ominąć, ale była to strata czasu. Plac mieścił wszystkie osoby, ale mało kto przebywał tam w ciągu dnia. Wolały przychodzić tu dzieci, którym często nudziła się sala treningowa, a wizja zabawy w chowanego w centrum była kusząca.

Wiedziała, że zostało jej niewiele czasu, ale wolała wybrać dłuższą drogę. Z pewnością będzie pusta. Choć w centrum mogły być tylko te osoby, które biorą udział w walce, to i tak reszta będzie przysłuchiwała się z korytarzy.

Alex miał sam przebrać się za Nocnego Rycerza i towarzyszyć Nikodemowi. Jej rodzina będzie ucztowała w osobnym pomieszczeniu, gdy przebrani żołnierze Joviana wparują tam. Regina zastanawiała się w jaki sposób zostaną przez Nikodema unieruchomieni, ale Alex już następnego dnia znalazł odpowiedź. Wzdłuż krzeseł poprowadzono magiczny sznur, który zwiąże ich dłonie, gdy zasiądą do stołu. Wiedziała, że byłby to głupi pomysł, ale wtedy dostali informacje, że Rumpel zniknął. Nikt inny nie mógłby wyczuć takiego podstępu. Odkąd Zelena straciła moc, jej czujność zmalała. Emma natomiast mogła z łatwością przejrzeć plany tych dwóch kretynów, ale coś ją od tego odciągało. Brunetka podejrzewała, że działo się tak za sprawą Nikodema.

Gdy doszła do pokoju obrad, zauważyła Jonathana, który opierał się o ścianę. Przyglądał się nieobecnym wzrokiem w plansze, którą wczoraj uzupełnili. Bał się, że coś przeoczył. Sahir opowiedział Reginie o tym, co się wydarzyło kilka lat temu. Jonathan planował tak jak teraz bitwę. Wszystko wyglądało na dopięte na ostatni guzik, ale w praktyce wyszło inaczej. Przez kilka błędów w planie oraz niewystarczającą wiedzę o ruchach wroga zginęła jego ukochana. Podobno kochał Amandę tak mocno, że chciał popełnić samobójstwo. To tak poznał starego maga, który stał się dla niego jak ojciec i pomógł mu wyjść z rozpaczy. Z tego powodu teraz Jonathan zadręczał się, żeby wszystko wyszło jak planuje.

— Wszystko będzie dobrze — powiedziała to takim głosem, że mężczyzna podskoczył na miejscu, ale gdy ją zauważył, odetchnął z ulgą. — Mam nadzieję, że wyspałeś się.

Jonathan uśmiechnął się niemrawo.

— O dziwo tak — odparł. — A ty?

— Od dawna nie miałam tak dobrego snu.

— To dobrze. Przechodziłaś obok centrum?

Regina pokręciła głową.

— Specjalnie szłam na około.

— Ja również.

Mężczyzna rzucił okiem na zegar, dostrzegając, że jest już pięć minut po piętnastej. Przetarł oczy i zaczął zbierać swoje notatki.

— Powiedziałbym, że nie ma co się spieszyć, bo trwają zapisy, ale nie tym razem — rzucił z wyraźnym smutkiem.

Ludzie ze schronu byli dla niego kimś w rodzaju rodziny. Znał każdego, choć nie tak bardzo jakby wolał, ale zdążył się z nimi zaprzyjaźnić. Wiedział, że dla nich to też nie jest łatwe, ale chciał mieć wśród nich zaufanie.

— Zapisy — powtórzyła. — Sahir wspomniał wczoraj, że może być ich około dwudziestu maks trzydziestu.

Była to normalna procedura. O piętnastej otworzono główne wejścia do centrum, a przed nimi stali odpowiedzialni ludzie za zapisy. Każdy mężczyzna i kobieta musieli złożyć swój podpis oraz wpisać w rubrykę jakie mają zdolności i czym umieją walczyć. Listy te dawano Sahirowi, który umiejętnie dopasowywał ludzi do oddziałów, a następnie Jonathan wyczytywał nazwiska na końcu przemówienia.

Regina i Jonathan opuścili pokój obrad, udając się do centrum. Było głośno, co trochę ich zdziwiło. Przyspieszyli kroku, a zza rogu wypadła Edith. Miała wielki uśmiech i była rozpromieniona. W ręku trzymała plik kartek, a zaraz za nią stanął Sahir, z którego również emanowała radość i podekscytowanie.

— Nie zgadniecie, ile osób złożyło podpis — pisnęła szatynka.

— Osiemdziesiąt siedem podpisów — powiedział mag. — Osiemdziesiąt siedem!

Jonathanowi zrzedła mina. Był zszokowany taką liczbą. Zaniemówił i wziął od Edith kartki, przeglądając rubryki.

— To wszyscy zdolni do walki — odparła zaskoczona Regina.

Resztę osób stanowili ci, którzy byli nie zdatni do bitwy. Osoby starsze, kobiety z dziećmi oraz chorujący czy niepełnosprawni.

— Nawet Wyatt chce walczyć — rzucił, śmiejąc się, a następnie przeczytał jego wpis. — Wystarczy, że dacie mi butelkę dobrego koniaku, to rozpierdolę ich wszystkich.

Regina parskła śmiechem. Musiała przyznać, że takiego alkoholu tutaj nikt nie posiadał, więc chęć wypicia czegoś innego niż piwo była dla tego człowieka motywacyjna.

— Był wstawiony, ale złożył podpis, więc nie może się wycofać — wytłumaczył Sahir. — To twoja przemowa ich zachęciła. Niektórzy chcą ci udowodnić, że nie są tchórzami, a inni, że sama sobie nie poradzisz. Część pozostawiła rodziny i chce do nich wrócić, więc zmotywowała ich wzmianka o przyszłości ich dzieci.

Była zaskoczona, że naprawdę udało się jej ich przekonać, choć gdy przemawiała, to nie miała takiego celu. Chciała jedynie ich obrazić, pokazać, że są bezużyteczni i ona sobie da radę. Jednak chyba tego potrzebowali, mówiąc kolokwialnie kopa w dupę.

***

Dochodziła siedemnasta, ale wszyscy już byli na miejscu. Rycerze nocy niecierpliwie chodzili po pomieszczeniu, a inni przeglądali raz jeszcze cały plan ataku. Sahir udał się po Rodrigueza, żeby sprawdzić, czy stroje są gotowe. Regina była zaskoczona, że panował tu tak wesoły nastrój. Każdy najwyraźniej był dobrej myśli lub po prostu okazywali tak stres. Derek i Taylor śmiali się wniebogłosy, opowiadając sobie jakieś żarty. Edith z Ingrid stały w kącie i zawzięcie ze sobą dyskutowały. Regina zaś siedziała z opartą głową na dłoni i wyczekiwała godziny, aż ruszą na zamek.

Stresowała się jak nigdy. Myśl, że ich zobaczy napawała ją lękiem oraz radością. Nie widziała ich jakieś dwa miesiące, więc tęskniła nawet za Hookiem. Nie będzie to łatwe, bo w momencie gdy wejdzie do komnaty obrad, Sahir od razu rzuci zaklęcie oddzielające. Atena powiedziała jej, że będzie tak roztropnie. Choć będą unieruchomieni, to istnieje szansa, że się uwolnią, a podczas pojedynku nie może nikt im przeszkadzać. Poza tym wspomniała jej, że po zabiciu Nikodema, będą chcieli przejąć jego duszę, a to może zranić innych.

— Proszę o uwagę! — melodyjny głos latynoskiego krawca uciszył wszystkich. — O to moje dzieło.

Regina wiedziała, że to Jonathan ma na sobie zbroje. Rycerze zaczęli gwizdać, gdy pojawił się przed nimi. Miał na sobie czarny hełm w kształcie twarzy ludzkiej, który zakończony był czymś w rodzaju wystającej korony. Napierśnik również był czarny, ale wyglądał jakby ktoś wydrążył w nim znak miecza. To właśnie w tych pustych miejscach rozległ się blask czerwieni. Coś musiało podświetlać to miejsce. Reszta zbroi była ciemna, ale Rodriguez umieścił po bokach czerwony lampasy, które również się świeciły. Na plecach natomiast powstał wzór korony błyszczącej na czerwono.

Jonathan podniósł przód hełmu, odsłaniając swoją twarz.

— Modelko, no nieźle — zawołał Derek, a on przewrócił oczami.

— Wyszło tak, jak sobie wyobraziłem — powiedział Sahir.

— I co najważniejsze jest wygodnie — dodał Jonathan.

— Wystarczy. W zbrojowni czeka na was reszta. A ktoś niech przekaże, że zbroje dla cywili są w centrum — mówił Rodriguez. — A teraz, ty, piękna.

Zwrócił się do Reginy, która niechętnie ruszyła za krawcem. Nie była jeszcze w jego kwaterze, ale była pod wrażeniem. Była dość duża i oprócz mebli sypialnianych, znajdowało się tu wiele manekinów, tkanin oraz maszyn do szycia. Jeden kąt pokoju był zakryty żaluzją. To właśnie do niego podszedł Rodriguez i odsłonił wnętrze. Stał tam damski manekin, na którym leżał jej strój. Regina zaniemówiła z wrażenia, bo naprawdę wyglądał dobrze.

Nim się obejrzała, krawiec ubrał ją, próbując zastosować wszelkie poprawki. Nie zszył części razem, bo obawiał się, że całość będzie albo za luźna, albo za ciasna. Był profesjonalistą i nie mógł sobie pozwolić na błędy. Dopinany tył faktycznie ukrył brzuch, a przy tym nadał temu stroju wykwintności. Wszystko wyglądało świetnie. Przypominało to jej dawne suknie, choć kolor ewidentnie się różnił. Bordo wpadające w czerwień nie było jej częstym wyborem. Jej szafa miała zazwyczaj nastrój pogrzebowy.

— Jest idealnie — powiedziała.

— Wszystko co zaprojektuje Sahir, a ja wykonam takie jest. — Sięgnął po szczotkę i pomachał nią w górze. — Teraz fryzura.

Spojrzała się na niego zdziwiona.

— Jonathanowi również ją zrobiłeś? — Jego mina sugerowała, że to zrobił.

— Wykonałem mu piękny szlaczek na boku — zachichotał i usadowił brunetkę na krześle obrotowym, a następnie zakrył lustro. — Finał zobaczysz w całości.

Ruchy Rodrigueza były szybkie i pewne. Musiał mieć wiele talentów, bo czuła, że jej włosy są z nim bezpieczne, choć dalej brzęczały w jej głowie jego słowa, że zrobił wzór na boku Jonathana. Ciągle upinał pasma jej włosów, a po chwili je rozpuszczał. Był wyraźnie niezdecydowany, ale po kilkunastu minutach westchnął.

— Skończyłeś?

— Oczywiście — odparł, a Regina chciała wstać, ale została powstrzymana. — Jesteś strasznie niecierpliwa.

Postawił na toaletce przed nią pewien kufer. Otworzył go, a ona zobaczyła całą kolekcję kosmetyków. Nigdy nie miała tylu, ale nie była zdziwiona, bo krawiec posiadał każdy możliwy odcień, a ona miała głównie czarne.

— Zdajesz sobie sprawę, że może mi się to zmyć podczas bitwy?

— Nie, nie, nie — powiedział oburzony. — Moje dzieła są wieczne! Mogę użyć nawet buraka jako szminki i zapewniam, że nie zmyje się.

Chwycił za pędzel i rozpoczął makijaż.
Czuła się jak płótno, bo każdy ruch mężczyzny był delikatny. Ciągle mrużył oczy, przymykając jedno. Regina zastanawiała się, czy jest aż tak asymetryczna, że nawet makijaż jest ciężki do zrobienia, ale myliła się.

— Teraz jest idealne — odparł z wyraźną dumą. — Powinnaś pamiętać o mnie, gdy wygramy.

— Jeśli chcesz, to możesz zamieszkać na zamku i zostać królewskim krawcem — powiedziała poważnie, ale Rodriguez pokręcił głową.

— Chcę wrócić do rodzinnych stron, gdzie czeka na mnie narzeczona. No, o ile dalej nią jest.

Zaprowadził ją pod zakryte lustro i podekscytowany pociągnął za sznurek. Regina zaniemówiła z wrażenia. Nie wyglądała tak dobrze od dawna. Makijaż oraz fryzura Rodrigueza świetnie dopełniały jej strój. Wyglądała jakby szła na bal i walkę jednocześnie. Włosy spiął jej w koka na bok i podkręcił pasma, które wypuścił. Oczy pomalował ciemnymi kolorami, nie szalejąc i użył czerwonej szminki. Czuła się w takim wydaniu świetnie, zważając, że dawno nie myślała o wyglądzie.

— Jesteś mistrzem — rzuciła, wygładzając materiał.

Wcześniej tego nie zauważyła, ale zaraz obok manekina stało na stoliku wielkie, szklane pudełko, przez które ciężko było dostrzec środek.

— Co to jest? — zapytała zaciekawiona.

— Ach, to niespodzianka, ale dostaniesz ją za chwilę.

Mężczyzna nie miał jednak na myśli obecnej chwili, bo jakaś kobieta weszła do środka i zabrała pudełko bez słowa.

— Jeszcze buty — powiedział, wyciągając z szafy czarne kozaki na klocku. — Są wygodne i nie mają śliskiej powierzchni, więc powinny być odpowiednie.

Zmieniła obuwie, które i tak nie było widoczne.

— Tył odpina się tu. — Wskazał jej klamrę na pasku. — Dobrze, sądzę, że możemy już iść.

Przelotem spojrzała na zegar. Spędziła u niego niecałą godzinę, co zaskoczyło ją. Myślała, że była tu krócej, ale najwidoczniej tyle zajęło całe przygotowanie jej.

— Och. — Rodriguez zatrzymał się przed drzwiami. — Jeszcze maska.

Podszedł do szafy i wciągnął z niej czerwony przedmiot. Była nim koronkowa maska, która zakrywała co najwyżej obszar wokół oczów.

— To w końcu bal maskowy.

Wyszła na korytarz i uniosła brew. Był kompletnie pusty oraz cichy. Jedyne co słyszała to odgłos własnych obcasów. Szła jednak za krawcem, który również milczał. Wydawało się jej to podejrzane, ale coś powstrzymało ją przed zadaniem pytania. Rycerze Nocy powinni być gdzieś tu, żeby zakończyć przygotowania, ale nie dostrzegła nikogo. Gdy ujrzała przez sobą drzwi do centrum zauważyła, że Rodriguez zniknął. Dalej panowała cisza, która była nienaturalna. Przez myśl przemknęło jej to, że to zasadzka. Nagłe zniknięcie krawca i wszystkich ludzi samo w sobie było niepokojące. W korytarzu było ciemno, a jedyne punkty światła stanowiły pochodnie.

Nim jednak zapaliła ogień w dłoni, to drzwi same się otworzyły. To co ujrzała za nimi, wprawiło ją w osłupienie. Wzięła głęboki oddech, widząc Rycerzy Nocy ustawionych w równe dwa rzędy, które tworzyły przejście. Na końcu niego stał Jonathan oraz Sahir. Wokół nich były tłumy ludzi. Zauważyła jeszcze tajemnicze pudło obok starego maga. Ruszyła ku nim wolnym, ale dostojnym korkiem. Ciągle miała uniesioną brew, obserwując ich dokładnie. Była zaskoczona i nie ukrywała tego. Jonathan z Sahirem uśmiechali się szeroko. Stary mag ubrał szatę czarodziejską, której nie można było nazwać zbroją, ale wyglądała dość podobnie do tych, które nosili rycerze.

Regina weszła na podwyższenie, które ustawiono na środku.

— Powiecie mi, o co chodzi? — rzuciła szeptem w ich stronę, ale nie zamierzali jej odpowiadać wprost.

— Regino Mills, zebraliśmy się tu wszyscy, żeby zadać ci bardzo ważne pytanie — powiedział głośno Jonathan.

Poczuła zażenowanie, bo nie przyszło jej do głowy żadne wytłumaczenie.

— Czy zechcesz uczynić nam ten zaszczyt i zostać oficjalną królową Nowego Zaczarowanego Lasu oraz przywódczynią Rycerzy Nocy?

Jego słowa wmurowały ją w podłogę. Ciepło zalało jej twarz, a nawet usłyszała bicie swojego serca. Wzięła głęboki oddech, rozumiejąc co on do niej mówi. Ludzie tu często kłaniali się jej, ale sądziła, że robią tak, bo kiedyś nimi władała lub ze strachu. Nie myślała, że naprawdę chcą ją na królową.

— Tak — odparła drżącym głosem, widząc, że Jonathan oczekuje jej odpowiedzi.

Sahir odwrócił się i machnął dłonią. Wieko otworzyło się, a na poduszce leżało coś, co znowu ją zaskoczyło. Korona Wielkiej Crystal, która jako pierwsza zaczęła władać Zaczarowanym Lasem. Widziała ją jedynie w księgach, a sama uważała, że nigdy nie istniała. Teraz też nie wiedziała, czy to kopia, ale była pod wrażeniem.

— Ja, Jonathan Anthony Davis, założyciel stowarzyszenia Rycerzy Nocy oraz Innego Świata, mianuje ciebie na naszą nową, prawowitą królową.

Sahir podał młodszemu mężczyźnie koronę, a ten położył ją na głowie brunetki. Regina wyprostowała się, a obydwoje ukłonili się przed nią. Odwróciła się i zobaczyła, że cały tłum spoczął na kolanach. Zaniemówiła, wzruszając się. Naprawdę uważali ją za królową.

— Nie wiem, co powiedzieć — zaczęła spokojnie. — Nie będę wygłaszała jakichś specjalnych przemów, bo nie spodziewałam się tego, ale cieszę się, że tu jesteście. Stoicie w zbrojach, gotowi oddać życie za wolność. Nie obiecuję, ale gwarantuje, że ją odzyskacie. Zrobię co w mojej mocy, żeby rządy Joviana zakończyły się, a Nikodem dzisiaj zginął. Dzisiaj zaczniemy nową epokę.

Ludzie zaczęli wiwatować i klaskać, co dodało jej pewności, że uda się im.

Podeszła do mężczyzn z wielką konsternacją w oczach.

— Czy wyście oszaleli? — zapytała, a w odpowiedzi dostała parsknięcie śmiechem.

— To niespodzianka — odparł John.

— I udała się wam.

— Ustaliliśmy, że będziesz godna tej korony — powiedział Sahir.

— To replika?

— Ależ skąd — zaprzeczył natychmiast. — To oryginał.

— Skąd ją macie?

— To tajemnica — powiedział Jonathan. — Pasuje ci do stroju, więc nie ściągaj jej. Niech każdy wie z kim ma do czynienia.

Miał rację. Korona była wypełniona diamentami, ale dominowały na niej rubiny. Była dobrze dopasowana, bo nie czuła, żeby mogła łatwo wypaść z jej włosów.

— Nie daleko pada jabłko od jabłoni — rzucił szelmowsko Jonathan. —  Kolejna Czerwona Królowa w rodzinie.

— Daruj sobie.

— Wasza wysokość — rzucił żartobliwie Derek. — Z chęcią uczciłbym to hucznie, ale musimy zbierać się do wyjazdu.

***

Byli gotowi. Dochodzila godzina dziewiętnasta. Według harmonogramu teraz nastąpiło uroczyste rozpoczęcie balu. Droga do zamku miała zająć im godzinę. Połowę trasy musieli przejść spokojnym stępem, żeby nie wymęczyć koni, które mogą stracić siłę podczas przebijania się przez bariery ochronne. Poza tym byli niecierpliwi. Każdy chciał już opuścić jaskinie, więc aby nie zjawić się tam wcześnie, musieli przemieszczać się wolniej. O dwudziestej miała rozpocząć się osobista uczta, na której mieli pojawić się bohaterowie. Na liście znajdowali się: Śnieżka, David, Henry, Emma, Hook, Robin oraz Zelena. Miało być to kameralne pożegnanie brunetki. Regina czuła się dziwnie, myśląc o tym, że wbije na swoją stypę.

Wszyscy posiadali kare konie. Wyglądali jak zjawy lub demony, a ten efekt nadawał im ten czerwony połysk na zbroi. Wśród ciemności byli widoczni, ale wywoływali strach. Regina zaś dostała siwego wierzchowca. Stała na samym czele z Jonathanem.

W całym lesie rozbrzmiewał odgłos kopyt oraz brzęk mieczy. Nikt jednak się nie odzywał. Napięcie towarzyszące im, zmuszało do rozmyślań. Każdy ryzykował, ale sądził jednocześnie, że tak musi być. Bez krwi nie ma pokoju, a bez pokoju wolności.

Gdy wdrapali się na szczyt góry, dostrzegli z oddali zamek. Był rozświetlony na wiele kolorów, a muzykę dało się słyszeć nawet z takiej odległości. To zaczynało się teraz.

Serce Reginy ścisnęło się, gdy pomyślała, że to za chwilę zobaczy swoją rodzinę, pokona Nikodema oraz wywalczy swoje szczęśliwe zakończenie. Strach ją obleciał, ale podekscytowanie szybko go zastąpiło.

— Na mój sygnał — krzyknął Jonathan. — Do boju, Rycerze Nocy!

👑🏰👑

Obserwował jak bohaterowie od siedmiu boleści wychodzą z sali balowej. Tłumy ludzi w kolorowych strojach i ozdobnych maskach tańczyły na parkiecie. Muzyka odbijała się echem od ścian, a zapach potraw otumaniał węch.

Nikodem musiał przyznać, że bal wyglądał imponująco. Nigdy nie interesował się życiem śmiertelnych, a szczególnie takimi przyjęciami, ale zaczął je doceniać. Nie dorównywało to tym, na których uczestniczył na Olimpie, ale miało coś innego w sobie.

Minęło kilkanaście minut, gdy dostrzegł na końcu sali pewnego mężczyznę. Jego zbroja rycerska była całkowicie czarna, a wzór miecza na plecach był jedynie kilka tonów jaśniejszy. Mężczyzna kiwnął głową, a Nikodem odpowiedział tym samym gestem. Zniknął za kolumną i usłyszał huk, a następnie krzyk ludzi. Sam nie wiedział kto był głośniejszy: goście czy przebrani rycerze. Jednak nie obchodziło go to. Teraz musiał udać się w stronę bohaterów.

— Jak mnie nie rozwiążecie to gorzko pożałujecie. — Usłyszał głos rudowłosej wiedźmy, która go niezmiernie irytowała.

Wszedł, zamykając za sobą z impetem drzwi. Wszyscy obrzucili go gniewnym spojrzeniem.

— Proszę, kogo tu schwytano — powiedział śmiejąc się.

Robin oburzył się, widząc przyjaciela.

— Naprawdę nie mogę uwierzyć, że masz coś z tym wspólnego.

Nikodem podszedł bliżej niego.

— Pora uwierzyć.

— Nie ujdzie ci to płazem — rzuciła Emma, próbując wyrwać dłonie ze sznura.

— Nie uda ci się, cokolwiek planujesz — dodała Śnieżka.

— A spróbuj kogoś skrzywdzić, to uduszę cię swoim hakiem.

Nikodem cmoknął.

— To Rycerze Nocy was chcą skrzywić. — Jego mina wyrażała teraz strach. — To oni są źli.

Wzdłuż ścian stali ubrani na czarno rycerze. Trzymali miecze, jakby chcieli kogoś zaatakować.

— Nikodemie, nie ma teraz czasu na słowne przepychanki — powiedział Jovian.

Mężczyzna odwrócił się na pięcie, a z jego oczu dało się wyczytać złość.

— Jak śmiesz mi rozkazywać.

— Wybacz — rzucił, żeby tylko uspokoić Nikodema.

— Nie wiem, co chodzi ci po głowie, ale nie warto — powiedział Robin, chcąc odwlec go od jego planu. — Co się z tobą stało?

Nikodem zaśmiał się.

— Ze mną? To przez ciebie tu jestem — warknął przez zaciśnięte zęby. — To ja zaatakowałem Afrodytę, a przez ciebie mi się nie udało!

Robin spojrzał się na niego z dezaprobatą.

— I to dlatego robisz to, co robisz?

— Chciałem się zemścić, a później zdobyć moc i uderzyć na Olimp — mówił gniewnie. — Sprowadziłem tu Maskę, żeby rzuciła za mnie klątwę, ale spieprzyłem to. Nie sądziłem, że znikniecie.

— Więc uwolniłeś ją tylko po to, żeby ona rzuciła zaklęcie? — zapytał Henry, będąc również wściekły na Nikodema.

Mężczyzna pokręcił głową, chodząc niecierpliwe w miejscu.

— Chciałem odebrać jej moc. Ach, ta czarna magia była kusząca, ale ta Reginy — mówił rozmarzonym głosem. —  To było coś!

Śnieżka zamyśliła się na chwilę.

— Skoro kłamałaś o swoich zamiarach, to czy mówiłeś prawdę, że Regina zmarła?

Nikodem złapał się za buzię, dusząc w sobie śmiech. Jego postawa nie przypomniała tej, którą udawał przez ostatni czas. Wyglądał jak szaleniec.

— Jej lojalność wobec was ją zgubiła — odparł. — Wytresowaliście Złą Królową, a ona tego pożałowała. Plan był prosty. Chciałem, żeby wypowiedziała kilka słów, ale nie zrobiła tego. Szkoda, bo spodobała mi się. — Robin czuł, że z każdą chwilą ma coraz większą ochotę go udusić. — Ta upartość i lojalność! Przydałaby mi się, ale mówi się trudno. Ach, gdybyście widzieli jej błagalne spojrzenie, żebym darował jej życie.

Drzwi komnaty otworzyły się z hukiem. Nikodem podskoczył w miejscu, odwracając się do wejścia. Najpierw zobaczył rycerzy ubranych w czarne zbroje z czerwonym światłem, wydobywającym się z piersi, a zaraz po nich wkroczyła do sali znajoma osoba. Miała na sobie krwistoczerwoną suknie, a jej twarz zasłaniała koronkowa maska. Jednak najbardziej przykuwała wzrok korona na jej głowie. Zaśmiała się, widząc mężczyznę, a Nikodem błagał w duchu, żeby nie była to ona.

— Nikodemie, szczerość to klucz do współpracy — zacytowała słowa mężczyzny, który spojrzał się ją nią, jakby zobaczył ducha.

🍎🍎🍎

Wejście do sali kosztowało ją wiele stresu. Nie mogła uwierzyć, że przed nią jest cała rodzina, ale nie obdarowała ich spojrzeniem. Wiedziała, że mogłoby ją to złamać, a musiała być silna. Rzuciła szelmowski uśmieszek w stronę bożka. Ściągnęła maskę, a jej wyraz twarzy pogłębił się.

— Jak na martwą wyglądam rewelacyjnej, czyż nie? — zapytała, a Nikodem otworzył usta ze zdziwienia.

W między czasie przełamała się i przeniosła wzrok na Henry'ego, który uśmiechał się do niej szeroko. Chciała zignorować bożka i podbiec do syna, ale nie mogła. Sahir już wchodził od tyłu, a cienka powłoka oddzieliła ich.

— Ale jak... ale ty... — jąkał się, nie umiejąc zebrać słów. — Jakim cudem złamałaś klątwę snu?

Obrzuciła go tajemniczym spojrzeniem. Zaczęła zbliżać się do niego.

— Zawsze jest jakiś sposób.

— Widzę, że zdążyli uznać cię za swoją królową — powiedział, wpatrując się na koronę. — Chyba, że sama się koronowałaś.

— Tak się składa, że została wybrana przez ludzi. — Do sali wszedł Jonathan z Edith u boku.

— A kogo ja tu widzę — odparł Nikodem. — Główny problem Zaczarowanego Lasu i Maska. Przyprowadziłaś znajomych.

— Widzę, że się boisz — powiedziała Regina, widząc jak jego dłoń się trzęsie. — Będziesz błagał o litość?

Nikodem zaśmiał się.

— Och nie, to nie ja dzisiaj zginę — mówił z szaleństwem w głosie. — Tylko wy wszyscy!

— Wybacz, ale przyszłam cię tu pokonać, więc jakby się mylisz.

Śmiech mężczyzny znów rozniósł się po sali, odbijając się echem po barierach ochronnych.

— Chcesz zaatakować kogoś, kto nie może zrobić tego samego?

— Wiesz, że bez magii sobie mogę poradzić.

— Och tak, dobrze pamiętam — odparł z niechęcią. — Ale tym razem chyba mnie nie ugryziesz w język?

Regina zauważyła kątem oka, że Robin szarpie się z sznurami. Chciała mu powiedzieć, żeby przestał, bo to pogarsza sprawę, ale darowała sobie. Łucznik był zbyt uparty, żeby ją posłuchać. Poczuła jednak jakiś tajemniczy przypływ mocy, który rozchodził się po jej żyłach. Strach ścisnął ją za serce. To był już ten czas. W dłoni pojawił się jej długi kryształowy miecz. Nikodem spojrzał na nią zdumiony.

— Czyli tak to chcesz rozegrać? — zapytał. — Jakim cudem zdołałaś je przywołać?

Wydęła usta, wzruszając ramionami.

— Czy to ważne?

— Nie jesteś godna go dzierżyć — rzucił oskarżycielsko. — Nawet nie masz takiej mocy, żebyś w tej krainie go używała.

Przypomniała sobie, jak Zeus określił jej magię. Dla niego podobna była do mocy Olimpu, cokolwiek to znaczyło. Postanowiła wykorzystać ten fakt, jednak miała obawę, czy uda jej się. O dziwo srebrzysta kula pojawiła się w jej dłoni.

— Wystarczy mi mocy, żeby walczyć — odparła hardo. —  I żeby cię zabić.

— Spokojnie — rzucił, a Regina zaobserwowała, że obleciał go strach. — Może wrócimy do naszego planu? Ty i Emma oddacie mi moc, a ja odejdę z tej krainy.

Złapała kontakt wzrokowy z blondynką, ale ich zdania na ten temat się nie różniły.

— Marnotrawstwo — powiedziała z udawanym smutkiem. — Bogowie zmiażdżą cię jak robaka, a razem z tobą naszą moc, więc chyba ją zatrzymamy.

Wyraz Nikodema zmienił się. Już nie wyglądał jak potulna osoba, ale jak szaleniec. Zacisnął rękę na rękojeści i obrzucił ją lodowatym spojrzeniem. Na Reginie nie zrobiło to wrażenia, bo walczyła z własnym zdenerwowaniem. Dostrzegła, że bariera ochronna przybrała mleczną barwę. Wszystko było gotowe, ale tylko nie ona. Przynajmniej tak się jej zdawało, bo znów poczuła przypływ siły.

— Zakończmy to — rzuciła, chwytając za klamrę i ściągając z siebie obciążający ją tył.

Rzuciła go w bok, a Nikodem westchnął.

— Ach, zapomniałem o tym fakcie — powiedział z cwaniackim uśmiechem. — Czekaj, wy jeszcze o tym nie wiecie.

Odwrócił się, ale nie zobaczył bohaterów. Zrobił wielkie oczy, widząc jasną poświatę.

— Gdzie oni są? — zapytał zdumiony.

— To już powinno cię najmniej interesować, bo twój plan się nie spełni; nikogo nie zabijesz.

Mężczyzna prychnął.

— Nie chciałem nikogo zabijać — odparł ze złością. — Gdy straciłem Edith, a później ciebie, to Emma wydawała się być odpowiednia. Chciałem odebrać jej moc, pomęczyć Robina, a później... No cóż, pozostawić ich Jovianowi, który by się ich pozbył.

Dla niej było to marne usprawiedliwienie. Teraz przynajmniej miała pewności, że tak się nie stanie, choć dalej toczyła się walka.

Sahir po wytworzeniu bariery oraz słuchania próśb, a dokładniej gróźb, żeby ich uwolnić, zrobił to. Wszyscy niemal rzucili się do środka, ale ochrona zachowała się jak ściana, nie przepuszczając nikogo.

— Regina! — krzyknął Robin, ale brunetka nie zdawała się go słychać. Rzucała w ich stronę spojrzenia, ale błądziła wzrokiem, jakby nie mogła ich też dostrzec. — Wpuść mnie. To niebezpieczny pojedynek.

— Który ma stoczyć Regina i Nikodem — syknął ostro mag. — Nikt nie może im przeszkodzić.

— Nie znam cię i z pewnością masz dobre zamiary, ale możemy jej pomóc.

—  Śnieżko — rzucił Jonathan, który podszedł do nich. Kobieta zdawała się być zaskoczona jego widokiem. Nie widziała go, odkąd była dzieckiem. — Nie naciskaj. Bogowie wspierają ją, ale zastrzegli, że nie można im przerwać.

Robin zacisnął szczękę. Miał ich teraz gdzieś. Wiedział, że często się mylili i sam fakt, że byli bóstwami, nie ułatwiał tego. Zawiesił wzrok na Reginie. Targało nim wiele uczuć. Jeszcze przed chwilą dał sobie wmówić, że ona nie żyje, a tymczasem pojawiła się w drzwiach. Chciał podbiec i dotknąć ją, ale cholerna bariera nie pozwalała na to. Oprócz tego bał się, że coś się jej stanie, a tego by nie zniósł, bo tym razem byłby przekonany o jej śmierci.

— I co, mamy tu tak stać? — powiedział Hook. — Chętnie przyłączę się do walki.

Jonathan znał sytuację na zewnątrz i wewnątrz zamku, więc musiał rozczarować pirata. Ludzie Joviana byli nieźli, ale jego niepokonani. Poza tym większość armii królewskiej nosiło przebrania, a część nie. Nie chciał teraz wtajemniczać w plan ataku bohaterów.

— Bezpieczniej zostać tu.

— Czy Regina jest... — zaczęła Emma z uniesioną brwią.

Każdy spojrzał się na brunetkę z większą uwagą, dostrzegając jej lekko zaokrąglony brzuch. Robinowi serce dosłownie stanęło, ale w tej samej sekundzie strzała przemknęła tuż przy jego głowie.

— Za wami — rzucił Jonathan, wyciągając z pochwy miecz, gdy otoczyli ich ubrani na czarno rycerze.

Regina nie miała pojęcia co się działo za barierą, bo ta musiała wygłuszać każdy dźwięk.

— Zakończmy to — rzuciła, a determinacja na jej twarzy zasugerowała Nikodemowi, że nie będzie to łatwa walka.

Uniosła ostrze, stawiając krok do przodu. Pamiętała, że musi zrobić wszystko, żeby mężczyzna upuścił miecz. Miała już na to plan, który opracowała z Hecate, ale nie mogła go teraz wdrążyć.

Nikodem jak się okazało był bardzo zwinny. Z gracją oraz siłą blokował jej ataki, a tym samym zadawał kolejne. Brunetka czuła, że miecz zaczyna jej ciążyć, a ciosy stają się niedokładne. Mimo wszystko parła do przodku. Większość ruchów nie była jej. Nawet nie miała świadomości, że je wykonuje. Działo się to za sprawą Ateny.

— Nie uda ci się — rzucił bez zadyszki mężczyzna. — Stajesz się coraz słabsza.

— Nie byłabym tego taka pewna — odparła.

Zamachnęła się, zadając cios w bok, który został ponownie zablokowany. Nikodem siłą odepchnął jej ostrze, chcąc go wytrącić, co mu się prawie udało. Zranił ramię brunetki, ale ta o dziwo ciągle dzierżyła w dłoni rękojeść. Był mile zaskoczony, że ma godnego przeciwnika, ale coś mu się nie zgadzało. Parł dalej, ale nieskutecznie. Postanowił zmienić taktykę. Podniósł ostrze, ale nim Regina zdołała również to zrobić, on z powrotem go dał do dołu. Brunetka nie miała szans na zmianę ruchu. Zawahała się, a miecz Nikodema uderzył ze zbyt wielką siłą w jej.

Głuchy brzdęk, który wydobył się, gdy ostrze upadło na marmur usłyszeli nawet bohaterowie. Walczyli z armią Joviana, ale przestali. Wszyscy stanęli w bezruchu, spoglądając na Nikodema i Reginę. Przeraził ich widok, gdy mężczyzna bez cienia zawahania wbił ostrze w nadbrzusze brunetki.

— Widzisz, myliłaś się — powiedział zadowolony, ale również smutny. — Wygrałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top