🌌22🌌
🍎🍎🍎
Nie wątpliwie spostrzegła w nim coś znajomego. Świdrowała go wzrokiem, ale nie wiele jej to dało. Nie wiedziała, czy to co mówi jest prawdą ani czy ona jest w realnym świecie. Mężczyzna trzymał ją za ramię, więc wyszarpnęła się. Mrużąc oczy, obserwowała go. Wstał z łóżka i rękami podniesionymi w górze chciał pokazać, że nie ma złych zamiarów. Regina od razu wyczuła, że nie ma mocy. Na jej dłoni znów leżała bransoleta.
Jonathan musiał działać taktownie. Rumpelsztyk przestrzegał go, że nie będzie łatwo, a szczególnie w takim momencie. Zauważył, że wzrok mamy skierował się na ogranicznik mocy, więc spokojnym krokiem ponownie podszedł do łóżka. Usiadł na zboczu i ściągnął jej bransoletę. Wiedział, że jest cały czas obserwowany.
— Jesteś podobny do Robina — powiedziała cicho.
— Tak, ale mówią, że oczy mam po mamie.
Odwrócił twarz w jej stronę i spojrzał jej prosto w oczy. Regina miała wrażenie, że dostrzega te same oczy, które widzi w swoim odbiciu. Mimo że go nie znała, to czuła w środku jakiś spokój i pragnęła mu zaufać. Ciężko było jej to zrozumieć, a dalej wydawało się jej, że jest w śnie. Sama nie wiedziała ile czasu minęło.
— Jak długo spałam? — zapytała, a Jonathan spojrzał na zegarek.
— Dwadziecia minut? — odparł niepewnie. — Prawdopodobnie tyle, ale ten wynalazek doktora Whale'a może być trochę opóźniony.
Regina spojrzała na Jonathana zdziwiona. Zastanawiała się jak ten idiotyczny lekarz mógł cokolwiek zrobić. Był w końcu martwy. Przez myśl jej przeszło, że może ten tchórz znał plany Edith i uciekł. Mężczyzna jednak zauważył jej konsternację.
— Ach, wybacz, ale zapominałem się — powiedział ze skruchą w głosie.
— Co się stanie w przyszłości? — zapytała podejrzliwie, a Jonathan nerwowo zerknął na zegarek.
— Mamo, teraz powiem tyle, że musimy niezwłocznie pokonać Edith, bo jej mrok strawi całe miasto. — Regina poczuła się dziwnie, gdy się tak do niej zwrócił. — Musisz mi zaufać i pomóc.
Brunetka skinęła głową. Jonathan wstał i ściągnął pelerynę. Pod nią miał skórzany strój do walki. Wyciągnął zza pasa mały woreczek. Położył go na stoliku nocnym.
— To proszek zapomnienia. Zostawię go tu, żebym nie zgubił.
Regina znowu obserwowała mężczyznę. Naprawdę widziała chodzącą kopię Robina. Nie mogła się na niego napatrzeć. Jonathan ponownie zarzucił odzienie. Stanął na przeciw brunetki, która położyła dłoń na jego policzku, uśmiechając się czule.
— Naprawdę go przypominasz — szepnęła.
Jonathan dotknął jej dłoni i odwzajemnił umiech. Zapomniał na chwilę o swojej misji i przytulił brunetkę. Tęsknił za nią bardzo. Regina zaś od dawna nie czuła się tak dobrze. Dopiero teraz samotność gdzie zniknęła. Poczuła wewnętrzną siłę.
— Pokonajmy ją raz na zawsze — powiedziała i wraz z Johnem ruszyła ku wyjściu. — Jaki masz plan?
— Problem w tym, że go nie mam — odparł i po chwili dodał: — W sensie, Rumpel pokazał mi, że tym mieczem zabiję ją.
Regina przyjrzała mu się. Nigdy go wczeniej nie widziała, ale od pewnego czasu wyczuwała moc bijącą od niego.
— Nie znam tego miecza.
— Wykułaś go z pewnymi osobami przed pewnymi wydarzeniami — odparł.
— Podejrzewam, że i tak będę musiała o tym zapomnieć, więc śmiało możesz mówić o przyszłości — stwierdziła, zamykając za sobą drzwi wejciowe. Jonathan zatrzymał się.
— Obiecuję, że wszystko wyjaśnię, ale przyszłość może cię zaskoczyć, a nic nas nie może rozpraszać. — Brunetka skinęła głową. — Będziesz musiała przekierować swoją moc na Maskę. Zapewne będzie używała swojej mocy, a to ją przynajmniej przyćmi. Powinno się udać, ale Rumpel przewidział dwa różne zakończenia tego. Zapewnił mnie, że ma pewien plan jak uzyskać dobre zakończenie, ale nic więcej nie zdradził.
Regina i Jonathan doszli do końca ulicy i zauważyli, że pod wieżą zegarową stała Edith. Była do nich odwrócona tyłem. Ciemne smugi światła otaczały ją, a ona wyglądała jakby wpatrywała się w niebo. Nagle jej głowa zaczęła się odwracać w ich stronę, choć jej ciało było dalej odwrócone. Na twarzy miała czarną maskę, która uśmiechnęła się do nich. Wyglądało to naprawdę niepokojąco. Regina widziała ją kiedyś w podobnym stanie, ale nigdy w takim. Zauważyła, że John wysuwa miecz z pochwy. W jej dłoni pojawiły się o dziwo dwie białe kule światła.
— Teraz — szepnął.
Wyciągnęła przed siebie dłonie, a jasne promienie uderzyły prosto w Edith. Nie odrzuciły ją do tyłu, tylko unieruchomiły. Nie zatrzymało jej to, bo za Reginą pojawiły się czarne, niekształtne masy. John przebijał je na wylot mieczem, przez co zaczynały znikać. Okazało się jednak, że również potrafiły zaatakować, bo odrzuciły jej syna do tyłu, a ich wygląd zmienił się. Zaczynały przybierać postać ludzi, które dzierżyły miecze. Nie dało się ich pokonać, bo powstawały nowe postacie z mazi, w którą sią zmieniały po zadaniu ciosu. Regina wiedziała, że John nie dostanie się do Edith bez jej pomocy. Dołożyła więcej siły do osłabienia szatynki i oderwała jedną rękę. W tej powstała kula ognia, którą rzuciła w tłum czarnych rycerzy. Nie dało to za wiele, bo powstali ze szczątków równie szybko i zdawało się, że było ich dwa razy więcej. Mimo to dalej atakowała ich kulami ognia, a John poruszał się coraz sprawniej. Coś przykuło jej wzrok. Kolejna ciemna maź wykreowała się po jej prawej stronie. Nie była w stanie jej zabić, bo powstawały kolejne, które oblegały Johna. Zamknęła oczy, starając się unieszkodliwić Edith. Czuła, że traci siły, ale nie mogła przestać. Kreatura podchodziła coraz bliżej, a jej postać z każdą chwilą przypominała człowieka. Swoim mieczem starała się ją zranić, ale Regina odskoczyła w bok. Przerwała połączenie, ale Maska nie wydawała się być pełna sił. Rzuciła kulą ognia, a ten roztopił się, ale za nim stali już kolejni. Brunetka nie wyrabiała się, bo zaczynała to być praca Herkulesowa. Na jej syna ciągle nacierały potwory. Potrzebowali wsparcia, ale wiedzieli, że go nie dostaną. Regina musiała ponownie wymierzyć moc w szatynkę. Ignorowała kreatury, które do niej podchodziły. Poczuła na karku oddech jednego z nich i w duchu wiedziała, że nie zdąży się obronić na czas, jednak potwór rozpłynął się. Spojrzała za siebie i dostrzegła niewielką postać, która miała naciągnięty łuk. Celowała w potwory i wysyłała ku nim strzały. Regina podziękowała jej stokroć w duchu i wróciła do Maski. Nie mogła się jednak w pełni skupić, bo podobna postać do tej z łukiem wyszła na przeciw niej. Wyglądała na zagubioną, ale biegła wprost do niej. Miała naciągnięty kaptur na twarz, więc Regina nie wiedziała kim ona jest. Mimo że dzielił ich niewielki odcinek drogi, to obok postaci stanął potwór. Regina odruchowo skoczyła, odpychając ją. Ostrze kreatury wbiło się w ziemię, więc brunetka rzuciła w niego kulę ognia. Zobaczyła, że John ma niewielki problem, więc ponownie wyciągnęła dłonie w stronę Edith. Tym razem poczuła jednak wsparcie. Mała postać złączyła ich moce, więc Maska skuliła się. Potwory przestały się odradzać, a John był coraz bliżej celu. Strzały ciągle przeszywały powietrze, a Regina zorientowała się, że jeszcze jedna osoba pokonuje stwory. Była dorosłej postury i w dłoniach trzymała miecz.
— Jonathanie, zostaw ich — krzyknęła w stronę mężczyzny.
Regina miała wrażenie, że słyszy kogoś znajomego. Skupiła się jednak na mocy. Nie znała tej osoby, z którą rzucała zaklęcie, ale również dysponowała potężną magią. Druga postać rzuciła łuk na ziemię i przyłączyła swoją magię. Maska znacznie zesłabła. Potwory znikały i pojawiały się niczym hologramy. W pewnym momencie ostrze miecza wybawiciela zaświeciło. John wbił je w ciemną chmurę, która otaczała Edith. Rozbłysło się światło, które przeszyło całe miasteczko. Gdy zgasło, Regina zauważyła, że Jonathan leży na ziemi nieprzytomny. Wszyscy pobiegli w jego stronę. Pierwsze jednak dotarły małe osoby. Jedna z nich, która strzelała z łuku, wyciągnęła niewielką, skórzaną piersiówkę i nachyliwszy się, przelała zawartość do ust Jonathana.
— Kim jesteście? — zapytała Regina, trzymając dystans.
Dwie postacie podniosły głowy. Oprócz kapturów miały ciemne maski, zaciągnięte pod same oczy. Jedna z nich odrzuciła pustą buteleczkę wraz z łukiem i razem podbiegły do Reginy, wtulając się w nią. Z racji, że były niskie, to sięgały jej do pasa. Brunetka była zaskoczony i spojrzała się zdzwiona na Jonathana, który otrzepywał się z pyłu. Chciał odciągnąć dziewczynki na bok, ale te bardziej wtuliły się w Reginę, która nie za bardzo wiedziała jak się zachować.
— Czyli już po wszystkim? — zapytała druga kobieta. Regina zmrużyła oczy.
— Emma?
— Blisko — odpowiedziała i ściągnęła kaptur, ukazując bujne, blond włosy. — My się jeszcze nie znamy. Jestem Hope Jones.
Brunetka otworzyła usta z zaskoczenia. Uśmiechnęła się do niej szeroko.
— Emma ma córkę? — zapytała, a blondynka kiwnęła głową. — To cudownie.
— Błagam was — mruknął John w stronę dziewczynek, które niechętnie do niego podeszły. — Ściągnijcie maski. Powietrze jest tu czyste.
Najpierw złapały za kaptury, odkrywając ciemne i długie włosy. Następnie chwyciły za maski i pokazały twarze. Wyglądały niemal identycznie, choć Reginie wydawało się jednak, że potrafiłaby je odróżnić. Były dość podobne do Jonathana. Brunetka zmarszczyła czoło i spojrzała się na niego.
— Masz już dzieci? — zapytała, przez co wywołała śmiech u wszystkich. — Też powinnam się zaśmiać?
Jonathan pokręcił głową i złapał dziewczynki za dłonie. Zaprowadził je bliżej Reginy.
— Przedstawiam ci Josephine Evelyn Mills i Isabelle Veronice Mills, które są najgrzeczniejszymi dziesięciolatkami w Zjednoczonym Królestwie, choć tylko one potrafię nabroić gorzej niż chochliki — powiedział i uśmiechnął się szeroko. — Poza tym są moimi najmłodszymi siostrami.
Regina spojrzała się na niego zaskoczona. Słowa Jonathana zbiły ją z tropu. Ich sens do niej nie dochodził, a gdy to zrobił, otworzyła usta ze zdziwienia.
— Chcesz mi powiedzieć, że będę mieć córki? — John kiwnął głową. — Nie żartujesz?
Mężczyzna zniżył się do dziewczynek i wcisnął między ich głowy swoją. Pokazując na twarze, powiedział:
— Ta majestatyczne piękno nie wzięło się znikąd. — Hope pacnęła go w głowę.
Regina dalej była w delikatnym szoku. To było dla niej trochę za dużo.
— Nie powiem, że nie jestem zawiedziony waszym zachowaniem — odparł. — Hope, czemu tu za mną przybyłyście?
— Dziewczyny wskoczyły do portalu chwilę po tobie. Bałam się, że coś się im stanie, więc poszłam za nimi — wytłumaczyła.
— Nie jestem w temacie, ale coś czuję, że ma to związek z pewnym czarodziejem, który nazywa się Rumpelsztyk — rzuciła, a obydwie dziewczynki potwierdziły skinieniem. Hope spojrzała się na nią pytająco. — Jonathan powiedział, że podobno ten głupiec coś ma w zanadrzu. Zresztą to w jego stylu.
— W sumie racja — odparła blondynka.
Regina w pewnej chwili sobie coś uwiadomiła. Fala gorąca zalała ją, a zdziwienie ponownie wymalowało się na jej twarzy. Jakim sposobem Hope była córką Emmy, skoro ciągle jej powtarzano, że wszyscy zginęli.
— Chwila — mruknęła cicho. — Czy to znaczy, że oni żyją?
Hope spojrzała się na Jonathana, który odwrócił się do matki. Pamiętał, że Rumpel mówił mu o tym. Brunetka nie wiedziała, co się stało z bohaterami.
— Cały czas żyli — odparł. — Prawdę powiedziawszy, to gdy zdjąłem klątwę snu, to złamałem również zaklęcia Maski. Wszyscy się gdzieś przenieśli, ale gdzie to nie wiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top