🌌17🌌
🌑🌑🌑
Edith przyglądała się zwierciadle, które leżało na stole. Obrazy pojawiały się w nim zbyt szybko, by mogłaby je zobaczyć, ale domyślała się ich. Na początku kolory były ciemne. Od czasu do czasu przebijał się róż lub niebieski, ale na tym się kończyło. Teraz było odwrotnie. Czerń i odcienie szarości zostały zastąpione przez kolory tęczy. Edith bez problemu mogła przejść przez taflę szkła. Brzmiało to dość dziwnie, zważając na rozmiar lustra, jednak wystarczyło wsunąć palce, żeby znaleźć się po drugiej stronie. Szatynka jednak miała z tym problem od jakiegoś czasu. Przed pojawieniem się bohaterów robiła to bardzo często, ale po rzuceniu klątwy czuła opór. Najpierw niewielki, ale teraz musiała używać dużej siły. Obawiała się, że to przez Reginę, która robiła ciągle zamęt. Edith nie przyznawała się nikomu, ale miała dziwne przeczucie. Cały czas obserwowała rząd świec, które kończyły się w centrum miasta. Wyglądały zwyczajnie; grube świece z białego wosku z jasnym knotem, które trzymane były przez drewniane, proste słupki. Ostatnia jednak była inna. Świeciła mocnym, srebrzystym ogniem, który sam z siebie powodował uczucie niepokoju. Wosk był koloru czarnego, ale ciężko było go dostrzec, bo był pokryty srebrnymi łuskami. Świeca stała na żelaznym słupie, który mienił się ciągle. Edith wiązała wstążkę, gdy świeca gasła. Mogła dzięki temu pilnować czasu jaki jej pozostał. Teraz przestała to robić. Świeczka, która jako ostatnio zgasła, ponownie się zapaliła, mimo że Edith nic nie robiła. Czuła, że to wina Reginy.
W pewnym momencie do pokoju weszła Emma w towarzystwie reszty bohaterów. Rozmawiali cicho między sobą, a Edith znała powód. Nie chcieli jej zaufać i nie dziwiła się im, bo sama nie była szczera.
— Co jest? — zapytała, siląc się na przyjazny ton. — Jakiś przełom?
— Gold przekazał nam, żebyśmy tu na niego poczekali, bo podobno coś ustalił z Belle — odparła i zajęła miejsce z Hookiem naprzeciwko niej. — Coś czuję, że to nie będą najlepsze wieści.
— To prawda — powiedziała Śnieżka. —Belle nie wyglądała na zadowoloną, choć wiele nie mówiła.
W tym momencie wszedł Gold, trzymając Belle za rękę. Ich syn wraz z innymi dziećmi był pilnowany przez wróżki. Ich miny były kamienne i nie wyrażały żadnych emocji. Dziewczyna usiadła przy stole, a jej mąż wpatrywał się z niechęcią w Edith.
— Nie jest ciekawie — zaczął mówić, a nadzieja każdego przygasła. — Nie ma stąd wyjścia. Za granicami znajdują się inne wspomnienia Edith, do których nie mamy możliwości wstępu. Osobiście chciałem sprawdzić tą sprawę jabłoni i rzeczywiście ją widziałem, ale zniknęła zanim zdążyłem podejść.
— Jaka jabłoń? — przerwała mu Edith, ale nie dopuściła nikogo do głosu. — Zresztą nie ważne, kontynuuj.
— Nasza magia tutaj jest kompletnie inna, więc rzucenie jakiegoś zaklęcia nie rozwiąże sprawę. Jest tylko jedna możliwość. — Wszyscy wstrzymali oddech. — Klątwa w Storybrooke musi zostać złamana.
— Jest jakieś ale? — zapytała Śnieżka.
— Zawsze jest — dodała cicho Emma.
— Dopóki Edith żyje, to my też żyjemy.
— To nie tak źle. — Rumpel zacisnął szczękę, wiedząc, że dni Meredith są policzone, ale nie chciał tego mówić Emmie. — Znajdźmy więc sposób, żeby złamać klątwę.
— Niepotrzebnie stracicie czas. — Słowa Golda wywołały mieszane uczucia u wszystkich. — Jeśli chcecie złamać klątwę, to musicie być w prawdziwym świecie, ale dostaniecie się tam jedynie po złamaniu klątwy.
Mroczny nie miał zamiaru wspominać jak prawdopodobnie będzie wyglądała przyszłość, bo sam wiedział nie wiele. Jasne było to, że wybawiciel ich ocali. To, że miał zabić Edith w niczym nie przeszkadzało. Nie chciał jednak dawać nadziei bohaterom. Przyszłość nieraz go zaskakiwała, więc nie miał ochoty brać odpowiedzialności za swoje słowa. Choć wierzył w przeznaczenie, miał jednak wątpliwości do tego, jak zostanie złamana klątwa, ale nie przejmował się tym zbytnio.
— Czyli wszystko zależy od Reginy. — Gold przytaknął Davidowi.
— Musi być jeszcze jakieś inne rozwiązanie — powiedział Robin. — Nie możemy teraz po prostu usiąść i czekać.
Emma zgadzała się z Robinem. Nowy wybawiciel pokonując Edith zbyt wcześnie mógł ich zabić. Poza tym wiedziała, że Robin ma najciężej. Jego prawdziwa miłość i syn utknęli w Storybrooke i nawet nie wiadomo było, co się z nimi działo. Zresztą sama odczuwała brak Reginy. Przez te wszystkie lata zbliżyły się i nie były jedynie rodziną, ale również przyjaciółkami. Nie chciała czekać na cud.
— Nawet jeśli nie ma innego sposobu, to i tak musimy próbować — zaczęła Emma. — Błagam was, mamy tu Śnieżkę, księcia, Mrocznego, pirata, Autora, złodzieja, wiedźmę z Oz i osobę, która przeczytała więcej książek niż my wszyscy razem wzięci. Oprócz nas jest tu wiele innych ludzi, którzy są bohaterami. Nie uda nam się? Trudno, przynajmniej spróbowaliśmy.
🍎🍎🍎
Nogi zrobiły się jak z waty, a pojawiające się łzy, napłynęły jej do oczu. Stała w wejściu, starając się poruszyć, ale coś nie pozwoliło postawić jej kroku. Sądziła, że śni. Zrobiło się jej ciepło w sercu, a uśmiech powoli zaczął pojawiać się na jej twarzy. Zamrugała kilka razy, żeby pozbyć się mgły, która powstała przez łzy. Jednak Roland, który siedział w kącie, nie zniknął.
Nie zauważył jej, wpatrując się pustym wzrokiem w ścianę naprzeciwko. Obok niego świeciła się słabo lampka, która oświetlała jego twarz. Pomieszczenie, w którym się znajdował było wielkie. Przez ciemność ciężko było dostrzec ściany, ale z łatwością dało się widzieć, że chłopiec był za kratami. Przecinały pokój wszerz i nie wyglądały przyjemnie. Za nimi stało niewielkie łóżko oraz okrągły stół, na którym leżał pusty talerz wraz z stosem cienkich książek.
Regina przeszła przez próg, a dźwięk jej kroków zwrócił uwagę Rolanda. Wyglądał na zaskoczonego, ale nie widział nikogo.
— Kto tam jest? — Jego cichy głos sprawił, że Reginę przeszły dreszcze.
— Roland? — powiedziała, czując, że coś ścisnęło ją za gardło.
Chłopiec zrobił wielkie oczy, zeskakując z łóżka. W jednej chwili znalazł się pod kratami, wciskając głowę.
— Regina — rzucił bezgłośnie, dalej nie widząc kobiety. — To ty?
W pewnym momencie Regina oprzytomniała całkowicie i podeszła szybko do chłopca, który wreszcie ją dostrzegł. Do ich oczu napłynęły łzy, a chłopiec zaszlochał, gdy kobieta złapała za jego dłoń.
— Roland, to naprawdę ty — powiedziała, uśmiechając się szeroko.
— Ona powiedziała, że już was nie ma — mówił, jąkając się przez łzy. — Myślałem, że nigdy was nie zobaczę.
— Nie płacz, wszystko jest już w porządku.
W tej chwili do niej dotarło, że Robina tu nie ma. Zatkało ją, bo bała się powiedzieć mu poraz drugi, że jego tata prawdopodobnie nie żyje. Wzięła głęboki wdech. Nie chciała mu tego mówić. Nadzieja jaka biła z jego oczu przeraziła ją. Zagryzła wargę.
— Zaraz cię uwolnię.
Rozejrzała się po kratach i dostrzegła coś w kształcie drzwi. Rozpaliła w dłoni ogień, żeby lepiej widzieć. Dostrzegła kłódkę, której chciała pozbyć się za pomocą magii, ale nic się nie działo. Zaczęła się denerwować, bo czas nieubłaganie leciał i musiała się spieszyć.
— Musisz mieć ten nóż. — Regina zmrużyła oczy, nie rozumiejąc chłopca. — Edith miała taki mały miecz, który tam wkładała.
Zastanowiła się przez chwilę, czy nie mówił o sztylecie. Za pomocą magii w jej dłoni pojawił się przedmiot. Pokazała go Rolandowi, który skinął głową. Wbiła więc go w kawałek żelastwa, który odpadł od krat. Szybkim ruchem otworzyła szerzej drzwi. Chłopiec wpadł w jej ramiona, a ona myślała nad tym co dalej. Roland nie mógł zostać w Storybrooke. Dzisiaj zdradziła Edith, a Nikodem ją. Nigdzie nie było bezpiecznie, choć tu szczególnie.
W oddali dostrzegła połyskujące niebieskim światłem małe koraliki. Do głowy przyszedł jej pewien pomysł.
— Będziesz miał pewne zadanie — powiedziała, patrząc mu prosto w oczy, ale chłopiec zignorował jej słowa.
— Co z tatą? — Regina zaczęła powstrzymać napływające łzy, a w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się pokrzepiająco.
— Ja... ja nie wiem — odparła po chwili. — Nie mam pojęcia. Nikogo nie było jak się obudziłam.
— Czyli jednak miała rację? — Na twarzy chłopca pojawił się szok, który zmieniał się powoli w rozpacz.
— Nie miała. Powiedziała mi, że nie żyjesz, co nie jest prawdą. — Roland nie wydawał się przekonany. — Musisz mnie teraz posłuchać uważnie.
Regina podeszła do regału, na którym stał wysoki wazon. Wyciągnęła z niego magiczną fasolkę i podała ją chłopcu.
— Wrócisz do Zaczarowanego Lasu i odnajdziesz Brata Tucka.
— Nie zostawię cię. — Regina uśmiechnęła się. — Pomogę ci odnaleźć tatę i wszystkich.
— Kochanie, ja nie mogę pozwolić ci tu zostać — powiedziała cicho, mając nadzieję, że Roland odpuści. — Tu jest niebezpiecznie. Nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie, a w Zaczarowanym Lesie jest bezpieczniej.
Chłopiec wpatrywał się w nią z bezsilnością w oczach. Regina bała się, że nie będzie w stanie go ochronić. Reakcja Edith na zdradę mogła być nieprzyjemna. Zresztą Robin wolałby, żeby jego syn był bezpieczny.
W pojemniku było dość dużo fasolki, którą zapewne używała Edith i Nikodem. Wyciągnęła jeszcze jedną. Resztę zniszczyła magią, pozostawiając szary proch.
— Patrz, jak Edith zostanie pokonana, to wrócę po ciebie i razem odnajdziemy twojego tatę.
Regina wiedziała, że popełnia błąd. Nie powinna była okłamywać Rolanda, choć sama nie znała prawdy. Musiała jednak uspokoić chłopca i odesłać go w bezpieczne miejsce za wszelką cenę. Zamierzała się martwić konsekwencjami później.
— Obiecujesz? — Kobieta zagryzła wargę i kiwnęła głową. — No dobrze.
Uśmiechnęła się z ulgą, że nie będzie musiała użyć magii, aby skłonić chłopca do tej decyzji.
— Posłuchaj mnie uważnie, wystarczy rzucić nią o ziemię i wskoczyć do portalu, myśląc o miejscu, do którego chce się udać — tłumaczyła spokojnie, żeby Roland ją zrozumiał. — Zrobimy to gdzie indziej, bo tu jest za mało miejsca.
— Zrobicie co? — Chłodny głos Nikodema sprawił, że przeszły ją ciarki.
Odwróciła się w jego stronę, nie zważając na szatynkę obok. Zmierzyła go spojrzeniem, które wyrażało gniew, a Rolanda zasłoniła plecami. Regina czuła jak złość wypełnia jej żyły, a w dłoniach pojawia się znajome ciepło ognia. Chciała się zemścić. Mimo że przestała być zła, pragnęła wyrwać im serca i rozkoszować się ich śmiercią.
— Zepsułaś naszą niespodziankę — powiedział z wyraźnym niezadowoleniem.
— Pożałujesz tego — odparła i spojrzała w oczy Edith. — A ty szczególnie.
Szatynka spuściła wzrok. Speszyła się, ale nie była zdziwiona reakcją brunetki. Okłamywała ją od początku, przez co czuła się winna. Gdyby wyjawiła prawdę wcześniej wszystko wyglądałoby inaczej.
— Spokojnie, nie róbmy z siebie wrogów — rzucił Nikodem. — Możemy wrócić do normalności, ale pod jednym warunkiem.
— Słucham w takim razie?
— Roland zostanie tutaj, bo...
— Nie ma takiej mowy — przerwała mu natychmiast. — Co za różnica, czy zostanie tutaj czy gdzie indziej?
— Jeśli zostanie tu, nie skrzywdzę go, a ja będę pewien, że nie zdradzisz mnie ponownie.
— W porządku. — Nikodem zmarszczył brwi.
Prawdę powiedziawszy nie spodziewał się takiej reakcji. Nastawił się na walkę, a nie na łatwe poddanie się. Nie uśpiło to jego czujności. W dalszym ciągu obserwował Reginę, jakby wyczekując, że zrobi coś niespodziewanego. Przeczucie mówiło mu, że to zrobi, ale nie wiedział co. Za nim stała Edith, która w razie potrzeby użyje maski, więc czuł się bezpieczniej. Nie przewidział, że brunetka tak szybko odkryje to miejsce.
— W porządku? — powtórzył, ale nie dostrzegł zawahania na twarzy kobiety. — Dobrze, więc niech Roland do mnie podejdzie.
Chłopiec spojrzał się z przerażeniem na Reginę, ale uspokoił się szybko. Jej spojrzenie było wymowne, więc wiedział, że musi zrobić to co ona mu powiedziała wcześniej.
Nikodem w dalszym ciągu próbował wyłapać jakieś znaki ostrzegawcze, ale takich nie widział. Obserwował jak Regina składa pocałunek na czole chłopca i z powrotem odwraca się w jego stronę.
— Powiedz mi prawdę, dlaczego Roland nie może pójść ze mną? — zapytała, wytrącając go z równowagi.
Przeniósł na nią wzrok i nie odpowiadał. Próbował wymyśleć jakieś kłamstwo, w które uwierzyłby brunetka, ale miał z tym kłopot. Chciał być z nią szczery, ale przeszkadzała mu obecność Edith. Wykorzystywał ją z łatwością, ale zdawał sobie sprawę, że prawda mogłaby to zmienić.
— Dla jego bezpieczeństwa niech tu podejdzie — powiedział ostrzejszym tonem.
Wpatrywał się, aż nagle dostrzegł pewien błysk w jej oczach, który pojawił się wraz z podstępnym uśmiechem. Serce zabiło mu mocno, bo przestał mieć kontrolę nad sytuacją. Nie wiedział nawet kiedy to się stało.
— Rolanda nie ma.
Cichy szept Edith obudził go. Za plecami Reginy nie było nikogo. Podziałało to na niego jak płachta na byka.
— Znajdź go — warknął w stronę szatynki.
W jego oczach pojawił się gniew. Regina wiedziała, że teraz nie ma odwrotu. W jej dłoniach pojawiła się kula ognia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top