🌌16🌌
🍎🍎🍎
Wpatrywała się w mężczyznę, który krzątał się po jej kuchni. Próbował uruchomić mikrofalówkę, a z lodówki wyciągał zamrożone jedzenie. Wyglądał dość nieporadnie, choć o dziwo lepiej szło mu używanie urządzeń elektrycznych niż jej na początku. Jednym ruchem otworzył pudełko z jakąś zupą i przelał ją do rondla. Podkładkę z mięsną potrawą zaczął podgrzewać, choć ta już nadawała się jedynie do wyrzucenia.
Regina nie mogła uwierzyć, że to się działo naprawdę. Nikodem w bezczelny sposób niszczył porządek, o który dbała i ją ignorował. Nie wiedziała, czy on wie o jej obecności, ale mało ją to interesowało. Jego powrót nie sprawił, że się cieszyła. Już znała prawdę o dziecku, więc mężczyzna jej nie był potrzebny.
Mieszając zupę, omal nie przestraszył się na śmierć, gdy zauważył za sobą Reginę. Jej wściekła mina speszyła go.
— Powiesz mi, czemu zachowujesz się jak u siebie? — mówiła spokojnie, zaciskając pięści. — I jakim prawem robisz sobie obiad?
Nikodem zmrużył brwi, nie rozumiejąc gniewu kobiety.
— Jest południe, a ja zgłodniałem — odparł tak, jakby była to oczywista rzecz, jednocześnie irytując bardziej brunetkę.
— Masz szczęście, że Edith wyczuwa, gdy używam magię i troskliwie sprawdza, czy wszystko w porządku — powiedziała z przekąsem. — W przeciwnym razie byłbyś bardziej osmolony niż ten przeklęty garnek.
Mężczyzna zorientował się, że w pomieszczeniu roznosi się jakiś paskudny zapach. Jego wzrok powędrował na kuchenkę, na której palił się rondel. Błyskawiczne zgasił ogień, rzucając przepraszające spojrzenie brunetce.
— Nie ważne. — Podeszła do niego bliżej. — Co ty tu robisz?
— Przybyłem zorientować się, czy są u ciebie postępy.
— U mnie? — wycedziła. — To ja powinnam się pytać, czy coś znalazłeś. Do licha, mieszkasz na Olimpie wśród bogów i nie możesz nic zrobić!
— To skomplikowane — rzucił cicho, wyciągając z mikrofali jedzenie. — Wszyscy są zajęci, a ja mam ogrom swoich obowiązków. Nie mam praktycznie na nic czasu, ale jakoś się staram.
— Już nie musisz. Edith nie zamierza rzucać następnej klątwy. Przestaliśmy szukać dziecka. — Nikodem nie zareagował mocno na jej słowa.
— Uwierzyłaś jej?
— Zerwała umowę, a przynajmniej tak twierdzi — powiedziała, czując, że Nikodem coś wie.
— Powinna rzucić tę klątwę razem z tobą. — Regina spojrzała się na niego jakby powiedział coś głupiego, co było prawdą.
— Słucham? — rzuciła ostro.
— Wszystko się zmieniło — jęknął, wyciągając sztućce. — Widziałem dwie możliwości przyszłości. Jeśli rzucicie klątwę, to staną się dość niespodziewane rzeczy, ale ogólnie jak to się mówi? — Zamyślił się. — Dobro pokona zło? — Wzruszył ramionami. — Jeśli nie będzie klątwy, to będzie coś innego. W przyszłości musi być równowaga. Widziałem wiele krwi, zła, ale nigdzie dobra, które mogłoby stać się ratunkiem.
Regina zawiesiła na nim wzrok. Nie wiedziała jak zareagować na te słowa, więc analizowała je. Jej dziecko musiałoby dorosnąć, żeby mogło pokonać Edith, a jako niemowlę tego nie zrobi. Szatynce potrzebny był ktoś o niewinnym sercu, a im starsze dziecko, tym większa możliwość, że zdążyło ono w jakiś sposób stać się winne.
— Nie rzucę klątwy, choćbyś błagał — odparła, ale nie zadowoliła tym mężczyzny, który jedynie prychnął. — Posłuchaj, klątwa niczego nie zmieni. Edith, rzucając ją, zniszczy Storybrooke i wszystko co w nim się znajduje.
— Dokładnie, jeśli ona przeżyje, to będzie siać zniszczenie, gdzie indziej. Jest problematyczna do zabicia, a to ją pokona.
— Nie zmienię zdania — powiedziała stanowczo, wiedząc, że to nie klątwa zniszczy Edith. — Nie pozwolę jej tego zrobić.
— Jak? — zapytał ostrzejszym tonem. — Prześpisz się z nią?
W dłoniach Reginy pojawił się ogień. Przestała baczyć na konsekwencje.
— Uważaj na słowa, bo pożałujesz — warknęła w jego stronę. — Anioł z Olimpu, który nie potrafi odnaleźć jednego, głupiego dziecka. Przynajmniej obiad umiesz sobie odgrzać. Nie dziwię się, że ten cały Zeus ma cię głęboko w poważaniu.
Nikodem znalazł się blisko Reginy i również był wściekły.
— Teraz ty uważaj — powiedział cicho. — Zła Królowa na zawsze nią pozostanie. Sądzisz, że zostałaś bohaterką? Nie umiesz poradzić sobie z głupiutką Edith. A nie, chwila, jeśli chodzi o nią, to idzie ci świetnie. Robin przewraca się pewnie w grobie.
Kula ognia uderzyła z impetem w mężczyznę, jednak ten zaparł się nogami, a cios nie zrobił mu większej krzywdy.
— Przez cały czas, bez przerwy, próbowałem ci pomóc. Nie robiłem niczego innego niż chodzenie od boga do wieszczek, żeby mi pomogli — Wyprostował się i otrzepał ubranie. — Tak mi dziękujesz?
Regina była zdziwiona słowami Nikodema, który przedtem uważał, że nie miał czasu dla ich sprawy. Jednak nie dała po sobie tego poznać.
— Idź już — odparła chłodno. — Nie potrzebuje twojej pomocy, bo jesteś bezużyteczny, a zdania w kwestii klątwy nie zmienię.
— Przekonamy się.
Nikodem znikł w chmurze dymu, pozostawiając rozwścieczoną Reginę, która rzuciła kulą ognia przed siebie, dając upust swoim emocjom. Miała dość tego mężczyzny, który jedynie ją rozstrajał. Na początku sądziła, że będzie miała sojusznika, ale to Edith wydawała się bardziej użyteczna niż on.
Regina nie była długo sama, bo w przeciągu kilku chwil pojawiła się Edith. Wyglądała na przestraszoną i obdarowała brunetkę pytającym spojrzeniem.
Miała na sobie ciemną pelerynę i skórzane spodnie. Jej strój był wyjściowy, więc z pewnością nie było jej przedtem w Storybrooke. Regina naprawdę nie mogła uwierzyć, że szatynka pojawiała się zawsze, gdy ona używała magii.
— Wszystko w porządku? — Regina przytaknęła głową, a zaklęciem robiła porządek. — Co się stało?
— Nic — odparła. — Powiedz prawdę, czy zerwałaś umowę?
— Teoretycznie — powiedziała nieśmiało, a zaraz zaczęła się tłumaczyć, gdy zobaczyła wyraz twarzy brunetki. — Powiedziałam, że nie rzucę klątwy, ale ten gościu nie był z tego powodu zadowolony. Nie wiem, czy sprawa zakończona, ale ja naprawdę nie chcę jej rzucać.
— To dobrze, że nie masz takich chęci — mruknęła cicho. — Jestem naprawdę zdenerwowana.
Edith podeszła bliżej i położyła dłoń na ramieniu Reginy, którą zsunęła na dół, dotykając jej ręki. Przeszył ją przyjemny dreszcz.
— Może w takim razie jakaś herbatka uspokajająca u mnie? — Brunetka była zaskoczona propozycją.
— No proszę, czyli wreszcie mogę być twoim gościem? — zapytała, a Edith odpowiedziała dość zaskakująco.
— Powiedzmy, że teren czysty.
Regina nagle dostała olśnienia. Gdy o tym teraz myślała, to wszystko stało się w pewien sposób jasne. Nie wiedziała skąd wziął się u niej taki pomysł, ale nie był on zły.
— Nikodema nie ma w domu? — Edith zmrużyła oczy, a na jej twarzy wymalowało się zdziwienie.
— Skąd o nim wiesz? — Regina uśmiechnęła się, czując satysfakcję.
— Złożył mi wizytę i doradził, żebym rzuciła z tobą tę klątwę.
— Czyli dlatego użyłaś mocy? — Brunetka przytaknęła. — Cholera! — rzuciła, cofając się. — Nie będzie dawał nam spokoju.
— Teraz tobie przyda się herbatka.
Miała wątpliwości, czy dobrze zrobiła wspominając o nim. Przed chwilą miała szansę udać się do jej domu, a że Nikodema w nim nie było, to wydawało się być to odpowiednia chwila. Musiała ponownie dobrze nakierować rozmowę.
— Nie przejmuj się, bo ci to nic nie da. — Edith nie wyglądała na przekonaną. — Idziemy, czy nie?
Szatynka kiwnęła głową. Regina jednak musiała jeszcze coś ze sobą wziąć. Zanim Edith przeteleportowała je, brunetka przywołała do siebie małą sakiewkę. Nie pojawiła się ona w jej dłoni, ale na szyi. Niewielka torebka ze sproszkowanym makiem miała zostać użyta dzisiaj.
Kłęby dymu pochłonęły je, przeniosły się wprost do domu Edith. Wyglądał tak samo jak ostatnio, ale Regina nie mogła zachowywać się tak jakby znała to miejsce. Prawdę powiedziawszy nie znała, ale po jej ostatnim pobycie tu orientowała się mniej więcej co gdzie jest.
Na lewo znajdował się dość duży salon, któremu Regina nie mogła się przedtem dobrze przyjrzeć. Długa, skórzana kanapa stała na środku, otoczona starymi meblami. Wysoki zegar stojący, rzucał się jednak najbardziej w oczy. Jego pozłacana tarcza skupiła na sobie wzrok brunetki.
— Piękny jest — rzuciła Edith, a Regina kiwnęła głową.
— Nieźle się tu urządziłaś. — Rozglądała się po całym korytarzu, aż dostrzegła lustro.
Stało w tym samym miejscu co ostatnio, choć tym razem Regina nie wyczuwała nikogo poza nimi, jednak coś jej nie pasowało. Przypomniał się jej list Golda, w którym napisane było, że za lustrzanymi drzwiami znajduje się coś, co miało przekonać brunetkę do pomocy Edith. Regina musiała to sprawdzić, ale najpierw jakoś uśpić czujność szatynki.
Ruszyła za nią do salonu i zajęła miejsca. Przyglądała się jak jej, gdy wyciągała z jakiegoś kredensu butelkę wina. Regina poczuła ulgę, że użyła eliksiru ochronnego. W przeciwnym razie nie mogłaby pić alkoholu, co zwróciłoby niepotrzebnie uwagę Edith. Wzięła od niej lampkę wina i zamoczyła w niej usta.
— Masz niewyraźny wyraz twarzy — stwierdziła Reginą, przyglądając się jej.
— Po prostu coś czuję, że i tak będziemy musiały rzucić tę klątwę.
— Nie myśl o tym już — mruknęła, łapiąc ją za rękę. — Damy sobie radę, a tak poza tym, to nie przyszłam tu, żeby się zamartwiać. — Edith uśmiechnęła się słabo w jej stronę.
Kobiety pochłonęły się w rozmowie, tracąc poczucie czasu. Za oknami było już ciemno, a zapalony kominek sprawił, że w środku zrobiło się przytulniej. Regina opowiadała o Zaczarowanym Lesie i sposobach, jakich próbowała, żeby zabić Śnieżkę. Edith co jakiś czas wybuchała śmiechem, co nie przeszkadzało brunetce. Wiedziała, że mogła osiągnąć swój cel w dość szybki sposób, ale uwielbiała dramatyzować. Chciała w zjawiskowy sposób pozbawić szczęścia rodzinę swojej pasierbicy.
— Jednak dobrze, że jej nie zabiłam — stwierdziła po chwili. — Nie miałabym Henry'ego.
— Bardzo go kochasz. — Regina uśmiechnęła się, gdy o nim pomyślała. — Przepraszam, że Henry teraz tak się zachowuje, ale musiałam to zrobić, żebyś mogła zrozumieć, że on nie jest prawdziwy.
— Wiem — rzuciła. — Dobrze zrobiłaś, przynajmniej mogę się skupić na czymś innym.
Nie była to do końca prawda. Regina zdawała sobie sprawę, że oni nie są prawdziwi, ale chciała choć raz mieć szansę z nimi normalnie porozmawiać. Była tu samotna, a nie mogła znieść widoku Emmy i Henry'ego. Z tego co zauważyła, to byli wobec siebie obojętny i zachowywali się jak maszyny, ale w jakiś sposób ją to bolało.
Między kobietami zapadła cisza. Każda pogrążyła się w swoich myślach. Druga butelka wina została opróżniona w całości przez Edith. Regina ciągle dzierżyła swoją pierwszą lampkę. Wolała zostać trzeźwa, czego nie można było powiedzieć o jej towarzyszce, która siedziała upojona. Miała opartą głowę na ramieniu Reginy, czekającą ciągle na odpowiednią okazję.
— Chciałabym, żeby tak było zawsze — powiedziała cicho, wpatrując się w kominek. — Tak spokojnie i miło.
Edith podniosła głowę i spojrzała się prosto w oczy Reginy. Jej policzki były zaróżowione, a jej oczy błyszczały się, co było oznaką procentów. Uśmiechnęła się delikatnie i muskała dłoń brunetki, która poczuła przyjemne dreszcze. Edith nie odrywając wzroku, zbliżyła się i dotknęła ustami wargi brunetki, czując jak się rozpływa.
Regina wyczuwała, że Edith to zrobi. Gdy szatynka pocałowała ją, robiła to nieśmiało. Brunetka uznała, że lepsza chwila się jej nie mogła trafić, choć nie chciała od razu wdrażać swojego planu. Nachyliła się w przód, więc Edith musiała złapać się za jej szyję. Regina chciała pokazać kto tu rządzi, więc zaczęła pogłębiać pocałunek, a ciche jęki szatynki wydobywały się z każdym razem, gdy co jakiś czas odrywały się od siebie, żeby nabrać powietrza. Regina oparła rękę o talię szatynki, która czuła niebiańską rozkosz. Włosy brunetki muskały jej policzki, a jej zapach otumanił jej zmysły. W pewnym momencie Regina oderwała od niej usta i przeniosła je na jej szyję, którą zaczęła badać językiem. Z ust szatynki zaczęło wydobywać się pomrukiwanie, które zostało szybko zagłuszone przez usta brunetki. Przygryzła jej wargę, a dłonie Edith próbowały wsunąć się pod bluzkę.
Regina oprzytomniała, przypominając sobie o sakiewce. Zaczęła odpinać guziki koszuli, żeby dostać się do sproszkowanego maku. Wiedziała, że zrujnuje to kompletnie relacje między nimi, ale musiała zignorować konsekwencję. Serce zaczęło bić jej szybciej, gdy Edith w mgnieniu oka ściągnęła z niej koszulę. Jej palce wędrowały coraz wyżej, ale nie mogły dostać tego, czego chciały. Regina z prędkością światła odsunęła się od niej, jednocześnie usypiając szatynkę, której głowa bezwładnie opadła na poduszki.
Regina wstała z kanapy, a przy użyciu magii znów była ubrana. Wzięła głęboki oddech. Poczuła wyrzuty sumienia, które zaczynały coraz bardziej ją gryźć. Polubiła ją, a mogła wręcz uznać ją za swoją przyjaciółkę, ale na tym się kończyło.
Musiała jednak ukończyć swoją misję, więc wyszła z salonu. Miała do dyspozycji nie wiele czasu, bo zaledwie niecałą godzinę. Znalazła więc szybko stojące lustro. Ciemność utrudniała wszystko, ale wreszcie Regina wyczuła pod palcami szkło, które deformowało się przy nacisku. Naszły ją wątpliwości, że może być to pułapka, ale serce mówiło jej co innego. Wysunęła drżącą rękę i wbiła ją w taflę lustra. Poczuła chłód, ale nic poza tym, więc przeszła cała na drugą stronę. W jej dłoni pojawiła się kula ognia. Rozświetliła panujący mrok oraz schody, które ciągnęły się w dół. Schodziła powoli, jakby próbując wyczuć jakąś zasadzkę, ale wydawało się, że jedynie może obawiać się ciszy. Gdy zeszła na sam dół, zauważyła światło, wydobywające się z końca korytarza. Zdusiła ogień i zaczęła stawiać delikatniejsze kroki. Niczego nie słyszała, ale musiała być ostrożna. Miała nadzieję, że Nikodem nie wróci za szybko. Dochodząc do drzwi, zauważyła, że są zamknięte za pomocą magii. Parskła śmiechem, gdy zobaczyła, że nie chroni ich magia krwi. Przesunęła dłonią i usłyszała trzask zamka. Uśmiechnęła się do siebie i otwierała powoli drzwi. Nogi zrobiły się jej jak z waty, a serce zaczęło bić jak oszalałe, gdy spojrzała na wnętrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top