🌌15🌌

🍎🍎🍎

Po powrocie z krypty zaszyła się w sypialni. Siedziała na podłodze oparta o ścianę. Było całkowicie ciemno, choć pojedyńcze promienie światła księżyca wpadały przez okna, oświetlając bałagan. Gdy wróciła, jej moc wraz z emocjami stały się silniejsze od niej, więc dała im upust.

Panowała wokół cisza, którą zagłuszał cichy szloch. Łzy w oczach Reginy nie mogły przestać się pojawiać tak jak jej bezsilność. Czuła się samotna jak nigdy wcześniej. Brakowało jej Robina i wszystkich, na których jej zależało. Została sama z tym wszystkim, a jej wola walki przygasała. Jeszcze wcześniej może mogłaby wszystko porzucić, ale nie teraz. W tym momencie wiedziała, że jest w ciąży. To jej dziecka pragnęła Edith i to ono miało zostać wybawicielem. Ale kogo miało ratować? Nikt już nie pozostał. Storybrooke miało za niedługo przestać istnieć, bo klątwa nie została zdjęta, a kolejna mogła mieć destrukcyjny wpływ. Nie umiała stwierdzić, czy na pewno bohaterowie nie żyli. Gdyby zostali odesłani do innej krainy, z pewnością by się jakoś z nią skontaktowali. Była wśród nich Emma, która potrafiła umiejętnie używać magii oraz Gold, który był mistrzem w swoich fachu. Nie brała pod uwagę tego, że zostali odesłani do niemagicznego miejsca, gdzie żyli bez poprzednich wspomnień. Tak nie działały klątwy, bo Edith była tutaj, a Henry im nie ulegał. Był tym, który wierzył najbardziej i od jakiegoś czasu, musiała przyznać Regina, był dorosły. Nie umiała nawet powiedzieć, kiedy stał się z niego taki odważny mężczyzna.

Ból rozdzierał jej serce, gdy myślała o nich. Tak bardzo chciała ich zobaczyć, ale tak bardzo cierpiała, gdy ich kopie mijały ją na ulicy. Pamiętała spotkanie z Zeleną. Siostra zignorowała ją, ale później doszło do słownych przepychanek. Rudowłosa zaczęła mówić o jakichś wydarzeniach, które w rzeczywistości nie miały nigdy miejsca. Nie potrafiła zrozumieć, czemu Edith to robiła. To ona nimi sterowała. Regina przecież dała jej do zrozumienia, że stoi po jej stronie, ale szatynka w dalszym ciągu sprawiała, że ona cierpiała. Na nic nie zdały się prośby, żeby stali się normalni.

Z każdą chwilą brunetka uspokajała się i zaczynała akceptować to co się działo. Oddychała głęboka, czując, że powstrzymała płacz. Położyła swoją dłoń na brzuchu. Powinna być szczęśliwa z tego powodu. Jej skryte marzenie spełniło się, choć w nieodpowiednim czasie i miejscu. Miała zostać prawdziwą matką. Miała Henry'ego, ale odkąd pojawiła się Emma, przestała się nią czuć. Ciągle go kochała, ale jakaś jej część powtarzała, że to blondynka go urodziła. Poza tym dalej pamiętała jak Henry wybrał Emmę, choć jej nie znał. Już od pierwszego poznania ich więź wzmocniła się, a miłość jaką jej okazał była czymś dla Reginy nieznanym. Dopóki nie zmieniła się, była dla Henry'ego tylko matką adopcyjną. Teraz wiedziała całym sercem, że ją kocha i traktuje jak prawdziwą matkę, ale ich przeszłość ciągle ją prześladowała.

Mijały minuty nim Regina była gotowa wstać. Czuła, że jest mocno zdenerwowana, ale nie mogła teraz się napić whiskey. Potrzebowała tego, ale musiała się powstrzymać. Wybrała za to coś innego. Na najwyższej szafce miała ukryte eliksiry lecznicze. Wzięła do ręki najmniejszą, zieloną fiolkę. Nie było w niej wiele, ale jej wystarczyłaby nawet kropla. Nie chciała usnąć, sieć musiała uważać. Do szklanki z sokiem dodała odrobinę mikstury, a napój rozjaśnił się na zielono, ale za chwilę wyglądał tak samo jak przedtem. Wzięła łyk i czuła jak się odpręża. Oczyściła się ze złych emocji, które zaczynały jej przeszkadzać. Gdyby nie ta sytuacja z pewnością poszłaby teraz spać.

Nagle uświadomiła sobie dwie sprawy. Przypomniała sobie o tym co dał jej Gold oraz co napisał w liście. On doskonale wiedział, że to o jej dziecko chodzi. Znał prawdę od momentu pojawiania się Edith w mieście. To on musiał sprawić, że ona mogła mieć potomstwo. Gniew wypełnił ją, ale stłamsiła go. Nawet nie mogła sobie wyobrazić jak łatwo, by jej było, gdyby Rumpel choć raz był wobec niej szczery.

Drugą sprawą było to, że jeśli Edith przystanie na propozycje, to odda jej dziecko Trzem. Musiałaby to zrobić nawet, gdyby rzucenie klątwy nie miałoby miejsca. W tym wypadku Regina nie mogła pozwolić na to.

Zdeterminowana udała się do swojego gabinetu, choć najpierw poszła się ogarnąć. W ostatniej szufladzie swojego biurka trzymała niewielki kuferek. Otworzyła wieko, z którego wyciągnęła białą fiolkę. Ciecz w środku mieniła się na różne kolory. Regina zagryzła wargę i otworzyła ją. Musiała zrobić wszystko, żeby Edith się nie dowiedziała o ciąży. Przechyliła eliksir i wypiła całą zawartość. Nie czuła jego smaku, ale po chwili rozpłynął się w jej żyłach. To był dopiero początek. Nie wiedziała jak długo zajmie jej unieszkodliwienie Edith i poznanie wszystkich jej sekretów. Teraz nie było problemów, ale wraz z upływem czasu jej brzuch będzie rósł. Nie wiedziała od jak dawna jest w ciąży, ale z pewnością nie minęło dużo czasu, bo oprócz wymiotów nic się nie działo. Była w tym temacie zielona, a nie mogła do nikogo udać się po radę.

Teraz miała jednak inne zmartwienie. Do północy zostało jeszcze dużo czasu, ale musiała znaleźć Edith. Nie wiedziała jak ją przekonać, ale musiała to zrobić. Nawet nie wiedziała, gdzie szukać, choć do głowy przyszło jej jedno miejsce. Zapewne udała się do swojego domu, który mieścił się nieopodal pola z magiczną fasolą. Regina przeniosła się tam, jednak nie mogła udać się bezpośrednio do niej.

Było dość ciemno, ale księżyc wystarczająco oświetlał jej drogę. Wiatr niespokojnie bujał drzewami i trawami, które uginały się pod jego wpływem. Było tu cicho, ale wibracje pola wokół domu szatynki delikatnie przebijały się.

— Edith! — krzyknęła, ale nikt jej nie odpowiedział. — Edith, masz tu w tej chwili się pojawić, bo w przeciwnym razie użyje swojej magii i nie będzie to miłe.

Poczuła obecność za swoimi plecami, a gdy się odwróciła, zobaczyła szatynkę. Nie miała ona radosnej miny, a w jej oczach dostrzegła nutkę zaskoczenia wymieszanego ze smutkiem.

— Co ty tu robisz? — mówiła cicho, mierząc ją wzrokiem.

— Ja... — zaczęła, ale uświadomiła sobie, że zapomniała się przygotować. — Nie zgadzaj się na ich propozycję, bo w niczym ci to nie pomoże.

— Nie? — odparła niepewnie. — Wiedzą więcej o dziecku niż my, a ich warunek nie jest zły.

— Czy oni pokazali ci to dziecko lub wskazali jego konkretnie położenie? — Szatynka pokręciła głową. — No właśnie. Powiedzieli tylko, że masz go pod swoim nosem. Każdy ci to może powiedzieć, ale nie oznacza to, że wie więcej.

— Jak długo będziemy go szukać? — zapytała cicho. — Jestem już tym zmęczona. Warto spróbować.

Regina zacisnęła usta, żeby nie zdenerwować się za szybko.

— Posłuchaj, wszystko ma swoje konsekwencje i drugie dno. To jak z życzeniami dżinów. — Przypomniała sobie swojego byłego męża. — Król Leopold myślał, że uwalniając dżina, nie zaryzykuje dużo. Tak się stało, że zginął przez to. To zapoczątkowało powstanie Złej Królowej, która mogła mieć w swoich dłoniach władzę. Może gdyby żył dłużej, nigdy nie rzuciłabym klątwy, a Zaczarowany Las nie zaznałby tak wielkiego zła. Twoja umowa z nimi z pewnością się zemści, ale czy to wszystko jest tego warte?

Edith nic nie odpowiedziała. Biła się ze swoimi myślami. Regina miała z pewnością rację, ale kusiło ją bardzo, żeby zawrzeć pakt z Trzema. Wystarczyło jednak spojrzeć prosto w oczy Reginy, żeby coś zrozumiała. Nie chciała tracić szatynki, bo samotność byłaby dla niej nieznośna. Nie chciała spędzać najbliższej wieczności sama. Była rozdarta na dwie części, choć jej skamieniałe serce znajdowało się tylko po jednej stronie.

— Masz rację, zakończmy to.

***

Edith siedziała na kanapie, popijając herbatę. Naprzeciw niej była Regina, która cięgle wpatrywała się zamyślona w jeden punkt. Na części jej czoła widniała imponująca szrama, która miała zniknąć w przeciągu kilku godzin. Nie odzywały się, bo żadna z nich nie wiedziała co powiedzieć.

Szatynka myślała głównie o tym co się stało. Punktualnie o północy odmówiła Trzem, którzy nie byli tym zachwyceni. Ciągle na nie naciskali, więc użyła amuletu, żeby ich unieszkodliwić. Jednak tylko Regina odczuła jego działanie. Rozwścieczyła tym ich. Nawet nie wiedziała kiedy maska przejęła nad nią kontrolę. Odzyskała świadomość, gdy było już po wszystkim. Z tego co mówiła Regina, wdała się z nimi w walkę, którą ciężko było przerwać. To ona zraniła przypadkowo brunetkę, gdy ta chciała użyć sztyletu, żeby przyzwać Mrocznego. Przeprosiła ją już sto razy, a Regina wybaczyła jej tyle samo, jednak dalej czuła się winna.

— I jaki mamy teraz plan? — Regina parskła śmiechem.

— Za każdym razem, gdy pada takie pytanie, to coś się dzieje — odparła spokojnie. — Myślałam nad zaklęciem lokalizującym, do którego możnaby było użyć strony dziecka z księgi przepowiedni.

— Ale trzebaby było ją wyrwać.

— Dokładnie. Zresztą nie znajdziesz jej bez dziecka lub matki. — Regina zagryzła wargę, starając się znaleźć jakieś wyjście, żeby mogła nie zwracać na siebie uwagi. — Naprawdę chcesz rzucać tą klątwę?

— To nie tak, że pragnę jakiejś władzy nad światem czy coś. — Zawiesiła się na chwilę. — Maska wymaga pewnych rzeczy. Noszę ją już długo i jestem coraz słabsza. Klątwę zdobyłam w dość dziwnych okolicznościach. Nawet nie wiem na czym ona polega, ale zadziała. Obudziłam się i pierwszy raz od wielu dni czułam się dobrze. Gdy wyszłam na zewnątrz, wszyscy zachowywali się tak jak ja chciałam, choć ten cały Rumpelsztyk nie był mi do końca posłuszny. W dłoni nagle pojawił mi się sztylet i nad nim również zapanowałam. Wtedy usłyszałam od moich obserwatorów, że coś jest z tobą nie tak. Nie wiesz nawet, jak bardzo byłam zaskoczona, gdy zrozumiałam, że nie jesteś pod wpływem klątwy.

— Obserwatorzy powiadasz? — rzuciła Regina, niepokojąc się.

— Kontroluje wszystkich, ale również nimi jestem. Gdy rozmawiałaś z Emmą, wyczułam to — powiedziała.

— W jaki sposób rzuciłaś tą klątwę, skoro nie miałaś dziecka? — zapytała, gdy poczuła, że Edith ma nastrój się zwierzać.

— W instrukcji nie było o nim wspomnienia. Musiałam użyć jakiegoś serca. — Reginie nie spodobało się to, bo było pozbawione sensu. — W drugiej klątwie, czyli w tej którą mam rzucić, jest ono potrzebne.

W porównaniu do Edith Regina znała się na magii. Nie pasowało jej to, co mówiła do niej szatynka. Chciała ona rzucić ponownie tą samą klątwę, więc nie mogła zmieniać składników. Tego typu zaklęcia nie działały na zasadzie jedzenia. Gdy robi się obiad dla wielu osób, trzeba użyć kilku porcji, ale w przypadku klątw nie mnoży się składników lub zastępuje się ich. Trzeba tylko zwiększyć moc.

— Więc robisz to tylko po to, żeby żyć wiecznie? — Edith spojrzała jej prosto w oczy i zaprzeczyła głową.

— Wystarcza mi to, co już mam, ale żeby otrzymać tą klątwę musiałam zawrzeć pakt. Obiecałam, że po rzuceniu mojego zaklęcia, rzucę jeszcze jedno.

— To nie trzyma się kupy — odparła, mrużąc brwi ze zdziwienia. — Podpisałaś jakiś dokument? — Edith zaprzeczyła. — Zerwij go w takim razie. Jeśli to tylko słowna obietnica, to tym bardziej to zrób.

— Sama nie wiem. Ta osoba dysponuje magią, a co jeśli będzie chciała się zemścić?

— Błagam, maska sprawia, że ciężko cię zabić — stwierdziła, a Edith roześmiała się.

— Tak naprawdę broni siebie samej, a że jestem jej obudową, to przy okazji i mnie.

— Posłuchaj, spotkaj się z nim, powiedz prawdę, że nie możesz odnaleźć dziecka, że nikt ci nie chce pomóc, a sama jesteś za słaba na taką klątwę. — Edith spochmurniała.

— To nie takie proste, ale może faktycznie spróbuję — odparła cicho.

Regina, chcąc wykorzystać sytuację, postanowiła poruszyć jeszcze kwestię domu Edith. Podejrzewała, że osoba, która posiadała wcześniej tą klątwę, zapewne się tam ukrywa. Z tego powodu sama nie mogła się udać na zwiady, więc to szatynka musiała ją zaprosić.

— Ciągle siedzimy u mnie, więc może wpadnę kiedyś do ciebie. — Edith podniosła nagle wzrok i wyglądała na zaskoczoną. — No co? Nie wiem gdzie dokładnie masz swój dom, ale to gdzieś niedaleko pola fasoli?

— Tak, ale... — zaczęła.

— Powiedz wprost, że nie chcesz — przerwała jej Regina ostrzejszym tonem. 

— Nie, nie, chcę, ale po prostu nie teraz. — Edith dostrzegła w oczach brunetki smutek, więc w pewien sposób przeraziła się. — To znaczy, jesteś bardzo mile widziana.

— Świetnie, jak tylko będę miała wolny czas to wpadnę.

— To znaczy kiedy? — zapytała niepewnie, a Regina zastanowiła się.

— Dziś jest poniedziałek, a że mamy dużo pracy, to może tradycyjnie w weekend? Sama nie wiem, sobota?

— Mi pasuje — odpowiedziała Edith, potakując głową. Po chwili ciszy, dodała: — Jakoś nie wiem jak się zachować.

— Bardzo niecodzienna sytuacja. — Regina uśmiechnęła się figlarnie i wstała z kanapy. — Nie chcę cię wyganiać, ale poszłabym z chęcią spać.

— W takim razie, dobranoc. — Edith również wstała i podeszła bliżej brunetki, składając jej pocałunek.

— Spróbuj tylko, przyjść tu z rana i mnie budzić — odparła i ruszyła w stronę sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top