Wolność to wartość, o którą warto walczyć do utraty sił.

Przyznać się, kto tak naprawdę lubił Kapitana Haka? XD

Dzisiaj mieszanina bajek z każdej strony, mówię wam :D nie wiem czy to nie moja ulubiona bajka ze zbioru tak naprawdę :D Dlatego uwaga, bo jest spora ;)

A i tak w ogóle to proszę o traktowanie niektórych sytuacji z przymrużeniem oka :p to jednak bajkowa kraina i nie wszystko musi mieć logiczne wytłumaczenie, nieprawdaż? :D

Dodałam wam też mapę Teamirii w mediach, żeby ułatwić wam trochę nawigację i wczuć się w tę konkretną część, bo pojawia się tu dużo odniesień do geografii tej krainy. Możecie także snuć domysły o przyszłych bajkach na podstawie tej mapy, bo sporo tam jest nakreślone :D Tylko błagam o wyrozumiałość dla mojego anty-talentu do rysowania XD a i prawdopodobnie za jakość, bo mój skaner odmówił mi posłuszeństwa i musiałam wkleić zdjęcie -.-

Miłego czytania!

P.S. Na tym skończyły się moje zapasy, więc na kolejną bajką będziecie musieli troszkę dłużej poczekać niestety :( niby mam jeszcze jedną napisaną, ale ona zgodnie z kanonem jest zwieńczeniem całego zbioru, także musi pojawić się jako ostatnia.

***


1.


Nie czułam się tu dobrze... gdzie się nie rozejrzałam, otaczały mnie dziwne przedmioty, które na dodatek miały zdolność ludzkiej mowy. Rozumiałam, że dosięgła ich klątwa, ale... czemu to niby ja miałam tę klątwę odczynić?

Gdy Płomyk popatrzył na mnie z błaganiem, podczas gdy ja jadłam w spokoju kolację, westchnęłam głęboko i wstałam, mając tego serdecznie dość. Trzymali mnie tu wbrew mojej woli, wmawiając mi, że jestem kimś specjalnym, bo nie widzę w Chanyeolu potwora tylko człowieka. Nie rozumiałam o co im chodziło, ale wystarczyło, że przypadkowo przechodził koło zamku jakiś inny człowiek... widząc go, uciekał w popłochu, krzycząc ze strachu.

A Chanyeol... był zwykłym człowiekiem. I to strasznie wkurzającym. Ciągle marudził, denerwował się o byle co i nie wierzył, że ja nie widzę w nim nic przerażającego.

Wracając do dnia, w którym się tu znalazłam... byłam naprawdę zaskoczona, że z sali wykładowej nagle przeniosłam się do wielkiego pałacowego ogrodu. Było tam mnóstwo róż... i chłopak. Wysoki, czerwonowłosy chłopak, który skrzywił się na mój widok, jednak nie powiedział nic złego i przyjął mnie do zamku, będąc dobrym gospodarzem. Ale gdy cała reszta jego „świty" zobaczyła, że nie widzę w nim rzeczonej bestii, nie chciała mnie stąd wypuścić, mówiąc o jakiejś przepowiedni.

A ja miałam gdzieś tę przepowiednię.

I teraz jesteśmy w miejscu, gdy zdenerwowana ględzeniem gadającego świecznika, wstałam od stołu i wzburzona udałam się na górę. Wcześniej miałam trochę czasu by porozglądać się po zamku i dzięki temu odnalazłam strych, na którym było dużo przydatnych rzeczy. Na przykład... lampa.

- Znów cię zaczęli nękać? – zapytał Kyungsoo, wychodząc z naczynia i siadając mi na łóżku.

Patrzył na mnie z częściowym współczuciem, bo mimo wszystko nie miał pojęcia jak naprawdę się czułam. A czułam się zirytowana.

- Tak – westchnęłam, siadając tuż obok niego – A ja nawet nie wiem czemu! Nie jestem tym, za kogo mnie uważają!

Nie odpowiedział. Nigdy w takich momentach nie odpowiadał... na początku wyprowadzało mnie to z równowagi, ale za ten czas zdążyłam się już przyzwyczaić. Generalnie był cichy jak na dżina... pamiętam jak w bajce o Aladynie był dosyć głośny, a tutaj nie odzywał się za często. Mimo to był dobrym towarzyszem.

Zerknęłam na zaproszenie, które zalegało mi biurku i uśmiechnęłam się delikatnie. Może to było biletem do lepszego życia?

- Co zamierzasz zrobić? – zapytał chłopak, patrząc jak biorę kopertę do ręki, uśmiechając się coraz szerzej.

Odłożyłam ją z powrotem na miejsce, by wziąć nożyce do materiału, leżące w szufladzie biurka i podeszłam do lustra, w którym mogłam zobaczyć swoje odbicie. Długie brązowe włosy trochę mi zaczęły przeszkadzać, więc związałam je gumką, a następnie odcięłam resztę kucyka, pozwalając mojej nowej fryzurze rozsypać się na nowo, jednak tym razem o wiele krótszej.

Z uśmiechem patrzyłam jak pukle sięgające mi do brody, zaczęły się od razu ładnie układać. Tego było mi trzeba...

Odwróciłam się do Kyungsoo i spojrzałam na niego znacząco.

- Iść na bal, oczywiście.



2.


Tyle ludzi w jednym miejscu... to było niesamowite! Wszystkie osoby ubrane w piękne suknie i spacerujące po ogromnej sali balowej prezentowały się nader majestatycznie. Nikt nie gadał o żadnych klątwach i przepowiedniach... wszyscy czerpali przyjemność ze wspólnego spotkania, tańców i poczęstunku...

- Nie chcę przeszkadzać w ogólnej euforii, ale Chanyeol już wie, że zwiałaś i zmierza tutaj.

Kyungsoo potrafił przerwać każdą miłą chwilę, jeśli chciał. Szkoda tylko, że nie potrafił sobie zdać z tego sprawy, bo gdyby umiał odróżnić miłą wiadomość od złej wiadomości, to pewnie nie mówiłby wszystkiego, co mu ślina na język przyniesie. Nawet jeśli przynosiła mu stosunkowo rzadko.

Starałam się nie stresować, że Chan może wpaść tu w każdej chwili i cieszyłam się chwilami wolności z moim przyjacielem bez nóg, który unosił się zaraz obok mnie i zwracał uwagę na dosłownie każdy szczegół, nie odzywając się jednak ani słowem. Przyszedł jednak czas, kiedy postanowił schować się w lampie i po prostu trochę zdrzemnąć, więc nie marudząc, położyłam naczynie zaraz obok ponczu.

Zerknęłam na pary, które wirowały na parkiecie. To był niesamowity widok. Może i sama nie przepadałam za tańcem, jednak widok ludzi, którzy się na tym znali i to lubili, bardzo cieszył moje oczy. Mogłabym się wpatrywać w to przez cały czas...

Serce podeszło mi do gardła, gdy nagle zobaczyłam jak przy Kyungsoo stoi jakaś laska w złotej sukni i wpatruje się w niego jak w obrazek.

Nikomu nie pozwolę brać mojego dżina!

Pobiegłam w tamtym kierunku, chwyciłam lampę i przycisnęłam ją sobie do piersi, by przypadkiem mi jej ktoś nie zwinął. Kyungsoo automatycznie zniknął, a ja mogłam się wreszcie przyjrzeć kobiecie, która dotykała nie swoich rzeczy bez pozwolenia. Jednak gdy zobaczyłam uroczą buźkę mojej znajomej z uczelni, wytrzeszczyłam oczy.

No... ona to się potrafiła odwalić.

Zamieniłyśmy kilka słów, z których wywnioskowałam, że jednak nie miałam aż tak źle, bo ja bym nie chciała wylądować w jednej chacie z Rumpelstiltskinem... Ale najwyraźniej nie było tak źle, bo jakoś szczególnie nie narzekała, ani nie była przerażona. Ja za to zaczęłam coraz bardziej się stresować, gdy ujrzałam przy wejściu wściekle czerwone włosy, dlatego naprędce poprosiłam Woosun o pomoc i sama zanurkowałam w tłum, modląc się żeby mnie nie znalazł.

I wtedy wpadłam na pomysł, żeby pozwiedzać trochę zamek.

Szybko przesmyknęłam się między strażnikami, którzy byli bardziej zajęci rozmową z pięknymi paniami, przybranymi w pióra niżeli pilnowaniem, a następnie skręciłam w korytarzu, nie bacząc na to w jaką stronę idę. Szłam tak przez jakiś czas, oglądając wielkie gobeliny i podziwiając rzeźby z białego marmuru oraz zbroje, które piękne błyszczały w świetle księżyca, dopóki nie doszłam do jakiegoś większego pomieszczenia.

Było to coś w rodzaju pokoju dziennego... małej sali dla gości, w której były kanapy i stoły z kwiatami oraz rzeźbami. A także ogromne akwarium na środku, pomiędzy dwoma członami schodów, prowadzących do góry po obu stronach.

I to, co zobaczyłam w akwarium zszokowało mnie na tyle, że nie umiałam wydusić z siebie słowa.

Po prawej stronie, gdzie był umieszczony głaz, zaraz obok kolorowych raf koralowych, siedziała kobieta... odwrócona do mnie tyłem kobieta, z luźno puszczonymi brązowymi puklami, które falowały w wodzie wolno i płynnie. Jedyne co zauważyłam, to perłowy tył biustonosza oraz różowy ogon, który mieniąc się w świetle ognia świeczników, poustawianych po obu stronach akwarium, wyglądał niesamowicie wśród tych wszystkich kolorowych ryb, pływających dookoła.

Syrena. A niech mnie.

- Jejku – westchnęłam, nie mogą oderwać wzroku od tych cudów, które król trzymał w swoim pałacu.

Z drugiej jednak strony zrobiło mi się żal tej istoty, która z pewnością była tu przetrzymywana wbrew swojej woli. Dotknęłam delikatnie szyby swoją dłonią, jednak słysząc za sobą ciężkie tupanie, już wiedziałam że muszę się ukryć, bo bestia nadchodziła...

Skitrałam się za jednym z mebli, by mnie przypadkiem nie zauważył, przyciskając jednocześnie do siebie lampę. Gdybym nie daj boże zgubiła Kyungsoo, nie byłoby za kolorowo...

W ciszy obserwowałam jak Chanyeol wchodzi do pomieszczenia lekko wzburzony, jednak tak jak wcześniej ja, zatrzymał się na widok wielkiego zbiornika, w którym siedziała samotna syrena. Różnica polegała na tym, że on nie zachowywał się zbyt cicho, czym zwrócił na siebie uwagę dziewczyny dość szybko. Popatrzyła na niego zaskoczona, ale tak szybko jak na niego spojrzała, tak też się uśmiechnęła w jego kierunku w czarujący, aczkolwiek również smutny sposób.

Patrzył na nią zdziwiony i próbował się z nią porozumieć, pytając skąd jest i czemu jest uwięziona, jednak ona wskazywała cały czas w górę i wzruszała ramionami, dając znać, że nic nie słyszy i nie da rady stamtąd wyjść.

I wtedy zauważyłam pewien szczegół. Wciągnęłam powietrze do płuc, uzmysławiając sobie, że to przecież Minsu! Jej zazwyczaj radosnej buźki nie szło pomylić z żadną inną, tylko tym razem nie była ona aż tak radosna. Dziwnie było na nią patrzeć, gdy jej twarz nie miała żadnego wyrazu... po prostu była obojętna, ale cały czas z zaciekawieniem patrzyła na bestię, który wcześniej mnie szukał.

Nie mogłam jednak chować się bez końca, bo trzeba było ją stamtąd wyciągnąć!

Wyszłam zza mebla, zwracając na siebie uwagę brunetki, która na mój widok rozszerzyła oczy ze zdziwienia, w których mogłam dojrzeć wreszcie iskierki radości. Zignorowałam ostry wzrok Chanyeola i spojrzałam na dziewczynę w konsternacją.

- Co grozi za zniszczenie królewskiego mienia? – zapytałam chłopaka, stojącego za mną.

- Wtrącenie do lochu na długie lata – odparł zupełnie normalnie, bez cienia złości czy irytacji, co trochę mnie zdziwiło, jednak nie miałam czasu by się tym teraz przejmować.

- Chyba, że się wyciągnie ją w normalny sposób – wyszeptałam, widząc jak Minsu wskazuje mi pewien właz, znajdujący się z tyłu akwarium.

To musiało być miejsce, przez które została tutaj wpuszczona.

Nie zastanawiałam się długo tylko zaczęłam wychodzić na schody z dużą prędkością, jednocześnie patrząc w dół i szukając włazu, przez który mogłabym ją wyciągnąć. I gdy ujrzałam to, co chciałam ujrzeć, uśmiechnęłam się szeroko wiedząc, że połowa wyzwania już za mną. Odliczyłam do trzech, modląc się żebym nie złamała nogi podczas skoku ze schodów na o wiele niższą powierzchnię, zakrywającą akwarium i wyszłam na balustradę.

- Ty chyba oszalałaś! – krzyknął oburzony olbrzym, patrząc na mnie z szokiem.

A ja tylko wystawiłam mu język i skoczyłam w dół, idealnie lądując tam, gdzie miałam w planach. Musiałam przyznać, że poszło mi całkiem nieźle. Nic mnie nie zabolało, nic nie poczułam... czyżbym w tej bajce była wysportowana?

Pokręciłam głową na moje nienaturalne myśli, bo już samo myślenie o tym, że jestem w bajce...

Nieważne. Teraz musiałam jakoś wyciągnąć ten kłębek radości z ogonem ze środka akwarium.

Chwyciłam za wajchę i przekręciłam ją, używając do tego więcej siły niż się spodziewałam, po czym odchyliłam ciężką pokrywę, upadając po wszystkim na podłoże. To było trochę męczące.

Zlękłam się, gdy nagle w dziurze pojawiły się dłonie, a następnie wyskoczyła z niej dziewczyna, która zręcznie usiadła na skraju i posłała mi szeroki uśmiech.

- Dzięki, Jisun! – powiedziała radośnie – Ale teraz musisz mnie trochę dźwignąć, bo na lądzie nie umiem za bardzo się poruszać z ogonem. Przynajmniej dopóki mi nie zniknie...

Westchnęłam cicho, ale wstałam z miejsca i mentalnie przygotowałam się do jeszcze większego wysiłku. Chwyciłam ręce pod jej pachy i z całej siły zaczęłam ciągnąć ją w kierunku krawędzi akwarium, uważając jednocześnie żeby jej ogonowi nic się nie stało.

- Chanyeol! – krzyknęłam – Musisz ją złapać!

Nie bardzo chyba do niego dotarło, co powiedziałam, ale nie dałam mu czasu do namysłu, tylko zrzuciłam dziewczynę prosto na niego i ku mojej uldze złapał ją bez problemu.

Myślałam, że parsknę gdy Minsu spojrzała na niego z zaciekawieniem, a ten z kolei stał skonfundowany i nie wiedział w panice co zrobić. Na całe szczęście jej nie upuścił.

- Ale masz fajne uszy – zachichotała brunetka, jeszcze bardziej zaskakując tym samego Chanyeola.

Ja za to nie zdążyłam powiedzieć tego, co chciałam, bo usłyszałam za sobą szczęk zbroi. Odgłosy depczących strażników brzmiały wystarczająco przerażająco, żeby szybko się stąd zwinąć.

- Minitafi! – krzyknęłam, na co obok mnie pojawił się Kyungsoo i automatycznie gwizdnął.

Zeskoczyłam z wysokiego akwarium, nie zwracając uwagi, że po raz kolejny przetrwałam skok z tak dużej wysokości i szybko podążyłam ku oknu. Odsłoniłam zasłony i otworzyłam je na oścież, rzucając ostatnie spojrzenie na zdezorientowanego Chanyeola. Posłałam mu uśmiech, bo wprost nie mogłam się powstrzymać.

- Opiekuj się nią dobrze – rzuciłam naprędce, wychodząc na parapet – Podejrzewam, że jak wyschnie, to ogon jej zniknie. Zaopatrz ją lepiej w jakieś ubrania do tego czasu.

Śmiech brunetki był ostatnim, co zobaczyłam w tym miejscu, po czym wyskoczyłam z okna. Nie spadałam jednak długo, bo poczułam pod sobą delikatny materiał dywanu, który zabrał mnie wysoko w górę i poleciał w nieznanym mi wtedy kierunku.

Chanyeol chyba nie będzie aż tak zły, że ze strychu zwinęłam mu też latający dywan, prawda?



3.


Zawsze ciekawiło mnie to, że dywan zachowywał się jak wolny ptak, który przylatuje tylko wtedy, gdy jest potrzebny. Tak samo było teraz, gdy po całej nocy latania zatrzymał się w jakimś porcie, który wręcz tętnił życiem! Gdy tylko zeszłam z miękkiego materiału, wciąż przeciągając się po pobudce, pomachałam mu, gdy zaczął lecieć w swoją stronę.

Gdy zostałam sama z lampą w torbie, rozejrzałam się dookoła i z podziwem obserwowałam wszystkich tragarzy, którzy krzyczeli jeden przez drugiego, starając się sprzedać swoje towary. Zastanawiało mnie tylko czemu większość ludzi tak dziwnie na mnie zerkało, gdy podchodziłam do straganów... I wtedy zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem ubrana w suknię balową, która troszkę się pogniotła.

Westchnęłam cicho i z lekkim grymasem podciągnęłam delikatny fioletowy materiał, po czym zaczęłam szukać jakiegoś stoiska z odzieżą. Musiałam przywdziać coś wygodniejszego jeśli miałam bawić się w podróżniczkę. Bo inaczej nie mogłam nazwać mojego aktualnego celu.

- Nie chcesz żebym ci po prostu wyczarował ubrania? – podsunął Kyungsoo, który nagle stanął obok mnie, odziany w zupełnie normalną odzież.

I miał nogi, na co opadła mi szczęka. To on tak potrafił?

Już chciałam się zgodzić na jego pomysł, ale momentalnie się wstrzymałam, nieco nachmurzając.

- Nie mam ochoty tracić drugiego życzenia, więc nie – odburknęłam.

- Ale wiesz, że twoje życzenia są nieograniczone?

Przystanęłam na chwilę, analizując powoli jego słowa. Jak to... nieograniczone?

- To ja nie mam tylko trzech życzeń?! – wydarłam się tak głośno, że aż kilka osób odwróciło się do mnie i spojrzało na mnie jak na wariatkę.

Uśmiechnęłam się nerwowo, zniżając głowę w dół, tak samo jak i mój głos.

- Co masz na myśli, że mam nieograniczoną liczbę życzeń?

Ten tylko wzruszył ramionami i posłał mi słaby uśmiech.

- Dżiny służą swojemu panu dopóki ktoś inny nie przejmie lampy. Powszechnie o tym wiadomo... w twoim świecie nie ma dżinów?

No wyobraź sobie, że nie.

Westchnęłam cicho, ale dość szybko humor mi się poprawił. Uśmiechnęłam się do siebie i zaciągnęłam mojego duszka w jakąś mniejszą uliczkę, przy okazji przyglądając się ludziom i ich ubraniom. Chciałam czegoś praktycznego i ładnego... ale nie pospolitego. Taka byłam właśnie wybredna.

- Chcę coś fajnego, w czym będę mogła...

Nie dokończyłam nawet zdania, gdy poczułam jak coś opina mnie w nogach, a ramiona przestały być odkryte dosłownie w sekundzie. Spojrzałam w dół i uśmiechnęłam się na widok białej koszuli i skórzanych spodni do kostek z przepasaną przez szlufki niebieską chustą, związaną z prawej strony.

- Są nawet skórzane buty! – westchnęłam szczęśliwa.

Automatycznie sięgnęłam ręką ku moim włosom, które nie zmieniły się w ogóle. Dalej były krótkie i niesforne, ale... nie przeszkadzało mi to. Czułam się świetnie w takim wydaniu! Było mi wygodnie, nic mnie nie uwierało, a fryzura była w takim stylu, że nie musiałam jej ciągle poprawiać.

- Cud, miód i orzeszki – powiedziałam na głos zadowolona, ściągając tym samym na siebie dziwne spojrzenie Kyungsoo, ale nic sobie z tego nie robiłam.

Musiał się przyzwyczaić do moich zachowań. W końcu nie byłam stąd, tak?

W takim wydaniu, jakie zafundował mi mój dżin, mogłam swobodnie zacząć się poruszać przy portowym targu. Widziałam mnóstwo stoisk z rybami, alkoholem i ręcznie robioną biżuterią z muszli i innych morskich znalezisk... ale najbardziej moją uwagę przyciągnęło stoisko kowala, nieopodal wejścia na pomost, prowadzący do większości statków.

Było tam dużo broni. Miecze, sztylety, zwykłe noże, a nawet grube buzdygany jakie mieli średniowieczni rycerze... wszystko to było w jednym miejscu i prezentowało się wspaniale. Nie mówiąc o krótkiej broni palnej, na osobnym stole...

- Jeśli miałabym coś doradzić, to tylko klasyczne sztylety – usłyszałam za sobą znajomy głos, na którego dźwięk wręcz się uśmiechnęłam.

- Nana! – krzyknęłam uradowana, gdy po odwróceniu się w drugą stronę, ujrzałam czarnowłosą dziewczynę, przyodzianą głównie w czerwoną pelerynę.

Podbiegłam do niej i uścisnęłam ją mocno, ciesząc się jak nigdy wcześniej. Do szczęścia brakowało mi tylko Mei... cała nasza trójka trzymała się siebie najbliżej, gdy jeszcze byłyśmy w... no, w naszym świecie.

Zerknęłam z ciekawością na jej towarzysza, który przewyższał nas wzrostem i również z ciekawością obserwował mnie oraz Kyungsoo. Nie uszło jego uwadze kim mój kolega tak naprawdę jest.

- To niesamowite, że spotykam dżina w takim miejscu – uśmiechnął się.

- A ja jestem zaskoczony, że dowódca stada leśnych wilków zapuszcza się w głąb Teamirii – odpysknął mu duch zakładając ręce i patrząc na niego wyzywająco.

Ja za to popatrzyłam się na swojego przyjaciela z niewyraźną miną. Podrapałam się po głowie i wróciłam wzrokiem do Nany, która gdy tylko ujrzała moje zdezorientowanie, rozdziawiła buzię.

- To ty nic nie wiesz o tym... świecie? – zapytała zdumiona, posyłając zaskoczone spojrzenie dżinowi.

On tylko wzruszył ramionami, ale nie powiedział nic więcej. No tak... w sumie nigdy nie pytałam, więc nie miał obowiązku mi niczego tłumaczyć. Jedynie pomógł mi przenieść się na bal, który był w zamku, o którym również wcześniej nie słyszałam. Ani gdzie się znajdował, ani czy był blisko dworu Chanyeola... Moja ignorancja czasami mnie przerażała.

Nana po szoku w jaki ją wprawiłam, zaczęła się szeroko uśmiechać i niemal skakać z ekscytacji. Pociągnęła mnie za ramię aż do pomostu i usadziła mnie obok siebie na jego krańcu. Gdy tak moje nogi swobodnie sobie dyndały w powietrzu nad morską wodą, która co jakiś czas obijała się o drewno, poczułam się dziwnie usatysfakcjonowana... poczuć zapach morza to było coś, czego chyba potrzebowałam, bo momentalnie zaczęłam trzeźwo myśleć.

- To teraz posłuchaj – powiedziała czarnowłosa, zaczynając swój wywód.

Kyungsoo schował się ponownie do lampy, a wysoki chłopak, który okazał się mieć na imię Kai, usiadł zaraz obok nas, by w razie czego służyć pomocą w ogarnięciu tego całego miejsca. Nie byłyśmy tu zbytnio długo, dlatego zdawałam sobie sprawę, że nawet Nana wszystkiego nie mogła wiedzieć.

- Przede wszystkim jest to dość mała kraina, porównując ją do naszego świata – zaczęła, chwytając się za podbródek – Ale musisz wiedzieć trzy podstawowe rzeczy. Po pierwsze, cały ten kraj to Teamiria! Wielkościowo jest dosyć mała, ale to w sumie nie przeszkadza w niczym, bo i tak podróżuje się cudownie. Druga rzecz, kraj jest podzielony na dziewięć grodów królestw, ziem... jak zwał tak zwał, serio – zaśmiała się serdecznie – I po trzecie. Wszystko co wykracza poza grody, to Pustkowie. Tam... lepiej się nie zapuszczać.

Przeanalizowałam sobie w głowie wszystko, co Nana przekazała mi w dość zwięzłej wypowiedzi, ale jakoś nadal nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. I ona to widziała, więc ściągnęła torbę z ramienia i zaczęła ją przetrząsać. W końcu moim oczom ukazał się dość spory zwitek pergaminu, który rozwinęła i położyła mi na kolanach. Jak się okazało, była to wielka mapa, pokazująca coś w rodzaju kawałka kontynentu lub coś podobnego... Były też wyspy, urywek oceanu...

- Kojarzę skądś te góry – powiedziałam nagle, przypatrując się wielkim wzniesieniom, rozciągającym się wzdłuż granicy jednego z grodów – Ketema'Aleti? – zapytałam zaciekawiona.

- Skalisty Gród – odezwał się Kai, zwracając moją uwagę dosłownie w sekundzie. Ta nazwa mówiła mi bardzo dużo... - Mieści się tam dwór księcia, którego pożarła klątwa nieznanej czarodzieja. Nikt się tam nie zapuszcza, bo to miejsce jest w ogóle niedostępne dla zwykłych śmiertelników. Poza tym... każdy, kto widział bestię, uciekał tak szybko, że nawet nie pamiętał jak wyglądała.

I już wiedziałam co to było za miejsce. Skalisty Gród... ziemie Chanyeola, które były otoczone górami niemal z każdej strony, a sam dwór zarośnięty roślinami, skutecznie odcinającymi jego dom od całego świata. Tylko nieliczni byli w stanie się tam dostać... tak jak dziwny kurier, który przyniósł mi list z zaproszeniem na bal.

- Ale... – odezwałam się nagle – On nie wygląda jak bestia. Jest nawet przystojny, tylko strasznie markotny...

Moje słowa zaskoczyły nie tylko Kaia, ale również sam Kyungsoo wyszedł z lampy, żeby zabrać głos w naszej rozmowie.

- Bo jesteś wybraną przez klątwę – wytłumaczył – Tylko ta osoba, która widzi w nim człowieka, może odczynić urok i przywrócić go do poprzedniego stanu.

Pokręciłam głową, zupełnie się z nim nie zgadzając.

- Przecież nie jestem jedyną, która widzi w nim człowieka! Minsu też nie była przestraszona! Ona również nie mogła widzieć w nim przerażającego stwora!

Dżin zamilknął na chwilę, ale po głębszym namyśle kiwną głową, zgadzając się ze mną. To było w ogóle dziwne... dlaczego my możemy widzieć w nim człowieka, a inni nie? Nie jesteśmy chyba jakoś szczególnie wyjątkowe, prócz tego, że nie jesteśmy stąd?

- A jak on wygląda? – zapytała zainteresowana Nana.

Kiwnęłam głową do Kyungsoo, żeby jej pokazał obraz Chanyeola. Ten tylko machnął w powietrzu i przed oczami dziewczyny pojawił się obraz olbrzyma, który w tej chwili gdzieś daleko siedział z niepewną miną. A obok niego stała Minsu i robiła mu... reprymendę?

- Przecież to zwykły człowiek – skwitowała Nana – Tylko dlaczego czerwone włosy? Uwielbiam ten kolor i nic do tego nie mam, ale chyba w stonowanym kolorze byłoby mu lepiej, czyż nie?

Kai posłał dżinowi znaczące spojrzenie, po tym jak obraz zaklętego księcia zniknął sprzed oczu mojej przyjaciółki. Ja również wiedziałam co to oznacza. Każda z nas, która przybyła do tej krainy, może przejrzeć klątwę...

- Niesamowite – powiedział ciemnowłosy, podnosząc się z desek – Czyli jest was więcej...

- No fajnie i w ogóle – wtrąciłam nagle, również podnosząc się do pionu – Ale gdzie my w ogóle jesteśmy, jeśli mogę wiedzieć?

- W porcie Nigusawi, oczywiście – usłyszałam za sobą dość łagodny głos, ale mający w sobie coś cwaniackiego – Najniebezpieczniejszym miejscu w całej Teamirii, pomijając oczywiście Pustkowie oraz Ciemnogród. Do tego ostatniego radziłbym się nie udawać... Kto wie, co może zrobić Mroczny, gdy się wkurzy.

Wszyscy od razu odwróciliśmy się do tyłu, by zobaczyć, kto był na tyle uprzejmy, żeby odpowiedzieć na moje niewinne pytanie w tak wymyślny sposób.

Widząc przede wszystkim lśniącą czarną skórę, która okalała nogi oraz ramiona chłopaka, zaświeciły mi się oczy. Na białej koszuli wyglądała bajecznie, a dodatkowo podkręcone ciemne włosy przy ładnej twarzyczce tworzyły idealny obraz... pirata?

- Nie zapraszaliśmy tu ciebie – odpysknął Kai, stając zaraz przed Naną, chroniąc ją przed potencjalnym zagrożeniem.

I wtedy do mnie dotarło, że Teamiria to nie tylko kraina pełna bajkowych postaci, będących gotowym pomóc w każdej sytuacji. Przecież nawet w tych cholernych bajkach były czarne charaktery! I prawdopodobnie jeden z nich stał właśnie przede mną.

Otrząsnęłam się po pierwszym dobrym wrażeniu i spojrzałam na jegomościa z dozą niepewności. Dopiero wtedy zauważyłam spluwę i szpadę przy jego pasie, oraz nieszczególnie dobrotliwe spojrzenie, którym nas raczył. Bardziej... interesowne.

- Ależ... ja chciałem tylko odpowiedzieć na pytanie! – usprawiedliwił się, uśmiechając się przy tym szeroko, po czym przeniósł spojrzenie na mnie i na chwilę się zamyślił.

Czułam się strasznie nieswojo, gdy tak analizował mnie z góry do dołu jakby chciał coś ze mnie wyczytać, zwłaszcza że już byłam w stu procentach pewna, że czegoś od nas chciał.

- Dziwię się, że takie panny jak wy, zapuszczają się w tereny portowe – skwitował w końcu – Nie chcę was straszyć, ale tutaj naprawdę nie jest bezpiecznie.

- I mamy na to żywy dowód przed nami – wywrócił oczami przyjaciel Nany, po czym chwycił ją za nadgarstek i popatrzył na mnie znacząco – Chodźmy stąd.

Miałam do wyboru zostać i słuchać słów jakiegoś zbrodniarza, albo iść z przywódcą wilków i przyjaciółką w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Wybór chyba nie był zbyt trudny, prawda? Dorównałam kroku Kaiowi i już miałam się zastanawiać jaki będzie następny punkt mojej podróży, gdy zobaczyłam, że los postanowił z nas sobie zażartować.

Kilkunastu uzbrojonych po zęby mężczyzn zaczęło zmierzać w naszą stronę z bynajmniej nie radosnymi i przyjaznymi mordkami... W pośpiechu zaczęłam szukać swojej lampy, ale widząc, że nie mam jej przywiązanej do paska, ogarnęła mnie panika.

- Nie tutaj – usłyszałam głos Nany, która patrzyła na swojego przyjaciela błagalnym wzrokiem – Nie potrzebujemy, żeby ktoś cię tu takim zobaczył!

Już miałam po prostu sięgnąć po sztylet, który sobie kupiłam na targu, gdy nagle zostałam chwycona za ramię i pociągnięta w przeciwnym kierunku.

- Lepiej chodźcie ze mną. Mam statek przycumowany na końcu pomostu.

Ten pirat mówił... o tym gigantycznym okręcie, który rzucał się w oczy od razu jak się przybyło do portu? No chyba jaja sobie robił...

- Nie będę ufał piratowi – wycedził przez zęby chłopak, stając bliżej Nany jakby mógł za jej bezpieczeństwo nawet zabić.

- Nikt ci nie każe, ale chyba chcesz ją chronić, nie? – odparł ciemnowłosy, po czym popatrzył ponownie na mnie – Mam twoją lampę – otworzyłam usta w oburzeniu, słysząc takie wieści, a jego złośliwy uśmiech wcale nie pomagał! – Oddam ci ją, jeśli odpowiesz mi na kilka pytań. A teraz jazda!

Nie mieliśmy wyboru. Chcąc nie chcąc, byliśmy zmuszeni iść, a raczej biec, za domniemanym przestępcą prosto na jego statek, uciekając przed zgrają bandytów, którzy czyhali albo na nasze rzeczy, albo przybyli tu po owego pirata.

- A tak w ogóle... jestem Lay – powiedział z uśmiechem, wciągając mnie na pokład i puszczając mi przy tym oczko – Witajcie na Feniksie!

Gdy poczułam jak statek powoli odbija od pomostu, poczułam w żołądku dziwne uczucie. Tak, jakby mi ulżyło albo jakaś magiczna siła dodała mi pewności siebie i ściągnęła ze mnie wszelkie stresy. Podeszłam do krawędzi i z zafascynowaniem obserwowałam jak ta wielka łódź dryfuje i powoli oddala się od portu, a fale morskie były delikatnie przecinane podczas poruszania się całej łajby.

- To był kiepski pomysł – westchnął Kai, patrząc z tęsknotą za lądem, który przed chwilą opuściliśmy.

- Och, daj spokój – zaśmiała się Nana – Przynajmniej przeżyjemy kolejną przygodę!

- Ładna mi przygoda... jesteśmy na muszce piratów... – jęknął, po czym oparł się o reling i zrezygnowany zapatrzył się w oddalający się port Nigusawi.

Westchnęłam cicho, ale postanowiłam zostawić ich samych i rozejrzeć się po pokładzie. Z każdej strony byli jacyś ludzie, którzy albo czyścili podłoże, albo wesoło gawędzili... byli też tacy, co czyścili broń nie mając przy tym zbyt uprzejmych wyrazów twarzy.

Każdy robił coś innego... dało się poczuć wolność jaka ich ogarniała i radość, którą czerpali z przynależności do tej załogi. Automatycznie sięgnęłam po mój sztylet, który przy ogromnych szablach i rapierach był niczym mała igła... jednak uśmiechnęłam się wiedząc, że mam coś, czym mogłabym się obronić w razie potrzeby.

- Takim nożykiem to mogłabyś co najwyżej trochę porzucać – usłyszałam obok siebie znajomy głos i nieco się nachmurzyłam, gdy przypomniałam sobie, że ten gość miał coś, co należało do mnie.

- Oddaj mi lampę – warknęłam, patrząc na Laya, który stał i patrzył na mnie z założonymi rękoma.

- A więc zapraszam – uśmiechnął się i wskazał jedną ręką na drzwi usytuowane zaraz pod miejscem sternika.

Zerknęłam na niego i zauważyłam, że tym razem miał na głowie dość sporych rozmiarów kapelusz z dużym czarnym piórem, co dawało jednoznaczny sygnał.

Miałam do czynienia z samym kapitanem.



4.


Wnętrze kajuty było dość przyjazne, a przede wszystkim przytulne, bo ilość rzeczy, która była poupychana na szafkach robiła niezłe wrażenie, przynajmniej na mnie. Sakwy ze złotem, różne figurki z materiału, którego nigdy nie widziałam wcześniej na oczy i wiele innych ciekawych znalezisk, które miałam ochotę oglądnąć i zbadać w każdym calu.

Jednak zatrzymałam się w miejscu, gdy ujrzałam zaraz obok okna list gończy, wbity w drewno grubym nożem o pięknym ostrzu. Naprawdę... zaczęłam zauważać takie rzeczy jak ostrza?

- Dwadzieścia milionów złotych monet – wyszeptałam, widząc cenę za głowę pirata z obrazka. Pirata, który stał zaraz obok mnie – To... dużo, prawda?

Spojrzał na mnie niewyraźnym wzrokiem, ale zdusił śmiech i wskazał mi krzesło obok małego biurka, zawalonego mapami. Z ciekawością zerknęłam na ich zawartość, ale długo nie mogłam się napawać widokiem, gdyż Lay zwinął je w jeden rulon i rzucił pod ścianę zaraz obok drzwi.

- Nie wiesz czy to dużo? – zapytał, gdy już wreszcie usiadł na krańcu biurka i zaczął się we mnie wpatrywać z zaciekawieniem – Nie jesteś stąd?

Pokręciłam głową, nie zamierzając się nawet z tym ukrywać. I tak by to wyszło... za dużo różnic było w naszych zachowaniach, przyzwyczajeniach i poglądach.

- Pochodzisz zza Pustkowia? – zapytał zszokowany – Jak tam jest?

- Nie wiem – odparłam – Stamtąd też nie pochodzę – dodałam pewnie, ale zaważywszy na jego zafascynowanie, już nie byłam zbytnio pewna, czy powinnam mówić mu o sobie cokolwiek...

Rozszerzył oczy ze zdziwienia, słysząc takie wieści. Obiegł mnie wzrokiem raz jeszcze, ale nie widząc zapewne nic szczególnego, odepchnął się od krańca biurka i podszedł do okna, dumając przez chwilę.

- Jesteś człowiekiem? – zapytał w końcu, na co tym razem ja zareagowałam ze zdumieniem.

- Oczywiście, że tak! Dlaczego miałabym nim nie być?

Wyciągnął z kieszeni mały zwitek i patrzył na niego przez chwilę, po czym podszedł z powrotem do mnie i położył go na biurku, powoli odwijając cienki materiał.

Gdy moim oczom ukazał się piękny złoty pierścionek z niebieskim kamieniem, wyszlifowanym i przejrzystym niczym woda, miałam ochotę westchnąć z zachwytu, ale słowa ugrzęzły mi w gardle kiedy nagle zaczął błyszczeć, by po chwili zalśnić błękitnym blaskiem.

Zerknęłam na pirata, jednak nie zobaczyłam w jego oczach zaskoczenia. Kiwnął głową, gdy niepewnie sięgnęłam dłonią w jego kierunku, więc uznałam, że mogłam go dotknąć.

Cicha melodia zabrzmiała w moich uszach i momentalnie ukoiła wszystkie moje myśli. Znałam skądś te słowa, znałam ten głos... był tak znajomy, a za razem tak obcy... I gdy zaczęłam powoli nucić kołysankę, zdałam sobie sprawę z tego, co się stało.

- Co to było? – zapytałam przerażona, gdy odskoczyłam od biżuterii i stanęłam bliżej drzwi niż drewnianego biurka, przy którym wciąż stał kapitan.

Pierścień stracił swój blask i znów był zwykłym dodatkiem, który uchodził za zupełnie zwyczajny i na pewno nie magiczny.

- Mówisz, że nie pochodzisz stąd? – zapytał nagle, obracając ku mnie swoją głowę – Gdy zszedłem ze statku na pomost, by uzupełnić niektóre zapasy, natknąłem się na ciebie i twoich przyjaciół, ale tylko w bliskim kontakcie z tobą, pierścień zaczynał świecić i wydzielać ciepło. Jak to możliwe, że reaguje na osobę, która nie jest stąd?

Zadawał dużo pytań, na które nie znałam odpowiedzi... chciałabym to wszystko wiedzieć, ale prawda była taka, że nie wiedziałam nawet gdzie się znajdowałam. Sama znajomość nazwy tej krainy i jej królestw nie wystarczała, żebym mogła czuć się pewnie, nie mówiąc o świecącej biżuterii i dziwnych melodiach, które pojawiały się w głowie po jej dotknięciu!

- Wiesz z czego jest ten pierścień? – wyrwał mnie z moich myśli, ale jednocześnie zainteresował, chociaż wcale nie uspokoił tym moich myśli – Runy wyryte na wewnętrznej stronie świadczą, że jest stary... bardzo stary. Mógłbym zgadywać jak bardzo, ale pokuszę się o stwierdzenie, że pochodzi z ery Wielkiej Wojny.

Wielkiej wojny?

Spojrzałam na niego z zaciekawieniem, bo zaczął mówić naprawdę interesujące rzeczy. Zaczęłam się również zastanawiać, czy aby na pewno był zwyczajnym piratem, który plądrował i zabijał... bo teraz wyglądał mi bardziej na historyka i fanatyka legend.

Jak zobaczył zagubienie w moich oczach, przeprosił skinieniem głowy.

- Wielka wojna działa się bardzo dawno temu. Tysiące lat przed moim urodzeniem... ale wiem jedno. Wtedy Teamiria przeszła przełom... kraina zaczęła ociekać magią i nową energią. Pojawiły się człeko-wilki, syreny i inne rasy istot, które stanęły przeciwko ludziom, którzy wyczuwając zagrożenie zaczęli odpierać ataki, a później nawet sami je aranżowali.

- Ale coś musiało ją przerwać – podsunęłam, na co automatycznie kiwnął głową, chowając pierścień do swojej kieszeni.

- Wielki czarodziej z Południa powstrzymał całą tę jatkę, a Mrocznego, który był bezpośrednią przyczyną wojny, usadził w jego zamczysku, zawierając z nim wieczysty pakt, który nie odbierał mu mocy, ale pozostawiał mu tylko zdolność używania mrocznej magii poprzez kontrakty. Sam ograniczył się przyrzeczeniem, że nie będzie mu szkodził ani stawał mu na drodze, ale podstępne kontrakty były tak powszechne, że teraz każdy się wystrzega spotkania z panem ciemności, bojąc się o życie i własne dusze.

Rumpelstiltskin, któremu w prezencie pojawiła się Woosun. Matko, jakie to wszystko było logiczne i dziwnie powiązane. A ten czarodziej w południa? Kim był? I skoro sam Mroczny ciągle żyje, to czy ten czarodziej również ciągle chodził po tej krainie?

Zerknęłam na mapy, które były rzucone pod ścianę zaraz obok mnie i sięgnęłam po jedną, przy okazji ją rozwijając. Zapatrzyłam się na ogromne tereny, które były rozpisane na tym dużym kawałku pergaminu i nie miałam słów... wszystko tutaj wyglądało tak nierealnie... ta cała magia i... historia...

- Pooglądaj ją sobie i wybierz miejsce, gdzie mam was odstawić – powiedział Lay, otwierając drzwi od kajuty – Chociaż podejrzewam, że wybierzesz Srebrną Fortecę w Ketema'Biri lub jak wolisz w Srebrnogrodzie, bo nie wydaje mi się żebyś chciała się zapuszczać w tereny Skalistego Grodu... w razie potrzeby jestem na sterze.

Patrzyłam przez chwilę jak wychodził z pomieszczenia, nawet się nie oglądając i zostawiając mnie z masą pytań, na które pewnie tylko on mógł odpowiedzieć. Ewentualnie Kai... musiałam poważnie pomyśleć nad tym, czy nie chciałam usłyszeć więcej o tym dziwnym świecie.

Podeszłam do biurka i rozłożyłam całą mapę, by móc przyjrzeć się Srebrnogrodowi. Wtedy też ujrzałam znajomą lampę, pozostawioną na rogu mebla i pomyślałam, że ten pirat nie musiał być wcale taki zły za jakiego miał go przyjaciel Nany.



5.


- Kiedy próbujecie wziąć zamach, skupcie się na końcówce. Musicie wyczuć swój sztylet, bo tylko wtedy trafi idealnie tam, gdzie chcecie.

Rina poprawiła ułożenie ostrza w mojej dłoni, by zaraz potem pomóc w taki sam sposób Nanie.

Nikt z załogi tak naprawdę nie wydawał się być złym piratem, ani tym bardziej nie mieli złych intencji. Co prawda, lubowali się w bogactwach i luźnym, wręcz kombinatorskim podejściem do życia, ale widziałam w całej tej zgrai przede wszystkim... rodzinę. Rodzinę, której przewodził Lay, stojący przede wszystkim za sterem statku.

Zauważyłam, że bardziej był myślicielem niż okrutnym przestępcą. Samo to, że spędzał całe godziny na szukaniu odpowiedzi dotyczącej magicznego pierścienia świadczyło, że bliżej mu było do odkrywcy niż szabrownika. Być może właśnie dlatego został piratem? Nie był ograniczony zasadami i mógł zwyczajnie sięgnąć po wszystkie odpowiedzi, jakie zobaczył na swojej drodze.

- Udało się! – krzyknęła Nana, odrywając mnie od myśli.

Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam jak jej ostrze ładnie wbiło się w tarczę, nawet jeśli był to sam jej dół. Mimo wszystko jako pierwsza z nas w ogóle trafiła, dlatego nie dziwiła mnie jej radość. Obok niej gratulowała jej piratka, która również była zadowolona obrotem spraw.

Rina sprawiała wrażenie chłodnej na pierwszy rzut oka. Jej krótkie rude loki były obwiązane bandanką, a strój, który zazwyczaj był okurzony od ćwiczeń, w żadnym wypadku nie mówił o swoim posiadaczu w superlatywach. Wyglądała groźnie, ale... wcale taka nie była. Ona pierwsza zauważyła u nas sztylety i zaproponowała naukę ich używania. I nie powiem... bardzo spodobał mi się ten pomysł.

Spojrzałam na swoją broń i pogładziłam ostrze opuszkiem palca, czując jak należał do mnie. Mogłam wyrządzić komuś krzywdę, ale równie dobrze ktoś inny mógł wyrządzić krzywdę mnie i moim przyjaciołom... dlatego musiałam w końcu trafić do tej cholernej tarczy.

Skupiłam się na celu i w pewnym momencie rzuciłam, zdając sobie sprawę, że nawet się do tego nie przymierzyłam. Ręka sama mnie poprowadziła, jakby wiedziała jak ma to zrobić, gdy tylko wewnętrznie wyraziłam na to zgodę.

I trafiłam.

- A niech mnie – zagwizdał Roger, grubiutki mężczyzna odpowiedzialny za całą broń zebraną na statku – Niezłą masz siłę w tych chudziutkich ramionkach.

Strzeliłam w sam środek tarczy i to mnie wystarczająco zaskoczyło, ale... jakim cudem ostrze wbiło się na taką głębokość? Podeszłam do niego i spróbowałam go wyciągnąć, ale był mocno wbity i wyciągnięcie go było nie lada wyzwaniem. Nie mógł jednak tam tkwić wiecznie!

- No wyłaź! – krzyknęłam i szarpnęłam za rękojeść, żeby zaraz potem wywrócić się do tyłu i upaść tyłkiem na podłoże.

Wyszło jak masełko... jakim cudem? Czy naprawdę wystarczyło tylko wyrazić ogromną chęć, żeby wszystko przychodziło łatwo?

Z ciekawością spojrzałam na stanowisko, gdzie Lay cały czas miał pod swoimi rękoma ster statku. Cała platforma była na sporym podwyższeniu i gdybym miała się tam wspiąć przez barierkę, a nie wejść po schodach, musiałabym się nieźle natrudzić. A przede wszystkim nadwerężyć moje „chudziutkie ramionka".

Uśmiechnęłam się i schowałam sztylet do pochwy przy moim pasie, po czym bez ostrzeżenia rzuciłam się biegiem w kierunku platformy. W pewnym momencie po prostu poczułam, że muszę skoczyć i z lekkością udało mi się chwycić drewnianą balustradę, która zaczynała się jakieś dwa i pół metra od pokładu.

Usłyszałam za sobą Nanę, która wołała do mnie o jakichś wariatkach, ale ja z uśmiechem po prostu zaczęłam się wspinać. Skupiłam się na górnej listwie i dosłownie chwilę później udało mi się sięgnąć ją jedną ręką, mając już zupełną swobodę postawienia nogi na krawędzi platformy i zanim się obejrzałam, przeskoczyłam barierkę, lądując zaraz obok zaskoczonego kapitana.

- Ale... CZAD! – krzyknęłam radośnie, patrząc na moje ręce, w których ból stał się wyraźnie mniejszy – Jestem jak Indiana Jones!

- Kto? – zapytał z głupia Lay, patrząc na mnie jak na wariatkę i przy okazji przypominając mi, że faktycznie nie miał prawa znać najlepszych filmów z naszego świata.

- Nieważne, ale potrafię robić niezwykłe rzeczy, jeśli tylko chcę! – zaświergotałam – Przed chwilą rzuciłam sztyletem i trafiłam w sam środek, wbijając ostrze prawie do połowy tarczy! I wyciągnęłam go z łatwością!

Zakrztusił się śliną, słysząc takie wieści, po czym posłał mi zszokowane spojrzenie. Po chwili jednak pokręcił głową i uśmiechnął się pod nosem.

- Możesz być przydatna.

- Mogę w takim razie pokierować statkiem?

- Nie – uciął krótko, po czym na powrót skupił się na obserwowaniu oceanu.

Złożyłam usta w dzióbek i naburmuszona zeszłam z platformy, podchodząc do reszty załogi, z których kilku patrzyło na mnie z otępieniem, ale stanowcza większość posyłała mi uśmiechy tak szerokie, że aż nie dało się tego opisać.

- Siła! – krzyknęła szczęśliwa Nana – Teamiria dała ci siłę!

Zdębiałam.

- Że co proszę? – zapytałam jednocześnie z Riną i Kaiem, patrząc na naszego czerwonego kapturka z powątpiewaniem.

Pociągnęła mnie aż na dziób statku, który był pięknie przyozdobiony jakąś potężną figurą, ale na podziwianie jej będę miała czas później. Popatrzyłam na dziewczynę, która wyciągnęła spod swojej koszulki niewielki wisiorek z czerwonym kamieniem, który pięknie zabłysnął, gdy tylko zetknął się z jej palcami.

I wtedy zrobiło mi się słabo. Błyszczał tak samo jak pierścień, którego Lay pokazał mi kilka dni temu...

- To medalion, którego kamień wzywał mnie od samego początku, gdy pojawiłam się we właściwym miejscu w Teamirii. Długo błądziłam, ale kiedy spotkałam Kaia i poznałam zaklęty las, okazało się, że to był właściwy początek mojej podróży... on dał mi władzę nad naturą, Jisun.

Tak, jasne... a ja zaraz będę latać na jednorożcu, któremu jakimś cudem wyrosły skrzydła...

Pisnęłam, gdy nagle zerwał się ogromny wiatr, a sekundę później ustał, kiedy tylko Nana opuściła swoją dłoń w dół. I tym razem wybałuszyłam na nią oczy.

- Chcesz mi powiedzieć, że jesteśmy jakimiś głupimi czarodziejkami? – wyszeptałam z nutą pretensji i przerażenia.

- Nie wiem czy czarodziejkami, ale na pewno mamy do odegrania w tym świecie jakąś rolę – odparła pewna swoich słów, chowając naszyjnik z powrotem pod swoją bluzkę.

Westchnęłam głęboko mając już powoli dość tych wszystkich niedomówień i całej tej magicznej szopki. Chciałam wrócić do domu, pograć znowu na fortepianie i nawet się trochę pouczyć do egzaminów... cały ten świat zbyt mnie przerażał żebym mogła się cieszyć jego niesamowitością, jak to robiła Nana.

Potarłam lampę i uśmiechnęłam się do Kyungsoo, gdy tylko stanął obok mnie na nowo. Popatrzył na mnie pytająco i uśmiechnął się pokrzepiająco, gdy zauważył, że coś mnie trapiło.

- Wiesz kim jesteśmy? – zapytałam prosto z mostu – Pojawiłyśmy się tu nie przez przypadek?

Jednak on tylko pokręcił głową, wcale nie satysfakcjonując mnie odpowiedzią.

- Wiem sporo o tym świecie, ale nie mam dostępu do tajnej wiedzy... to może wiedzieć tylko Dziecię w bieli.

- Że niby Luhan? – zapytała zdumiona Nana, na co dżin kiwnął głową w odpowiedzi – W sumie to całkiem logiczne. To on kazał mi zdobyć naszyjnik.

I znowu zaczęłam myśleć o tym całym pierścieniu w posiadaniu którego był Lay. Piękny kamień zwany tanzanitem, o czym dowiedziałam się od kapitana statku, w jakiś sposób był powiązany ze mną, ale nie mogłam dociec dlaczego. Jedyną wskazówką było lśnienie kamienia, gdy tylko byłam blisko niego... on też miał mi dać jakieś magiczne zdolności?

- Nana, czy słyszałaś kiedyś jakąś kołysankę...?

- Jaką kołysankę? – usłyszałam nagle obok siebie wesoły męski głos, na który wręcz odskoczyłam od barierki.

I wtedy ujrzałam dość wysokiego chłopaka o wściekle rudych włosach i zielonym kubraczku, który lewitował sobie za relingiem i patrzył na nas z iście ciekawskim spojrzeniem. A ja już chyba rozumiałam w jakiej bajce się znajdowałam tym razem...

- Piotruś Pan! – krzyknęłyśmy obie naraz z Naną, patrząc na chłopaka z oczami jak spodki.

- Kto? – zmarszczył nos na nasze słowa nieco zdezorientowany – Nie! Jestem Sehun!

A, no tak... przecież tutaj nie ma tych nazwisk co u nas w książkach... Tak samo jak w przypadku Kopciuszka, którym była przy okazji Woosun, czy samego Bestii, którego wszyscy zwali Chanyeolem. Swoją drogą...

Zerknęłam na Laya i w mojej głowie zaczęło się nieco rozjaśniać. Skoro pojawił się tu Piotruś, to... płynęliśmy właśnie łajbą Kapitana Haka?

- A Nibylandia? – zapytałam cicho.

- Co takiego? – zapytał rudy chłopak, siadając tym razem na balustradzie i patrząc się na mnie z zaciekawieniem.

- Jest tu Nibylandia?

Pokręcił głową, potwierdzając moje przypuszczenia. Pomyślałam przez chwilę, po czym poprosiłam Kyungsoo o mapę Teamirii i zerknęłam szybko na poszczególne grody. I kiedy zobaczyłam dużą wyspę znajdującą się niedaleko Srebrngrodu, otoczoną przez wiele rysunków dziwnych stworzeń, podniosłam głowę i podsunęłam Sehunowi jedną nazwę.

- Ketema'Alemi?

- Wszechgród, tak! – krzyknął rozbawiony – Tam mieszkam!

Uśmiechnęłam się serdecznie, bo infantylność chłopaka zaczęła mnie już nieco bawić.

- Czy ta wyspa... to wyspa wiecznej młodości?

- Tak – odparł od razu, gotując się na więcej pytań. Widziałam to w jego oczach.

- Znasz syreny, wróżki i nie obcy ci magiczny pył?

Wybałuszył na mnie oczy, ale niepewnie kiwnął głową na zgodę. Czyli jednak to był znany przez nas Piotruś, tylko pod innym imieniem.

- Masz wojnę z Layem? – zapytałam już po raz ostatni, doskonale wiedząc, że padnie odpowiedź twierdząca.

Za dużo było podobieństw, żeby teraz było inaczej.

- Dlaczego miałbym? To mój kumpel – zaśmiał się serdecznie, a ja zdębiałam.

Jednocześnie usłyszałam śmiech Nany, która przybiła sobie z chłopakiem piątkę. Nie rozumiałam tej dziwnej sytuacji, nie mówiąc o mojej przyjaciółce, która zaczęła wsiąkać w te dziwne Teamirskie zwyczaje... ale trzeba było przywyknąć do myśli, że nie było tu walk dzieci z piratami. Może to i lepiej?

- Ejże! – krzyknęłam, gdy Sehun pociągnął mnie za włosy od tyłu.

Podskoczyłam, gdy tym razem dźgnął mnie w bok, odlatując potem nieco dalej i mając z tego niezłą zabawę. No co za dzieciak!

- Co za wkurzający typ – warknęłam, patrząc jak rudzielec podlatuje do kapitana statku i przybija sobie z nim żółwika.

To niby inny bajkowy świat, a gest żółwika znają? Ech, robiło się coraz dziwniej...

- Ja tam go lubię. Fajny jest, prawda Kyungsoo? – zapytała Nana, ale dżin tylko wzruszył ramionami i na powrót schował się w lampie, zostawiając nas same na dziobie statku.

Westchnęłam cicho. Potrzebowałam miejsca, gdzie będę mogła pomyśleć i ocenić moją sytuację. A także nieco przyzwyczaić się do życia, które chyba będę musiała teraz wieść.

Spojrzałam w górę i ujrzałam bocianie gniazdo, usytuowane na dużej wysokości. Gdyby to był mój świat, bałabym się tam wychodzić, ale tutaj... coś mi podpowiadało, że to będzie idealne miejsce. Podeszłam do wanty i chwyciłam kawałek grubej liny, szacując moje możliwości. Po chwili jedna przypomniałam sobie, że to kwestia samej ochoty.

Uśmiechnęłam się i bez zbędnego dumania, weszłam na wantę i zaczęłam się po niej wspinać, czując coraz większy wiatr we włosach im wyżej byłam.

- Jisun! – krzyknął za mną Roger, nieco przerażonym głosem – Wiemy, że jesteś niesamowita, ale nie jesteś nieśmiertelna!

Zaśmiałam się tylko na jego słowa, zerkając w dół. Przerażone miny Nany i Kaia były raczej do przewidzenia, ale Sehun i Lay, których ekspresje wyrażały jedynie ciekawość, nieco mnie zaskoczyli. Ruszyłam nogą i kontynuowałam wspinaczkę, myśląc o celu, który sobie nałożyłam. Musiałam pomyśleć w spokoju, nie rozpraszając się nikim i niczym i to było moje zadanie na ten czas.

Sprawnie wspięłam się na poziomą część masztu i stanęłam, napawając się chwilę widokiem, jednocześnie mocno trzymając się liny. Widok był... cudowny.

Kawałki lądu, które mogłam zobaczyć w oddali były tak zielone i tak pięknie komponujące się z lazurowym kolorem morza, że nie umiałam powstrzymać zachwytu. A wyspa znajdująca się całkiem niedaleko, zwana przez Sehuna Wszechgrodem, wyglądała faktycznie niczym z jakiejś bajki...

Puściłam linę i powoli ruszyłam wzdłuż masztu aż do kolumny, na której kilka metrów wyżej było bocianie gniazdo, na które chciałam wejść. Teraz już mogłam spokojnie użyć małej drabiny, która zaprowadziła mnie prosto do celu, w którym spotkałam chudego chłopaka z chustką okalającą jego głowę i przede wszystkim całkiem sympatycznym usposobieniu.

Soron zawsze był spoko. Odkąd tylko zawitałam na tym statku.

- Uparta z ciebie dziewucha – zaśmiał się – Chcesz przejąć obowiązki?

Pokręciłam głową.

- Chciałam tylko trochę pomyśleć w spokoju i ciszy.

Uśmiechnął się tylko i zaprosił mnie na ziemię, gdzie mogłam klapnąć i wreszcie niczym się nie przejmować, tylko napawać się delikatnym kołysaniem statku. Wreszcie mogłam odpocząć...

Wróciłam myślami do rzeczywistości, gdy ręką natknęłam się na mały przedmiot, leżący luzem zaraz obok dużej ilości liny.

Hak?

Wzięłam go do ręki i oglądnęłam z każdej strony. Nie był zbyt duży, za to srebrny i ładnie układał się w ręce.

- Po co komu hak do trzymania od drugiej strony? – zapytałam bardziej siebie niż Sorona, ale ten mimo wszystko postanowił mi odpowiedzieć.

- Kiedyś jeden z naszych byłych członków używał go do walki. Całkiem nieźle się go używa do blokowania ataków, ale niestety nikt nie umiał opanować sztuki używania tego małego cholerstwa.

Obejrzałam go z każdej strony jeszcze raz i uśmiechnęłam się nieśmiało. Był całkiem wygodny... i lekki.

- Mogę go wziąć? – zapytałam, czym zaskoczyłam pirata, ale ten tylko wzruszył ramionami.

- I tak nikt go nie używa, więc bierz.

I to było z nielicznych momentów, które faktycznie poprawiły mi humor dzisiejszego dnia.



6.


Jak się okazało, po tygodniu mieszkania sobie na okręcie pirackim, nadszedł ten czas, gdy powoli zbliżaliśmy się do Srebrnego Portu, o którym Roger wraz z Kaiem zdążyli mi co nieco opowiedzieć. Byłam pod ogromnym wrażeniem, że srebrne skały leżały sobie czasami luzem wśród traw... ale to była Teamiria. Kraina, gdzie wszystko było możliwe.

Ponoć Srebrnogrodem władał sprawiedliwy król, którego syn jakiś czas temu opuścił dom i wyruszył na wschód do Liliowego Grodu, ale nikt tak naprawdę nie znał prawdziwego powodu.

Zauważyłam też, że zaczęły podobać mi się takie opowieści i legendy z tego świata... płynąc na statku, słysząc szum fal i opowiadając sobie takie rzeczy, człowiek naprawdę mógł poczuć się wolnym... i to bardzo mi odpowiadało.

- Jisun?

Wyprostowałam się na głos kapitana, który oderwał mnie od podziwiania przejrzystej wody. Miał raczej sympatyczną minę, ale zaczęłam się robić nieco podejrzliwa, gdy zaprosił mnie gestem za ster.

- Mam... prowadzić?

Usmiechnął się do mnie w taki sposób, że aż zrobiło mi się miło. Chwyciłam za koło, które jeszcze sekundę temu było trzymane przez Laya i nieco zestresowana czekałam na wskazówki.

- Niedługo dopłyniemy do celu, a chciałaś spróbować. Nie miałem serca ci tego odmówić...

- Ty naprawdę jesteś piratem, czy tylko udajesz? – zapytałam ze śmiechem, jednak ten nie odpowiedział, tylko chwycił koło niedaleko mojej dłoni i nieco przekierował kurs na prawo.

- Nie trać czujności – powiedział poważnie – Jakbyś trzymała nieco dłużej w ten sposób, to w końcu byśmy rozbili się o tamte skały.

Spojrzałam w kierunku, który mi pokazał i rzeczywiście... ledwo widoczne skały pokazały się na horyzoncie w dość dalekiej odległości, ale gdybym nie skupiła się na morzu i nie została upomniana przez chłopaka, to nie zdążyłabym zmienić kursu i powtórzyłaby się sytuacja z Titanica... z tym, że tu morze jest akurat ciepłe.

Musiałam przyznać, że kierowanie statkiem było całkiem przyjemnym uczuciem. Nie było to w najmniejszej części porównywalne do prowadzenia samochodu, ale dawało podobną satysfakcję. Poza tym za ten wiatr we włosach mogłabym oddać wszystko...

- Kapitanie!

Nagły krzyk Sorona oddalił piękną Idyllę i przeraził nieco mnie oraz samego Laya, który tylko odkrzyknął piratowi, żeby mówił zwięźle i na temat.

- Vergo na dziesiątej!

Vergo? Kim był Vergo?

- Jasna cholera! – warknął Lay, zabierając moje ręce ze steru i przekręcając je ostro w lewo – Roger! Pełna gotowość! Sue! Rina! Zwołajcie wszystkich na pokład w pełnym uzbrojeniu! Jisun, weź przyjaciół i pod pokład, ale już – dodał na końcu ciszej, prosto w moją stronę.

No chyba sobie jaja robił! Czy on nie widział, że też byłam gotowa walczyć? Nie widział jakiego miałam cela oraz co mogłam robić ze szpadą? Sam mnie uczył tego kilka dni temu i był pod wrażeniem!

- Ale...!

- Wiem, że dałabyś radę, ale ty i Nana jesteście cenniejsze niż cały pokład i załoga razem wzięte. Jeśli sytuacja będzie kiepska, to po prawej stronie jest łódź ewakuacyjna. Wiesz gdzie, bo ci pokazywałem. Macie stąd spieprzać, zanim Vergo i jego ludzie was dopadną.

- Ale kim jest Vergo?! – krzyknęłam już na dobre wkurzona.

Milczał przez chwilę, ciągle ostro manewrując statkiem, ale nieważne czego by nie robił, obcy okręt był coraz bliżej.

- Handlarzem niewolników.

Odebrało mi mowę. W bajkowej krainie mieli aż takie szajki? Ja rozumiem, że bywały smoki, okropne wiedźmy, szarlatani czy potwory, które zjadały ludzi... ale handlowanie życiem? To było okropne!

- Niedoczekanie twoje – warknęłam, wskakując na balustradę i obserwując całą sytuację.

- Jisun! – krzyknął oburzony Lay, patrząc na mnie zapewne z niezłym zdenerwowaniem.

- Słuchajcie mnie wszyscy! – krzyknęłam tak głośno, że wszyscy obecni na górnym pokładzie odwrócili się do mnie i spojrzeli z zaskoczeniem.

Nana zmarszczyła brwi i już miała do mnie podbiec, jednak Kai zatrzymał ją ręką i z uwagą mi się przyglądał. Kiwnęłam mu głową w podzięce i na powrót zwróciłam się do piratów, których miałam pod sobą.

- Może i nie znam tego całego Vergo, ale nie obchodzi mnie to ani trochę! Ludzie, którzy są na tyle niegodziwi, by handlować innymi ludźmi... by sprzedawać życie, które traktują jak jakiś przedmiot... sami powinni doświadczyć czym jest utrata wolności! Niech sami przekonają się jak ich życie jest mało warte, skoro oceniają tak życie innych!

Rina wyszła naprzód i stanęła do mnie tyłem, podnosząc szablę do góry.

- Ma rację! Nie możemy wiecznie uciekać! Nawet jeśli nam się uda, inni mogą nie mieć tego szczęścia!

- Wolność... – powiedziałam głośno, ale na chwilę przerwałam, zaczynając czuć coś dziwnego w moim sercu – Wolność to jedna z najważniejszych wartości i jestem tu po to, by jej bronić, bez względu na cenę! – krzyknęłam, a z tyłu wydobyło się głośne syknięcie Laya, co odwróciło moją uwagę.

Rzucił na ziemię pierścień z tanzanitem, który zaczął się żarzyć jak jeszcze nigdy. Spojrzał na mnie z szokiem, a ja zaczynałam rozumieć o co tu chodziło. Odnalazłam powołanie, jakie narzucił mi ten świat.

- Pokażmy tym łajdakom jak potrafimy walczyć o swoje! – wrzasnęłam w końcu i otrzymałam natychmiast głośny odzew całej załogi, którzy podnieśli swoją broń.

Uśmiechnęłam się na ten widok, po czym zeskoczyłam na pokład z balustrady, łapiąc w powietrzu szablę, którą rzucił mi Roger. Po drodze złapała mnie Sue i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

- Vergo zabrał mnie od rodziców kiedy byłam dzieckiem – powiedziała – Dziękuję za te słowa. Teraz gnój przekona się o ile mniej warte jest jego życie, od życia nas wszystkich.

Pokręciłam głową, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Każde życie jest warte tyle samo... i każdy zasługuje na wolność. Nieważne czy to król, czy zwykły pasterz, pirat czy handlarz niewolnikami. Jednak niektórym należy się kara za to, co uczynili – dodałam, zaciskając szczękę – Osłaniaj mnie, dobrze?

Uśmiechnęła się do mnie i kiwnęła głową, zgadzając się na moje warunki. Wśród tego całego zamieszania sięgnęłam po lampę i popędziłam do kajuty kapitańskiej, by odłożyć ją w bezpieczne miejsce, do skrzyni zaraz pod biurkiem.

Zanim jednak wyszłam, do środka wpadł Lay, który trzymał w ręce pierścień, powodujący u niego wręcz poparzenia. Spojrzałam na niego z przerażeniem, jednak ten tylko się uśmiechnął.

- Nie każ mu dłużej czekać – powiedział, wystawiając dłoń z kamieniem w moją stronę.

Pierścień naprawdę był stworzony dla mnie? Dlaczego? Jaką rolę musiałam spełniać w tym cholernym świecie? Ale gdy tak patrzyłam na dodającą mi odwagi ekspresję kapitana, uśmiechnęłam się i sięgnęłam po złoty dodatek, po czym włożyłam go na palec.

Pasował idealnie...

Nie parzył, nie uciskał... świecił jeszcze przez chwilę, ale po chwili przestał, uciszając również tę dziwną melodię, która się z niego wydobywała.

- Śpij dziecino, kwiecie mały... krysztale tak czysty i tak wspaniały? – wyszeptałam, zwracając na siebie uwagę chłopaka, który zmarszczył brwi na te słowa. Spojrzałam mu w oczy i wyszeptałam dodatkowe słowa, które były dopełnieniem kołysanki – Wszystkie me dzieci śpijcie kochane... aż nadejdzie czas, gdy każde z was wstanie.

Chwycił się za brodę i zaczął intensywnie myśleć.

- Gdzieś już słyszałem te słowa, ale gdzie...?

- Kapitanie! Abordaż!

Cholera... zaczęło się. Rzuciłam się biegiem w kierunku drzwi na pokład, ale zostałam zatrzymana przez silny chwyt czarnowłosego. Posłałam mu tylko gniewne spojrzenie, ale kompletnie zdębiałam, gdy ściągnął jedną ręką kapelusz z jego głowy i położył go na mojej.

- Zagrzałaś wszystkich do walki i tchnęłaś w ich serca nadzieję – powiedział z uśmiechem, a mi niemal stanęło serce na te ciepłe słowa – Poprowadź nas... Pani Kapitan Hak.

Spojrzałam na hak zawieszony przy moim boku i przez chwilę nie mogłam nic z siebie wykrzesać. Nie mogłam uwierzyć. Kapitan Hak to nie był Lay...

To ja byłam ciągle niecierpliwa dla wszystkich... to ja przeraźliwie bałam się zniewolenia... to mnie wkurzał Sehun aka Piotruś Pan i to ja... ja miałam ten cholerny hak. To ja byłam przez ten cały czas Kapitanem Hakiem!

Uśmiechnęłam się pod nosem i spojrzałam na ex-kapitana z determinacją w oczach.

- Chodźmy w takim razie skopać tyłki kilku handlarzom.



7.


Z oddali, siedząc na balustradzie obok steru, wpatrywałam się jak na pokład wchodzi kilkunastu uzbrojonych zbirów i jeden z nich, który szedł na samym przodzie, patrzył się na Laya ze złośliwym uśmieszkiem. Cała załoga była na dole i tworzyła swego rodzaju mur, za którym stała Nana ze swoim rubinowym medalionem, kontrolując wiatr tak, by nie zniweczył nam wszystkiego, co zaplanowaliśmy.

Posłała mi tylko słaby uśmiech, który odwzajemniłam. Wdziałam, że się trochę bała i rozumiałam to... dziwne natomiast było to, że ja nie odczuwałam lęku. Czułam za to dziwny spokój.

- Wszystko gotowe? – zapytałam, gdy zaraz obok mnie pojawił się Sehun, który przykucnął by zostać niezauważonym.

- Dajcie nam dziesięć minut. Już płynie.

Uśmiechnęłam się i zeskoczyłam z balustrady, zaczynając się zbliżać do centrum całej tej szopki.

- Dobrze wiesz, że nie macie szans z naszą flotą, kapitanie – wycedził Vergo, który okazał się być zwykłym brzydkim grubasem z masą złotych zębów.

Ugh, jakie to było nieładne, aż brakowało mi słów.

- Jaka szkoda, że nie mogę w żaden sposób odpowiedzieć na twoje prośby Vergo... nie ja tu rządzę.

Zachichotałam na słowa Laya, który zapewne zdążył wprowadzić dziada w zakłopotanie i zdezorientowanie całą sytuacją. Gdy przeciskałam się pomiędzy kolejnymi członkami załogi, Rina w pewnym momencie chwyciła mnie za ramię i puściła mi oczko. Uśmiechnęłam się na ten gest i podążałam dalej w stronę tych okropnych ludzi.

Pięć minut...

- A cóż to za porządki? Ktoś cię zrzucił ze stołka?

- Żebyś wiedział – odparł nonszalancko – Ale być zrzuconym ze stołka przez taką piękność i zawziętość, to sama przyjemność.

Wywróciłam oczami na ten głupi komplement, jednak nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Za to nadszedł moment kiedy dobiłam się do samego przodu i śmiało wystąpiłam przed tłum, stając oko w oko z szefem handlarzy niewolników.

- Masz do mnie jakąś sprawę... Vergo? – nacisk jaki nałożyłam na jego imię, najwyraźniej mu się nie spodobał, bo zwęził oczy do granic możliwości.

Po czym wybuchł śmiechem.

Jeszcze tylko dwie minuty...

- Oddałeś statek takiej pchle? – zawył, patrząc na również rozbawionego Laya, który mrugnął do mnie, gdy złapaliśmy kontakt wzrokowy.

- Tak, takiej pchle – przytaknął z uśmiechem – Wiesz, Vergo? Pchły lubią skakać... i niejeden pies czasami nie może sobie z nimi poradzić.

Trafne spostrzeżenie. Uśmiechnęłam się pod nosem, obserwując jak szef zbirów przestaje się śmiać, po czym odwraca się do swoich kompanów.

- To jak moi mili? – zapytał – Wołamy resztę i wyrżniemy ich w pień, czyż nie?

Tym razem to ja się zaśmiałam, zwracając na siebie jego uwagę. Zrobił się czerwony, nawet nie wiedząc o co dokładnie mi chodziło... naprawdę aż tak się bał?

- Chyba już nie masz tej swojej reszty – wskazałam mu na widok za jego plecami.

A tam rozpościerała się doprawdy przepiękna scena, pokazująca jak prawa natury wygrywają ze złem i wielki Kraken wezwany przez syreny na prośbę Sehuna, łamie olbrzymi statek w pół, zatapiając go dosłownie w kilka chwil...

- Co... jak to...? – zaczął się gubić we własnych słowach, by po chwili podnieść miecz i rzucić się na mnie znienacka.

Zablokowałam automatycznie atak swoim hakiem i podcięłam mu nogi, pozbawiając go broni i przykładając moją szablę do jego szyi. Kątem oka zobaczyłam jak większość jego ludzi, którzy rzucili się na innych, zostali obezwładnieni, czy też przez niektórych zabici...

- Naprawdę? – westchnęłam zastanawiając się czy przypadkiem się nie roześmiać – To było aż tak łatwe? Jesteś głupi jak but – warknęłam, po czym wstałam i chwyciłam go za szyję, podnosząc jedną ręką do góry.

Popatrzył na mnie z takim przerażeniem, rozpaczliwie trzymając swoimi dłońmi mój nadgarstek i kręcąc głową, bym okazała litość.

- Dlaczego mam cię nie zabić? W końcu twoje życie jest mniej warte niż moje...

Popłakał się na moich oczach. Och, serio? Przyszło mi walczyć z ciotą, a nie prawdziwym mężczyzną? Westchnęłam i podeszłam do krańca statku.

- Powodzenia z Krakenem. Może ujdziesz z życiem, jak natura ci na to pozwoli – powiedziałam i nie namyślając się długo, wrzuciłam go do morza.

Chwilę później reszta załogi poszła za moim śladem i zaczęła się pozbywać niechcianych pasażerów z łajby. Ja natomiast podeszłam do Nany, która z zachwytem patrzyła jak wielki wilk ciągnie jednego ze zbirów w kierunku krańca statku.

- Niezbadane są wyroki matki natury, czyż nie? – zapytałam z uśmiechem, patrząc jak cały okręt został obroniony bezbłędnie.

Zwycięstwo było łatwe, ale bezdyskusyjne... Nana za to spojrzała na mnie z cwaniackim uśmiechem.

- Wyroki matki natury są bardzo proste, zwłaszcza gdy jej przyjaciółce grozi niebezpieczeństwo.

Obie zaśmiałyśmy się głośno i odetchnęłyśmy, gdy na pokładzie zapanował spokój. Przynajmniej dopóki nie zaczęły rozbrzmiewać radosne okrzyki zwycięstwa nad okropnym handlarzem niewolników. Dałabym sobie głowę uciąć, że Sue darła się z nich najgłośniej.

Ja za to zerknęłam na pierścień, który zaczął na nowo lśnić przez kilka chwil, by na powrót odzyskać swoją pierwotną postać.

- Gratuluję – usłyszałam za sobą sympatyczny głos.

Gdy odwróciłam się za siebie, ujrzałam mężczyznę w bieli, którego twarz była młoda i bez żadnej skazy. Blond loki zdobiły jego głowę, a biała szata jaśniała w słońcu, wręcz oślepiająco. Uśmiechał się do mnie łagodnie, a Nana, widząc go uśmiechnęła się szeroko i wręcz natychmiast się ukłoniła.

Ja jednak nieufnie do tego podeszłam i spojrzałam na chłopaka z przymrużonymi oczami.

- Zwycięstwa? – zapytałam – Jeśli tak, to dziękuję.

- Nie zwycięstwa – zaśmiał się, odpychając od balustrady – Odnalezienia siebie samej – powiedział zagadkowo.

Wskazał na moją dłoń, gdzie miałam założony pierścień z tanzanitem i uśmiechnął się tajemniczo.

- Uważaj na niego – powiedział – Był stworzony dla ciebie, a ty dla niego. Nie zgub tego, co odnalazłaś, a wszystko potoczy się tak, jak miało się potoczyć.

- Że... co? – zapytałam, mając taki mętlik w głowie, że aż musiałam się za nią chwycić.

Jednak blondyna już nie było. Zniknął zanim mogłam się w ogóle obejrzeć, zostawiając nas same, a reszta załogi wyglądała tak, jakby nikogo prócz nas nie zauważyła. Kim był ten człowiek?

O ile był człowiekiem.

- To Luhan, czy jak to powiedział twój dżin, Dziecię w bieli – powiedziała Nana – Istota, która pojawia się znikąd i równie znika w nieoczekiwanych momentach. Myślę jednak, że jest kimś naprawdę istotnym w tej krainie, nie tylko mędrcem, bo ma niesamowitą energię, która wręcz się z niego wylewa...

To akurat była prawda. Nie wiedziałam co i dlaczego, ale coś w nim przerażało... i przytłaczało mnie bezustannie, gdy jeszcze tutaj był. Popatrzyłam raz jeszcze na mój pierścień i uśmiechnęłam się. Czyżbym wreszcie odkryła kim jestem?

- Czy on daje mi siłę? – zapytałam cicho samej siebie.

I gdy zdałam sobie sprawę, że naprawdę tak jest, nie miałam więcej pytań. Po prostu cieszyłam się, że wreszcie odnalazłam to, czego szukałam.

***

- Jesteś pewna, że nie chcesz iść z nami? – zapytała czarnowłosa, podchodząc do pomostu razem z Kaiem, który po dwutygodniowej przerwie w postaci karczmy w Srebrnym Porcie, był jak nowonarodzony.

Widać było, że życie na morzu nie było dla niego, dlatego też cieszyłam się kiedy ujrzałam ulgę na jego twarzy.

- Nie – odparłam – Dziękuję za zaproszenie, ale moje miejsce jest tutaj – wskazałam na wielki statek, który miałam okazję poprowadzić do zwycięskiej bitwy niespełna dwa tygodnie temu – Trudno mi sobie wyobrazić życie bez morskich fal i wiatru we włosach...

- Ale cię wzięło – zagwizdał chłopak, patrząc jednak z lekką niechęcią na wielką łajbę – No ale to nic... Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

- Och, na pewno – zaśmiałam się głośno, biorąc jego dłoń i potrząsając nią mocno – Wybacz – powiedziałam nagle, gdy zobaczyłam grymas na jego twarzy – Ciągle nie przywykłam do tej siły i... gdy jestem zbyt pewna siebie, nie kontroluję tego za bardzo...

Nie gniewał się. Był raczej pod wrażeniem tego, co potrafiłam czynić za pomocą kryształu, który od teraz mnie chronił i którego ja musiałam chronić.

Gdy wróciłam na pokład, na samym wejściu przywitał mnie Roger wraz Sue i samym kapitanem, który ponownie dumnie dzierżył swój majestatyczny kapelusz.

- Gotowa do podróży w nieznane?

- A jak! – uśmiechnęłam się szeroko do Laya – Twoja nowa przyboczna jest na twoje rozkazy!

Ten tylko się zaśmiał i pokręcił głową na moje słowa.

- Nadal nie rozumiem dlaczego oddałaś mi statek. Byłaś świetnym kapitanem!

- Ty też jesteś – odparłam – Ale... jeśli chcesz bardziej o tym pogadać, to możemy podjąć ten temat w twojej kajucie.

Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami, ale nie krył uśmiechu.

- Czy ty mnie próbujesz uwieść? – zapytał takim głosem, że aż zakręciło mi się w żołądku.

Nie to chciałam osiągnąć... to miała być zwykła prowokacja, a nie...

- Oj, zdecydowanie próbuje – odparła Sue, chichocząc pod nosem, przy okazji razem z rozbawionym Rogerem, wciągając na statek kładkę.

Założyłam ręce, patrząc na dziewczynę z mordem w oczach. Naprawdę... zaraz podejmę temat i zobaczy co znaczy bezczelne naigrywanie się z...

- Czy mi się zdaje czy atmosfera między kapitanem a jego najnowszą przyboczną robi się naprawdę gęsta?

- Sehun! – krzyknęłam już zupełnie rozjuszona, ale i zawstydzona, bo aż czułam jak palą mnie policzki od jego durnej zaczepki – Jak ja cię kiedyś nie złapię na ten hak, to ja nie wiem...

- Muszę z całą pewnością przyznać, że gęstnieje. I to w zawrotnym tempie.

Kiedy usłyszałam spokojny głos mojego dżina, poddałam się. Opadły mi ręce i nawet nie miałam siły ochrzanić Kyungsoo za taką bezczelną zdradę. Tym bardziej machnęłam ręką na to jak przybija sobie piątkę z Sehunem, a Lay patrzy na to wszystko z rozbawieniem.

- Płyńmy już. Kurs na nieodkryte wyspy przy Ketema'Nigusawi!

Podniosłam głos, na co zareagowali dosłownie wszyscy, ale spokój i organizacja nie mogła trwać długo, bo kapitan do ustępliwych niestety nie należał.

- Ale oferta z kajutą nadal aktualna, tak? – zapytał nagle Lay, na co cała załoga wybuchła gromkim śmiechem.

A ja? Ja zaczęłam śmiać się z nimi, czując się wreszcie jak w domu.

Odnalazłam wreszcie dom w tej krainie, a wraz z domem... ogromną rodzinę, której będę bronić do utraty sił.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top