Rozdział 2
Po Tym Momencie zaczęło się w czwartek, 15 grudnia. O 6:30 wysiadłam z samochodu, by przez następne piętnaście minut czekać na autobus. Na przystanku stało niewiele osób. Wśród nich zielonowłosy chłopak. Siedział na ławce w bluzie z zielonymi rękawami i czarnym środkiem. Chodził w niej każdego dnia, niezależnie od pogody. I zupełnie nie przejmował się tym, że ławka pokryta jest szronem. Ustałam kilka metrów od niego. Nie musiałam długo czekać by, jak zwykle, pojawił się obok mnie.
- Cześć Jayden.
Czternastego grudnia też się nie odezwałam.
- Jayden, czas nam się kończy.
Spojrzałam na niego zaskoczona. Czas dobiega końca. Na co? W dalszym ciągu nie wiedziałam.
- W porządku. Pogadam z nimi. Ale są strasznie niecierpliwi. Wprost się palą żeby być tu z nami.
Kto?
Na przystanku prócz nas było jeszcze parę osób. Z czasem będzie ich więcej. Myśl Jayden, albo zapytasz go teraz, albo...
- O co ci chodzi?
Ian się uśmiechnął, zupełnie jak gdyby właśnie coś wygrał. Nie podobało mi się to. Wcale.
- Dokładnie tak, Jayden. Musisz ze mną rozmawiać. Musisz mi wreszcie zaufać. Ja ci ufam. Z tych wszystkich ludzi, których widuję na co dzień, ufam tylko tobie. Jesteśmy tacy sami, Jayden.
Jego głos stawał się coraz cichszy, nie miałam już pewności czy to jego słowa, czy to moja wybujała wyobraźnia podpowiada mi to co chcę usłyszeć.
Na przystanek przyszła kolejna osoba. Ian zamilkł. Znów byliśmy dwójką nieodzywających się osób w środku ruchliwego tłumu.
Nie odzywanie się do ludzi to ważna część mojego życia. To powód dla którego spotyka mnie to wszystko. Nie robię tego dla siebie tylko dla nich. Przez tyle lat byłam nierozumiana... były osoby, które starały się do mnie dotrzeć. Próbowały zrozumieć to jaka jestem, dlaczego jestem taka a nie inna. Nie mniej nikomu się nie udało. Większość dochodziła do wniosku, że jestem inna i mnie po prostu nie da się zrozumieć. Ludzie odrzucali mnie, odkręcali głowy, unikali jak tylko mogli. Bo nie potrafili ze mną rozmawiać. Przynajmniej tak twierdzili moi rodzice. Mówili, że jestem po prostu za mądra, ale nigdy w to nie wierzyłam, choć próbowałam. Znam swoje oceny w szkole i wiem na ile mnie stać. Jestem mądra, ale nie do tego stopnia. Nie jestem geniuszem. Dlaczego próbują mi to wmówić? Chyba chcą mnie w ten sposób dowartościować. Martwią się, że skończę sama i zapomniana. Ale w ten sposób raczej mi nie pomogą. Do tej pory nic to nie dało. Przyzwyczaiłam się do tego, że jestem sama, a nie przepadam za zmianami.
-Jayden, odpowiesz na pytanie?
Rozejrzałam się. Klasa od francuskiego i dwanaście par oczy patrzących prosto na mnie. Scenariusz z piekła rodem, którego doświadczam dwa razy w tygodniu przez czterdzieści pięć minut.
Pokręciłam przecząco głową. Francuski nie jest moją mocną stroną. Okropna nauczycielka i losowe wywoływanie do odpowiedzi też nie pomaga.
-Dlaczego się nie uczysz?!
Nauczycielka rozpoczęła kolejną tyradę. Właściwie to stały element każdej lekcji. Poczułam łzy pod powiekami. Jak zwykle się rozpłaczę, a reszta będzie udawać, że nie widzi. Może oni naprawdę nie widzą? Sandy jak zwykle będzie próbowała dodać mi otuchy i jak zwykle jej się nie uda. Nie zna mnie i wydaje jej się, że można mnie pocieszyć, gdy zacznę płakać. Nawet jej nie lubię. Z jakiegoś powodu nie lubię jej bardziej niż reszty osób, których nie lubię bez powodu.
Wszystko potoczyło się dokładnie tak samo jak zawsze.
Gdy wyszłam z klasy Ian już na mnie czekał. Nie chodzi na francuski tylko... na inny język. Włoski albo niemiecki. Nie wiem na który. Nie pytałam.
Razem poszliśmy w kierunku sali od matematyki. Po drodze spotkaliśmy Wiktora. Poznałam go dwa tygodnie temu. Z niewiadomego powodu myślał, że możemy zostać przyjaciółmi. Na początku też tak myślałam. Wydawało mi się, że jesteśmy podobni. Jednak szybko okazało się, że to jedynie pozory i nie łączy nas nic. Mimo to Wiktor wciąż myśli, że pewnego dnia się pewnym otworzę i opowiem mu o "swoich demonach". Jego słowa. Oczywiście to nigdy nie nastąpi i pewnego dnia Wiktor da sobie spokój. Rozejdziemy się, każdy w swoją stronę i zapomnimy, że kiedykolwiek się znaliśmy.
Wiktor opowiadał o swoim nowym chłopaku, a ja przytakiwałam w odpowiednich momentach. Był nawet miłym dzieciakiem. Gdybym była normalna - pewnie bylibyśmy przyjaciółmi na śmierć i życie.
Z jakiegoś powodu nigdy nie krępował się mówić przy Ianie. Nie do końca rozumiem dlaczego, ale zwierzał się ze wszystkich swoich problemów, nie zwracając na niego uwagi.
W końcu zadzwonił dzwonek i poszliśmy na spotkanie z matematyką.
W czwartek, czternastego grudnia, gdy wysiadłam na ciemnym przystanku, a Ian podążał za mną niczym cień, stałe miejsce Iana - oszroniona ławka - było zajęte. Zajmowała je niska, pulchna dziewczyna o męskich rysach oraz wysoki, pokryty tatuażami Azjata.
- Czekają już na nas - Ian ruszył w kierunku ławki.
Ja nie ruszyłam się z miejsca. Nie znałam tych ludzi i nie zamierzałam nawet do nich podejść. Planowałam poczekać na rodziców, jak każdego innego dnia, a w domu spędzić masę czasu nad zadaniami domowymi. Może zacząć kolejną książkę. Nic ponad to.
Ale zielonowłosy chłopak miał inne plany.
- Nie mamy całego dnia, Jayden - pociągnął mnie za łokieć.
Momentalnie mu się wyrwałam i ruszyłam w przeciwnym kierunku.
Nie ważne jak bardzo przyzwyczaiłam się do jego obecności, dotyk to coś do czego nie przyzwyczaję się nigdy.
- Przepraszam! - krzyknął za mną Ian. - Wiem, nie powinienem był. Ale czas nam się kończy! Musimy cię stąd zabrać zanim będzie za późno!
Zatrzymałam się.
Słowa Iana obiecywały tajemnicę. Przygodę o której zawsze marzyłam.
Mimo to pozostałam sobą.
Biegiem ruszyłam w dół ulicy.
Za kilka minut spotkam się z mamą i będę miała gdzieś na co nie ma już czasu. A jutro będę unikać Iana jak tylko się da. Usiądę w innej ławce, przerwy przesiedzę w łazience. Żadnego kontaktu.
Oczywiście nie byłam wystarczająco szybka. Choć starałam się jak mogłam - starałam się jeść zdrowo, ćwiczyłam kilka razy w tygodniu - nigdy nie byłam zbyt wysportowana. Ściganie się z kimkolwiek było ponad moje możliwości, więc zanim dobiegłam do końca dworca Ian mnie dogonił i zagrodził drogę. Ale tym razem mnie nie dotknął. Stał w odległości dwóch metrów z rozłożonymi rękoma, jak gdybym była spłoszonym zwierzęciem.
- Przepraszam, Jayden - powiedział. - Wiem, że nie powinienem cię tknąć. Bo dotyk sprawia ci ból, prawda?
Niemal czułam jak moje oczy rozszerzają się w niemym zdumieniu.
- Tak, wiem o tym. Czujesz ból tego świata, ale go nie rozumiesz. Obwiniasz siebie. Przejmujesz się. Nie możesz znieść towarzystwa tych wszystkich egocentrycznych osób, które narzekają na każdy drobiazg. To źle na ciebie działa, co?
Ian mówił dalej, a ja nie potrafiłam zrozumieć skąd wiedział. Nikomu o tym nie mówiłam. To był dla mnie temat tabu - moje osobiste urojenia, do których nawet samej sobie ograniczałam dostęp. Wypowiedzenie tego na głos... sprawiało, że czułam się ośmieszona, załamana i całkowicie naga.
- Nie... - mój głos przypominał pisk. - Nic nie wiesz.
- Wiem, Jayden - mówił łagodnie, spokojnie.
Naprawdę chciałam mu wierzyć. Chciałam by to co mówi było prawdą. Ale racjonalna (czy może tchórzliwa) część mnie nie potrafiła tak po prostu przystać na to, że chłopak, z którym zamieniłam jedynie kilka słów może mnie rozumieć tak dobrze. Dlatego stwierdziłam po prostu, że kłamie. Naczytał się czegoś w internecie o osobach z fobiami społecznymi i myśli, że przejrzał system.
- I potrafię ci pomóc. Twój ból może zniknąć. Możesz przestać płakać, gdy nauczyciel wywoła cię do odpowiedzi. Możesz przestać patrzeć na siebie jak na najgorsze zło tego świata. To nie ty zawiniłaś. To co on próbuje zrobić to nie jest Twoja wina. Chęć obrony siebie nie jest zła - zrobił krok w moją stronę. Mimowolnie się cofnęłam.
Ian odwołał się do mojej przeszłości - do wydarzeń, które prawie mnie zniszczyły. Jak można ufać komuś kto wie za dużo?
Zaczęła planować kolejną próbę ucieczki. Ian zaczął wchodzić w szczegóły, których nie chciałam pamiętać, a ja w panice chciałam zniknąć. Dlaczego nikt po mnie nie przyjeżdżał? Wydaje mi się, że to był zwykły przypadek, że rodzice wtedy nie przyjechali. Było ciemno, a drogi przysypał śnieg. Gdyby nie to... wszystko potoczyłoby się inaczej.
Bo nagle poczułam pulsujący ból w czaszce. Gruby głos, niemal męski, powiedział: "Pogadacie na miejscu. Czas się kończy." Ostatnim co zobaczyłam, chwilę po upadku, była twarz dziewczynki o męsich rysach.
To znowu ja! <tak, wiem, niespodzianka dla wszystkich :D> Właśnie zaczęłam drugi tydzień ferii i postaram się nadrobić zaległości. Tak że ten.... <komputerowe jąkanie> do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top