Rozdział 19

Bella

Równo o dwudziestej drugiej, ja i Maxie, znaleźliśmy się przed klubem. Już z daleka można było usłyszeć piskliwy głos Izabell, która stała z trzema mężczyznami. Jaka obstawa - pomyślałam.

- Hej wam - powiedziałam, kiedy znalazłam się obok nich. Maxie, jak zagubiony szczeniak, stał obok mnie.

- Hej, hej! - krzyknęła radośnie Izabell. - Ty musisz być Maxie, racja?

Chłopak obok mnie skiną głową i przygryzł wargę. Któryś z chłopaków mu się podoba - to jest pewne.

- A właśnie. Wy się nie znacie - zaczęła. - To jest Niall - wskazała ręką na blondyna. Uścisną moją dłoń i ucałował jej wierz, a z Maxiem wymienił tylko uścisk dłoni. - A to jest Louis - mężczyzna z niebieskimi oczami powtórzył ruch swojego kolegi i też ucałował wierz mojej dłoni, poprzednio ją ściskając. A z Maxiem wymienił uścisk dłoni.

- A jak ma na imię piękna pani? - spytał Louis.

- Bella - odpowiedziałam.

- Możemy już wejść do środka? - odezwał się w końcu Zayn, który wyrzucał niedopałek na chodnik.

Wszyscy mu zawtórowali. Podeszliśmy do ochroniarzy i pokazaliśmy dowody. Bez problemowo weszliśmy do klubu. Od razu uderzył we mnie odór alkoholu i potu. Cała nasza szóstka postanowiła udać się do jednej z loży na piętrze. Przeciskając się przez spocone ciała, ludzie tańczyli, śmiali się, przepychali, czy lizaki się przy ścianach. Znalazłoby się też kilka osób, które zaspokajają swoje potrzeby przy ścianach.

Przewróciłam oczami i opadłam na kanapę w naszej loży. Usiadłam między Zaynem, a Niallem i położyłam torebkę pod nogi.

- Macie ochotę na zwykłe szoty, czy wolicie jakieś drinki ze śmiesznymi nazwami? - spytał się Louis.

- Szoty - powiedziałam, tak samo jak Zayn, Maxie i Niall.

- Sex on the beach - jako jedyna, Izabell, zamówiła drinka.

- Och, okej - Louis zniknął nam z pola widzenia i wrócił dopiero po kilku minutach z tacą pełną szotów i jednego drinka.

- To na zdrowie - powiedziałam, kiedy wszyscy trzymali trunek w swoich rekach.

- Na zdrowie - odpowiedzieli, kiedy alkohol trafił do naszych gardeł.

Czas zacząć zabawę.

***

Zayn

Bella była totalnie najebana i nie przejmowała się niczym. Dosłownie niczym. Nawet tym, że jakiś facet wsadza jej rękę pod sukienkę.

Izabell pojechała już do domu taksówką, bo powiedziała, że źle się czuje. Niall i Louis zabawiają się z jakimiś małolatami na parkiecie, a Maxie zdychał na kanapie obok mnie.

Nie mogąc patrzeć na Bellę i jakiegoś kolesia-przylepę. Stanąłem obok nich i złapałem zbyt brutalnie Bellę za biodra i odciągnąłem od tego faceta.

- Co ty robisz?! - wybełkotała przy moich ustach.

- Zabieram cię stąd - powiedziałem. - I żebym więcej nie widział cię przy mojej dziewczynie, jeśli chcesz zachować wszystkie zęby.

Koleś szybko się ulotnił i zaczął zabawiać się z kolejną przypadkową lalą.

- Idziemy do domu - przyciągnąłem ją do swojego boku i pociągnąłem ją do loży, aby zabrać nasze rzeczy.

- Nieeeeeee - przeciągnęła ostatnią literkę na co przewróciłem oczami, przez co zakręciło mi się w głowie, bo też byłem trochę wstawiony.

Kiedy znaleźliśmy się w loży, pomogłem Belli usiąść na kanapie obok drzemiącego Maxiego. Wziąłem jej torebkę i przełożyłem sobie przez ramię, sprawdzając czy wszystko w niej jest. Wyciągnąłem na chwilę jej telefon i sprawdziłem, która godzina. Okazało się, że jest grubo po trzeciej rano. Trochę zabalowaliśmy. Poprawiłem spadającą torebkę, totalnie nie przejmując się tym, że prawdopodobnie wyglądam jak pedzio. Odwróciłem się w stronę prawie śpiącej Belli i podniosłem ją w stylu panny młodej. Zszedłem z nią po schodach i udałem się w kierunku wyjścia.

- Bella - odezwałem się do dziewczyny. - Bella, obudź się.

Bella mruknęła coś pod nosem i zaczęła się przebudzać.

- Mamuniu, jeszcze chwilę - podniosła rękę i przejechała nią po moje twarzy. - Kujesz.

Szybko zabrała rękę z mojej twarzy, a ja się zaśmiałem.

- To ja, Zayn.

- Och, mamo. Nie mów jego imienia, proszę.

Co?

- Ale to ja, Zayn - powiedziałem.

Otworzyła szeroko oczy i zeskoczyła z moich ramion. Zaczęła się chwiać, przez co prawie upadła. Prawie mam na myśli to, że udało mi się ją złapać. Chciała się wyrwać, ale jej nie pozwoliłem.

- Ej, to tylko ja. Chcę odprowadzić cię bezpiecznie do domu - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.

- O-okej - zająkała się.

Złapałem ją pod ramię i tym razem się nie opierała. Uśmiechnąłem się do siebie i ruszyłem z miejsca.

- Idziemy w dobrą stronę? - spytałem dziewczyny, która była lekko nieprzytomna, ale kiwnęła głową na tak.

Kiedy znaleźliśmy się pod jej kamienicą, zacząłem szukać kluczy w jej torebce. Wyciągnąłem klucze i wsadziłem je do drzwi od  wejścia do kamienicy. Usłyszałem charakterystyczny pstryk i otworzyłem drzwi. Dziewczyna jakby ożyła i podniosła głowę do góry. Prawie samodzielnie weszła na piętro swojego mieszkania.

- Puść mnie, panie przystojniaku - powiedziała uwodzicielskim głosem, kiedy prawie spadła ze schodów, ale w ostatniej chwili ją złapałem. Znowu.

- Oprzyj się o ścianę - rozkazałem Belli.

- Jaki władczy - powiedziała i złapała mnie za krocze, kiedy szukałem kluczy od domu. Starałem zignorować się to co powiedziała i zrobiła, ale się, kurwa, nie da. Po cholerę ponownie wrzucałem klucze do tej jebanej torebki?!

- Ej, ej - zabrałem jej rękę z mojego krocza i otworzyłem drzwi.

Wszedłem do środka i pociągnąłem za sobą Bellę, przez co wpadła na mnie.

- Upsi - zachichotała i pocałowała mnie w usta.

Zrobiłem wielkie oczy i oddałem pocałunek, zamykając drzwi. Pocałunek z każdą sekundą stawał się coraz bardziej namiętny i coraz bardziej pożądany. Jęknęła w moje usta, przez co udało mi się wsadzić język do jej ust. Teraz nasze języki żyły w swoim świecie, czyli tak jak oboje lubimy najbardziej.

W pewnej chwili dziewczyna zaczęła prowadzić mnie w stronę sypialni. Nie opierałem się. Kiedy oboje się w niej znaleźliśmy, zaczęła rozpinać swoją sukienkę.

Muszę to przerwać.

Teraz.

Cholera, nie potrafię.

- Bell - jęknąłem. - Przestań.

Wow, po raz pierwszy odmawiam chętnej dziewczynie.

- Przyszedłem się tobą zaopiekować, a nie bzykać.

Dziewczyna posmutniała, ale po chwili na jej ustach gościł cwany uśmiech.

- Jeśli się ze mną nie prześpisz - przyjechała palcem po moim ramieniu i zjechała nim na pasek od moich spodni. Cholera, już po mnie. - To możesz stąd iść.

Cholera, cholera, cholera.

Nie mogę zostawić jej tu samą, bo może zrobić sobie krzywdę.

Cholera. 

Jestem w czarnej dupie.

***
Chcecie tą scenę, czy raczej nie?

Mogę liczyć na 18 komentarzy? 😇

Możecie, być ze mnie dumni bo dostałam 5 z wosu i jeśli będziecie chcieli to wstawię wam później drugi 😝

Kocham i dziękuję za miłe komentarze ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top