Rozdział 16
Bella
Rano obudziły mnie promienie słoneczne, wpadające do malutkiego pokoju przez odsłonięte okno. Przeciągnęłam się leniwie, po czym napiłam się picia, które stało obok łóżka. Odstawiając picie, zerknęłam ukradkiem czy Zayn jeszcze śpi. Zdziwiło mnie to, gdyż nie było po nim śladu. Moje pojechał? Albo ktoś go porwał? Nie, to niemożliwe. Stwierdzam, że w tech chwili je śniadanie, albo bierze prysznic. Ale za żadne skarby znane ludzkości, nie będę tego sprawdzać iż nie mam siły.
Po dość długim leżeniu na mało wygodnym, ale moim ulubionym łóżku, wstałam. Podreptałam leniwie do szafy, która była na przeciwko mojego łóżka. Wyciągnęłam z niej spodnie dresowe i jakąś koszulkę. Wzięłam jeszcze pod rękę zwykły stanik i majtki i zaczęłam kierować się w stronę łazienki.
W łazience, jak zwykle się zamknęłam. Ściągnęłam swoją piżamę i rzuciłam ją na pralkę. Założyłam świeże ciuchy, przemyłam twarz płynem oczyszczającym i związałam włosy w kitkę, aby było mi wygodniej.
Wychodząc z łazienki natknęłam się na mamę.
- O, hej mamo.
- Dzień dobry kochanie - mówiąc to, posłała mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów - Powiedz mi, Zayn jeszcze śpi?
Nie powiem, ale zdziwiło mnie to pytanie.
- Nie ma go w pokoju. - powiedziałam z lekkim wahaniem.
Mama tylko westchnęła.
- A co? Nie ma go? - spytałam o chwili.
- Wygląda na to, że go nie ma. - powiedziała z rozczarowaniem.
- Och. Może poszedł pozwiedzać tutejszą okolicę. Jak chcesz mogę pójść go poszukać - zaproponowałam, bez chwili namysłu.
- No nie wiem. Bez śniadanie cię nigdzie nie puszczę. - powiedziała stanowczo.
- Okey. - no i ja nie zamierzałam się jej sprzeciwiać, bo i tak ona wygra.
Podążyłam do kuchni w celu zrobienia sobie jakiegoś śniadania. Najpierw wstawiłam wodę na kakao. Otworzyłam pierwszą szafkę od góry i wyciągnęłam z niej Nutellę. Tak wiem, maniaczka czekolady. Za to z dolnej szafki wyciągnęłam talerzyk. Z szafki obok wyciągnęłam chleb, a z szuflady wyciągnęłam nóż do smarowania i łyżeczkę. Wyciągnęłam jeszcze kubek w różnego rodzaju dmuchane słoniki. Do kubka nasypałam mojego ulubionego kakao i czekałam aż się woda zaparzy. Kiedy się zaparzyła, wlałam ją do mojego kubka. Później zaczęłam smarować kromki chleba Nutellą. Po skończonym przygotowaniu sobie mało pożywnego śniadania, usiadłam na swoim wczorajszym miejscu i zaczęłam konsumować to co zrobiłam.
Wraz z chęcią ugryzienia pierwszej, zrobionej przeze mnie kanapki, ktoś wszedł do domu, przez główne drzwi. Pierwsza opcja to Zayn, zaś drugą opcją jest Yaser, którego też dzisiaj jeszcze nie spotkałam.
W ostateczności był to Zayn w butach do biegania od Nike'i, krótkich zielonych spodenkach, czarnej bluzce i tego samego koloru buzie. Na dodatek miał na sobie czapkę, tak zwaną krasnal. Dla mnie wyglądał komicznie, ale nie pokazałam tego.
- Gdzie byłeś? - pierwsza zaczęłam rozmowę, kiedy on był zbyt zajęty szukaniem zimnej wody w lodówce.
- Tu i tam. - odpowiedział beznamiętnie, z nutką tajemniczości i rozbawienia zarazem.
- Ha ha ha. Bardzo śmieszne. Wiesz? Moja mama się o ciebie martwiła. - powiedziałam prosto z mostu.
- Serio? Już myślałem, że ty się o mnie martwiłaś, księżniczko - powiedział tym swoim uwodzicielskim tonem.
- Wybacz książę, ale źle myślałeś - powiedziałam do niego sarkastycznie.
- Dlaczego jesteś ostra jak żyletka? - zapytał
- Co? - nie za bardzo zrozumiałam jego aluzje.
- No wiesz - potarł swój kark ręką. Denerwuje się. Wiem to. - Jesteś w stosunku do mnie opryskliwa.
- Och. Może dlatego, że dajesz mi do tego powody, lalusiu.
- Tylko nie lalusiu - powiedział poważnie.
- A co mi zrobisz, lalusiu - mówiąc to wgryzłam się w kanapkę, ale bardzo mocną zaakcentowałam ostatnie słowo.
- O nie. Doigrałaś się.-mówiąc to odstawił już pustą szklankę na blat kuchenny, zaczął się do mnie zbliżać.
Zabrał mi z talerza jeną kanapkę i zaczął pić moje kakao. Po czym zjadł perfidnie moją kanapkę, wypił kakao, to przerzucił mnie sobie przez ramię i zaczął kierować się jak mniemam do salonu. Rzucił mną na kanapę i zaczął mnie łaskotać. Instynktownie z moich ust wypłynął pisk wymieszany ze śmiechem jak i moim, tak i jego.
- Proszę cię! Przestań!- darłam się na niego alby przestał- Pomocy! Mamo, ratuj mnie! - piszczałam i śmiałam się jeszcze głośniej.
- Już biegnę, kochanie! - usłyszałam jak mama biegnie w naszym kierunku. - Co do...?
- Pomóż mi! Zayn złaź ze mnie, ty grubasie.- brakowało mi pomału tlenu.
- Jak przeprosisz.
- Dobra! Wygrałeś! Przepraszam! - moja rodzicielka stała w progu z założonymi rękami na piersiach i kręciła z uśmiechem na twarzy głową.
- No i widzisz. Następnym razem nie nazwiesz mnie już laluś.
- Zobaczymy - powiedział, ale tak bardziej do siebie.
- Co powiedziałaś? - zapytał się z podniesioną brwią.
- Nic, nic. - powiedziawszy to podniosłam ręce do góry w geście poddania się.
- No ja mam nadzieję. - i wstał ze mnie.
- Co ja mam z wami zrobić. Raz się kłócicie, a raz się naprawdę dogadujecie.
Oboje z Zayne wzruszyliśmy tylko na jej słowa. Ja ruszyłam do kuchni skończyć śniadanie w świetnym nastroju, a on pewnie do łazienki się umyć. Ciekawe czy jest w takim samy nastroju jak ja.
------------------------------------------
Hejka, Hej! Witam was kolejnym rozdziale! I od razu mówię że rozdziały już od dzisiaj będą tak 3/4 razy w tygodniu. ;(
Zostaw po sobie ślad w postaci komentarza lub gwiazdki ;33333
Do następnego!!! ;P
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top