Rozdział 7

Bella

Mężczyzna patrzył w moją stronę tak samo jak jego dziewczyna. Podniosłam kubek i odwróciłam się w stronę Maxiego. 

- Chodźmy już stąd - powiedziałam błagalnie. Chłopak spojrzał na parę, która (na szczęście) nie szła w naszą stronę, tylko przeciwną.

- Na pewno? - spytał dla pewności. Kiwnęłam głową i wstaliśmy z ławki. Zawołałam Elvisa i kucnęłam, aby pogłaskać go po pysku. - To gdzie teraz? Kawa i ciastko już były.

- Może przejdziemy się do ciebie? - zaproponowałam lekko się uśmiechając.

- Taa, jasne. Tylko ostrzegam. Nieporządek jaki panuje w moim mieszkaniu, został stworzony przez  tą bestię - wskazał palcem na psa. Zaśmiałam się pod nosem. Zapięłam Elvisa na smyczy i udaliśmy się w przeciwną stronę.

Przy wyjściu z parku, Maxie, zadał mi dość trudne pytanie.

- Dlaczego uciekasz przez Zayn'em? - ręce miał wsadzone do kieszeni swoich spodni.

Wzruszyłam ramionami. 

- Trudno powiedzieć - odwróciłam głowę w stronę chłopaka, który kopał jakiś przypadkowy kamyk. - Wrócił tak nagle, kiedy wszystko zaczyna mi się układać na swój własny sposób. Boję się, że gdybym miała znowu pogłębić nasze relacje, coś by się schrzaniło - przyznałam. - Nie chcę powtórki z rozrywki. Kiedy wyjechał, poczułam się tak samo, jak po stracie taty, czy mojego brata. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że.. Nieważne - powiedziałam i złapałam się za swoje ramiona.

- Ej, jak już zaczęłaś, to skończ. Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko - uśmiechnęłam się na jego słowa. - Spokojnie. 

Dlaczego musisz być gejem i moim przyjaciele, Maxie?

- Gdybyś nie był gejem, od razu bym się za ciebie wzięła- zaśmiałam się, a chłopak tylko westchnął i otoczył mnie swoim ramieniem.

- Twoje poczucie humoru jest takie..

- Jakie? - przygryzłam wagę, aby się nie zaśmiać. Spojrzałam na szczeniaka, który biegł wszędzie, tylko nie tam gdzie trzeba.

- Do kitu - odpowiedział chłopak, a ja uderzyłam go w ramię. - Ała! Za co to było - zaśmiał się. - I nie w szczepionkę!

Zaśmiałam się na jego słowa. Nie obchodziło nas, że ludzie się dziwnie patrzą. Byliśmy we własnym świecie.

- Za to, że jesteś idiotą, Maxie - pokręciłam głową na boki.

- Dzięki - skomentował i przygryzł swoją wagę. - Zmieniając temat, dokończysz to, co zaczęłaś?

Kiwnęłam głową na tak i poprawiłam spadającą bransoletkę.

- Tylko jak będziemy u ciebie w domu, zgoda?

- Zgoda - chłopak bez namysłu się zgodził. Uśmiechnęłam się i oboje ruszyliśmy w stronę jego mieszkania.

***

- To jak? Powiesz mi, czy mam wyciągnąć to z ciebie siłą? - od razu po przekroczeniu progu jego mieszkania, zalał mnie falą pytań.

- Tylko jak zrobisz kawę - udałam się za chłopakiem do kuchni. Psina widząc, że jej pan stracił ją ze wzroku, szybko wskoczyła na kanapę i zaczęła gryźć poduszkę. Musiałam ugryźć wnętrze policzka, aby się nie zaśmiać.

Chłopak wstawił już wodę w czajniku i nasypywał kawy do dwóch kubków.

- To jak? Opowiesz mi co się ostatnio wydarzyło w twoim życiu? westchnęłam i usiadłam przy stole.

- W niedzielę, jak zwykle, poszłam na obiad do mamy. Oczywiście mięli pojawić się jacyś goście. No i tymi gośćmi okazał się Zayn i jego dziewczyna. - pomińmy fakt, że wybiegłam z domu. - Potem, Zayn, chciał się ze mną skontaktować, ale go ignorowałam. Ale Zayn, jak to Zayn, nie poddał się. Przyszedł do mojego mieszkania i pocałował mnie..

- Że co? - Maxie zaprzestał swoich ruchów i spojrzał na mnie. wzruszyłam ramionami.

- No normalnie przyszedł i mnie zaczął całować. Mówiłam mu, aby przestał, ale mnie nie słuchał. Dopiero po dość długich namowach, odkleił się ode mnie. Nawrzeszczałam na niego i kazałam mu spieprzać. Przed wyjściem, dał mi jeszcze kartkę z adresem kawiarni. Na początku w ogóle miałam nie iść, ale jakoś poszłam - Maxie postawił przede mną kubek z parującą kawą. Podziękowałam skinięciem głowy i upiłam łyka napoju. - Ukrywałam się za samochodem, przed kawiarnią przez jakieś półtorej godziny - chłopak się zaśmiał. - Nie śmiej się tłumoku - pacnęłam go w głowę.

- Nie bij mnie, no. Jeszcze pozwą nas o patologiczną rodzinę - zaśmiałam się. - Kontynuuj.

- No i po tych półtorej godziny chowania się, wyszłam z ukrycia, bo zobaczyłam, że chce wyjść. Weszłam szybko do kawiarni i udałam się do jego stolika. Jego mina wyrażała więcej niż samo zaskoczenie. Dałam mu pięć minut na wyjaśnienia. Opowiedział mi jaki on jest dobroduszny i, że zrobił to dla naszego wspólnego dobra - prychnęłam na swoje własnie słowa. - Wkurzyłam się na niego i po porostu wyszłam. A w domu zadzwoniła do mnie jeszcze mama, czy chcę jechać z nimi na wakacje - Maxie chciał coś powiedzieć, ale go wyprzedziłam.- Tak. Ja, mama, Yaser, Zayn i Izabell. Po porostu świetnie - upiłam łyka swojego napoju.

- I? - dopytywał.

- Co 'i'? - podniosłam jedną brew do góry, nie wiedząc o co mu chodzi. chłopak przewrócił oczami.

- Zgodziłaś się, czy nie?

- Nie zgodziłam się, Maxie! Dlaczego miałabym się zgodzić? - spiorunowałam go wzrokiem. Przez moje słowa, aż Elvis przybiegł zobaczyć co się dzieje.

- Ale zobacz. Gdybyś się zgodziła, dopiekłabyś Zayn'owi. Mogłabyś mu pokazać jak świetnie się bawiłaś, kiedy go nie było - przygryzłam wargę zastanawiając się nad słowami chłopaka. 

- Dlaczego nie wpadłam na to wcześniej?! Maxie, ty geniuszu, kocham cię - upiłam łyka swojej kawy, wyciągając telefon. Chłopak, nawet nie musiał się pytać, do kogo dzwonię.

- Halo,mamo? Czy propozycja na wspólne wakacje, jest nadal aktualna?

***

Za bardzo was rozmieszczam z tymi rozdziałami^^ Więc, co powiecie na tydzień przerwy ;_; Pewnie nie xD

Może zrobimy jakieś pytania do bohaterów? (jak będzie ich więcej niż 10, to wam zrobię, bo nie chce mi się uczyć xD)

Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam i poprawię je jutro ;P

Kocham <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top