Rozdział 3. Jak stać się idiotą, lekcja pierwsza.
Żeby mój plan mógł w ogóle ruszyć, musiałem kupić sobie skuter. Tak, to głupie i dziecinne że zamierzałem zrobić to tylko z tego powodu, ale cóż. Miałem oszczędzonych kilka złotych, trzymałem je na naprawdę najgorsze czasy jednak mogłem nawet ich nie dożyć. Pieniądze pochodziły głównie z mniejszych lub większych kradzieży, w sumie ponad dwa tysiące. Wystarczyło to na niezłe cacko, "SKUTER BARTON FIGHTER''.* Niebieski, wyglądający jak mały motor. Nie sądziłem aby Amelka leciała na takie rzeczy, ale warto spróbować. W szkole wywołałem niemałą furorę, to jasne. Byłem przecież popularnym chłopakiem, laseczki kręciły się wokół mnie każda chciała się przejechać. Znosiłem to cierpliwie, zależało mi tylko na tym aby Amelka spojrzała na mnie gdy siedzę na tym cacku. Udało się dopiero po lekcjach, gdy czekała na Kaśkę siedząc na schodach. Wsiadłem na skuter i zacząłem go gazować. Tak, zerknęła na mnie... Nieprzyjaźnie? Skąd ta wrogość?
- A żeby cię połamało! - Krzyknęła nagle.
Zabolało, ale nie mogłem tego po sobie pokazać. Prychnąłem i przewróciłem oczami chociaż w środku miałem ochotę wrzeszczeć z frustracji. Cała nadzieja we mnie zgasła... Jednak tylko na sekundę. Usłyszałem, że z dużą prędkością zmierza ku nam samochód. To mogło się udać! Ruszyłem na pełnej piździe i specjalnie wjechałem prosto w nadjeżdżającą Skodę. Nie poczułem nawet bólu, a odrzuciło mnie na kilka metrów nim uderzyłem z hukiem o ziemię. Zamknąłem oczy by udawać nieprzytomnego, poczułem że po czole spływa mi krew. Wow, nieźle. Przez chwilę obawiałem się co zrobi kierowca Skody, ale ku mojemu zdziwieniu po prostu pojechał. Świat schodzi na psy, naprawdę. Zastanawiałem się co robi Amelia, bałem się że i ona ucieknie. Myliłem się, dziewczyna podbiegła do mnie i upadła na kolana. Gdy usłyszałem, że płacze serce mi pękło z żalu. Nie chciałem jej aż tak wystraszyć, jestem kretynem! Otworzyłem oczy i usiadłem raptownie. Po twarzy Amelki spływały łzy, dziewczyna była strasznie roztrzęsiona. Czy można było wpaść na głupszy pomysł na podryw?
- Spokojnie, nie płacz. - Poprosiłem cicho. - Nic mi nie jest.
- Jakim cudem?! - Wyszlochała histerycznie. - Jakim cudem po prostu sobie usiadłeś?
- Nie uderzyło we mnie tylko w motor. Spokojnie Am...
Aby udowodnić, że nic mi nie jest podniosłem się szybko i podałem jej rękę. Złapała ją niepewnie, pomogłem jej wstać rozkoszując się przez tę krótką chwilę dotykiem jej skóry.
- Ta krew.. Ta rana... - Amelka nie mogła się uspokoić. Poczułem ogromne wyrzuty sumienia.
- Nic mi nie jest, rany na głowie zawsze mocno krwawią. Chodź, poczekasz na Kaśkę u nas w domu.
Uśmiechnąłem się blado i podniosłem to co zostało ze skutera. Zacząłem iść powoli w stronę domu, Amelka na szczęście podreptała za mną.
Trochę wstydziłem się swojego domu, ale przecież Amelka często ponoć przychodziła do mojej siostry gdy mnie nie było. Mieszkaliśmy bardzo skromnie, ojczym przepijał większość wypłaty więc nic dziwnego. Zostawiłem dziewczynę w kuchni i wleciałem do łazienki. O w mordę, miałem całą twarz umazaną juchą. Po drodze do domu rana zdążyła się zagoić. Pięknie, co teraz? Ucieszyłbym zapewne Amelię, że nic mi nie jest ale ludzkie rany nie goiły się przecież tak szybko. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, byłem gotowy przywalić sobie czymś w łeb by ukryć ten dziwny fakt dopiero po chwili szukania najlepszej z wystających płytek na ścianie dotarło do mnie, że nowa rana zagoi się równie szybko.
- Pieprzone wilcze geny. - Mruknąłem cicho i otworzyłem apteczkę.
Plaster.
Jeden, plaster.
Super.
Westchnąłem głęboko uniosłem oczy ku sufitowi. Moje kurwa szczęście. Przecież rana, którą widziała Amelia rozchodziła się od skroni aż nasady włosów a ten plasterek był malutki. Warknąłem cicho pełen irytacji i przykleiłem to małe gówno na czoło.Zmieniłem koszulkę i wróciłem do kuchni.
- I co Am, lepiej?
Amelka podniosła na mnie zaczerwienione oczęta. Jej wzrok utkwił na plasterku. Wiedziałem.
- Tak dużo lepiej. - Odparła w końcu.
- Ciesze się. - Usiadłem na krześle obok niej.
Nawet opuchnięta po długim płaczu wyglądała równie ślicznie. Gdybym mógł padłbym teraz przed nią na kolana i błagał o wybaczenie za to wszystko, ale nie mogła się dowiedzieć że specjalnie wpadłem na ten samochód.
- Może i dobrze się stało. Ten wypadek pozwolił być nam w końcu sam na sam i...
- Nie zaciągniesz mnie do łóżka. - Wypaliła nagle bez emocji w głosie a ja zamarłem z otwartą gębą.
Zabolało, bardzo... Chociaż mogłem się tego spodziewać. Każdy w szkole wiedział, że zaliczyłem chyba pół lasek z budy. Żałowałem tego teraz, ale jeszcze dwa miesiące wcześniej, gdy ostatni raz przespałem się z inną dziewczyną zrozumiałem jedno. To nie miało sensu, bo w każdej szukałem Amelki.
- Nie zamierzałem. - Powiedziałem nad wyraz spokojnie.
- Czyżby?
- Tak! Po prostu chciałem spędzić z tobą trochę czasu. - Uniosłem głos, już nie mogłem ukrywać jak bardzo mną ruszyły jej słowa.
- Dlaczego akurat ze mną?
- Masz rację. Głupi pomysł, przepraszam. - Podniosłem się raptownie i zamknąłem się w swoim pokoju.
Zdjąłem koszulkę i padłem na łóżko. Opuściły mnie wszystkie siły.
Niedługo później wróciła Kaśka, dziewczyny poszły do dużego pokoju oglądać jakieś pierdoły w telewizji.
Po około dwóch godzinach usłyszałem, że Amelka zbiera się do domu. Dobrze, może dzięki temu w końcu zasnę. Zerknąłem na okno, słońce prawie zaszło i trochę zmartwiłem się, że Amelia będzie wracała o tej porze sama. Nagle rozeszło się ciche pukanie, przewróciłem się na bok i udawałem sen. Amelia weszła do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Stała przez chwilę w bezruchu i patrzyła na mnie, czułem to. Po chwili podeszła bardzo blisko i nachyliła się na de mną. Nie wytrzymałem już i otworzyłem oczy a dziewczyna wyprostowała się raptownie. Wystraszyłem ją?
- Takie pobudki mogę mieć częściej. - Powiedziałem niby zaspanym głosem i wstałem.
Staliśmy bardzo blisko siebie, z satysfakcją zauważyłem że Amelka przygląda się mojemu nagiemu torsowi. Wiedziałem jak dobrze wygląda mój brzuch. Zbliżyłem się jeszcze odrobinę i pochyliłem się lekko. Nasze usta dzieliło teraz kilka centymetrów, słyszałem serce dziewczyny. Biło jak szalone... TAK! Udało mi się!
- Naprawdę nie pragnę nic więcej niż spotkać się i porozmawiać z tobą Amelko. - Szepnąłem.
- Chyba mogę zgodzić si na spacer. - Odszepnęła i przygryzła wargę. Mmm... Seksi.
- Bardzo mnie to cieszy. - Zamruczałem.
Cholera, nie mogłem się powstrzymać. Bardzo powoli zbliżałem się do jej pięknych, kuszących ust. Chciała tego, widziałem to w jej zamglonych oczach. Była mną zauroczona.
PSIA MAĆ!
Usłyszałem, że Kaśka wstała z kanapy i lazła w naszą stronę. Odskoczyłem od Amelki i oparłem się o parapet. Dosłownie kilka sekund później moja siostra wpadła do pokoju.
- Tutaj jesteś Am, myślałam że już wyszłaś. - Mówiła do Amelii ale patrzyła na mnie ostrzegawczo.
- Tak, bo już idę.
- Jutro wieczorem Amelko - Krzyknąłem jej na pożegnanie.
Kaśka zamknęła za nią drzwi frontowe i wróciła do mnie. Założyła ręce na piersi i zmarszczyła nos, robiła to zawsze gdy była wciekła.
- Czego od niej chcesz? Kolejna do przeruchania? Ostrzegam cię braciszku, to moja przyjaciółka i nie dam ci z niej zrobić następnej swojej szmaty.
- Amelka po prostu mi się podoba, tobie nic do tego. Wiedz tylko, że jej nie skrzywdzę.
- Zobaczymy. - Kaśka prychnęła jak wciekła kotka i wyszła.
A ja?
Ja miałem randkę z moim aniołem już następnego dnia!
*
Mogę wyjść z pokoju? ;<
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top