Rozdział 7. No i prawda wyszła na jaw
Dnia , w którym przedstawiłem Amelkę mojemu stadu nie wspominam za dobrze. Kuba co prawda zachowywał się wzorowo, powiedział mi również że moja dziewczyna wydaje się być w porządku jednak jeśli chodzi o resztę... Po pierwsze nie chcieli nawet słyszeć o tym, że mają rozmawiać z człowiekiem, całe zapoznanie odbywało się w lesie jednak nawet to ich nie przekonywało. Od samego początku byli chłodni i niesympatyczni chociaż Amelka bardzo się starała, uprzedziłem ją że moi koledzy są specyficzni. Pękło mi serce, gdy moja kochana rozpłakała się po drodze do domu.
- Czemu tak mnie nie znoszą? Nawet mnie nie znają...
- Aniele, to są dzieciaki tutejszych wojskowych. Wiesz, z tej bazy w środku lasu. Nie spędzają za dużo czasu z innymi więc są nieufni. Polubią cię, Kuba już jest zachwycony twoją gadaniną.
- Tak, Kuba jest w porządku - Uśmiechnęła się przez łzy.
Chociaż chłopaki natykali się na Amelkę dość często, to Paulin nie mówił jej nawet głupiego ,,cześć ''. Byłem na niego wciekły jednak nie mogłem mu przecież nakazać polubić człowieka. Znów kłóciłem się z nim o to na jednym z patroli, gdy w moje nozdrza dostały się jednocześnie dwa zapachy. Amelki i wampira... A co lepsze, dochodziły z jednego miejsca. Najpierw zamarłem, reszta stada też to poczuła i wraz ze mną gapiła się na ścianę lasu. Byłem w takim szoku, że dopiero mocne klepnięcie w plecy przez Kubę sprowadziło mnie na ziemię. Nie czekając na nikogo puściłem się przez las. Pozostawałem w ludzkiej postaci na wszelki wypadek, jeśli się myliłem i wampir był trochę dalej niż obstawiałem to mogłem jeszcze wyprowadzić Amelkę bez pokazywania jej kim jestem. Jednak już z daleka zobaczyłem, że nie pójdzie to po mojej myśli... Tuptuś Anny był tuż za moją małą, chciał się zabawić z ofiarą nim ją zabije więc nawet nie wysilał się podczas gonitwy. Stanąłem na polanie, Amelia tak zagapiła się na wampira że po prostu na mnie wbiegła. Objąłem ją i cofnąłem się o krok.
- Nie bój się. - Szepnąłem gładząc ją po włosach.
- To ty się powinieneś bać strażniku, w końcu możemy zmierzyć się jak równy z równym. - Zawył przeciwnik dziwnie podniecony tym faktem.
Wampir przykucnął jak pantera, szykował się do ataku. Odepchnąłem Amelkę upewniając się wcześniej, że upadnie w kępę trawy i przyjąłem na siebie atak. Musiałem się przemienić, agresor był zbyt silny. Gdyby udało mu się mnie zranić, na pewno zabiłby Amelkę. Z żalem w sercu upadłem na cztery łapy i warknąłem. Kątem oka obserwowałem dziewczynę, była przerażona ale chyba przegapiła moment mojej przemiany. Nie miałem czasu o tym rozmyślać, miałem godnego siebie przeciwnika. Doskakiwaliśmy do siebie, ja gryzłem, on szarpał mnie pazurami. W końcu zacząłem się męczyć, odskoczyłem na bezpieczną odległość. Byłem zasapany jak lokomotywa Tuwima.
- Zabije cię, a potem ją opróżnię. - Zachichotał wampir.
- Ona. Należy. Do. Mnie. - Wycedziłem. Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że teraz na bank Amelia miała pewność, że to ja chowam się pod postacią wilka.
Na całe szczęście moje stado w końcu dotarło na miejsce. Poleciłem by zajęli się wampirem. Musiałem pogadać z Amelką. Siedziała taka wystraszona, blada a tak wielkich oczu jak u niej jeszcze nie widziałem jak żyje. Zrobiłem dwa kroki w jej stronę, widziałem że otwiera usta do krzyku więc zrobiłem najgłupszą rzecz jaką mogłem wymyślić... Przemieniłem się w człowieka i ją pocałowałem. Tak po prostu.... Jak idiota...
Z początku oddała pocałunek, ale po chwili odepchnęła mnie. Posłusznie odsunąłem się i czekałem na jej reakcję.
- Co to ma znaczyć? Czym ty jesteś? - Pisnęła.
- Wiesz, moja matka miała sporo racji gdy mówiła, że jestem za bardzo podobny do ojca. - Uśmiechnąłem się krzywo - On też był..
- Wilkołakiem?!
- Nie nazywaj nas tak. Jesteśmy po prostu wilkami, zmiennokształtnymi ale nie wilkołakami. Wilkołaki to dziwne kreatury wypromowane w filmach, czy ja tak wyglądam?
- Wyglądasz jak pieprzone zwierzę! Nie mogę uwierzyć w to co się dzieje... - Podniosła się.
- Amelko, spokojnie. Nie zrobię ci krzywy. - Odważyłem się dotknąć jej policzka. -Żadne z nas ci jej nie zrobi.
Ona jednak nie chciała mnie już słuchać. Odepchnęła moją dłoń i uciekła nie oglądając się za siebie. Patrzyłem za nią póki nie zniknęła mi z oczu a potem upadłem na kolana i zwiesiłem głowę. Straciłem ją... Straciłem mojego anioła....
Przez kilka kolejnych dni mieszkałem u Kuby. Nie byłem w stanie wrócić do domu, bałem się że zrobię komuś krzywdę. Czułem się jakby część mnie obumarła. Próbowałem skontaktować się z Amelką, ale nie odbierała, nie odpisywała też na wiadomości. Ogarnęła mnie rozpacz, niby się spodziewałem że tak może być a jednak zupełnie nie byłem na to gotowy. Kuba pocieszał mnie jak mógł i do tej pory jestem mu z tego powodu wdzięczny. Odwołałem wszystkie patrole, nie chciałem widzieć nikogo innego w szczególności Paulina który by sobie na mnie poużywał po całości.
Pewnego poranka w odwiedziny do Kuby wpadła Ola. Miła blondynka o zielonych oczach i pogodnym uśmiechu. Pasowała do mojego przyjaciela idealnie.
- To jest Patryk, opowiadałem ci o nim. -Przedstawił nas Kuba.
- Co ci się stało? - Spytała prosto z mostu. - Wyglądasz jak sto nieszczęść.
Opowiedziałem jej więc o Amelce i w jaki sposób dowiedziała się o mojej wilczej naturze. Ola słuchała mnie w skupieniu, gdy skończyłem klasnęła.
- Porozmawiał z nią.Akurat ja najlepiej wiem jak to jest chodzić z wilkiem. Przecież tak jakby też jestem człowiekiem, jako jedyna w rodzinie nie urodziłam się jako wilczyca.
- Wątpię aby coś to dało ale jasne, możesz spróbować.
Zaprowadziłem Olę pod dom Amelki, moja mała siedziała na leżaku przed domem. Tak bardzo chciałem do niej podejść. Usiadłem jednak pod drzewem i cierpliwie czekałem na przebieg wydarzeń. Rozmawiały długo, z takiej odległości jednak nie mogłem podsłuchiwać. Szkoda. W końcu nie wytrzymałem i podszedłem nieco bliżej. Amelia wstała, czyżby chciała wygonić Olę? Podszedłem więc otwartej furtki.
- Chyba to nie będzie konieczne. - Ola uśmiechnęła się do Amelki i spojrzała na mnie.
Moja dziewczyna podążyła jej śladem. Gdy nasze oczy się spotkały aż zakręciło mi się w głowie. Zacząłem iść powoli w kierunku Amelii z podniesionymi do góry rękoma. Chciałem aby miała pewność, że nic jej nie zrobię. W pewnym momencie po prostu dobiegła do mnie i przytuliła się. Aż mnie zatkało, delikatnie odwzajemniłem uścisk.
- Przepraszam, że tak uciekłam. - Wyszeptała.
- Jeszcze mnie przeprasza.. Olu, ona jest szajbnięta. - Zaśmiałem się.
Po chwil dołączyło do nas całe moje stado, chyba byli ciekawi jak to się potoczy. Kuba uśmiechał się do mnie całą gębą.
- W końcu przestaniesz u mnie siedzieć. Nawet nie wiesz Am ile on jest w stanie zjeść kiedy się denerwuje.
- Sam powiedziałeś abym czuł się jak u siebie w domu!
- Ciesze się, że wszyscy jesteście tacy zadowoleni, ale mamy problem. - Warknął Paulin.
- Jaki znowu masz problem do cholery? - Wkurzyłem się.
- Ona o nas wie, a to źle. Sprzeda nas mediom, to tylko kwestia czasu. Ona nie umie kochać jak my, zrani cię a potem nas zniszczy!
Zacząłem się ostro wkurwiać, ale poczułem jak Amelka gładzi mnie delikatnie palcem po dłoni. Odprężyłem się i cała złość ze mnie zeszła.
- Możecie odejść. - Powiedziałem spokojnie.
- Ale...
- Powiedziałem, że możecie odejść!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top