5
Przebiegłam kolejny korytarz i używając tajnego przejścia udało mi się trafić na czwarte piętro* gdzie odbywały się zajęcia Ochrony Przed Czarną Magią. Niestety przy wychodzeniu zza pomnika jakiejś wiedźmy, której nazwiska nie mogłam sobie przypomnieć, zapomniałam się rozejrzeć i wpadłam prosto na jakiegoś dzieciaka, niosącego naręcze książek z biblioteki.
- Sorry - mruknęłam tylko w jego stronę i pognałam dalej korytarzem. To był zaledwie drugi dzień, a ja już zaspałam. To wszystko przez Julie, która uparła się, że codziennie rano będzie wstawać godzinę wcześniej, by pobiegać. Zazwyczaj to jej krzątanina budziła mnie, a dzisiaj gdy jej zabrakło po prostu nie obudziłam się.
Całkowicie zdyszana dotarłam wreszcie do drzwi klasy i delikatnie zapukałam. Usłyszałam ciche "proszę" i przeklęłam się w myśli gdy uświadomiłam sobie, że w tym roku te zajęcia będziemy mieli z nowym nauczycielem.
Weszłam do środka i poczułam na sobie wzrok każdego, kto znajdował się w środku. Nie miałam żadnej wymówki, więc dzisiaj - wyjątkowo - postanowiłam powiedzieć prawdę.
- No proszę. Jest i nasza panna spóźnialska. Jak się nazywasz? - zapytała mnie wysoka kobieta, ubrana w prostą, zieloną szatę. Miała małe, brązowe oczka i długi nos. Była młoda, bo na jej twarzy nie można było zauważyć nawet śladu zmarszczek.
- Aigle Farce, pani profesor.
- Cóż, panienko Aigle. Proszę zostać po lekcji i wtedy porozmawiamy o powodzie, przez który przyszła panienka spóźniona na zajęcia o dwadzieścia minut. Proszę zająć miejsce obok panny Meadows.
Skinęłam głową i dosiadłam się do Dorcas, która posyłała mi pytające spojrzenie. Na migi dałam jej znać, że pogadamy później i skupiłam się na słowach nauczycielki. Wydawała się całkiem mądrą babką, więc trochę mnie kuło w środku, że już pierwszego dnia jej podpadłam. Jako, że była to nasza pierwsza lekcja to była ona poświęcona wszelkiego rodzaju tematom i działom, które mieliśmy przerabiać w nadchodzącym roku. Udało mi się też dowiedzieć, że kobieta nazywa się Galatea Merrythought i jest wnuczką innej nauczycielki tego przedmiotu. Zabawnym jest fakt, że owa, wcześniejsza nauczycielka miała to samo imię i nazwisko.
Gdy lekcja dobiegła końca, a wszyscy w pośpiechu się pakowali i zaczęli opuszczać klasę, ja siedziałam dalej na swoim miejscu jak zbrodniarz skazany na ścięcie. Martwiłam się, że przez mój mały błąd Obrona Przed Czarną magią przez najbliższy rok stanie się dla mnie katorgą.
Wreszcie gdy w klasie zrobiło się zupełnie pusto, nauczycielka raczyła spojrzeć na mnie i ruchem ręki zaprosić mnie pod swoją katedrę.
- Panna Aigle... co ja mam z panią zrobić? Może niech mi panienka powie jak to możliwe, że spóźniłaś się już pierwszego dnia.
- Zaspałam.
- Zaspała panienka? A czy wie panienka o istnieniu takiego wspaniałego wynalazku jakim jest budzik?
- Wiem.
Przez chwilę zapadła ta krępująca cisza, podczas której człowiek nigdy nie wie co ze sobą zrobić. Oczy profesor Galatei świdrowały mnie, a ja miałam ochotę zanurzyć się pod ziemię i już nigdy nie musieć oglądać tej klasy.
- Rozumiem. To w takim razie mam do panienki jeszcze trzy pytania.
- Słucham.
- Proszę mi wymienić jedno zaklęcie, którym można obezwładnić przeciwnika.
-Experliarmus - odparłam bez chwili zawahania.
- Jakie stworzenie, zamieszkujące bagna, jest w stanie zabić używając zaklęć jedynie - powtarzam jedynie - wytwarzających iluzję.
- Zwodnik.
- Podaj trzy zaklęcia niewybaczalne.
- Cruciatus, Imperius, Avada Kedavra.
- Hmm.. dobrze. W takim razie - żebyś nie zapomniała, że na moje lekcje nie powinno się spóźniać przyjdź proszę do mnie wieczorem. Odpracujesz kilka godzin i będzie po kłopocie.
- D-dobrze - jąknęłam się.
Nauczycielka kiwnęła tylko głową i zniknęła w swoim gabinecie, a ja potraktowałam to jako pozwolenie na opuszczenie klasy. Zastanawiałam się po kiego przepytywała mnie ze swojego przedmiotu skoro i tak później wkleiła mi szlaban. Szczęście, że przynajmniej nie odjęła punktów Gryffindor'owi.
Za następnym zakrętem czekał na mnie Syriusz z Dor i Jamesem.
- I jak? Nowa pogroziła ci paluszkiem i odjęła punkty? - zapytał rozbawiony brunet, puszczając mi oczko.
Wzdychnęłam i poprawiłam torbę na książki, która uporczywie próbowała mi zjechać z ramienia.
- Nie, zarobiłam szlaban.
- Co?! Za zwykłe spóźnienie? - zdziwił się Potter.
- Mi to mówisz? Najpierw zawołała mnie do siebie i zapytała o powód spóźnienia, a później odpytała mnie, tak, jakby zamiast mnie ukarać miała zamiar wstawić mi ocenę do dziennika, a następnie stwierdziła, że dodatkowe kilka godzin pomogą mi zapamiętać, by na jej przedmiot jednak się nie spóźniać.
- Biedna - pisnęła Dorcas i pogładziła moją dłoń.
- Chodźmy, lepiej żeby Farce już nigdzie się dzisiaj nie spóźniała - mruknął Syriusz i ruszył w kierunku sali od Historii Magi.
Idąc rozmawialiśmy o błahych tematach, chociaż ja i Meadows raczej słuchałyśmy chłopaków, którzy planowali jak pokonać Krukonów w nadchodzącym meczu, który otwierał sezon na Quidditch'a. Gdy dotarliśmy w odpowiednie miejsce okazało się, że zebrał się tam już dość spory tłumek ludzi. A ja ze zgrozą zauważyłam, że historię będziemy mieli ze Ślizgonami, tak, jakby eliksiry z nimi nie były wystarczającymi torturami.
- No proszę! Któż to się tu pojawił? Księżniczka Gryffindoru we własnej osobie! - krzyknęła Bellatrix w kierunku Lily, która właśnie pojawiła się w przejściu.
Ruda niosła w rękach porządny stos książek i ledwo widziała co jest przed nią, dlatego nie zauważyła jak jedna z przygłupich koleżanek tej idiotki podkłada jej nogę. Ognistowłosa zapewne wyłożyła by się jak długa gdyby nie Rogacz, który dzięki swej genialnej orientacji i szybkości (jak przystało na szukającego) złapał ją.
Ślizgonki zaczęły wyć, co zapewne miało imitować śmiech, choć bardziej przypominało cielenie się świń. Lily posłała im karcące spojrzenie, na co one ponownie wybuchnęły tym obrzydliwym kwikiem.
Bellatrix "przypadkowo" kopnęła jedną z książek, które posypały się na ziemię gdy moja przyjaciółka straciła równowagę i zachichotała jakby właśnie zrobiła coś mega śmiesznego. Nie wytrzymałam i na cały głos zaczęłam ją wyzywać.
- Pogięło cię czy jak, durna kretynko?! - wrzasnęłam i stanęłam na przeciwko brunetki mierząc ją od stup do głów.
- Oj, czyżby coś się stało, Aigle? - zaszczebiotała, a ja miała ochotę podejść do niej i wyrwac jej ten głupi język.
- A żebyś wiedziała dmuchana pustogłowo! Masz jakieś problemy emocjonalne, czy może od zawsze jesteś tak irytująca?
- Och daj spokój. To tylko durna szlama! Kogo obchodzi co się z nią stanie? Jak padnie to nikt za nią nawet nie zapłacze.
- Wiesz, Bellatrix zawsze myślałam, że głupota jest cechą nabytą, ale patrząc na ciebie zaczynam wierzyć, że można się z nią urodzić! - warknęłam w jej stronę.
- Coś ty powiedziała!? - dziewczyna wyciągnęła różdżkę z zamiarem rzucenia we mnie zaklęcia, ale w ostatniej chwili między nas wskoczył Remus i wytrącił magiczny kijek z rąk tej kretynki.
- Oddawaj to plugawy mieszańcu! - krzyknęła w stronę Lunatyka i ruszyła w jego kierunku, niebezpiecznie wyciągając ku niemu swoje długaśne pazury.
Niewzruszony chłopak rzucił różdżkę w kąt i odwrócił się od niej plecami, idąc w kierunku ławki, na której czytał zanim zaczęło się to całe przedstawienie.
- Jeszcze mi za to zapłacicie! - wydarła się po raz kolejny rozzłoszczona Ślizgonka, podnosząc jej własność i odchodząc z wianuszkiem wielbicielek w kierunku łazienki. Zastanawiałam się kiedy ogarnie, że to łazienka jęczącej Marty.
- Zobaczymy kto i za co zapłaci - mruknęłam pod nosem - Nic ci nie jest Lily? - dodałam już głośniej.
- Ucierpiała tylko moja duma - odparła ruda, zbierając książki.
Postanowiłam niezwłocznie jej w tym pomóc i razem z nią człapałam po podłodze na kolanach. W końcu zebrałyśmy wszystko i dołączyłyśmy do chłopaków, którzy postanowili nam zająć miejsca w klasie i dopilnować, by inni Ślizgoni nam nie przeszkadzali.
Po pięciu minutach w klasie pojawił się duch profesora Binnasa i zaczęła się godzinna tortura w postaci wsłuchiwania się w zawiłe tłumaczenie profesora o materiale tegorocznych zajęć. I - uwierzcie mi - starałam się jak mogłam, używałam wszystkich moich sił, ale i tak po dziesięciu minutach odpłynęłam, a obudziła mnie dopiero Ognistowłosa, szturchając mnie w ramie po zakończonej lekcji.
- Farce masz gościa - mruknęła tylko i wyszła, pozwalając Huncwotom dalej smacznie spać.
Rozejrzałam się i zobaczyłam Disher'a, który szarmancko opierał się o framugę i szczerzył swoje piękne ząbki w moim kierunku. Przeciągnęłam się, zebrałam swoje rzeczy i zabrałam łokieć Jamesa spod jego głowy, budząc go przy tym. Uznałam, że źle by było gdyby zaspali. A tak na prawdę to Rogacz miał po prostu boską minę gdy jego głowa trzasnęła o ławkę. Zachichotałam i opuściłam pomieszczenie.
- Hejka! - powiedziałam, za co dostałam buziaka na powitanie.
- Witam piękną panią. Jak tam?
- Nieźle. Godzinka snu każdemu dobrze robi. Czemu zawdzięczam twoją wizytę?
- Pomyślałem, że chciałabyś się dzisiaj wieczorem spotkać. Wiesz... mała, prywatna imprezka.
- Tak właściwie to chciałam cię zapytać czy pomożesz mi. Wiesz... - przedrzeźniałam go - Mam ze sobą NAPAD i tak dalej.
- Zamieniam się w słuch.
Szybko sprawdziłam czy jesteśmy sami na korytarzu, a w szczególności upewniłam się, że w zasięgu wzroku nie ma żadnego Ślizgona.
- Jest taka jedna dziewczyna, która, powiedzmy, ma ze mną na pieńku. I chciałabym żeby zrozumiała, że ze mną i moimi przyjaciółmi nie warto zadzierać.
- Zaskakujesz mnie coraz mocniej Farce. Kiedyś robiłaś żarty, bo sprawiało ci to przyjemność, a teraz robisz je, by pomóc innym.
- To pozytywna zmiana?
- Zdecydowanie - mruknął chłopak, a ja w podskokach ruszyłam w kierunku Pokoju Wspólnego Gryffindoru, by zabrać podręczniki na następną lekcje. Zapowiadał się kiepski wieczór, ale wspaniała noc. O ile James pożyczy mi swoją pelerynę...
***
Witam! Wiem, że trochę mnie nie było, ale cierpiałam na chwilową zawiechę i sami rozumiecie... Ale z tym koniec i prawdopodobnie następny rozdział pojawi się w przeciągu dwóch dni. Miłego! A i co sądzicie o koledze Farce? Disher jest całkiem spoko, nie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top