3
Jak zwykle Wielka Sala była pięknie przystrojona.
Pod sufitem latały chmury, a czasami - gdy człowiek bardziej się przypatrzył - można było dostrzec pośród nich drobne, świecące punkciki. Flagi domów powieszono przy każdej kolumnie i, choć nie było wiatru, powiewały lekko. Stoły jak zwykle tworzyły cztery rzędy, a u góry sali znajdował się stół zajmowany przez nauczycieli. Przed stołem profesorskim, na podwyższeniu, stała mównica ze złota. Mównicę zdobiła sowa, która (wbrew pozorom) żyła i rozkładała skrzydła za każdym razem gdy dyrektor miał przemawiać. Zastawa na stołach pięknie błyszczała gdy odbijało się w niej światło świec. I choć z perspektywy zwykłego trzecioroczniaka pewnie nic się nie zmieniło, ja widziałam wszystko tak, jakbym miała styczność z magią pierwszy raz.
Siedząc razem z przyjaciółmi w końcu sali, śmiejąc się z żartów Łapy, debatując o tegorocznych lekcjach, czekając na przemówienie Dippeta, zrozumiałam, że to już mój ostatni rok. Za dziesięć miesięcy po raz ostatni wejdę do Wielkiej Sali, zjem kolację, wsiądę w pociąg i wrzucę szkolną szatę do kufra. Wiem - w teorii dziesięć miesięcy to szmat czasu, ale w praktyce czas zawsze zdaję się przyspieszać gdy chce się, by płynął jak najwolniej.
Sama nie wiem kiedy zrobiłam się tak sentymentalna. Mogłam się jednak pocieszyć myślą, że nie tylko mi jest smutno i, że nie tylko ja się rozklejam na myśl o końcu szkoły. Lily i Julie też miały łzy w oczach jak zaczynał się ten temat. To nawet zabawne, że gdy jesteś na pierwszym roku to marzysz, by być już w ostatniej klasie, a gdy jesteś już przy mecie to masz ochotę zawrócić i znów mieć jedenaście lat.
Pocieszała mnie tylko myśl, że prawdopodobnie spotkam się z Julie i Huncwotami na egzaminach na aurora. Przynajmniej tak planowałam. Na szczęście mam jeszcze prawie cały rok na upewnienie się w tej decyzji.
Rozejrzałam się.
Gdy przejeżdżałam wzrokiem po sali zobaczyłam tylko bezimienną masę ludzi, ale gdy zaczęłam się bliżej wszystkiemu przyglądać potrafiłam zgadnąć o czym rozmawiają inni. W pewnym momencie tak się w tym zatraciłam, że nie usłyszałam skierowanego do mnie pytania. Z rozkojarzeniem spojrzałam na osoby siedzące wokół mnie.
Przez chwilę nikt nic nie mówił. A później wszyscy się roześmiali.
- Co mówiliście? - zapytałam gdy udało mi się mniej więcej przestać śmiać.
- Pytaliśmy - tłumaczyła Lily, która jednocześnie próbowała przekrzyczeć rozchichotanego Jamesa - Czy ty też uważasz, że Dippet się spóźnia?
Szczerze? Nie zauważyłam tego, ale teraz gdy powiedziała to Ognistowłosa to faktycznie stwierdziłam, że kolacja powinna się już rozpocząć dawno temu. A przecież nie było jeszcze Ceremonii Przydziału.
- Masz rację. Coś nie gra.
Zaczęłam się wpatrywać w podest, na którym znajdowały się miejsca nauczycieli. Kilku już tam siedziało między innymi Ślimak czy Pani Hooch oraz ta dziwna kobieta od wróżbiarstwa. Zaczęłam się martwić czy aby na pewno wszystko gra. Brakowało Dumbledora, McGonagall, Dippeta i kilku innych nauczycieli. Może znowu stało się coś złego? Czyżby Voldemort znów zaatakował?
- Może ktoś powinien iść się zapytać czy wszystko gra? - zaproponował Pet, a wszyscy wymownie spojrzeli na Lily. Dziewczyna z racji swej nienagannej reputacji została prefektem naczelnym. Huncwoci nie byliby oczywiście Huncwotami gdyby nie wyśmiewali się z niej z tego powodu na każdym kroku.
- Co tak na mnie patrzcie! Kogo mam się niby zapytać? Ślimaka? A może tej świruski od przepowiadania przyszłości? Nie podejdę do nich za żadne skarby!
- Oj oj! Pani Prefekt co to za brzydkie słowa? - zapytał z szelmowskim uśmiechem Syriusz - Czyżby przez zadawanie się z nami twoje nienaganne maniery uległy skażeniu?
Ruda tylko pokręciła głową i zignorowała jego słowa. Odszukała wzrokiem innego prefekta i ruszyła w jego kierunku. Przez chwilę wszyscy śledziliśmy ją wzrokiem.
- Jak myślicie? Co się mogło stać? - zwrócił się do nas James.
- Może Dippet przysnął? - odpowiedział pytaniem na pytanie Remus i zatopił się ponownie w lekturze - "Niesamowite Zwierzęta i Jak Je Znaleźć" - czyli naszego nowego podręcznika do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami.
Nagle wrota Wielkiej Sali się otworzyły i przez drzwi przeszedł Dumbledore w towarzystwie McGonagall i Pani Minister Magii. Dumbi jak zwykle miał na sobie jedną z tych eleganckich szat, które noszą starsi czarodzieje. Na jego głowie wyjątkowo pojawiła się niebieska czapka w granatowe wzorki. McGonagall nadal była prosta jak kij od miotły, a równowagę zapewniał jej ten niesamowicie sztywny kołnierz.
Panią Minister Magii widziałam drugi raz w życiu. Za pierwszym razem ukrywałam się pod peleryną niewidką, więc widok był trochę niepełny, ale nie zmieniła się za bardzo od ostatniego razu. Wydawało mi się tylko, że jej włosy trochę posiwiały, ale równie dobrze mogło to być złudzenie.
Myślałam, że zajmą oni miejsca przy stole i dalej będziemy musieli czekać na dyrektora, ale ku mojemu zdziwieniu na mównicę weszła Pani Minister, a tuż za nią pojawił się profesor Dumbledore.
- Witajcie moi mili! - zaczęła - Nawet nie wiecie jaki to dla mnie zaszczyt rozpocząć ten rok szkolny. Ale nie myślcie, że robię to dla własnej przyjemności. Mam dla was dwie wielkie nowiny. Dla jednych szczęśliwe, dla innych... mniej radosne. Na początku może wytłumaczę dlaczego nie ma tu dzisiaj z nami Profesora Dippeta. Otóż widzicie - zrobiła krótką przerwę - Profesor Dippet po prawie sześćdziesięciu latach nauczania w Szkole Magi i Czarodziejstwa Hogwart postanowił przejść na oficjalną, i myślę, zasłużoną emeryturę. Razem z radą szkoły postanowiliśmy, że nowym dyrektorem zostanie Albus Percival Wulfric Brian Dumbledore - na te słowa cały Gryffindor zawał się na równe nogi i zaczął wiwatować. Zaraz w jego ślady poszedł Ravenclaw i Hufflepuff. Slytherin jak zwykle został zimny - tylko kilka osób odważyło się zaklaskać. - Proszę! Proszę o ciszę! - zawołała Pani Milicenta - Na oklaski przyjdzie jeszcze pora! Teraz wasz nowy dyrektor ma dla was kolejną nowinę.
Gdy uczniowie już się uspokoili, Dumbledore, któremu od nowego stanowiska przybyło kilka centymetrów, podszedł do złotej mównicy, a sowa rozłożyła swoje skrzydła. Muszę przyznać, że Drops niezwykle pasował do tamtego miejsca. To znaczy wyglądał jakby był do tego... stworzony?
- Drodzy uczniowie! Niezwykle ciesze się, że moje starania zostały docenione i teraz mogę tu przed wami stać - na te słowa znowu wybuchnęła burza oklasków - Cisza! Proszę o ciszę! Jako wasz nowy dyrektor mam dla was niesamowitą... niespodziankę. Otóż w tym roku w Hogwarcie pojawią się nietypowi goście. Bowiem w tym roku, w naszej szkole odbędzie się... Turniej Trójmagiczny! Powitajcie proszę naszych gości! Uczennice z Beauxbatons z Francji oraz ich mentora Madame Maxim!
Do Wielkiej Sali weszły dwa rzędy dziewczyn ubranych w niebieskie, połyskujące mundurki oraz małe kapelusiki. Z początku szły normalnie, ale po chwili odwróciły się plecami do siebie i ukłoniły w stronę uczniów. Nie muszę mówić, że wiele z nich było bardzo atrakcyjnych? Gołym okiem było widać jak chłopacy ślinią się na ich widok. Jedna z nich była nawet tak obleśna, że baz najmniejszych skrupułów puściła Syriuszowi oczko. Dziewczęta pobiegły do przodu, ustawiły się w rzędzie i teatralnie pokłoniły się przed Dumbledore'm. Na końcu weszła istna kobieta - gigant. Spokojnie miała ponad dwa metry wysokości. Ubrana była w futro z lisów i długą, brązową suknie. Jej twarz zdobiła istne morze zmarszczek.
Madame Maxim podeszła do Dropsa i wyciągnęła w jego kierunku dłoń. Grzeczny dyrektor złożył na niej dosyć... szybki pocałunek i wskazał jej miejsce przy stole nauczycieli.
Uczennice Beauxbatons usiadły przy stole Ravenclaw'u.
- Dziękujemy panienką za to przeurocze powitanie. Nie zapomnijmy jednak o drugiej szkole, która także ten rok spędzi w Hogwarcie. Oto uczniowie Durmstrangu, którzy przybyli tu z Bułgarii oraz ich opiekun, profesor Karkarow!
Tym razem wszyscy najpierw usłyszeli dudnienie, a dopiero później zobaczyli wchodzących uczniów. Jakby dla kontrastu tutaj pojawili się tylko chłopcy. I to nie byle jacy chłopcy. Sylwetkami przypominali greckich bożków, pod czarnymi mundurkami doskonale widać było pracujące mięśnie. Większość miała zacięty wyraz twarzy oraz twarde spojrzenie. Ta część przedstawienia podobała mi się zdecydowanie bardziej. Na samym końcu wszedł ten cały Karkarow, który zdecydowanie wyróżniał się z tłumu. W odróżnieniu od swoich uczniów on miał na sobie biały kaftan oraz czarne, przylegające spodnie. Przez plecy miał przewieszone białe futro, zapewne z jakiś norek czy czegoś w tym rodzaju, a głowę zdobiła wymyślna, czarna czapa.
Zaraz za nim do Wielkiej Sali weszło jeszcze dwóch chłopaków. A ja byłam pewna, że mam zwidy. Które jednak ustąpiły pewności gdy jeden z towarzyszy Karkarow'a odwrócił głowę w moją stronę i mrugnął konspiracyjnie. Nigdy nie pomyliłabym tej twarzy z żadną inną. Tuż obok mnie właśnie przeszedł... Disher!
- Dumbledore! Mój drogi przyjacielu! - krzyknął bułgarski dyrektor.
Podszedł on do mówimy Dropsa i uścisnął jego dłoń jakby ta dwójka znała się od urodzenia. Wymienili ze sobą kilka słów po cichu, a sekundę później Karkarow zasiadł obok Mademe Maxim. Uczniowie Durmstrangu postanowili zasiąść przy stole Gryfonów. Łatwo się domyślić kto jako pierwszy ruszył w tym kierunku.
- Przepraszam panią, ale czy to miejsce jest wolne? - zapytał Disher wskazując na puste miejsce po Lily, która nadal siedziała obok prefekta z innego domu.
Kątem oka widziałam, że Syriusz już ma spławić Dish'a, ale w porę udało mi się zapewnić go, że może koło mnie usiąść. Łapa zapewne miał jeszcze coś do powiedzenia, ale Dumbldore zaczął znowu przemawiać.
- Widzę, że każdy uczeń znalazł już dla siebie miejsce. Doskonale. Zatem pozostaje mi już tylko przedstawić wam zasady tegorocznego turnieju - Dumbi wyjął różdżkę i zaklęciem sprawił, że świece zaczęły słabiej świeci, tak, że w sali panował półmrok - Jak zapewne wiecie jeszcze sto lat temu Turniej Trójmagiczny był tradycją. Odbywał się co trzy lata w innej szkole. Niestety przez wzrastający odsetek oszustw podczas zawodów postanowiono znieść go i tak popadł w niepamięć. Jednak ja razem z Panią Minister uważamy, że turniej był tym co pozwalało łączyć i lepiej poznawać inne kraje oraz ich mieszkańców. Dlatego wysłaliśmy stosowne zaproszenia do innych szkół. Zastanawiacie się pewnie na czym polega Turniej Trójmagiczny? Otóż z każdej z trzech szkół wybierany jest przedstawiciel, który ma za zadanie reprezentować swoją placówkę. Bierze on udział w trzech zadaniach. Trzech bardzo trudnych zadaniach. Temu, komu uda się przejść je wszystkie oraz zdobyć puchar turnieju zdobędzie wielką sławę. Śmiało można powiedzieć, że zapisze się na kartach historii - po sali rozszedł się pomruk zachwytu - Ale! - huknął Dumbledore - Nie radzę zgłaszać się tym, którzy nie radzą sobie nawet na egzaminach. Turniej to nie zabawa, a zadania często bywają zabójcze. Ten kto zostanie wybrany nie może zrezygnować. Dlatego zastanówcie się, czy warto ryzykować życie dla chwały. Jeśli jednak jesteście pewni wrzućcie swoje nazwisko do Czary Ognia - na te słowa na środku Wielkiej Sali pojawiła się wielka czara, wykuta z czarnego kamienia - Za dwa miesiące, podczas wielkiej uczty z okazji Święta Duchów wylosuje ona trójkę uczniów, którzy będą ze sobą rywalizować. Cóż, myślę, że dość już się nasłuchaliście jak na jeden wieczór. Czas zacząć ucztę!
Ledwo co półmiski pojawiły się na stołach, a Pet już miał swój talerz zapełniony przeróżnymi smakołykami. Ja i Julie pokręciłyśmy głowami. Jak to możliwe, że on to zrobił tak szybko?!
- I jak ci się podoba w Hogwarcie? - usłyszałam pytanie Disher'a.
- Cóż... Hogwart to z pewnością najlepsza szkoła do jakiej mogłam trafić. A jak jest w Durmstrangu?
- Cóż... - nie wytrzymałam i roześmiałam się.
Huncwotom oczy wyszły z orbit gdy zobaczyli jak bez najmniejszych przeszkód przytulam nowo poznanego kolegę z innej szkoły. Widząc ich zdezorientowane miny pośpieszyłam z wytłumaczeniem.
- Julie, Huncwoci, Gab. Przedstawiam wam mojego przyjaciela jeszcze z innej szkoły - Dejnisha Hood'a. Każdy po kolei wymienił z Disher'em ciche cześć.
- A więc to jest ten słynny Disher, o którym mi opowiadałaś - powiedziała Julie - Miło w końcu poznać słynnego, najlepszego przyjaciela naszej drogiej Farce.
- A mi miło jest poznać przyjaciół Farce. Swoją drogą strasznie dawno się nie widzieliśmy, nie?
- Ponad rok - odparłam zawzięcie żując sałatkę - Korzystając z okazji. Wytłumacz mi proszę, dlaczego nie odpisałeś na mój list, który wysłałam ci w zeszłe święta?
Dish napił się i z zaciekawieniem zaczął się przyglądać skrzydełkom w sosie słodko-kwaśnym.
- Nie pozwolili mi. Mój kurator odkrył... nasz mały kod i odciął mi wszystkie możliwości kontaktu. Dobre to? - spojrzał na nas, palcem wskazując talerz z skrzydełkami.
- Pyszne! Spróbuj - zachęcał Pet, który jako jedyny z czwórki Huncwotów patrzył na mojego kolegę życzliwie. James, Remus i przede wszystkim Syriusz patrzyli na niego jak na wroga lub co najmniej śmierciożerce-ludojada.
- Skusze się.
Po chwili Disher był cały umazany pomarańczowym sosem, a ja i dziewczyny nie mogłyśmy wytrzymać ze śmiechu. Niesamowite, że po tym wszystkim co nawyrabialiśmy w Veneficus Ludum* znowu siedzieliśmy przy jednym stole i bez żadnych problemów śmialiśmy się i żartowaliśmy.
***
Veneficus Ludum - wymyślona przeze mnie, na potrzeby rozwoju fabuły, szkoła magii we Włoszech.
Turniej Trójmagiczny - postanowiłam użyć wersji filmowej i tak jak tam goście przybyli do Hogwartu pierwszego dnia, a nie w październiku.
takaiinna
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top