Epilog

Jechała przez cmentarz rowerem. Nie obchodziło ją, że zakłóca spokój duszom. Skoro ona nie miała spokoju w życiu to po co jakieś martwe ciała mają go mieć? Wiedziała, że dwie starsze panie ją obgadują, ale nie obchodziło jej to. Chciała dotrzeć w miejsce, gdzie o tej porze nikogo nie było. Chciała w tej chwili być sama.
- Spójrz, Amelio. Jak to ludzie się zmieniają. Od roku nie postawiła tu stopy, a jednak teraz wróciła - rzekła starsza pani do koleżanki.
- Jak myślisz? Dlaczego?
- Wydaję mi się, że jedzie w stronę grobu tamtego chłopaka, co go niedawno pochowali.
- Myślisz, że było coś między nimi?
- Kto wie?
Dwie starsze panie zmieniły temat, a ona jechała dalej. Jeszcze tylko kilka metrów i już będzie mogła odpocząć od ludzi i świata.

Dojechała na miejsce. Wprawdzie nie była tu od roku, ale za wiele się nie zmieniło. Wciąż nie było pomnika. Uklękła. Wyjęła jedną świeczkę i zapaliła ją. Włożyła ją do pustego znicza, którego potem zamknęła.
- Przepraszam, że nie udało mi się spełniać marzeń. Wciąż żyłam tamtym wydarzeniem sprzed roku.
Pomodliła się, jak należało i wstała z klęczków. Spojrzała ostatni raz w stronę grobu koleżanki i wyprowadziła stamtąd rower. Na głównej ścieżce znów na niego wsiadła i pojechała do drugiego celu. Udało jej się wjechać w wąską ścieżkę do grobu kolegi. Później zeszła z niego i zostawiła go, gdyż dalej musiała iść pieszo. Nic się nie zmieniło od pogrzebu oprócz zakopania dziury, zdjęcia osłony i mnóstwa kwiatów. Kolejny raz poczuła się winna, przypominając sobie, że chłopak miał młodszą siostrę, kochających rodziców i plany na przyszłość. Podobnie w sumie jak rok temu jej koleżanka. Tylko bez młodszego rodzeństwa. Drugi raz uklękła i zapaliła świeczkę, którą potem włożyła do wolnego znicza. Pomodliła się i wstała. Otrzepała kolana i spojrzała na jego grób.
- Przepraszam, że byłeś dla mnie, ale ja nie byłam dla ciebie. Wybacz mi. Nie miałam pojęcia, że to się tak skończy. Przepraszam, że chyba złamię obietnicę...
Uroniła kilka łez i wróciła do roweru. Chcąc, nie chcąc odwiedziła na końcu mogiłę Patryka.
- Jeśli chciałeś mnie zniszczyć, wygrałeś...
Wsiadła na swój pojazd i wyjechała z cmentarza. Zaczęła jechać w stronę śmierci, chcąc ukrócić cierpienia i wyrzuty sumienia. Przestała myśleć o innych. Znów myślała tylko o sobie. O tym, że nie da rady dłużej zostać na świecie, który okazał się dla niej zbyt okrutny. Miała plan, który chciała zrealizować. Wiedziała, że już jej szukają. Uciekła, bowiem z psychiatryka. Nie wiedziała, kto ją szuka, jednak wolała o tym nie myśleć. Jechała przed siebie, aż w końcu zaczęła płakać. Łzy zamazały jej obraz. Nie tak planowała zginąć. Ze względu na to, że przestała cokolwiek widzieć przez płacz, skręciła niechcący pod szybko jadący samochód. Zginęła na miejscu.

Dwie starsze panie spojrzały po sobie, widząc znane im nazwisko i imię na nowym grobie.
- A miała jeszcze całe życie przed sobą... - stwierdziła pierwsza z nich.
- Nigdy nie sądziłam, że dożyję jej śmierci.
- Jak myślisz, co się stało?
- Jedni mówią, że wypadek. Inni, że samobójstwo. Ja twierdzę, że po prostu tak miało być.
- Może wreszcie zaznała szczęścia...
Obie zamilkły. Wyszły z cmentarza i poszły w swoją stronę.

Tak kończy się ta historia. Dziękuję za przeczytanie 😽😸

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top