8
Obudziłam się przed Gosią. Ziewnęłam. Wstałam jakoś i udałam się w kierunku szafy. Wybrałam ubranie i zaczęłam iść w kierunku łazienki. Okazała się być zajęta, więc usiadłam obok niej i jeszcze raz ziewnęłam. Po kilku minutach czekania z czeluści łazienki wyszła Ewelina.
- Cześć.
- Heeej. - ziewnęłam po raz kolejny.
Wstałam i weszłam do środka, a ona udała się w kierunku gościnnego, bo pokój Adama od pewnego czasu jest pokojem Adriana. Zamknęłam drzwi.
Gosia
Szłam przez pusty, ciemny korytarz. Nie miałam zielonego pojęcia jak się tam znalazłam. Nagle zamarłam. Przede mną stanął on ze swoim psychopatycznym uśmiechem. W ręku trzymał nóż.
- Jesteś nikim. Nikt cię nie lubi. Udają tylko. W głębi duszy każdy, nawet rodzice życzą tobie śmierci. Weź ten nóż i zrób to, co już dawno powinnaś zrobić. Zabij się. - podał mi go, dalej się uśmiechając.
Miał rację. Wyciągnęłam rękę po nóż. Wzięłam go od niego. Zaczął się śmiać. Drżącą ręką oglądałam go. Był ostry, zimny i srebrny. Czy ja rzeczywiście tego chciałam? Naprawdę nie dawałam rady? Przecież było dobrze... A może wcale nie. Może rzeczywiście nikt by się nie przejął moją śmiercią? Ale obiecałam komuś, że już więcej nie będę o tym myśleć. Fakt, że od czasu do czasu to wraca, ale nie tak jak teraz. Dalej przyglądałam się nożowi.
- Na co czekasz? Zrób to! Uszczęśliwisz tak wszystkich tych, którzy życzą ci śmierci. Uszczęśliwisz tak siebie. Nie myśl tylko zrób to.
Przełknęłam ślinę i zamknęłam oczy. Nóż powoli zbliżał się do żyły. Nagle usłyszałam znajomy mi głos.
- Przestań. Nie daj się mu. Nie daj się temu. Zwyciężyj. Nie daj siebie wmówić tych kłamstw. Odrzuć nóż i ciesz się życiem.
- Nie słuchaj jej! Zrób to!
Po moich policzkach spłynęły łzy. Otworzyłam oczy. Nóż był przy żyle. Jeden ruch, a umrę. Spojrzałam na niego. Zachęcał mnie do tego. Zerknęłam na nią. Jej twarz wyrażała troskę i ze wszystkich sił próbowała mnie od tego powstrzymać. Od nich oddzielała mnie przezroczysta ściana. Nie miałam pojęcia kogo posłuchać. Przestałam słyszeć swoich myśli i ich głosów. Zamknęłam oczy i bałam się je otworzyć.
Ania
Wróciłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi. Usiadłam na obrotowym krześle i spojrzałam na Gochę. Coś chyba było nie tak. Nadal spała, a zwykle pierwsza się budzi. Wstałam i postanowiłam ją obudzić. Podeszłam bliżej. Zerknęłam na jej twarz. Chyba śni jej się jakiś koszmar. Tym bardziej ją obudzę. Otarłam jej spływającą łzę.
- Hej. Nie płacz. Jestem tu. Wstawaj. - potrząsnęłam nią trochę.
Dziewczyna obudziła się, ale jeszcze jakby nie była obecna. Pomachałam jej ręką przed twarzą, a potem przytuliłam, żeby się trochę ocknęła. Podziałało. Po chwili puściłam ją i spojrzałam na nią.
- Już jest dobrze?
Pokiwała tylko głową. Kiedy się w miarę ogarnęła, wstała.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. A teraz zmykaj do łazienki i widzimy się na śniadaniu.
- Dobra.
Zniknęła za drzwiami. Mówiąc o śniadaniu poczułam się głodna, więc zeszłam do kuchni. Zastałam tam bratową. Jeszcze nie miałam okazji pograć z nią w sto pytań do, więc teraz nie ucieknie od tego.
- Co dzisiaj na śniadanie?
- Naleśniki. Będziecie sobie mogły wybrać różne składniki. Są już na stole.
Usiadłam na blacie.
- Porozmawiajmy.
- O czym?
- Moją długą listę pytań zostawiłam w pokoju, więc zadam te, które pamiętam. Dobra?
- Jak chcesz.
- Od kiedy znasz Adama?
- Od podstawówki.
- Kogo pomysłem było to, żebyście się wyprowadzili?
- Twój brat mnie namówił na to. Miało być fajnie, ale czasem miałam już dość niektórych sąsiadów.
- Dobra. Rozumiem. Czemu zerwaliście z wszystkimi kontakt?
- Nie wiem. Spytaj brata.
- Aha... Ile masz lat?
- Jestem w wieku Adama.
- Um ok. Czemu nie zaprosiliście mnie na ślub?
- Eeee... Nie wiem...
- Masz zły start u mnie. Radzę ci nie skrzywdź mojego brata, bo będziesz miała ze mną doczynienia.
- O to się nie martw. - uśmiechnęła się do mnie.
Zrobiłam minę typu "mam na ciebie oko" i usiadłam do stołu. Po chwili zeszła Gosia. Ubrała koszulkę z napisem "Masz coś do BTSu? Uciekaj". Uśmiechnęłam się do niej. Usiadła naprzeciw mnie. Odwzajemniła uśmiech. Po śniadaniu obie poszłyśmy do mojego pokoju.
- Chcesz pogadać o tym, co ci się śniło?
- Raczej nie. Wolę zapomnieć.
- Dobra. To dziś idziemy do dziewczyn. Czasem się zastanawiam po co dawać im te kartki w wakacje skoro można napisać do nich? Może ich nie być w domu. Jednak znając ciebie, upewniłaś się czy dziś są w domach i tak oto wszystkie akurat będą. Co nie?
- Możliwe. A jak tam Karol?
- Nie mam pojęcia. Zostaw go już.
Zaczęła się śmiać.
- Co cię śmieszy?
- Nie, nic...
Dalej się śmiała, zarażając mnie tym samym.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top