6
Adam zawiózł nas do szpitala. Poszłyśmy od razu do recepcji, a on kazał nam potem po niego zadzwonić i wrócił pilnować syna. Po zdobyciu informacji poszłyśmy na odpowiedni korytarz. Zastaliśmy tam płaczących rodziców Gosi.
- Idź już. Dam radę. Jak nie to zadzwonię do ciebie. - powiedziała do mnie przyjaciółka.
- Na pewno?
- Na pewno.
Postanowiłam jej posłuchać. Przytuliłam ją na pożegnanie i wyszłam ze szpitala. Oby dała radę. Postanowiłam pójść do parku. Park ten był zwany naszym parkiem przez nas, gdyż to tam odbyło się nasze pierwsze spotkanie jaki i kolejne. W tym parku czasem sobie nawzajem się żaliłyśmy i pocieszałyśmy. Usiadłam na znaną nam ławeczkę pod lipą. Często jak potrzebowałyśmy samotności też tutaj przychodziłyśmy. Teraz właśnie poczułam potrzebę poukładania niektórych myśli. Czasem jak tak sobie układam wszystko przechodzę myślami do tamtego dnia. On miał rację. To przeze mnie stało się to, czego do końca życia nie zapomnę. Choć na terapiach próbowano mi wmówić inaczej i tak to jest wyłącznie moja wina. Po moich policzkach spłynęły łzy. Zawsze płaczę jak wracam do tego momentu. Tamten koncert miał być wyjątkowy, ale szybko zamienił się w istny koszmar. Nadal mam wyrzuty sumienia. To mi miało się stać, a nie jej. Ja powinnam być na jej miejscu. Od dwóch tygodni przestałam się ciąć, dzięki Gosi. Obiecałam jej, że do tego nie wrócę, ale co jeśli ja już nie daje rady z tymi myślami? Co jeśli na nowo zaczynam pragnąć bólu fizycznego, by choć na chwilę zapomnieć o psychicznym? Jednak wypadałoby wytrwać w obietnicy złożonej przyjaciółce. Ona w końcu podobnie obiecała mi i jakoś w tej obietnicy trwa. Powinnam być silna i wytrwać, ale co jeśli jestem słaba? Co jeśli już przegrywam walkę sama z sobą?
- Czemu taka piękna dziewczyna jak ty płacze? - przestraszyłam się i szybko odwróciłam głowę w stronę głosu.
Zobaczyłam chłopaka o turkusowych oczach i błękitnych, krótkich włosach. Był ubrany w niebieską koszule w białe kraty i czarne szorty. Moją uwagę przykuł jego tatuaż na lewym ramieniu. Miał tam małego orzełka. Podpis pod nim brzmiał: bądź sobą.
- Przepraszam, że cię przestraszyłem i pozwól, że się przedstawię. Jestem Karol. - usiadł obok mnie.
- Ania. - opanowałam łzy.
- Powiesz mi czemu płakałaś?
- Dopiero się poznaliśmy i już mam ci się żalić?
- No w sumie masz rację. W takim razie poznajmy się. Powiem coś o sobie, a później ty. Zgoda?
- Dobra. Zaczynaj.
- Jestem szkolnym błaznem, mam 18 lat, tata chce żebym poszedł na prawnika, ale wolę zostać psychologiem. Lubię ludzi oraz im pomagać, choć niektórzy są zbyt aroganccy i mnie nie tolerują. Nie rozumieją mojego myślenia. Piszę książki, poezje i uwielbiam muzykę. Jestem fanem Shawna, Eda i BTSu. Mam wysoki poziom ambicji i kreatywności. Jestem też artystą, o czym świadczą moje włosy i orzełek. Lubię tworzyć i mam jeszcze wiele innych pasji, takich jak sport czy czytanie. Odkryłem wiele swoich talentów, ale jednak niektóre wciąż czekają na odkrycie. Muszę się przyznać, że mam uroczą, młodszą siostrę, która ma sześć lat i jest moim oczkiem w głowie. Dla niej jestem gotów zrezygnować z lekcji kucharstwa czy biletów na koncerty. Posiadam także psa Fafika. To by było na tyle z mojej strony.
- Wow. Naprawdę dużo powiedziałeś.
- Tak, a teraz twoja kolej. - uśmiechnął się szeroko.
- No dobra. A więc imię już znasz. Także zacznę od rodzeństwa. Mam młodszą siostrę i brata oraz starszego brata, który postawił wrócić po dwóch latach nie obecności, ale to tam inny temat. Nie mam zwierząt w domu, bo siostra i ojciec są uczuleni na sierść. W szkole wszyscy trzymają się ode mnie z daleka, w sumie to nie wiem czemu. Umiem uprzykrzać życie po prostu. Uwielbiam Shawna. Mam przyjaciółkę, która woli BTS i sama też zdążyłam ich polubić, ale nie tak bardzo jak Shawna. Po prostu jego piosenki są wyjątkowe, a on umie perfekcyjnie je zaśpiewać. Od kilku miesięcy straciłam dobrą reputację w szkole i tylko jedna tak naprawdę osoba okazała się być dla mnie prawdziwą przyjaciółką. No i chyba to tyle.
- Co sprawiło, że straciłaś tą reputację? Sama chciałaś czy przez kogoś?
- Zmieniłam się po prostu, okej?
- No dobra. W takim razie koleżanko od Mendesa zdzwonimy się. - podał mi swój numer telefonu, a ja posłałam mu strzałkę, gdyż nalegał.
W końcu wstał, przytulił na pożegnanie i poszedł przed siebie. Natomiast ja zaczęłam mieć mętlik w głowie i skarciłam się w myślach, że tyle mu powiedziałam na jednym spotkaniu. Następnym razem nie wyciągnie ode mnie nic, jeśli będzie następny raz. No w sumie on powiedział mi więcej. Coś jest w tym chłopaku dziwnego, a zarazem niezwykłego. Jaki normalny człowiek podchodzi do obcej, płaczącej osoby i zaczyna z nią rozmowę? On zdecydowanie nie jest normalny.
Wstałam i poszłam do szpitala zobaczyć jak się trzyma Gosia. Po chwili już przytulałam się do przyjaciółki.
- I jak? - spytałam, uwalniając się z uścisku.
- Przeżyje. - uśmiechnęła się lekko.
- To dobrze, nie?
- Tak, dobrze. Ale nadal mogę u ciebie nocować?
- No pewnie. Rodzice już wiedzą?
- Tak. Zgodzili się. Wiedzą, że nie przemówią mu do rozumu i wiedzą co przez niego przechodziłam. Najgorsze jest to, że wtedy kiedy ja się cięłam on się ze mnie śmiał.
- Ciii. Co było minęło, nie warto do tego wracać. Idziemy?
- Już? Dobra. Zadzwoń po Adama.
- Zadzwonię tylko dlatego, że nie chcę mi się chodzić.
Przewróciła oczami, a ja wyjęłam telefon i już po chwili czekałam kiedy odbierze. Kilka minut później już stał na parkingu, a my wsiadałyśmy do samochodu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top