5
Szłyśmy przez ulicę. Gosia nadal słuchała muzyki, a ja pilnowałam, by czasem się za mocno nie zagapiła i nie wpadła mi pod samochód. Później już wchodziłyśmy do jej domu. Po drodze do jej pokoju natrafiłyśmy na Kamila.
- Oo, cześć Ania, tak? Nie rozumiem czemu nadal zadajesz się z tą szmatą. Ona przecież jest nikim i nie zasługuje na przyjaciół ani na nawet na życie.
- Zamilcz człowieku i przestań tak mówić.
Włosy Gosi zasłoniły jej twarz. Usłyszała jego wypowiedź, ale nadal miała słuchawki, więc zachowała kamienną twarz. Po chwili weszłyśmy już do jej pokoju. Od razu zamknęłam drzwi za nami.
- Już pakuj się. Nie zostaniesz tu ani chwili dłużej. Przynajmniej ja ci nie pozwolę.
Zdjęła słuchawki i puściła muzykę na głośnik. Po kilku minutach była już spakowana. Byłam z tego zadowolona. Potem blondynka położyła się na łóżku i westchnęła.
- On ma rację... Nie powinnam żyć...
Usiadłam obok niej. Ta podniosła się do pozycji siedzącej i spojrzała w moje oczy. Niektórzy ludzie mają takie oczy, które zdradzają to, co czują. Właśnie takie oczy mam ja i Gosia. Jej oczy wyrażały smutek i żal, a moje troskę. Po prostu martwiłam się o nią. Martwiłam się, że przez niego znów zacznie się ciąć i znów wpadnie do tego bagna, z którego kiedyś ją wyciągnęłam. Ona martwiła się podobnie o mnie. Z doświadczenia obie zawsze wiedziałyśmy jak siebie nawzajem pocieszyć.
- Przestań tak myśleć. Nie daj się mu, bo inaczej znowu wrócisz do tego, co było kiedyś, a tego obie nie chcemy, co nie?
- Masz rację, ale wiesz też, że to wcale takie łatwe nie jest.
- Wiem, dlatego tutaj jestem. Tak jak ty pomagasz mi niemal codziennie, tak teraz ja chcę ci pomóc.
- Dzięki, że jesteś.
- Nie ma za co, a teraz chcesz coś jeszcze spakować?
- Hmm... Chyba wszystko już mam. Możemy już iść.
- Dobra. Wezmę to, a ty weź tamto.
Wstałyśmy i wyszłyśmy. Niestety przy drzwiach spotkałyśmy znów Kamila.
- Oo, już masz mnie dość? Dopiero przyjechałem, siostrzyczko.
- No i fajnie - rzekła obojętnie i wyszła z walizką z domu.
- I nie wracaj szmato!
- Przestań tak do niej mówić. To twoja siostra.
- Przestała nią być wieki temu.
Przewróciłam oczami i wyszłam. Udałyśmy się prosto do mojego domu. Naprawdę współczułam przyjaciółce takiego brata. Poczułam ulgę, że mój taki nie jest. Naprawdę podziwiam Gosię, że jakoś dała radę przeżyć z nim pod jednym dachem. Oczywiście pod koniec nie dawała już rady, ale i tak długo wytrzymała. Potem on wyjechał na odwyk, ale chyba coś nie wyszło, bo wrócił i nic się nie zmienił. Tacy ludzie jak on nie powinni istnieć. Przez właśnie takich ludzi świat staje się gorszy.
Weszłyśmy do domu. Poszłyśmy do mojego pokoju. Postawiłyśmy walizki i usiadłyśmy na łóżku.
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj już. Wszystko jest w porządku. Dobra mów kogo zapraszasz na urodziny.
- Ciebie.
- I?
- I innych ludzi.
- Na przykład?
- Hmm... Asię, Zuzę i Magdę.
- No okej. Dałaś już zaproszenia?
- Nie.
- To dobrze. Daj zmienimy adres, pod który mają przyjść.
- Jesteś pewna?
- Tak, tak. Wyjmij je.
Wyjęła kartki. Poszłyśmy do biurka i zmieniłyśmy jej adres na mój. Mój wzrok spoczął na jednym zdaniu. Przyjaciółka zawsze dodaje to zdanie do swoich zaproszeń, więc i w tym roku się ono pojawiło. A zdanie brzmi: Pamiętaj liczy się twoja obecność, a nie prezent. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dobra, a teraz kiedy planujesz iść kupić coś na imprezę?
- Tak jeden dzień przed.
- W tym roku też będą upominki w podzięce za przyjście?
- Możliwe, ale nie wiem czy dostaniesz, bo mieszkasz tu i raczej nie będziesz musiała przychodzić.
- No to w takim razie przemyślę czy zasługujesz na prezent.
- Nie no żartowałam. No jasne, że zasługuję na prezent.
- Dobra. Zobaczy się później. A teraz przedyskutujmy to, gdzie chcesz spać?
- No nie wiem. Mi to obojętne.
- Nie pomagasz. Dobra ja się będę nad tym zastanawiać, a ty możesz iść i pogadać z Adamem i jego synem jak chcesz.
- Oo, on ma synka? Ile lat?
- Roczek. Idź już i nie przeszkadzaj mi w myśleniu.
- Dobra. Spoko. Miłego myślenia.
- Dzięki. Do potem.
Wyszła i zostawiła mnie samą. Dobra naprawdę nie mam pojęcia, gdzie ona może spać. Muszę się zastanowić.
Gosia
Poszłam do salonu. Zastałam tam brata Ani, bawiącego się z synkiem. Całkiem słodki widok. Dosiadłam się do nich.
- Hej. Gosia jestem.
- Adam, a to Bartuś. Jesteś przyjaciółką Ani?
- Tak, a ty jej bratem. Nadal ma do ciebie żal za to, że zostawiłeś ich na dwa lata?
- Nie no ty chyba wiesz więcej o mnie niż ja o tobie, ale tak ona nadal ma do mnie za to żal i nie chce uwierzyć, że naprawdę zacząłem tęsknić za rodziną.
- Wiesz o tym jej wypadku?
- Słyszałem coś. Dlatego głównie tu jestem. Wiesz może więcej niż ja?
- Nie. Podobno ona opowiadała tą historię tylko podczas przesłuchania. Oni to spisali i dawali w papierach dalej do miejsc, gdzie miała chodzić na terapię. Jednak to coś szło chyba w złą stronę i dopiero niedawno udało mi się przemówić jej do rozumu. Dobrze, że przyjechałeś. Powiem ci resztę potem jak będziesz chciał, ale teraz pozwól, że wezmę twojego syna do krainy wyobraźni.
- Skoro chcesz. Uważaj na niego.
- Spokojnie mam oczy dookoła głowy. Chodź Bartek.
Wzięłam malca na ręce i poszliśmy usiąść na dywan. Znalazłam gdzieś klocki, rozsypałam je i zaczęłam bawić się z małym, uważając by niczego nie połknął. W sumie to były duże klocki dla dzieci takich jak on, ale ostrożności nigdy za wiele. Adam w tym czasie się nam przyglądał i o czymś rozmyślał, jednak bardziej skupiłam się na zabawie niż na nim.
Ania
Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Wzięłam i nie patrząc kto dzwoni odebrałam.
- Hej. Tu ja. Pamiętasz mnie, co nie? Przekaż Gosi, że jej brat jest w szpitalu w stanie krytycznym. Bayo.
- Co? Czekaj. Nie rozłączaj się.
- Za późno.
I rozłączył się. Informacja jaką dostałam od kolegi Kamila mną wstrząsnęła, ale jakoś ochłonęłam i zeszłam na dół przekazać tą wiadomość blondynce.
Dajcie znać co sądzicie i przepraszam za błędy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top