17

Ania

- Co, że jak?

- No ty, ja, bilety, koncert, Shawn na żywo.
Co ty na to?

- Zgódź się - rozkazała mi Gosia.

Spojrzałam to na nią, to na niego. Nie dowierzałam w tę sytuację.

- Czyżbyś miał na myśli randkę?

- Trochę tak, trochę nie. Widzisz to ma być dla ciebie też terapią w pewnym sensie. Ale jeśli nie dasz rady - zawsze możemy wrócić.

- No nie wiem...

Wyciągnął do mnie rękę z biletem. Spojrzałam na niego niepewnie.

- Jeszcze tylko chwila. Weź go.

- Dobrze wiesz, że nie mogę.

- Kochasz jego muzykę?

- No tak.

- To w czym problem?

- Przepraszam. Nie mogę.

- Odpowiesz na pytanie?

- Może kiedyś...

Westchnął.

- Proszę zrób to dla mnie i dla przyjaciółki.

- Ale...

- Nie ma żadnych ale.

- No dobra...

Przełknęłam ślinę i wzięłam od niego bilet. Wnet usłyszałam oklaski ze strony Gosi.

- Bez przesady - mimo wszelkich obaw, zaśmiałam się.

- Kiedy to? - spytała dziewczyna siedząca obok mnie na ławce.

- Za dwa dni - dostała odpowiedź od Karola.

- W takim razie przyjdź za dwa dni o siódmej rano pod jej dom. Ania będzie na ciebie czekać.

- Ale miałem nadzieję, że mnie odprowadzicie.

- Jasne, nie ma problemu.

W drodze do jego domu Gosia i Karol rozprawiali między sobą o BTSie. Ja natomiast zaczęłam się zastanawiać nad "randką" z chłopakiem. Z jednej strony fajnie, bo podoba mi się jego muzyka i piosenki, ale z drugiej jednak nie da się wymazać z pamięci ostatniego koncertu, na którym to widziałam jak zabijają Martę. Nie da się tego odzobaczyć ani zapomnieć. No, ale przynajmniej będzie ze mną Karol, czyż nie? Może nie będzie, aż tak źle, a ja tylko dramatyzuję. Zobaczy się niedługo.

Narrator

Tymczasem z więzienia zbiegła dwójka przestępców. Jednego udało się złapać jeszcze na terenie placówki, ale drugi zniknął bez śladu.
Dopiero następnego dnia przyznano się do niedopilnowania więźniów i wydano list gończy. Poszukiwano młodego mężczyznę, który oprócz szaleństwa w oczach, posiadł w swoich aktach zabójstwo jak i jego usiłowanie. Próbował uciec ze wspólnikiem, ale się nie udało. Zaczęto od razu, z rana, przesłuchiwać złapanego wczorajszego wieczoru więźnia. Iskrzyła się nadzieja, że on, dla własnego dobra, wyda kolegę. Jednak ten milczał.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top