16
Tydzień później
Karol
Ten tydzień minął mi dosyć szybko. Codziennie powtarzało się to samo. Siedziałem w domu do dwunastej. Potem wychodziłem spotkać się z Anią. Nasze spacery trwały do szesnastej. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym. Na początku jednak Anka była nieco nieśmiała. Później dopiero się ożywiła. Odkryłem, że gdy pozwalam jej mówić, buzia jej się nie zamyka. Jednak jeśli ja się rozgadam, w którymś momencie przestaje mnie słuchać. Dlatego zwykle staram się kierować naszą rozmowę tak, by ona dużo mówiła. Do tej pory słuchałem ją zawsze. W tym minionym tygodniu udało mi się ją przekonać do piosenki Understand. Słuchała ją ze mną do końca. Bez ataku paniki. Wystarczyło być tylko obok niej. Przytulić i zacząć mówić, że nie ma się czego bać. Jednak mam świadomość, że musi zacząć ją normalnie słuchać beze mnie. Sama musi przezwyciężyć strach. Czeka ją jeszcze długa droga, ale z moją pomocą, na pewno damy radę. Dzisiaj natomiast chcę zaproponować jej bilet na koncert Mendesa. Mam nadzieję, że uda mi się ją namówić na to. Musi odzyskać całkowitą radość z życia. Od nowa nauczyć się żyć pełną piersią, nie tracąc ani chwili tego, czego najbardziej kocha. Myślę też, że powoli zyskuje w jej oczach miano nie tylko przyjaciela. Moje rozmyślania przerywał jej telefon. Odbieram niemal natychmiast.
- Hej. Może dzisiaj dołączyć do nas Gosia? Dawno jej nie widziałam. Z jakieś jedynaście dni.
- Jasne.
- Wspaniale. To czekam.
Po rozłączeniu od razu zacząłem się ubierać. Ubrałem zieloną koszulę i czarne spodnie. Przeczesałem dłonią moje błękitne włosy, po czym udałem się do łazienki. Wyjąłem farbę w spreju do włosów i wzmocniłem nią ich kolor. Następnie umyłem zęby i wyszedłem stamtąd. Wpadła na mnie niebieskooka szatynka. Podniosłem ją do góry.
- Hej, co tak na mnie wpadasz?
- To ty na mnie wpadasz.
- Czyżby?
- Tiak. Pobawisz się dziś ze mną?
- Oj, nie mogę. Muszę iść spotkać się z Anią.
- Naprawdę? Och, no dobźe. Pozdrów ją.
- Jasne. Jutro będę twój.
- Jej!
- A teraz leć po misia i może pobaw się z mamą, co?
- Tak!!
Mała popędziła do swojego pokoju. Ja natomiast zacząłem iść do przedpokoju. Po drodze spotkałem mamę, którą ucałowałem na pożegnanie. Nie zadała żadnych pytań. Uśmiechnęła się tylko lekko. Ubrałem buty i zacząłem iść w stronę domu mojej przyjaciółki.
Kiedy doszedłem do białego domu z brązowymi drzwiami i numerem 25, ucieszyłem się. Otworzyłem bramę i wszedłem na posesję. Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Otworzyła mi Gosia. Przywitałem się z nią i wszedłem do środka.
W parku
Byliśmy już na ławce, na której kiedyś się poznaliśmy. Dziewczyny zaczęły rozmawiać o jakiś mało istotnych dla mnie rzeczach, więc się nie wsłuchiwałem. Rozmyślałem natomiast jak przejść płynnie do wątku o biletach, które kupiłem za swoje ostatnie oszczędności. Po jakimś czasie stwierdziłem, że poczekam aż dziewczyny się wygadają i będzie chwilą milczenia. Strasznie mi się to dłużyło, ale wolałem poczekać niż narażać się na ich gniew. Wreszcie, gdy przestały rozmawiać, uśmiechnąłem się i przejąłem pałeczkę.
- Ania, kochana. Wiem, że masz problemy z Understand, ale musisz przestać się bać. Zacząć od nowa chwytać dzień, chwilę. No i mam bilety na koncert Mendesa. Jeden dla ciebie i jeden dla mnie. Co ty na to, żebyśmy pojechali?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top