13
O umówionej godzinie czekałam na Karola. Jakoś się ogarnęłam po porannym ataku. Westchnęłam. Muszę się nauczyć żyć bez tych ataków. Ale jak? Nie wiem. No właśnie, nie wiem. I to jest mój problem.
- Hej. - przestraszyłam się, ale po chwili dotarło do mnie, że to tylko Karol.
- Cześć.
- Nie musisz się mnie bać. Jesteś gotowa mi pomóc?
- To zależy. Powiesz mi wreszcie w czym mam ci pomóc?
- Chodź ze mną. Powiem ci w domu.
- Jak chcesz.
Wstałam i poszłam za nim. Po chwili już byliśmy przy furtce bordowego domu. Chłopak otworzył drzwi i przepuścił mnie w nich. Tak samo zrobił przy drzwiach do środka. Weszliśmy do krótkiego, kremowego korytarza, gdzie były wieszaki na kurtki.
- Idziemy do mojego królestwa. Najlepiej mi się tam pracuje. - oświadczył.
- Rodzice są w domu?
- Nie ma ich. A moja siostra jest u babci.
- Dobra...
- Zapraszam za mną.
Udał się w kierunku schodów, których wcześniej nie zauważyłam. Weszliśmy na piętro.
- Są tu tylko trzy pomieszczenia, w tym mój pokój. Toaleta jest tutaj. - wskazał na beżowe drzwi.
Wnet otworzył mi drzwi do swojego pokoju i przepuścił mnie w nich. Pokój pasował do niego. Był turkusowo- szary gdzieniegdzie pojawiły się kolory bieli i lawendy. Szare biurko stało przy oknie, a obok niego stała sztaluga. Miał obrotowe krzesło przy biurku i puf naprzeciwko sztalugi. Łóżko było uściślone, a pokój mniej więcej posprzątany. Duża lawendowo - szara szafa idealnie wkomponowała się w całość.
- Fajnie tu.
- Dzięki.
- To w czym mam ci pomóc? - spytałam siadając na brzeg jego łóżka.
- Chcę cię namalować.
- Co?
- No... Namalować... Cię chcę. Mogę? - podrapał się w kark.
- Eee... No dobra.
- Usiądź wygodnie na pufie i przybierz jakąś pozę. Najlepiej wygodną, bo trochę to potrwa.
- Okej...
Karol
Cieszyłem się, że się zgodziła. Od naszego pierwszego spotkania wiedziałem, że to ją chcę namalować. Wiedziałem, że to ona będzie moją muzą. Miała coś w sobie, czego nie potrafiłem nazwać. Miała w sobie coś takiego, co mnie odpychało, a jednocześnie pociągało. A ona sama była po prostu piękna. Nigdy nie spotkałem kogoś podobnego. Po kilku latach odkąd zapragnąłem mieć muzę wreszcie ją znalazłem i to mnie cieszyło. Jednak dzisiaj zauważyłem w jej wzroku coś niepokojącego. Zanim jednak dowiem się, co w niej siedzi - chcę ją namalować.
Trzy i pół godzin później
- Skończyłem. - oświadczyłem mojej koleżance.
- No wreszcie. Mogę zobaczyć?
- Jasne. Podejdź tylko nie dotykaj, bo jeszcze mokre.
- Dobra.
Wstała i podeszła. Spojrzała na namalowaną siebie na obrazie.
- Wow. Ale pięknie. Jednak jestem przekonana, że ktoś inny wyglądałby na płótnie ładniej niż ja. Czyli mogłeś namalować kogoś innego.
- Ale ja chciałem ciebie.
Nic nie odpowiedziała. Zerknęła na mnie, to na łóżko. Skumałem aluzję i już po chwili oboje na nim usiedliśmy.
- Widzę, że coś cię gryzie. Co jest? - spytałem.
- Mogę ci zaufać?
- Pewnie.
- Przyjdź proszę jutro do mnie.
- Jasne. Kiedy?
- Kiedy chcesz. Rodzice jadą gdzieś z resztą rodzeństwa. Ja nie chciałam jechać, to zostaje. Ale przyjdź proszę.
- Powiesz mi wtedy...
- Powiem ci wtedy wszystko.
- Zgoda. - spostrzegłem załzowione oczy.
- Hej, ty płaczesz? - spytałem.
- Nie. - odwróciła wzrok.
Nie wiedziałem, co się stało. Chwilę temu przecież nic jej nie było. Jednak po chwili zastanowienia zamknąłem ją w swoim żelaznym uścisku, tak jak to robię, gdy Ala czasem płacze.
- Dziękuję.
- Nie ma za co.
Puściłem ją dopiero, jak się trochę uspokoiła.
- Trafisz do domu? - spytałem z troską.
- Tak. Dzięki. Do zobaczenia jutro.
- To ja dziękuję. Do jutra.
Wyszła z pokoju i poszła, a ja siedziałem wpatrzony w drzwi. Nie wiedziałem czemu, ale nie odprowadziłem jej. Tylko bezsensownie gapiłem się, jak odchodzi. Jednak cieszyłem się na myśl o jutrzejszym spotkaniu. Chcę poznać jej historię. Chcę wiedzieć o niej więcej niż inni. Więcej niż Wikipedia, chociaż i tak pewnie nie ma o niej informacji na tej stronie. A może... Kto wie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top