VII
- Usunąłbym te zasłony, są troszkę... kiczowate. - odezwał się Nathanael przeglądając projekty. Nie wiedział, jak ująć swą uwagę tak, by nie obrazić dziewczyny. W końcu mieli współpracować, a ostatnią rzeczą, jakiej sobie życzył, była smutna Marinette. Woźny, pan Clé, kazał mu pomóc niebieskookiej koleżance w udekorowaniu sali gimnastycznej na bal. Chłopak nie wiedział jaki miał to być bal, ta informacja stała się tajemnicą. Pan Clé zdradził mu jedynie, że tematem przewodnim będą kropki. Nic konkretnego, po prostu kropki. W głowie licealisty aż mnożyło się od pomysłów, gdy tylko usłyszał, co ma być głównym motywem, jednak teraz nic nie przychodziło mu na myśl. Stres umościł się w nim wygodnie i w najbardziej nieodpowiednich momentach skręcał rudzielcowi wnętrzności przy akompaniamencie wspinających się na jego czoło kropelek potu.
- Ah, mówisz o tych? - Marinette zdziwiła się, wskazując na czerwone zasłony w biedronki złożone z cekinów. Siedziała na dostawionym do biurka taborecie, zaraz obok Nathanaela. Miała wrażenie, że chłopak już zdołał ochłonąć, ponieważ zaczął zachowywać się normalnie. Mimo to potrafiła wyczuć, że jednak wciąż, gdzieś tam w środku, krępuje się jej obecnością. Licealista był ubrany w szarą, luźną koszulkę, bez żadnych wzorów i zwężane do dołu czarne spodnie. Nie miał na sobie kapci, więc dziewczyna mogła zauważyć jego białe skarpetki ze wzorem w koty. Urocze.
- Tak, nie sądzisz, że lepiej zrezygnować z takiej ilości błyskotek? - spytał i podciągnął kolana na krzesło, tak, że siedział teraz po turecku - Nie żeby mi się nie podobały! Podobają mi się! - gorliwie zapewnił zawzięcie gestykulując. Nie chciał dopuścić do tego, by Marinette zrozumiała go opacznie – Choć sądzę, że bez tego byłoby jeszcze lepiej.
Dziewczyna widząc, że jej kolega wyraźnie się męczy, bawiąc w te całe „uprzejmości", postanowiła zabrać głos.
- Nathanaelu, przestań przejmować się moją opinią. Jestem takim samym człowiekiem jak ty i nie jestem nieomylna - spojrzała uważnie na swojego rozmówcę - Cenię sobie twoje zdanie, doskonale wiesz o co mi chodzi, prawda? - roześmiała się, po czym dodała - Nie musisz starannie dobierać słów, by przypadkiem mnie nie urazić swoimi przemyśleniami. Rozluźnij się, nie jesteś tu za karę, chociaż w sumie to nie mogę być tego pewna.
- Za karę? W żadnym wypadku, bardziej jestem tu w nagrodę – wypalił bezmyślnie – znaczy się, ee, nie, nie, nie... - nastolatek speszył się ponownie i zaczął uciekać wzrokiem po ścianach. - Nie wiem, ugh. - zrezygnowany odchylił głowę do tyłu i wbił spojrzenie w sufit. Machinalnie klepnął się dłonią w czoło. Czuł się jak ostatni kretyn, nie potrafił zapanować nad swoim językiem i po raz kolejny wyrzucił z siebie głupotę. Nagle poczuł obcy dotyk na ramieniu.
- Dobra, skoro motywujące rozmowy nie działają, to spróbujmy inaczej. - Marinette spięła swoje włosy do tyłu, tak, by z przodu zdawały się krótkie. Wyciągnęła drugą rękę na powitanie w kierunku zdziwionego Nathanaela. - Cześć, jestem Marin. - obniżyła ton swojego głosu o połowę. - Ponoć mamy wspólnie zaprojektować wystrój sali na bal, mogę na ciebie liczyć?
Chłopak zamrugał kilkukrotnie. Nie miał pojęcia, co dziewczyna kombinuje, ale pozwolił wciągnąć się w jej grę.
- Yhm... - niepewnie skinął głową.
- No weź, koleś, nie ma z nami bab, więc nie zachowuj się jak jedna z nich - żachnęła się Marinette, starając się udawać stuprocentowego samca. Ledwo co powstrzymywała się od śmiechu - Graba?
- Ta. - rudzielec uścisnął dziewczynie rękę. Uśmiech rozbawienia zaczął błąkać się po jego twarzy.
- No to klawo - czy ja serio powiedziałam „klawo"? Boże, uchowaj. Dziewczyna skarciła się w myślach - co sądzisz o tych zasłonach?
- Są w porządku, ale na bal siedmioletniej księżniczki. - skwitował Nathanael.
- Czyli wyciepać? - zapytała nastolatka starając się zdusić śmiech - No bo jo to bym je kajś wyciepoł, skoro to na geburtstag siedmiolatki.
- Ja. - chłopak zaśmiał się ukazując szereg białych zębów. Marinette idealnie wczuwała się w rolę prostego, przystępnego chłopa. Przez ten drobny zabieg poczuł jak cały stres, który przedtem w nim zagościł, znika. To było urocze ze strony licealistki, że tak bardzo martwiła się o jego komfort. Chwycił automatyczny ołówek i zaczął kreślić coś po projekcie. - Co sądzisz o czymś takim, Marin?
- Git - tym razem dziewczyna wzięła narzędzie i dorysowała kilka kolejnych kresek. - A coś takiego?
- Świetne, zostawiamy. - uśmiechnął się. Niebieskooka podała mu kolejną kartkę i poprosiła, by pomyślał nad rozmieszczeniem stołów. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, chłopak od razu zabrał się do pracy, co chwilę odgarniając przydługą grzywkę na bok. Marinette zauważyła, że nastolatek zmaga się z niedającymi za wygraną włosami i postanowiła jakoś temu zaradzić. Delikatnie zgarnęła wszystkie niesforne, miedziane kosmyki do rąk i zaczęła pleść z nich warkocz. Przypadkowo muskała skórę chłopaka opuszkami palców, starając się z jak największą dokładnością wykonać splot.
- Co ty robisz? - spytał zdezorientowany Nathanael. Pierwszy raz niebieskooka była tak blisko niego. Jej obecność wywołała w nim dziwne uczucie. Drobne ciarki przebiegły przez całe jego ciało, kumulując się przy skórze głowy.
- Psujesz sobie wzrok przez tę grzywkę. - odparła zdawkowo brunetka nie zaprzestając wcześniej podjętej czynności.
- Jakbym słyszał swoją mamę. - skwitował chłopak, ale nie zrobił nic, by dziewczyna odsunęła się od niego i przestała wprawiać jego serce w szybszy rytm. Był częściowo zdezorientowany, częściowo wdzięczny za troskę Marinette. Niebieskooka zapewne nie zdawała sobie sprawy ze stanu, w jaki go wprawiała swym niewinnym dotykiem. Chłopak przestał rysować, by móc oddać się błogiemu uczuciu, które wywoływały palce dziewczyny. Po chwili poczuł, jak Marinette muska skórę jego głowy po raz ostatni i zabiera swoje ręce z powrotem. Brunetka skończyła swoje małe dzieło, spinając je spinką w kształcie biedronki.
- Gotowe! - oznajmiła z radością w głosie. Natchanael mógł przysiąc, że dostrzegł iskierki dumy tlące się w jej oczach. Marinette była czarująca, wiedział to już od dnia, w którym pierwszy raz przekroczył próg ich wspólnej klasy. Choć nieczęsto zdarzało im się rozmawiać, chłopak pałał do niej bardzo pozytywnym uczuciem, które z biegiem czasu pogłębiało się. Parę razy zdarzyło mu się przyłapać samego siebie na nieświadomym rysowaniu jej podobizny. Miał wrażenie, że przez swe liczne i dokładne obserwacje, zna twarz niebieskookiej na pamięć.
Marinette podsunęła rozmarzonemu rudzielcowi pod nos lusterko, by mógł zobaczyć jak wygląda. Nathanael zerknął na siebie chwytając zwierciadło obiema rękoma i prawie natychmiast odwrócił wzrok speszony.
- Bardzo ładny warkocz – wymamrotał – ale chyba niezbyt do mnie pasuje.
- Wręcz przeciwnie – dziewczyna chciała rozwiać jego wątpliwości – bardzo ci w nim do twarzy. W końcu wiem jak wygląda twoje drugie oko! - zaśmiała się perliście wytykając swój język na wierzch. Chłopak odłożył lusterko i odważył się spojrzeć na brunetkę. Ich spojrzenia się spotkały, a on poczuł, jak jego tętno przyspiesza. Powoli zaczął zalewać się rumieńcem. Dziewczyna w porę dostrzegła czerwone wypieki tworzące się na twarzy licealisty i speszona odwróciła wzrok. Nie wiedzieć dlaczego, poczuła, że zrobiła coś nie tak.
- To może ja już pójdę. - te słowa nieświadomie wyrwały się z ust Nathanaela. Chłopak nie miał zamiaru ich wypowiadać na głos, ale nagła zmiana nastroju sama wydostała je z jego warg. Poczuł się zmieszany swoim zachowaniem. Nie wiedział dlaczego reagował w taki, a nie inny sposób i to wywoływało w nim sprzeczne uczucia.
- Och. Okej. - wymamrotała niemrawo Marinette.
- Na dziś chyba wystarczy - wytłumaczył się pospiesznie nastolatek – więcej i tak nie wykombinujemy. - uśmiechnął się usprawiedliwiająco. Z prędkością błyskawicy zebrał wszystkie swoje rzeczy i był gotowy do wyjścia. Dziewczyna odprowadziła go do drzwi niezbyt pojmując co właśnie się dzieje. Chłopak podał jej dłoń na pożegnanie, którą bez wahania ujęła.
- Do następnego razu – po wypowiedzeniu tych słów poczuła niespodziewane szarpnięcie, zaraz po tym wylądowała wtulona w klatkę piersiową rudzielca. Nathanael nie wiedział dlaczego pociągnął nastolatkę za sobą, ale właśnie trzymał ją w swoich ramionach. Marinette była tak blisko niego, że gdyby tylko zechciała, byłaby w stanie usłyszeć bicie serca wyrywającego się w jej kierunku.
- Do następnego. - potwierdził szeptem chłopak i równie niespodziewanie co przedtem wypuścił ją z uścisku. Pospiesznie wyszedł zostawiając za sobą zszokowaną nastolatkę.
***
- Zaskakujące – stwierdził Gabriel – robisz znakomite postępy. - dodał posyłając uprzejmy uśmiech w kierunku brązowowłosej dziewczyny. Lila siedziała przy okrągłym stole zaraz obok blondyna, naprzeciwko nich spoczął pan Agreste, który był wyraźnie zainteresowany pracą zielonookiej.
- Dziękuję, proszę pana – odpowiedziała z dumą w głosie. Czuła się zaszczycona otrzymując komplement od znanego projektanta. Faktycznie, wiele się zmieniło od ich ostatniego spotkania. Zdążyła wziąć udział w wielu sesjach i nabrać potrzebnego doświadczenia. Odwróciła głowę w kierunku Adriena, który nieświadomie zetknął ich ramiona, siedzieli naprawdę blisko siebie. Z dziwnego powodu ta świadomość sprawiała jej niebywałą satysfakcję.
- Te zdjęcia są świetne! - zawtórował ojcu blondyn, przeglądając w dłoniach album z jej ostatniej sesji. Musiał przyznać sam przed sobą, że twarz Lili należała do tych, których się nie zapomina. Hipnotyzowała spojrzeniem swoich kocich oczu i o to właśnie chodziło w modelingu, by przyciągnąć, złapać i nie wypuścić widza.
- Mam nadzieję, że wciąż zamierzasz nam pomóc w tym przedsięwzięciu – zaczął pan Agreste patrząc uważnie na brązowowłosą – to jest poważny projekt. - uprzedził.
- Oczywiście, że tak - odparła Lila uśmiechając się łagodnie – ta sesja będzie niezapomniana. - dodała z błyskiem w oczach.
- Zapewne, poprzednie jej wydanie osiągnęło niezaprzeczalny sukces - Gabriel zaśmiał się krótko i zwrócił do Adriena – Synu, ty również nie oponujesz?
- Skądże znowu - Adrien wyprostował się na ławie. Siedział tuż przy okrągłym, białym stole w ogrodowej altance. Zdążył już doprowadzić się do porządku. Zaczesał swoje niesforne włosy i ubrał jasnoniebieską koszulę, chciał wyglądać przyzwoicie. - Szczerze mówiąc, uważam to za genialny pomysł. Wykonanie ponownie tych samych ujęć ujmie wiele serc. - odparł.
- Też tak uważam! - dołączyła się zielonooka – Ludzie, widząc starsze i nowsze egzemplarze, będą zachwyceni. Będzie można zaobserwować na tych fotografiach to, jak wiele się zmieniło. - podparła twarz obiema dłońmi, prawie unosząc się w zachwycie na myśl o nadchodzącej sesji z blondynem. Przyjechała tu w określonym celu i był nim właśnie ten projekt. Wraz z Adrienem miała za zadanie odtworzyć zdjęcia z ich starej kampanii reklamowej. Gdy byli mali, pozowali dla pewnej firmy, zajmującej się produkcją ubrań ślubnych. Pełnili rolę zwykłych dzieciaków na weselu, ale tym razem miało być inaczej. Z okazji 10lecia istnienia, zakład „White Swan" zażyczył sobie odnowienia tej kampanii, z tą różnicą, że rolę pary młodej mieli odegrać blondyn i ona. Nie była w stanie ukryć swojej ekscytacji, choć bardzo się starała. Spojrzała na swojego przyjaciela i napotkała ten sam, radosny wzrok. Zielonooki bardzo cieszył się z towarzystwa dziewczyny, sądził, że takie przedsięwzięcie wykreuje mnóstwo nowych, niezapomnianych wspomnień.
Po upływie niecałej godziny zdążyli omówić większość kwestii organizacyjnych, zdjęcia miały się zacząć w przyszłym tygodniu, więc młodzi mieli czas, by nadrobić chwile rozłąki. Adrien pamiętał, że swego czasu dobrze dogadywał się z brązowowłosą, rozumiała go jak nikt inny, Był ciekawy, czy pomimo upływu lat ich wspólny język wciąż istniał. Pod koniec spotkania zaoferował się, że odprowadzi Lilę do jej nowego, tymczasowego pokoju, na co dziewczyna, bez chwili zawahania, przystała.
- Czekaj, próbujesz mi właśnie powiedzieć, że Venus zaszła w ciążę? - zapytał w szoku dotrzymując kroku swojemu gościowi. Wyżej wspomniana Venus była swego rodzaju konkurentką Lili w showbiznesie.
- Tak, dokładnie to – zaśmiała się zielonooka, lustrując reakcję Adriena – no co? Dziwisz się?
- Boże, przecież ona jest z naszego rocznika! - oburzył się blondyn.
- Wiem, ale ma za swoje – odparła Lila ze wzruszeniem ramion – tak kończy się załatwianie sobie sesji pod biurkiem. - kompletnie nie było jej żal rywalki. Venus, może była piękna, ale przede wszystkim wykazywała się nieprawdopodobną głupotą i zawiścią. Często udawało jej się przejąć projekty brązowowłosej, ale do czasu. Gdy tylko wyszedł na jaw sposób, w jaki uzgadniała swoje sesje, straciła w oczach agencji. Było to Lili bardzo na rękę.
Adrien zaśmiał się krótko z tego przytyku. Poczuł się trochę źle, ponieważ nie powinien czerpać radości z cudzej krzywdy, ale nie potrafił się powstrzymać. Gdy przebywał w towarzystwie brązowowłosej uaktywniała się jego ciemniejsza, mniej przyjemna strona.
Dosłownie parę kroków dzieliło ich od pokoju zielonookiej. Blondyn zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na dziewczynę.
- Cóż, pora się zbierać. - powiedział, przekrzywiając głowę w bok. Było już późno, zbliżała się dwudziesta pierwsza.
- Niestety. - westchnęła z rezygnacją Lila, naprawdę brakowało jej ich wspólnych rozmów.
- Widzimy się jutro – odparł chłopak – i pojutrze.
- I po pojutrze - dodała z uśmiechem na ustach. Wykonała krok w kierunku blondyna z rękami założonymi za sobą. Przekrzywiła głowę w odwrotnym kierunku, papugując gest chłopaka. - Gdzie moje zasłużone „Dobranoc"? - zapytała niewinnie nadstawiając policzek. Blondyn zaśmiał się i przytulił niewiele niższą dziewczynę do siebie. Musnął delikatnie ustami policzek zielonookiej, na co tą przebiegły przyjemne dreszcze.
- Dobranoc. - szepnął wypuszczając ją szybko z objęć. Wykonał krok w tył i udał się do swojego pokoju.
- Dobranoc! - zawołała za nim dziewczyna, ale nie zdawała sobie sprawy, że noc dopiero się dla niego zaczyna.
***
Marinette siedziała po turecku na swoim posłaniu, owinięta kołdrą z każdej możliwej strony. Było jej przeraźliwie zimno. W rękach trzymała wypożyczoną książkę i zamiast ją czytać, kartkowała jedynie strony. Kochała zapach, jaki wydawał z siebie papier. Nagle jej uszu dobiegł nieznaczny hałas. Podniosła głowę i wbiła swoje spojrzenie w okno, spotykając po drugiej stronie nieznośnie zielone ślepia. Coś na jej sercu zacisnęło się, musiała sama przed sobą przyznać, że zdążyła zatęsknić za tym widokiem.
- Czego kiciuś tu szuka tym razem? - zapytała otwierając na oścież okno. Chat Noir zgrabnie wskoczył na podłogę i wyprostował się. Jego usta wygięły się w łobuzerskim uśmiechu na widok dziewczyny.
- Sama mi powiesz, księżniczko.
_____________________________
Krótko, bo krótko, ale jest.
Hej.
Rozdział nie był betowany, wasze kropki mają moc i mimo moich szczerych chęci, do rzucenia tego w cholerę, nie byłam w stanie. To dzięki wam, czytelnicy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top