IV
Noc powoli opuszczała nieboskłon. Nie spieszyła się, następowała właśnie najzwyklejsza kolej rzeczy, odradzająca się każdego ranka i każdego wieczora na nowo. Miało to miejsce od wielu, wielu lat, więc zdążyła przywyknąć. Właśnie wspomniana wyżej noc, wraz z lśniącymi punktowo gwiazdami i dużym, okrągłym księżycem, który niechętnie ustępował miejsca porannemu słońcu, pozwalała się zdominować nowej porze. Paryskie, brukowane uliczki zaczynało z wolna ogarniać światło dzienne, rzucające ciepłe refleksy na poszczególne partie miasta. Ciemnoszare niebo nie udzielało zgody kwiatom na rozwarcie nawet pojedynczych płatków, ani też ptakom na poranny świergot. Było stosunkowo ciepło, choć wiatr dawał o sobie znać wysyłając chłodne podmuchy, które szeleściły wśród zielonych liści i popędzały chmury do jednostajnego ruchu. Pośród tych wszystkich dobroci natury, skumulowanych w wyznaczonych sekcjach trawnika, mieścił się wysoki, murowany cegłami budynek z dużymi i szerokimi drzwiami, które lśniły stalą. Pewna postać wyszła z hali z cynicznym uśmiechem na twarzy; dostała to, czego oczekiwała. Wszystko szło zgodnie z wcześniej ustalonym planem, tak jak przewidywała. Wejście zasunęło się za nią automatycznie, nie musiała się trudzić, by je zamknąć, to nie praca dla niej. Persona niezauważalnie sunęła po paryskich uliczkach, skręcając w coraz to bardziej skomplikowane zaułki i nie zatrzymując się choćby na krótką chwilę. Nie obchodziło ją to, czy ktoś zwróci na nią uwagę, to nie był żaden problem. Jeśli pozostanie niespostrzeżona – dobrze dla niej, jeśli jednak ktoś na niej zawiesi wzrok – gorzej dla niego. Postać wracała tą samą drogą, którą przybyła, nie było sensu obierać nowego szlaku; to co jest, jest dobre. Przeszła przez stalowy most i wysłała drwiący uśmiech w kierunku wyblakłych pegazów, z którymi się rozprawiła wcześniej. Odlewy tych mitycznych stworzeń zdawały się obrzucać winowajcę niemymi pretensjami, niestety – bez odzewu. To na nic, ich blask już nigdy nie powróci, należy on do niej.
***
- Do widzenia proszę pana, cześć Natalie! - Kolejny dzień z rzędu w ten sam zdawkowy sposób pożegnał się ze swoją opiekunką i szoferem. Chwycił pewnie za klamkę i wysiadł z pojazdu, który, gdy tylko nastolatek postawił obie nogi na podłożu, odjechał z głośnym piskiem opon. Chłopak przetarł dłonią oczy; nie wyspał się dostatecznie tej nocy, ale to nie był żaden kłopot, przyzwyczaił się do tego. Jego doba powinna być zdecydowanie dłuższa, 24 godziny to zbyt mało, by pogodzić życie zwykłego nastolatka oraz superbohatera. Jednak nie narzekał, kilka godzin mniej snu było wręcz drobiazgiem, który musiał zapłacić. Ten datek był nieporównywalny z możliwościami, jakie dzięki niemu zyskiwał. Wolność... tak, ta wolność i swoboda była warta każdej ceny.
Nie, to ona jest warta każdej ceny - sprostował w myślach. Musiał przyznać, że swój wieczór spędził naprawdę przyjemnie, uwielbiał czytać i być słuchanym. Pamiętał czasy, w których z chęcią wysłuchiwał maminych opowieści i anegdotek, którymi go raczyła przed snem. Tym razem role się odwróciły, a słuchacza zagrała Marinette, ta drobna, urocza Marinette... zresztą, zrobiła to idealnie. Miał nadzieję, że zyska jej sympatię jako Chat, jako on. Z całego serca pragnął, żeby jego prawdziwe ja zainteresowało ją w równym stopniu, co postać sztywnego, potulnego modela, którą przybierał na co dzień. Kiedy wdziewał maskę, ujawniał siebie. O ironio, czy nie powinno być odwrotnie?
Zamyślony przekroczył próg szkoły i przywitał się ze swoim przyjacielem – Nino, który czekał na niego jak co ranek. Autobus, którym chłopak jeździł, zjawiał się zawsze pół godziny przed czasem, więc przyszły DJ dość często bywał w szkole przed Adrienem, o ile się nie spóźnił.
- Hej stary, słyszałeś już radosne wieści? - spytał bez owijania w bawełnę okularnik. Blondyn starał się przypomnieć sobie, czy ostatnio zdążyło się coś wydarzyć, co było ważne dla jego kumpla. Nie potrafił niczego przywołać z głębin swej pamięci, prócz ostatniego wieczoru, niech to szlag.
Powoli zaczynam tracić głowę.
- Raczej nie - odparł krótko.
- Właśnie widzę, - odpowiedział mu Nino - ale nie martw się, zaraz cię oświecę.
- Słucham z niecierpliwością - odrzekł nastolatek i wraz z przyjacielem skierował swoje kroki ku pracowni chemicznej, w której miała odbyć się pierwsza piątkowa lekcja. Adrien lubił chemię; kręciły go wybuchy, miniaturowe eksplozje, różnorakie reakcje zachodzące między substratami. Ogółem – destrukcja. Dzięki temu przedmiotowi nauczył się jak tworzyć, ale również niszczyć.
- Nasze liceum ma zamiar zorganizować jakieś wydarzenie, którego głównym podmiotem będziemy my – uczniowie! - Nino wyrzucał z siebie słowa z zawrotną prędkością, był wyraźnie podekscytowany. - Super, nie?
- Hmm, - zamyślił się blondyn – a wiadomo może coś więcej? Jakieś szczegóły? - zadał trafne pytanie. Okularnik zamyślił się na chwilę, po czym odpowiedział.
- Jeszcze nie wiem, na czym będzie ono dokładnie polegać. Alya nie usłyszała niczego więcej, albo mi nie chciała powiedzieć...
- Ach, czyli to Alya ci przekazała? - Blondyn po raz kolejny postawił celne pytanie.
- Ta, ostatnio lepiej się dogadujemy - odparł speszony nastolatek.
- Mhm, „lepiej"? - Model poruszył sugestywnie brwiami, na co jego kolega ofiarował mu kuksańca w bok. Adrien roześmiał się i zajął miejsce przy ich wspólnym stanowisku pracy. Odłożył torbę i umiejscowił ją obok nogi krzesła.
- Ach, Nino, Nino - Pokręcił głową z politowaniem i rozpiął torbę w celu wyjęcia podręczników - życie towarzyskie leci pełną parą, jak widzę.
- Lepiej jest mieć takie życie towarzyskie, niż nie mieć go w ogóle - zripostował okularnik i roześmiał się wraz z kumplem. Blondyn poczuł się trochę niekomfortowo, ale nie dał tego po sobie poznać. W końcu posiadał życie towarzyskie, rozterki miłosne i inne nadające codzienności smaczku bzdety, ale jako Chat. Tak, to Chat Noir posiadał bogate i szeroko rozbudowane życie, perspektywy na ciąg dalszy, przyszłość, a nie jego przeciętna, ludzka forma...
- Dobra stary, ja lecę po fartuchy - oznajmił Nino i ruszył w kierunku półek umiejscowionych z tyłu sali. Pomieszczenie w którym się znajdowali było dosyć duże, ściany zostały pomalowane na jasną, sterylną biel z nutką błękitu, a wykafelkowana podłoga biła chłodem. Stanowiska również pozostały pokryte białymi kafelkami, pośród których umiejscowiono palnik przeznaczony do wykonywania doświadczeń oraz statyw na probówki. Stanowisko uczniowie dzielili we dwójkę, w tym wypadku - on i Nino. Równolegle do ich miejsca pracy znajdowało się stanowisko Chloe i jej przyjaciółki – Sabriny. Za to zaraz za chłopcami, miejsce zajmowała Marinette i Alya. Dziewczyny spoczęły na swoich siedziskach i swobodnie zainicjowały luźną, nic nie zobowiązującą rozmowę.
- Nie wiem, czy odczytałaś moje wiadomości z rana, ale mam naprawdę gorący temat do omówienia! - Rozpromieniona Alya zawiesiła wzrok na niebieskookiej, wyczekując jakiejś żywszej reakcji. Marinette starała się grać normalnie, ale była wyraźnie niedospana. Niby to jedna noc, a jednak... Mimo to, spełniła oczekiwania przyjaciółki i radośnie odpowiedziała.
- Oczywiście, że sprawdzałam, nigdy nie przegapiam twoich sms'ów! - Zaśmiała się. – No, nie trzymaj mnie w niepewności i mów, co tam masz!
- Otóż, moja droga Marinette, nasze liceum organizuje pewne wydarzenie - zakomunikowała szatynka. Brunetka dostrzegła błysk w oku przyjaciółki; szykowało się coś naprawdę ciekawego.
- Wydarzenie? - spytała zdziwiona niebieskooka, nie musiała czekać długo na odzew.
- Owszem, wydarzenie - skwitowała Alya. - Mogę ci zdradzić, że mam pewne przypuszczenia, co do jego przebiegu.
- Ugh, znowu to robisz! - zirytowana Marinette opuściła głowę na kafelkowany blat stanowiska, który przez swój chłód wywołał gęsią skórkę na ciele dziewczyny zaraz po kontakcie.
- Co robię? - zaskoczona szatynka zmartwiła się na moment.
- Jak to „co", trzymasz mnie w niepewności! - odburknęła naburmuszona nastolatka. Alya roześmiała się i trąciła przyjaciółkę z rozbawieniem.
- Och, ty się nigdy nie zmienisz, nie pozwolisz mi stworzyć napiętej, niepokojącej atmosfery.
- Napiętą i niepokojącą atmosferę akceptuję jedynie w książkach, teraz przejdź do sedna sprawy - zaproponowała stanowczo brunetka i podniosła głowę. - Co takiego ciekawego nasz dyrcio planuje?
- Najprawdopodobniej będzie to jakaś większa impreza z udziałem uczniów. Usłyszałam niewiele, ale mój zmysł analityka podpowiada mi, że to może mieć związek z Ladybug i Chat Noir'em - wyszeptała podekscytowana nastolatka. Wyrzucała z siebie słowa z prędkością torpedy, więc, aby ją zrozumieć, Marinette musiała naprawdę się skupić. Na dodatek nową przeszkodą w odszyfrowaniu słów szatynki okazał się dzwonek na lekcję. Jednostajny, nużący dźwięk rozbrzmiał w całym liceum, oznajmiając uczniom, iż nadszedł najwyższy czas, by rozpocząć piątkową naukę. Nauczycielka chemii – pani Luna Astrum - stanęła przed dębowym biurkiem, po czym oparła się o niego rękoma. Głuche plaśnięcie, spowodowane szybkim, zdecydowanym położeniem dziennika na biurko, zwróciło uwagę uczniów na jej osobę. Odchrząknęła, po czym rozpoczęła poranną formułkę.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry - Usłyszała to samo powitanie w odpowiedzi.
- Usiądźcie, zaraz sprawdzę obecność - poprosiła licealistów i sama zajęła swoje miejsce za dębowym meblem. Poprawiła nerwowo okulary i otworzyła granatowy dziennik z adnotacją na okładce, na której widniał napis „II A". Rozpoczęła odczytywać na głos poszczególne nazwiska ułożone alfabetycznie w rubryczce zamieszczonej na marginesie. Marinette zaintrygowana nowością, którą Alya jej dostarczyła, spytała przyjaciółkę szeptem.
- Ej, ale tak w sumie... skąd to wiesz? Myślałam, że jesteś na tropie Ladybug.
- Bo jestem! - obruszyła się szatynka. - Wiesz, wczoraj, gdy ta, od siedmiu boleści, nauczycielka kazała mi udać się do dyrektora, to po drodze usłyszałam to i owo - Mrugnęła porozumiewawczo do niebieskookiej.
- No i wszystko jasne, detektyw Alya na horyzoncie, nic się przed nią nie ukryje! - odpowiedziała Marinette, po czym przeszedł ją dreszcz, zresztą, jej przyjaciółkę również. Ktoś się im przyglądał.
- Po raz trzeci pytam, Césaire, jesteś? - powiedziała głośno chemiczka. Szatynka szybko zareagowała.
- Tak, tak, obecna!
- Szkoda, że nie raczysz odpowiedzieć od razu. Widzę, że jesteś obecna; panna Dupain-Cheng również, jak sądzę po tych pogaduszkach - Zirytowana nauczycielka uciszyła tym niesforne uczennice. Dziewczynom było naprawdę głupio, obie wbiły wzrok w podłogę i zaprzestały rozmów. Reszta lekcji potoczyła się w kompletnej ciszy, uczniowie siedzieli jak na szpilkach wyczekując dzwonka i upragnionej przerwy. Równo po trzech kwadransach rozbrzmiał ponownie jednostajny, nużący dźwięk, zapowiadając dziesięciominutową przerwę. Licealiści od razu zerwali się do wyjścia, a zrezygnowana nauczycielka poszła odnieść dziennik do pokoju nauczycielskiego.
Podczas przerwy przyjaciółki postanowiły wybrać się do biblioteki szkolnej, która znajdowała się w pobliżu sali z niemieckiego, w której miały kolejną lekcję. Marinette niedbale rzuciła plecak pod drzwi klasy i podążyła za Alyą, która już wchodziła do czytelni. Pani Réserver siedziała przed szkolnym komputerem i uzupełniała listę wypożyczonych oraz zwróconych książek. Lubiła swoją pracę, w przeciwieństwie do gimnazjum, w liceum znajdowało się dużo interesujących uczniów, z którymi mogła pogawędzić. Przede wszystkim, licealiści czytali nie tylko szkolne lektury, ale również zagłębiali się w inne ciekawe pozycje.
- Dzień dobry - Podniosła głowę znad klawiatury, na której mozolnie wystukiwała pojedyncze literki, by odpowiedzieć na powitanie.
- Dzień dobry, dziewczynki. Chcecie coś wypożyczyć, zwrócić? - spytała bibliotekarka. Nie przepadała za technologią, preferowała starsze metody dokumentowania, a w szczególności uwielbiała swoją maszynę do pisania. Niby była podobna do klawiatury komputera, ale uważna kobiecina dostrzegała różnice między nimi.
- Och, nie, tylko chciałyśmy się rozejrzeć - odparła grzecznie szatynka i spojrzała na swoją przyjaciółkę. - No, chyba, że ty chcesz coś wziąć, co Marinette?
- Na razie nie mam takiego zamiaru - odpowiedziała niebieskooka. Widząc, że pani Réserver ponownie rozpoczęła bój z klawiaturą, postanowiła zareagować. - Może pomóc? - zaoferowała się. Bibliotekarka wysłała nastolatce uprzejmy uśmiech i skinęła głową. Alya w tym samym czasie udała się do działu poświęconego gazetom, by wyszperać kilka artykułów związanych z Ladybug. Marinette zajęła miejsce obok starszej kobiety i przyjrzała się zawartości ekranu.
- Z czym pani ma problem? - zapytała.
- Ach, dziecino, pisać jako-tako potrafię, ale wprowadzanie tych danych jest dosyć ciężkie. Z niewiadomej przyczyny niektóre literki są grubsze od pozostałych, albo się pochylają, denerwuje mnie to - odpowiedziała bibliotekarka i obrzuciła nienawistnym spojrzeniem urządzenie. Licealistka sięgnęła po mysz i klawiaturę, po chwili efekt grubych, pochyłych liter zniknął.
- Proszę pani, te krzywe literki pojawiły się przez kursywę, to taki efekt, który pochyla tekst. O, tutaj - Wskazała kursorem odpowiednią ikonkę. - A te tłuste literki są spowodowane przez pogrubienie, to również efekt, który znajduje się zaraz obok kursywy - Przesunęła kursor w lewo na omawianą przez siebie ikonkę.
- Niebywałe - Pani Réserver zdziwiła się. - Dziękuję ci, dziecino - odparła i teraz to ona przejęła sprzęt. Zaczęła ponownie wystukiwać tekst do dokumentu. Marinette oparła się na krześle i wbiła wzrok w sufit, uśmiechnęła się do siebie, zrobiła coś dobrego. Lubiła pomagać ludziom, zresztą, to był jeden z czynników, który spowodował, że została posiadaczką kwami. Ladybug miała siłę oraz głowę na karku, mogła wspierać paryżan w każdej chwili. Za to ona, biedna, przeciętna uczennica, niestety nie. Dlatego też cieszył ją tak drobny, ale dobry uczynek. Przymknęła powieki i pozwoliła myślom swobodnie przepływać przez jej głowę.
- No nie! - Jej uszu dobiegła krótka skarga sfrustrowanej, starszej kobiety.
- Co tym razem, proszę pani? - W tym momencie rozbrzmiał czyjś męski głos, łudząco podobny do Chata. Dziewczyna natychmiast otworzyła oczy i ujrzała Adriena Agreste'a, który wraz z Nino oblegał panią Réserver. Kobiecina zaczęła tłumaczyć chłopcom w czym ma problem. Niebieskooka osłupiała, przypomniała sobie sytuację z sokiem i miała ochotę uciec stąd jak najdalej, ale mimo to nie mogła się ruszyć, siedziała skonfundowana.
A nuż mnie nie zauważą.
- No proszę, kogo my tu mamy, hej Marinette - Przeklęty Nino, zawsze w nieodpowiednim momencie. Cóż, nie ma już odwrotu.
- Cześć - przywitała się krótko i cicho liczyła na to, że blondyn się nie odwróci, było jej głupio. Szczęście nie sprzyjało jej w tym momencie, ponieważ model odwrócił się w jej kierunku.
- Och, Marinette, hej - Adrien uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyny i po chwili wrócił do rozterek bibliotekarki. Mimo tego, że jej sympatia zwróciła uwagę na nią jedynie przez krótką chwilę, licealistka została wbita w siedzenie. Była w stanie tylko uśmiechnąć się głupio, nie miała zamiaru się odzywać, wszystko by zaprzepaściła. Nienawidziła swojego zachowania przy blondynie, zawsze musiała palnąć jakąś głupotę, więc tym razem powstrzymała swój język przed niekontrolowanym jąkaniem. Zostały już dwie minuty do dzwonka, więc, dzięki bogu, Alya postanowiła wrócić ze swoich łowów. Oparła dłonie na ramionach przyjaciółki i radośnie spytała.
- No, to już chyba najwyższa pora by się zbierać, nie sądzisz? - Lecz Marinette nie zwracała zbytniej uwagi na słowa szatynki. Całą swoją energię skupiła na torbie modela, która była rozpięta. Niby nic dziwnego, gdyby nie to, że wystawała z niej okładka „Granatowej krwi".
***
Po skończeniu zajęć wszyscy uczniowie wyszli na szkolny dziedziniec. Był piątek, pogoda dopisywała, a licealiści rozsiewali radość wokół siebie. Słońce opatulało twarze ludzi ciepłymi promieniami i przyjemnie grzało. Chmury układały się w różne kształty, a niebo przybrało nieskazitelny odcień błękitu. Wszystko wydawało się takie idealne, wszechogarniająca beztroska udzieliła się nawet dorosłym. Marinette wraz ze swoją przyjaciółką wyszła z sali i od razu podbiegł do okna, nacieszyć się piękną pogodą. Alya poczłapała za nią z nieciekawą miną.
- Wiesz, nie powiedziałam ci o jednym... - wymamrotała szatynka. Niebieskooka zmartwiona odwróciła się w jej kierunku i spytała.
- Alya, coś się stało?
- Wczoraj u dyrektora dostałam nieźle w kość. Muszę, za powiedzenie prawdy o tej rozpuszczonej landrynie, przesiedzieć dzisiejsze popołudnie pomagając w sali gimnastycznej. - powiedziała pesymistycznie.
- Masz na myśli Chloe? Ugh, to naprawdę kiepsko... - odparła Marinette, ale widząc, że jej słowa niczego nie polepszyły, dodała natychmiast. - Nie martw się, potowarzyszę ci - Alya rozpromieniła się i rzuciła do uścisku. Dziewczyna objęła szatynkę.
- Jesteś najlepsza! - Niebieskooka skwitowała ten komplement skinięciem głowy.
- Żadna nowość - roześmiała się. Po chwili przypomniała sobie coś. - Ej, pamiętasz o tym szkolnym wydarzeniu? - spytała, na co Alya obruszyła się.
- No jasne, że pamiętam, przecież to ja ci o nim powiedziałam!
- Więc pomyśl, mamy pomagać w sali gimnastycznej... - Widząc, że jej brązowooka przyjaciółka dopiero łączy wątki, dodała. - No już, Alya, dodaj dwa do dwóch!
- O nie - dziewczyna oniemiała.
- O tak! - odparła niebieskooka. - Pomyśl, będziemy mogły dowiedzieć się czegoś więcej, to na pewno jest ze sobą powiązane.
- Jesteś najlepsza! - Mulatka ponownie objęła przyjaciółkę.
- Już to gdzieś słyszałam - Marinette roześmiała się.
***
Dziewczyny nie myliły się; woźny, pan Clé, wyśpiewał im wszystko. Nieświadomy mężczyzna udzielił licealistkom więcej informacji, niż ośmielałyby się przypuszczać. Dowiedziały się, że w ich szkole zostanie zorganizowany bal tematyczny, a one teraz muszą pomóc mu w zaprojektowaniu wystroju. Pan Clé od zawsze miał ciągotki do rzeczy związanych ze sztuką, w głębi duszy był artystą. Niestety, niespełnionym. Pracował jako woźny tylko po to, by zarobić parę groszy i jakoś wyżyć. Nie miał rodziny, nie był do tego przyzwyczajony. Żył samotnie, był sierotą, bliscy byli mu niepotrzebni, przez co wydawał się trochę aspołeczny. Mimo to, pod skorupą wyalienowanego gbura, siedziała artystyczna dusza, która tylko czekała na okazję, by się wykazać. Takowa właśnie się nadarzyła, w dodatku jego ukryte „ja" trafiło na pokrewną duszę. Marinette uwielbiała projektować i tworzyć, miała sto pomysłów na minutę, więc perspektywa pomagania w balowym wystroju wydała jej się zachęcająca. Razem z przyjaciółką podążyła za starszym mężczyzną do składzika, w którym pozostawiono potrzebne przybory. Na sosnowym stole znajdował się plan sali gimnastycznej z lotu ptaka, ołówki automatyczne wraz z wkładami, gumki do gumowania i inne niezbędne materiały. Alya przerwała ciszę mówiąc.
- Mam pomysł! Możemy porozwieszać wszędzie czerwone girlandy w czarne kropki! - Zaczęła jeździć palcem po planie, wskazując poszczególne części sali. - Podłogę wyłożymy czarnym materiałem, na którym będą wymalowanie na zielono ślady kocich łap. Za to ściany możemy pokryć czerwonym i zielonym brokatem! - Na te słowa pan Clé i niebieskooka skrzywili się. Szatynka widząc, że jej propozycja nie przypadła im do gustu, zamilkła. Marinette chcąc podratować sytuację, wypaliła.
- To nie tak, że twój pomysł jest zły, nie, nie - zaczęła. - Tylko...
- To w ogóle do siebie nie pasuje - skończył szorstko woźny. - Moim zdaniem będzie wyglądać to tandetnie i kiczowato.
- I jak tu się nie zgodzić... - potwierdziła Marinette, po czym zaraz dodała, by pocieszyć licealistkę. - Ale pomysł na czerwone girlandy był akurat trafiony!
- Da się przeżyć - ocenił pan Clé.
- Naprawdę mi się podoba - upierała się niebieskooka. Alya spojrzała na dziewczynę z rozbawieniem i odpowiedziała.
- Ty tak bardzo nie potrafisz kłamać. Dobra rozumiem, zostawię to wam - Podniosła ręce, przekazując im tym samym, że się poddaje. Zajęła miejsce z boku i uśmiechnęła się pocieszająco do przyjaciółki. Projektowanie to nie jej broszka, lepiej sprawdzała się w roli reportera, detektywa. Brązowooka miała czas wolny, spokojny i mogła się przyjrzeć sali gimnastycznej. No, z pozoru spokojny, bo co chwilę słyszała jak woźny uzgadnia coś z niebieskooką dziewczyną. Powiodła wzrokiem po pomieszczeniu. Było ono naprawdę duże, umieszczony wysoko sufit sprawiał, że czuła się jakby była na zewnątrz. Ściany pomalowany na łagodny, jasnopomarańczowy kolor były przyjemne dla oka. Drewniana podłoga miała na sobie wymalowane linie boiska do koszykówki i siatkówki, które przecinały się. Biała siatka była zwinięta i leżała obok metalowego stelaża. Naprzeciwko siebie na ścianach były zamontowane kosze do koszykówki z czarnymi kwadratami na tarczy. Dziewczyna przestała skupiać się na wyglądzie sali, ponieważ jej myśli powędrował w kierunku Ladybug. Zastanawiała się, co w tej chwili bohaterka mogła robić. Pewnie pomagała ludziom w potrzebie, to oczywiste, a ona niestety nie mogła tego udokumentować. Nie, co za bzdura, gdyby heroska rozpoczęła jakieś działania, to czytelnicy Ladybloga od razu zapełniliby jej skrzynkę komentarzami.
- Uff, to chyba tyle - Z rozmyślań wyrwał ją głos jej przyjaciółki. Marinette zadowolona z siebie wstała i zwróciła się w kierunku woźnego.
- Tak, naprawdę masz gust - przyznał pan Clé. - Dziękuję za współpracę.
- Nie, to ja dziękuję. Szkoda, że nie został pan projektantem wnętrz - odpowiedziała niebieskooka dziewczyna zbierając się z przyjaciółką do wyjścia.
- Szkoda - mruknął woźny i zaszył się w ciemnym kącie. Dziewczyny opuściły składzik i salę gimnastyczną, pogoda już im nie sprzyjała, powoli nastawał wieczór.
- Więc jak? Opowiadaj! - Alya zainicjowała rozmowę.
- Ale co „jak"? - spytała zbita z tropu niebieskooka.
- Co wymyśliliście? Coś lepszego od mojego brokatowego wystroju? - odpowiedziała pytaniem szatynka. Marinette zaśmiała się, po czym odparła.
- Przekonasz się za tydzień, cierpliwości - Widząc skrzywioną minę przyjaciółki, dodała. - „To tajemnica, a jak wszem i wobec wiadomo, tajemnic nie wolno zdradzać." - Po chwili zdała sobie sprawę, że nieświadomie zacytowała wypowiedź Chata.
- Tajemnica? - zdziwiła się brązowooka. Marinette wdziała pewny siebie uśmiech i odparła.
- Lubię tajemnice.
***
Po zjedzeniu wspólnej kolacji z rodzicami nastolatka udała się do swojego pokoju. Szurając króliczymi kapciami przycumowała przy swoim biurku. Otworzyła plecak i wyjęła z niego zeszyty, nadeszła najwyższa pora, by odrobić zadanie domowe. Był piątek, ale mimo to dziewczyna zamierzała zrobić je teraz. Nie lubiła odkładać rzeczy na ostatnią chwilę, wolała mieć wszystko poukładane i klarowne. Ujęła dłonią fioletowy długopis i przystąpiła do pisania, na początku wzięła się za łatwiejsze przedmioty, czyli języki. Sięgnęła po ćwiczenia z niemieckiego, wbrew pozorom, wymawiany niemiecki wydawał przyjemne dla ucha dźwięki i nie sprawiał jej żadnych problemów. Nie rozumiała skąd wzięła się nienawiść do niego, przecież to prosty język z gramatyką zbliżoną do ojczystego. Cóż, to tylko jej zdanie. Po skończeniu zadania zabrała się za angielski. On również był prosty. W tym całym pędzie nie zauważyła jak czas szybko zleciał. Nie zdążyła się nawet skupić, a wybiła już 23. Jej uszu dobiegło ciche, rytmiczne pukanie w szkło. Odwróciła się i spojrzała w kierunku, z którego dobiegał dźwięk; nie myliła się, ktoś pukał w szybę. Podeszła do okna. Doskonale wiedziała co, albo raczej kogo za nim zastanie. Otworzyła je, tym samym wpuszczając intruza do środka. Postać bezszelestnie dostała się do pokoju.
- Witaj, księżniczko - Skłonił się w teatralny sposób. - Do usług, wszelkich usług - Bohater wygiął wargi w łobuzerskim uśmiechu.
- Nie spytam co tutaj robisz i tak mi nie odpowiesz - odparła dziewczyna.
- Bo to... - zaczął nastolatek.
- „Tajemnica, a jak wszem i wobec wiadomo, tajemnic nie wolno zdradzać." - skończyła znużona licealistka.
- Dokładnie. Szybko się uczysz, księżniczko - Marinette dostrzegła niepokojący błysk w tęczówkach kocura. Wykonała krok w tył i zrezygnowana pokręciła głową. Po chwili ponownie spojrzała w zielone ślepia, które nie spuszczały z niej wzroku. Wpadła na genialny pomysł i postanowiła od razu wcielić go w życie.
- Nieistotne. Już wiem co będziemy dzisiaj robić.
___________________________________________________
Taki mały prezent na koniec świąt, jestem ciekawa co sądzicie. :) Dajcie mi znać, czy wolicie takie dłuższe rozdziały, które pojawiają się trochę rzadziej, czy krótkie, które będą się pojawiać częściej. (albo rzadziej, przecież wiecie, że leń ze mnie niereformowalny) Standardowo - kropkujcie. (Betowała MeganRouth)
Trzymajcie się ciepło!
Pozdrawiam,
Vlazi
Pytania? -> ask.fm/vl4zi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top