III
Zdezorientowana dziewczyna zamknęła wypożyczoną książkę i wbiła swoje zagubione spojrzenie w czarny obiekt znajdujący się za oknem. Gdy dokładnie pozbierała szczękę z podłogi i upewniła się, że to, co widzi, jest prawdą, wstała i cicho podeszła do plastikowego, białego parapetu. Oparła o niego dłonie i zaczęła wpatrywać się w intensywnie zielone ślepia, które nie spuszczały z niej wzroku analizując każde jej posunięcie. Niewiele myśląc, Marinette ujęła klamkę i przekręciła ją z cichym kliknięciem, a w nagrodzie otrzymała zadziorny uśmieszek. Mimowolnie przekręciła oczami, wykonała parę kroków wstecz, tym samym odsuwając się od okna. Skrzyżowała ręce na piersi, a postać w tym samym czasie nieśmiało pchnęła szklaną szybę i bezszelestnie dostała się do środka. Zwinnie zeskoczyła na podłogę, zamknęła przejście za sobą i wykonała głęboki ukłon.
- Witaj, księżniczko. - rzekła, po czym wyprostował się dumnie. - Do usług, wszelkich usług. - dziewczyna nie mogła się powstrzymać i ponownie, jakby był to odruch bezwarunkowy, przewróciła z rozbawieniem oczyma. Po chwili przypomniała sobie w jakiej sytuacji się znajduje, gdzie oraz o jakiej porze. Na jej twarzy pojawiła się złość wymieszana z niepokojem. Zapomniała, że ma grać damę w opałach, która w żadnym wypadku nie kojarzy dachowca stojącego tuż przed nią. Skrępowana, zacisnęła paznokcie na ramionach i z lekką irytacją spytała.
- Chat, co ty tu, do jasnej cholery, robisz? - wwiercała się spojrzeniem w jego zielone tęczówki, których źrenice po usłyszeniu tych słów zwęziły się. Szczerze mówiąc, bohater nie przewidział tak oczywistego pytania, ani również takiego bezpośredniego przywitania. Skądś kojarzył ten ton, tego typu zachowanie.
Huh, a może jednak?
- No, no, kiciuś pokazał pazurki. - stwierdził zadziornie chłopak, po czym wdział nonszalancki uśmiech.
- Kiciuś może pokazać również i kły. - tym razem to Marinette ukazała swoje buńczuczne oblicze. Czekając na odpowiedź, rzuciła kocurowi zaczepne spojrzenie. Ten, jakby nigdy nic, posunął się parę kroków w przód, pochylił i wyszeptał wprost do ucha dziewczyny.
- Chciałbym to zobaczyć. - mówiąc to, wydobył z siebie gardłowy odgłos, na którego dźwięk dziewczyna wzdrygnęła się i minimalnie odskoczyła. Chat powrócił do swojej poprzedniej pozycji i zaśmiał się cicho, pokręcił głową z politowaniem. - Jak widać, nie taki kot straszny, jak go malują. - po wypowiedzeniu tych słów podniósł wzrok na wybitą z rytmu licealistkę. Jej twarz została pokryta czystą, nieskazitelną czerwienią. Musiała sama przed sobą stwierdzić, że choć „żart" ją rozbawił, starała się zachować swoją oburzoną postawę. - No już, przyznaj, że to było zabawne! - żachnął się blondyn, na co w odpowiedzi otrzymał ciche parsknięcie.
Got it.
Dopiero teraz, w blasku księżyca padającego zza okna, które znajdowało się za nim, dostrzegł drobne punkciki mieniące się na twarzy niebieskookiej. Były małe i urocze, obsypywały cały jej nos i policzki.
Ach, jak ja kocham piegi, kropki... - pomyślał. Powiódł spojrzeniem wyżej, na lśniące tęczówki o fiołkowej barwie, przypominały mu również gładką i nienaruszoną taflę jeziora. Chciał je przyrównać do wielu pięknych rzeczy, zjawisk, jakie było dane mu poznać, ale musiałby najpierw uważnie przypatrzyć się z bliska, bardzo bliska, poświęcić im więcej uwagi i finalnie, utonąć w tych cudownych, przepełnionych błękitem oczach. Teraz skupił się na jej pięknej, pozbawionej makijażu twarzy i musiał przyznać, że wyglądała czarująco, zresztą jak zawsze.
To dlatego nie zauważyłem tych piegów wcześniej... Po co Ci makijaż, księżniczko?
Jasna, czysta cera, rumiane policzki, drobny, lekko zadarty nos i baczne spojrzenie. Włosy czarne do tego stopnia, że można było dostrzec w nich nutkę granatu, opadały swobodnie kaskadami na jej ramiona i czoło. Księżyc zabawiał się z nimi kładąc na nie refleksy światła, które wydobywały z siebie specyficzny blask. Dziewczyna nie upięła ich do snu, pozwalając kosmykom ułożyć się wedle ich woli, co było dobrą decyzją. Sięgająca ramion fryzura tylko dodawała jej uroku. Zabawne, ten opis mógłby zastosować do dwóch dziewcząt, a może tylko jednej?
- Wciąż nie dowiedziałam się co tu robisz, Chat. - dziewczyna postanowiła zrezygnować z grzeczności. Powinna się zachowywać jak fanka, przecież to „jeden z dwóch największych bohaterów Paryża!", ale nie chciała. Znudziła ją taka zabawa, poza tym, musiała sama przyznać, że marna z niej aktorka. Opuściła dłonie i tym razem umieściła je na biodrach, czekając na jakiekolwiek słowo wyjaśnienia. Już nie spoglądała na niego z irytacją, licząc na to, że się zrazi, wiedziała, że to nie przyniesie efektów. Próbowała tego wcześniej i nie dało to żadnych rezultatów. Jedyną zmianą, jaka pojawiła się na jej twarzy, była uniesiona prawa brew i przepełniony ciekawością wzrok. Chłopak posłał jej uśmiech i wraz z nim na ustach odpowiedział.
- Meowrinette*, to tajemnica. - na te słowa dziewczyna uniosła również drugą brew.
- Tajemnica? - spytała zbita z tropu. Kocur, widząc jej zdezorientowanie, tryumfalnie wygiął wargi.
- Owszem, tajemnica, a jak wszem i wobec wiadomo, tajemnic nie wolno zdradzać, księżniczko. - po tej odpowiedzi niebieskooka była zaskoczona. Chwilę później uśmiechnęła się zagadkowo.
A więc tak sobie ze mną pogrywasz, hm?
- Lubię tajemnice, - odparła krótko. - ale wciąż nie widzę związku. Co to ma niby wspólnego ze mną? - Przekrzywiła głowę w lewo, nie musiała długo czekać na odzew z jego strony.
- Przekonasz się, wszystko w swoim czasie. - bohater odpowiedział jej tym samym tonem.
- W swoim czasie... - przytaknęła dziewczyna. Zamyśliła się na chwilę i wbiła swoje spojrzenie w biurko, na którym wciąż leżał jej szkicownik, a obok niego porozrzucane przybory. Było już późno, nic nie rozumiała, nie chciała rozumieć. Nastała cisza, która nie była niezręczna, w żadnym wypadku. Marinette napotkała wzrok intensywnie zielonych ślepi. Mogła je przyrównać do odcieni liści z samych czubków koron drzew szumiących w lesie, czy dobrze nawodnionej trawy, a wszystko to w dodatku muśnięte blaskiem słońca. Ten żółty refleks, ognik, który żarzył się w jego onieśmielających tęczówkach, podrygiwał wesoło i rozpalał się mocniej z każdym nowym słowem. Właśnie te niesamowite oczy spoglądały na nią z determinacją, która była wymieszana z ...nadzieją. Nie była do końca pewna, nie potrafiła odczytać niczego więcej.
- Przerwałeś mi lekturę.- stwierdziła. Widząc jego zaskoczoną minę bez namysłu wypaliła. - Musisz mi to zrekompensować, poczytasz ze mną? - sama zdziwiona swoją otwartością, jak i głupotą, przerzuciła wzrok na blondyna, który wpatrywał się w nią wyczekująco. Nie zamierzał przedtem robić niczego bez jej zgody, a właśnie teraz, dokładnie w tym momencie, takową uzyskał.
***
Bezszelestnie przemierzała zaciemnione paryskie ulice zdecydowanie kierując swoje śmiałe kroki. Stąpała twardo po ziemi, miała dokładnie wyliczony czas, co do sekundy. Nie zatrzymywała się, by popodziwiać blask latarń rozświetlających co niektóre zakątki drogi, pozbawiała ich go. Wybrukowana kostką, osamotniona o tej porze ulica, niczym się nie wyróżniała. Wszystko było takie zwyczajne, w każdym miejscu dokładnie to samo. Jej beznadziejnie przeciętnym życiem zawładnęła monotonia, zresztą nie tylko ona padła jej ofiarą. Nieliczni przechodni, których mijała, przybierali takie same, cierpiętnicze miny i tak samo powłócząc nogami, udawali się w tylko sobie znanym kierunku. Monotonia, to ona jest tego wszystkiego przyczyną, to ona sprawia, że nasze życie jest takie nudne. O ile można to „coś" jeszcze nazwać życiem.
Po tej krótkiej chwili refleksji, wsadziła ręce głęboko do kieszeni, sprawdzając ich zawartość. Nic niezwykłego, wszytko tak jak zawsze. Tak ma być, tak jak jest, jest dobrze.
Bzdura.
Postać skierowała swoje kroki w stronę wejścia na stalowy most. Przechodząc obok latarenek rozmieszczonych równomiernie, spełniających funkcję dekoracyjną jednoprzęsłowego mostu, sprawiała, że gasły. Przy każdej pstrykała dwa razy palcami, by skraść jasną kulę.
- Odbieram ci to, świat w mroku jest piękniejszy. - kolejna latarnia została pozbawiona świetlistej smugi. Przed nią rozpościerało się szerokie przejście z kolumienkami ozdobionymi złotymi, lśniącymi w blasku ostałych latarń, do których jeszcze nie zdążyła dojść, pegazy. Stworzenia dumnie rozpościerając skrzydła, szykowały się do odlotu. One również były znudzone codziennością, ich pozy wskazywały na to, że chciały wyrwać się z jej sideł. Postać jedynie uśmiechnęła się drwiąco, nie ma ucieczki od codzienności, bo przecież ona tworzy się, odnawia codziennie.
Przeszła obok złotych, mieniących się pegazów, obdarowując mityczne stworzenia odgłosami pstryknięć. Skradła ich światło, blask i owładnęła mrokiem pustkę rozprzestrzeniającą się wokoło. Siała postrach, to jej się podobało. Zadowolona z siebie zeszła z mostu i skierowała swoje kroki na kolejną wybrukowaną uliczkę. Przez głośnie stukanie butów o podłoże, ptaki, które beztrosko skakały po ziemi, postanowiły odlecieć, obdarowując ją pojedynczymi, samotnymi, pierzastymi piórkami. Przeszła pod wysokim łukiem i zaszyła się w ciemnym zaułku. Stąpała pewnie, nie patrząc za siebie. Twarz postaci została przyozdobiona wygięciem warg w nieco wrednym uśmiechu. Miała cel, zamierzała go osiągnąć, w dodatku – wszystko szło po jej myśli.
***
- Jestem na dwudziestej stronie. - poinformowała go dziewczyna, chcąc samodzielnie przerzucić pożółkłe kartki. Książka jednak nie była jej powierzona, Chat, który trzymał ją w dłoniach, zaczął przewijać strony, aż do upragnionej dwudziestej. Chłopak siedział tuż obok Marinette, oparty plecami o wygodne poduszki, które wcześniej przygotowała licealistka. Ona również stykała się plecami z tym miękkim materiałem, wykonała skłon, przez co była w stanie sięgnąć po kołdrę skopaną w nogach łóżka. Naciągnęła ją na siebie i niespodziewanego gościa, tak, by przykryć ich do pasa. Zaczęła gładzić materiał, doceniając jaką delikatną i gładką ma strukturę.
- „Naoglądałeś się, chłopie, amerykańskich seriali, pomyślał. Ostatni sprawiedliwy, dedukcja, inteligencja, demoniczni przestępcy, a on, detektyw, ostatni, któremu zależy."- blondyn rozpoczął lekturę. Czytał dobrze, wyraźnie wymawiał każdy wyraz i niebieskooka nie miała problemu ze zrozumieniem jego słów. - „I te przestępstwa. Oszukiwał się, że jest potrzebny. Jego babcia wykryłaby sprawców równie szybko. Przed tygodniem – trup mechanika w zamkniętym zakładzie samochodowym i krwawe ślady prowadzące do stróżówki, w której spał jego kumpel. Chrapał ciężko. Zasnął, nie wypuściwszy z ręki niemal pustej flaszki, a z drugiej ciężkiego klucza francuskiego ze śladami krwi. Nie obudził się, kiedy go aresztowali, a Mario wygłupiał się, odczytując pijanemu jego prawa i pytając: „Ale słyszał pan i rozumie pan? No to git". Przenieśli bezwładne ciała: jedno do kostnicy, a drugie do izby wytrzeźwień, gdzie morderca spał dwa dni."- przechyliła się w jego kierunku, chcąc wraz z nim śledzić tekst. Trąciła czubkiem głowy brodę bohatera, który mruknął cicho w odpowiedzi. Nic nie mówiąc, przeniósł drobną dziewczynę i umiejscowił ją pomiędzy swoimi nogami, wyprostował ręce i rozpostarł przed sobą książkę, tak żeby niebieskooka mogła wszystko widzieć. Ona zaś, otulona wokoło ciałem blondyna, była w stanie w końcu odszyfrować litery i kontrolować postęp w czytaniu. Skuliła się do pozycji embrionalnej i czekała, aż blondyn postanowi kontynuować. - „Kiedy się obudził, przedstawili mu zarzuty, a ten zapłakał jak dziecko i przysięgał, że nic nie pamięta, a zabity był jego najlepszym kumplem. Nemhauser nawet mu wierzył, kiedy tamten ze łzami tłumaczył, że nie chciał zabić kolegi, ale po pijaku to w człowieka zwierzę wstępuje i po prostu nic nie pamięta, chociaż chętnie pomógłby panu władzy i wszystko opowiedział." - dziewczyna spojrzała w górę, na w pełni skupionego na lekturze bohatera, który opierał swoją brodę o jej głowę. Teraz miała okazję spostrzec, jak jego złote kosmyki, poukładane w artystycznym nieładzie, opadają kaskadą na czoło i policzki kocura. Każdy samotny włos odstawał w zupełnie innym kierunku, a ten nieporządek i chaos dodawał mu jedynie uroku. Biała lampka, stojąca na drewnianym stoliczku nocnym, rzucała ciepłą poświatę na dwójkę nastolatków i tworzyła przyjemną, przytulną atmosferę. Głowa Marinette zaczęła tracić pion i mimowolnie opadła na klatkę piersiową chłopaka. Kojona przyjemnym, nieco zachrypniętym głosem Chata i jego rytmicznym biciem serca, toczyła zagorzały bój z pokusą pójścia spać. Co chwilę mrugała, by przywrócić się do żywych i skupić na tekście, ale wygoda, którą jej zapewniono, wcale tego nie ułatwiała. Zacisnęła ręce w piąstki i potarła dłońmi oczy, by się pobudzić. Niestety, dało to mierny efekt. - „...w obronie własnej musiał go zastrzelić. Nemhauser nigdy nie uwierzył w tę wersję i Mario przyznał mu rację.
- Zabił im kumpli, to go rozwalili, a nóż podłożyli. Normalka. A co robić z takim? Pewnie by sobie wynajął prawnika i wyszedł po paru latach." - bohater założył czerwoną, kropkowaną zakładkę na stronie i zamknął książkę. Próbując się przemieścić, zaszeleścił pościelą, którą byli okryci. Nieźle nagimnastykował się, by odłożyć książkę na stoliczek, ale dał radę.
- Chat..? - spytała sennie dziewczyna. - Już skończyłeś?
- Meowrinette, jesteśmy aktualnie na rozdziale piątym, ale to chyba starczy na dzisiaj. Nigdy nie przypuszczałbym, że interesujesz się kryminałami. - odpowiedział jej wolno i łagodnie, tak aby zaspana licealistka potrafiła sobie to przyswoić. Ona nie miała siły go strofować, więc tylko cicho odparła.
- Tę książkę wypożyczyła mi koleżanka z klasy, już długo mi ją polecała, a ja nie miałam kiedy się za nią zabrać. - Chat skinął w zrozumieniu głową i objął rękoma szczupłe ramiona dziewczyny, tuląc ją do siebie. Było jej ciepło i wygodnie, więc nie protestowała, czuła jak każdy mięsień zarysowany pod czarnym, lateksowym kostiumem napina się, gdy kładzie na niego nacisk. Czuła się dobrze.
Po dłuższej chwili kocur, aczkolwiek niechętnie, zwolnił uścisk i zaczął zbierać się do wyjścia. Starał się wstać tak, by jak najmniej poruszyć pogrążoną w początkowej fazie snu dziewczyną. Ułożył ją wygodnie w łóżku i przykrył po szyję kołdrą, przykucnął przy oparciu i skupił swój wzrok na odwróconej do niego plecami niebieskookiej. Ona zaś przekręciła się na drugi bok, przez co nieświadomie zmniejszyła między nastolatkami odległość. Zaciskała powieki, próbując wejść w następną fazę snu.
- Na mnie już pora... - wyszeptał chłopak i pogładził dłonią włosy dziewczyny, odgarnął pojedyncze granatowe kosmyki z czoła. - słodkich snów, do zobaczenia, księżniczko. - wymruczał cicho i przeciągle, po czym pocałował ją w czoło na pożegnanie. Marinette ściągnęła brwi oraz skrzywiła się przez sen, a następnie potarła przedtem dotknięte miejsce.
Urocza.
Bohater wstał i jak najciszej potrafił, udał się w kierunku wyjścia. Minął stojące przy ścianie, która była prostopadle ustawiona do okna, biurko z położonym na nim szkicownikiem i rozrzuconymi wokoło przeróżnymi przyborami do rysowania. Nie znał się na sztuce, malarstwie, czy rysunku, ale posiadał ogólne poczucie estetyki. Wiedział, że nie powinien, ale oddał się pokusie i otworzył szkicownik dziewczyny. Jego oczom ukazał się projekt naprawdę ładnej sukienki. Jak wnioskował z chaotycznych opisów, umieszczonych na bokach kartki, sukienka miała być czarno-czerwona.
Moje ulubione barwy.
Zamknął szkicownik i ułożył go w poprzednio zastanej pozycji, nie chciał się zdradzić. Zaraz obok niego znajdowało się dosunięte krzesło obrotowe, które miało z tyłu przyczepiony pinezką ich klasowy plan lekcji.
Ach, gdyby ona wiedziała, że mamy więcej wspólnego, niż można by przypuszczać.
Każdy przedmiot był zakolorowany na inną barwę, tak by właściciel mógł się w nim łatwiej zorientować. Jego uwagę przykuła tablica korkowa, która, jak gdyby nigdy nic, wisiała w bezruchu nad biurkiem. Była pokryta masą karteczek, notatek, zdjęć oraz pinezek. Spostrzegł pewną zależność, mianowicie każde zdjęcie było przypięte czerwoną szpilką, notatka – czarną, a zwykła karteczka – białą. Nie wiedział, czy to istotnie, ale Marinette nie była tak roztrzepana, jak można by przypuszczać po jej codziennym zachowaniu. A może to nie było jej codzienne zachowanie? Co jeśli to tylko fasada, zwana „pierwszym wrażeniem", która najczęściej bywa mylna?
Nie chciał się nad tym zastanawiać.
Dziewczyna lubiła wszystko sobie najpierw dokładnie rozplanować, wtedy poszczególne zadania wydawały się jej klarowniejsze. Bohater stawił się w końcu przed oknem, ujął dłonią klamkę i z cichym kliknięciem otworzył sobie przejście. Wszedł na parapet i rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku rozkopanej w łóżku dziewczyny. Musiał już iść, jego miraculum posiadało pewne limity, które były nie do przejścia. Wgramolił się na drugą stronę, wdychając tym samym świeże, nocne powietrze i podziwiając świetliste punkty na niebie, zwane również gwiazdami. Zatrzasnął szczelnie za sobą okno i wykonał skok w wszechogarniający mrok, ale jeszcze przed wybiciem się, usłyszał dzięki swoim kocim uszom dochodzący zza szyby cichutki głos.
- Do zobaczenia.
________________________________________________________
Właśnie przebrnąłeś przez trzeci rozdział! Gratulacje!
Bardzo dziękuję za komentarze pod poprzednim fragmentem, one naprawdę dają kopa do działania. Szczerze mówiąc, nie wiem, co się właśnie wydarzyło... Piszcie, czy tego typu słodzenie wam odpowiada, bo mam wrażenie, że trochę to "przelukrowałam", hah. (Tak to jest, jak czyta się przygodówki i kryminały) Standardowo - kropkujcie!
Jeśli macie jakiekolwiek pytania, zapraszam na mojego ask'a → https://ask.fm/vl4zi
Trzymajcie się ciepło,
Vlazi
________________________________________________________
*Meowrinette – albo Miaurinette, ale „zangielszczona" wersja bardziej przypadła mi do gustu. To taki koci żart, na który wpadła moja zią – Hangarette aka Paó :v
**Cytaty pochodzą z książki Wiktora Hagena pt.: „Granatowa krew". (Z całego serca polecam tę serię powieści o komisarzu Nemhauserze, oczywiście, jeśli kogoś interesują takie klimaty.)
Link do grupki na fb o MLB → https://www.facebook.com/groups/996058347134092/?fref=ts
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top