Ja To Mam Pecha
Dzisiaj notka ode mnie będzie na początku. Nareszcie ukończyłam ten piekielnie trudny rozdział. Przez pewien czas nie miałam weny jak go dalej pisać ale jakoś to poszło. Jestem świadoma że nie tego się spodziewaliście i że rozdział jest do dupy, ale i tak zapraszam do czytania. 1613 słów napisałam.
Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, szczerze to nie wiedziałam kto to może być, ale podejrzewałam. Pierwsza osoba jaka przyszła mi na myśl to był Armin, zawsze kochałam długo spać, a on codziennie pukał mi do drzwi aby mnie obudzić na śniadanie. Jestem mu wdzięczna bo gdyby nie on to bym nigdy nie zjadła chyba śniadania.
Powoli wstałam z łóżka, aby nie uszkodzić sobie tej zranionej kostki i szybko przebrałam się w mundur. Po jakiś 10 minutach męczarni z tymi durnymi paskami, kto w ogóle wymyślił aby były częścią umundurowania? Odkluczyłam drzwi i wyszłam na korytarz.
Kulejąc skierowałam się w stronę stołówki. Mam nadzieję że teraz na nikogo nie wpadnę bo inaczej będzie jedna wielka masakra. Serio. Jak ktoś zobaczy że jest coś nie tak z moją kostką to mam przejebane, dosłownie. Niby powinnam to komuś powiedzieć ale po co? Tylko nadrobię kłopotów, a przy okazji nie będę mogła pojechać na następną wyprawę i ktoś może wtedy zginąć kiedy ja będę sobie tu siedziała i grzała tyłek. O nie, nie, nie i jeszcze raz NIE!
Otworzyłam drzwi prowadzące do stołówki, kiedy tylko wzięłam swoje śniadanie poszłam do stolika przy którym siedziała już większość osób. Takich jak: Eren, Mikasa, Armin, Sasha, Conny i Jean. Szczerze to już nie spodziewałam się aby ktoś przyszedł. Słuchając rozmów zaczęłam w spokoju jeść śniadanie, w którego skład wchodziły: herbata, chleb i jajka z bekonem.
Po chwili włączyłam się i już nie słuchałam o czym rozmawiając, zatopiłam się w swoich myślach. Zaczynając od tego jak ukryje uraz na treningach. No własne, przecież prędzej czy później to wyjdzie na jaw. Może pójdę do Hanji, ona powinna mi pomóc. Tak, to dobry pomysł dzięki temu nikt prócz niej nie będzie o tym wiedział. Ale co jeśli przypadkiem się wygląda albo ktoś przypadkiem usłyszy naszą rozmowę? Powiem w prost, te drzwi są tak jakby ich nie było. Wszystko przez nie słychać. I na przykład będę rozmawiała z nią o tej kosce no i jakiś przypadkowy ludek (hahaha napisałam to specjalnie dop.aut) będzie sobie przechodził obok tych drzwi, no to będzie to słyszał i rozpowie to innym. Hmmm... Może złapie ją gdzieś na korytarzu i poproszę o rozmowę? Kurde! Nie wiem jak z nią porozmawiać aby nikt się nie dowiedział, a przede wszystkim Levi, wtedy to mogę zrzucić się z muru albo oddać w ręce tytana! Jak on się dowie to mam przejebane!
Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam że prawie nikogo tutaj nie ma. No właśnie - prawie. Czy ja muszę mieć aż takiego pecha że akurat ze wszystkich którzy byli na stołówce, musiał zostać Ackerman!? Okey, uspokuj się, po prostu wstanę i wyjdę stąd jakby nigdy nic. Może nawet nie zauważył że ja tutaj jestem. Spojrzałam powoli w jego stronę, na całe szczęście siedział daleko ode mnie... Kurwa! Jednak się myliłam! On wie że ja tu jestem bo patrzy wprost na mnie! Okey, uspokuj się, może ja udam że go nie widziałam i wyjdę stąd. Tak, to dobry pomysł...
Wstałam powoli i sprzątnęłam po sobie, starając się jak najmniej zauważalnie kuleć, chociaż że chodzenie jak ogólnie - poruszanie się, bolało jak diabli. Chyba śmierć jako pokarm tytana jest lepsza niż katorga z tą nogą. Pełna nadziei że ten pedant się nie odezwie do mnie, skierowałam się do wyjścia ze stołówki.
(a teraz wszystko spieprze i cały plan pójdzie się walić guahahahahaha dop.aut)
- Myślałaś, że nie zauważe jak wyjdziesz stąd cicho? - usłyszałam oschły głos kaprala i aż się wzdrygnęłam. Zajebiście! Dlaczego podły los się na mnie uwziął!? Dlaczego akurat na mnie?! Okey, oddychaj, wdech i wydech. - i nie mam zamiaru mówić do twoich pleców więc łaskawie się odwróć.
Odwróciłam się powoli i aż dostałam zawału. Jak on w tak krótkim czasie zdołał się z prawie końca pomieszczenia, znaleźć się tuż przede mną? Najgorsze jest to że o parę centymetrów jestem od niego niższa. Why?! (bo jestem okrutna dop.aut)
- O... O co chodzi? - zapytałam niepewnie, patrząc w ziemię. Może jakoś to przeżyję i jeszcze przed treningiem znajdę się u Hanji.
- Zwykle wychodziłaś stąd z innymi, dlaczego tym razem było inaczej? - co? Czekaj... Co?
- Po prostu chciałam trochę posiedzieć sama? - odpowiedziałam ale zabrzmiało to jak pytanie. Szczerze to ja się musiałam tak zamyślić że nawet nie zauważyłam jak wszyscy poszli. Brawo ja! Coś czuję że moja odpowiedź jest lepsza niż "zamyśliłam się"
- Miało być to pytanie czy odpowiedź? I jak ze mną rozmawiasz to patrz na mnie.
- Miała być to odpowiedź - powiedziałam to trochę pewniej i spojrzałam powoli na Ackermana. Miał ten sam wyraz co zawsze - powaga wpisana na twarzy.
Jeśli ktoś twierdzi że Levi nie ma pięknych oczu to niech lepiej ucieka bo zabije. On ma takie śliczne oczy, a ich kolor... Co jest ze mną nie tak? Znaczy wiem co ze mną jest nie tak ale chyba tego nie muszę mówić, co nie?
W patrzyłam się w jego oczy, można powiedzieć że za długo bo tak jakby odleciałam.
- Nie śpij - ktoś pstryknął mi przed twarzą. Zamrugałam kilkukrotnie, patrząc na Levi'ego. Czyli nadal tu stoję? Nie odleciałam w kosmos? Ehhhhh...
- Nie śpię. - szybko odpowiedziałam.
- Właśnie widzę... Lepiej żebyś nie zasnęła na treningu. - mężczyzna mruknął i wyminął mnie, po chwili znikając za drzwiami.
W tym momencie odetchnęłam i usiadłam spowrotem przy stole. Jak dobrze że nie chodziło tutaj o tą kostkę. Nie zdążę chyba pójść do Hanji przez to że zostałam zatrzymana przez czarnowłosego. Czyli pozostaje mi się tylko modlić o szczęście które mnie już opuściło, co jest potwierdzone. (nie martw się mnie też już bardzo dawno temu opuściło szczęście dop.aut)
No nic trzeba zebrać dupe i wytrzymać. Wstałam i pewnym krokiem wyszłam ze stołówki, ignorując ból w kostce. Dam radę, dam radę, powtarzałam to sobie idąc na dziedziniec gdzie miał się odbyć trening. Od razu po wyjściu na zewnątrz, uderzyła mnie fala rozmów jakie się toczyły. Rozejrzałam się i okazało się że to tylko mnie brakowało. Nie zauważalnie podeszłam do Mikasy, Erena i Armin, stając obok nich. Miejmy nadzieję że nikt nie zauważył że mnie nie było.
Z tego co dobrze zrozumiałam to idziemy poćwiczyć ze sprzętem do trójwymiarowego manewru. To dobrze bo przynajmniej nie przemęcze tej nogi co się wiąże z kostką. Wszyscy się skierowaliśmy do pobliskiego lasku gdzie miały zacząć się nasze meczarnie w piekle, bo tak nazywam treningi.
~Magiczny Time Skip o 30 min~
Mam już dosyć! Oficjalnie idę się zajebać. Nie dość że już chyba tysieczny raz robimy to samo to do tego ten pedant opiera się o jedno z drzew i pije sobie tą swoją herbatę. Skąd on ją w ogóle wziął?! Przecież wcześniej jej nie miał. A co gdyby tak pozbyć się całej herbaty? Przecież nikt się nie domyśli że to moja wina... Jeszcze na domiar wszystkiego, cofam to co wcześniej stwierdziłam że nie przemęczę nogi, a w tym kostki. Myliłam się! Boli mnie tak kostka jak cholera. Chyba zaraz wykorkuje tutaj i będą musieli mnie ratować.
Kiedy tylko usłyszałam sygnał o skończonym treningu, po prostu rzuciłam się na ziemię, mając gdzieś ten fakt że mam na sobie cały ten sprzęt. Nie wiem ile tak leżałam, ale po jakimś czasie poczułam lekkie kopniecie.
- Halpinton wstawaj.
- Nigdzie nie idę... - mruknęłam pod nosem, nie zdając sobie z niczego sprawy. - Mam dosyć...
- Poddajesz się tak łatwo?
- Oficjalnie się poddaję. Mam dość. - dopiero teraz otworzyłam oko i spojrzałam na mojego rozmówcę. Gdybym miała siłę wstać to bym już dawno stała. - Znaczy... Coo? Nie o to mi chodziło eeee... - starałam się jakoś wytłumaczyć.
- Możesz wreszcie przestać mówić? - usłyszałam zrezygnowany głos Levi'ego w środku mojego tłumaczenia i momentalnie, przestałam się bardziej pogrążać.
- Nareszcie - mruknął i usiadł przy mnie... Czekaj czy ja dobrze widzę?! Czy on usiadł na ziemi? Przy mnie?
Tak jak leżałam, tak szybko mimo bólu wszystkich mięśni, usiadłam. Leżąc byłam na przegranej pozycji. Nie ważne czy stałam, siedziałam, albo leżałam to przy nim zawsze byłam za przegranej pozycji, każdy był.
- Czemu powiedziałaś że się poddajesz i masz dosyć?
- Em... - spojrzałam na niego, a on tylko podniósł jedną brew do góry i patrzył na mnie oczekując odpowiedzi -... Powiedziałam to w przypływie emocji i zmęczenia po treningu... Chociaż serio już mam dosyć... - to ostatnie powiedziałam ciszej, można nawet rzec że pod nosem, ale tak jak myślałam i tak to usłyszał.
- Skoro twierdzisz że się poddajesz to odejdź. Po co tu jesteś? Żeby marudzić, czy żeby pozbyć się tych ścierw chodzących po ziemi?
- Zostaje... - powiedziałam pewnie, patrząc w oczy Levi'emu.
- Czemu tak powiedziałaś, jeśli mówisz że się poddajesz?
- Muszę pomścić ojca... Zaszłam już za daleko aby się poddać. Nie mogę odejść, nie zrobię tego, na pewno nie dzisiaj.
Wstałam i się otrzepałam, powoli, bez słowa ruszyłam w drogę powrotną do bazy.
- Od razu po powrocie idź do Hanji, niech zobaczy tą twoją kostkę... - jak to powiedział to aż mnie zamurowało i stanęłam, odwracając się do niego przodem. Co prawda, kostka była spuchnięta bardzo i była siano-fioletowa ale...
- Skąd... Przecież ja... Starałam się nie kuleć... - próbowałam ułożyć jakieś sensowne zdanie ale nie potrafiłam. Levi tylko wstał i się otrzepał.
- Myślisz że nikt tego nie zauważył? Prędzej czy później i tak by się to wydało, a ty byś tak czy inaczej trafiła do tej wariatki. To że Arlert uwierzył w to twoje gadanie że nic Ci nie jest, to nie znaczy że nikt tego nie zauważył że tak naprawdę masz skręconą kostkę... - zatkało mnie, w dosłownym tego słowa znaczeniu.
- Przecież... Jak?
- Po prostu zrób to co mówię, a lepiej na tym wyjdziesz niż na ukrywaniu wszystkiego. - Levi tylko to powiedział i w szybkim tempie się oddalił. Ja sama ustalam się w drogę powrotną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top