ⓣwoja ⓚara
— Co ty tu robisz, Elijah?
Zaskoczona podnoszę się do pionu i z niepewnością oraz zdziwieniem przyglądam się mężczyźnie, który stoi na wprost mnie z rękoma złączonymi za plecami. Tak dawno go tutaj nie było...
Zdążyłam przyzwyczaić się do braku jego obecności, a po tym, jak odeszła moja miłość zostałam całkowicie sama i jedynie wpatrywałam się w nicość przede mną — nie zamierzałam patrzeć na kolejne życie, bo żadne nie interesowało mnie tak, jak jej. Ale przecież dobiegło końca, więc co mi pozostało?
Samotność.
— Jesteś zła, prawda?
— Zostawiłeś mnie na sześćdziesiąt lat...tutaj...samą — przełykam cicho ślinę. — Ale nie, nie jestem zła. Jedynie rozczarowana i smutna, bo gdybym wiedziała, że tak zareagujesz i odejdziesz to nigdy bym nic takiego nie mówiła. Chociaż wciąż nie mam pewności co zrobiłam źle...
— Nie zrobiłaś nic, zapewniam — posyła mi smutny uśmiech. — To nie była moja decyzja, zostawienie cię bez słowa. Bóg chciał zobaczyć...co zrobisz, jeśli sytuacja się powtórzy.
Czuję, jak w oczach zbierają mi się łzy, ale nie mogę liczyć na wsparcie, więc otulam się własnymi ramionami i przejeżdżam dłońmi po ich nagiej skórze. Wszystko dla obserwacji... Cholernych obserwacji.
— Zadowolony z wyników? — pytam słabo.
— Chciał być pewny, czy podołasz karze.
— Nadal nie wiem czego dotyczyła.
Elijah bierze dużo powietrza do płuc, a następnie niepewnie do mnie podchodzi. Przygląda mi się z uwagą, czekając na jakąkolwiek reakcję mojej strony, ale nie jestem w stanie zrobić cokolwiek, bo wciąż przyswajam sobie obserwację.
Za co to wszystko?
— Widziałaś jej życie. Mogłaś mieć wgląd do każdego... — zaczyna. — Czy... Czy żałujesz, że odebrałaś sobie życie tamtego dnia?
— Jeśli wiązałoby się to z mniejszym koszmarem niż był to tak, żałuję — spuszczam wzrok na swoje buty. — Ale to nie ma znaczenia, Elijah. Przecież zostałam tutaj sama i-i...właściwie nic mnie nie czeka.
— Mylisz się.
— Co to ma znaczyć?
— Wiesz co to za miejsce?
— Nie — potrząsam głową, zerkając kątem oka w bok—wszędzie jest rażąca biel, która daje wrażenie, jakby nie było końca tego czegoś.
— Jesteś w czyśćcu.
***
myśleliście, że rozdział ⓜodlitwa był ostatni?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top