[3/3] ⓞⓓⓚⓤⓟⓘⓔⓝⓘⓔ [3/3]
Czuję się niesamowicie głupio, a prócz tego jestem zestresowana stojąc obok brunetki ze świadomością, że czeka aż się w sobie zbiorę i wydukam cokolwiek. Nigdy nie marzyłam o drugiej szansie dzięki której mogłabym zmienić bieg wydarzeń. A teraz? Teraz ją mam, ale nie mam pojęcia jak wykorzystać, bo już raz się sparzyłam.
Nie wiem, czy wytrzymałabym ze sobą, gdyby odrzuciła mnie po raz kolejny– wiem, że jest dobrym człowiekiem, ale zwyczajnie nie jestem w stanie wyrzucić z głowy tych samych obaw, które pojawiały się w mojej głowie za czasów, kiedy jeszcze żyłam. Ale ten raz jest inny; każde uczucie jest wzmocnione, ponieważ znam doskonale smak odepchnięcia i jego skutki.
- Um, hallo - gdyby nie to, że nie słychać głosów innych uczniów to zapewne nie usłyszałaby tego przywitania, który wyszedł jako niepewny szept.
- Cześć - ciało dziewczyny odrywa się od ściany, a spojrzenie ląduje na mojej twarzy. - Pomóc ci w czymś? - pyta zdezorientowana.
- Po co robisz tę szopkę? - mój głos wciąż jest cichy.
Ona jawnie ignoruje ten komentarz i dalej wpatruje się we mnie z mieszanką zdziwienia i czegoś jeszcze. Nie jestem w stanie powiedzieć czego, bo pomimo dziwacznego déjà vu czuję nieprzyjemny ścisk w żołądku.
- Ma-mamy razem kilka zajęć i...i chciałam z tobą porozmawiać o czymś je-jeśli pozwolisz... - spuszczam jeszcze bardziej głowę w dół, zasłaniając włosami część twarzy.
- Och, racja, mamy razem matematykę, biologię, historię i hiszpański, co nie?
Z powodu szoku podnoszę na nią wzrok – nigdy nie podejrzewałam, że mogłaby wiedzieć jakie zajęcia mamy razem, bo przecież nie pisałam o tym w liście. Ale skoro o tym wie to...to musiała mnie chociaż kojarzyć, tak?
- Umm, tak, tak - kiwam delikatnie głową.
- Właściwie to jest teraz pora lunchu, więc może pójdziemy gdzieś? Mam na myśli, wyglądasz na trochę wystraszoną, a poza tym jest tutaj pełno ludzi - proponuje, ponownie mnie zaskakując. - Oczywiście, jeśli chcesz...
- D-dobrze.
- Świetnie - uśmiecha się delikatnie. - Chcesz iść na stołówkę, czy może urwiemy się w inne miejsce?
- Uhm, ja... Po-pozostawiam wybór to-tobie.
- Chodźmy - sięga po swoją torbę, która leżała przy jej prawej nodze. - Masz po lunchu jakieś zajęcia? Jest czwartek i, cóż, nie chciałabym, żebyś miała kłopoty, jeżeli mogłabyś się spóźnić.
- Tylko dwa angielskie - przełykam cicho ślinę. - A-ale nie będzie z tym problemu - mamroczę. - Jest koniec roku, więc...więc pan Mayers puszcza same filmy.
- To dobrze się składa - posyła mi jeszcze jeden ze swoich uśmiechów przed ruszeniem wzdłuż korytarza w stronę wyjścia.
**
Nic nie mogę poradzić na to, że przez całą drogę ze szkoły do...właściwie nieznanego mi miejsca rozglądam się dookoła. Tutaj również wszystko wygląda na żywe i, tym razem, słychać rozmowy ludzi, czy nawet warczenie silników samochodów. To jest zbyt realistyczne, żeby mogło być prawdą.
Biorę gwałtowny wdech, kiedy przez roztargnienie otoczeniem wpadam na brunetkę przede mną, która zatrzymała się bez ostrzeżenia. Natychmiastowo cofam się o dobre trzy kroki, bojąc się reakcji z jej strony.
- Prze-przepraszam, ja nie chciałam... Rozglądałam się i nie-nie zauważyłam, że...że się zatrzymałaś.
- W porządku - odwraca się do mnie bokiem, otwierając jednocześnie drzwi od, jak się okazuje, kawiarni. - Wchodzimy? - kiwam posłusznie głową, po czym ruszam za nią, uważając tym razem, aby nie popełnić kolejnej gafy.
Dziewczyna wybiera miejsce z tyłu, gdzie nie ma wielu ludzi – podejrzewam, że to jakaś obawa, pomimo nierealnej sytuacji, że ktoś mógłby ją zobaczyć z takim nerdem jak ja. Oblizuję szybko usta, starając się zignorować głupie myśli, a w zamian za to skupić całkowicie na brunetce, która w chwili obecnej przygląda mi się z uwagą.
- Co dla ciebie zamówić? - pyta lekko, sprawiając, że moje wargi rozchylają się w szoku. - Co? Przyprowadziłam cię tutaj, więc wypada coś kupić, prawda? - śle mi przeuroczy uśmiech, który w tym momencie jest moją zgubą.
- Cokolwiek - odpowiadam cicho, bawiąc się nerwowo palcami.
- Mkay. Za chwilę wracam.
Gdy znika z pola widzenia, mocniej wtapiam plecy w miękką kanapę i przymykam oczy. To wszystko jest takie dziwne, takie inne. Nie nadążam za całą tą akcją – prawda jest taka, że w chwili obecnej przeprowadzam moją najdłuższą rozmowę w życiu, znaczy, powiedzmy życiu, a w dodatku z dziewczyną w której jestem tak strasznie zakochana.
Jeżeli to sen albo jakieś złudzenie to niech się nie kończy.
- Już jestem - słyszę melodyjny głos, a kilka sekund po tym czuję bok jej uda przy swoim, co sprawia, że otwieram oczy.
Ze wszystkich możliwych miejsc na kanapach wolała usiąść tak blisko, że tworzy się między nami kontakt fizyczny. Ja...już nie wiem jak mam to komentować. Nawet w głowie.
- Wzięłam dla ciebie cappuccino, bo nie byłam pewna, co lubisz - nie jestem w stanie się wysłowić, więc ślę jej wdzięczne spojrzenie i kiwnięcie głową. - Och, właśnie! - odwraca się do mnie przodem, opierając niewielką część kolana na moim udzie. - Jestem Camila - wysuwa prawą dłoń.
- La-Lauren - niepewnie złączam nasze ręce.
Przygryzam w buzi język na świadomość delikatności, miękkości i ciepła bijącego od niepozornie małej dłoni dziewczyny. Nigdy nie podejrzewałam, że mogłabym mieć możliwość, aby ją dotknąć. Nawet w ten sposób.
- Wiem, że jesteś Lauren - uśmiecha się i nieśpiesznie rozłącza nasze ręce.
- W-wiesz?
- Yeah - potakuje, chwytając swój napój w obie dłonie, nie zmieniając pozycji. - Jesteś jedną z najlepszych uczennic.
- No tak - szepczę speszona tym, że właśnie przez to mnie kojarzy.
- To nie powód do wstydu, Lauren.
- Czyżby? - spuszczam głowę w dół, owijając drżące dłonie wokół filiżanki cappuccino. - Twoi przyjaciele myślą inaczej... - mówię cicho do siebie, ale czując jak napinają się jej mięśnie wiem, że to usłyszała. - J-ja przepraszam, nie...nie chciałam - szybko. - Proszę, n-nie idź - mój rozbiegany wzrok pada na jej twarz. - Przepraszam, Camila.
- Nigdzie się nie wybieram - śle mi smętny uśmiech za który mam ochotę walnąć się w twarz. - Powiedziałaś prawdę. Te bezmózgi czują przyjemność z naśmiewania się z kogoś naszego pokroju.
- Na-naszego? - marszczę brwi, biorąc niepewny łyk napoju.
- Jestem zaraz po tobie ze średnią - dziewczyna opiera prawy bok swojej głowy o oparcie kanapy, nie spuszczając wzroku z mojej twarzy. - Nie wiedziałaś? - potrząsam głową. - To nie są moi przyjaciele, Lauren... Przylepili się do mnie ze świadomością, że lepiej jest się trzymać z tą dziewczyną, której rodzice są wpływowi, bo wkładają pieniądze w tę szkołę. Prócz tego nic nas nie różni w tej kwestii.
- Och... Nie wiedziałam...
- Cóż...miło jest porozmawiać z kimś o równym poziomie - nieśmiało skupia wzrok na swojej kawie przez paręnaście sekund. - I skoro mam okazję to... Chciałabym cię przeprosić.
- Za co? - jestem zaskoczona tym, że w ogóle coś mówię.
- Za to, że nie reagowałam, kiedy byli dla ciebie tacy okrutni. Nie zasłużyłaś na to...
- Może jednak zasłużyłam - ponownie kieruję to do siebie, ale Camila i tak wychwytuje wypowiedź, bo szybko na nią odpowiada.
- Nie, nie zasłużyłaś. Zawsze jesteś...byłaś taka...taka miła dla każdego i pomocna i niewinna - czuję jak moje policzki zaczynają piec. - I zawsze łatwo się zawstydzałaś - dodaje z humorem. - Do twarzy ci z rumieńcami.
Moje oczy wędrują po jej opalonej twarzy, a w gardle pojawia się gula przez którą nie mogę wykrztusić ani jednego słowa.
- Przepraszam, normalnie nie jestem taka bezpośrednia. Ja po prostu...czuję się tak komfortowo przy tobie, mimo że w rzeczywistości rozmawiamy ze sobą od kilkunastu minut. To dziwne, prawda?
- Nie, to nie jest dziwne. J-ja też się tak czuję.
- Nie widać. Jesteś taka zestresowana, a przynajmniej dajesz takie wrażenie.
- Po prostu nie chcę zrobić lub powiedzieć coś nie tak. Nie chcę, żebyś odchodziła.
- Nie zamierzam tego zrobić - oblizuje swoje pulchne, ciemno-różowe usta. - Teraz jestem wolna, nie muszę się obawiać tego, co będzie, jeśli wybiorę to czego chcę.
- Nie rozumiem... - marszczę brwi.
- Może zabrzmi to jak marne tłumaczenie mojego braku reakcji, ale... - przymyka powieki. - Cóż, właściwie nic mnie nie wytłumaczy... - zamieram w miejscu, gdy pochyla się odrobinę w moją stronę przez co czuję kwiatowy zapach jej perfum. - Ciężko jest być sobą i żyć pod jednym dachem z homofobami, Lauren.
Brązowe tęczówki Camili skupiają uwagę na moich przez naprawdę długi czas, powodując, że oblewa mnie gorąc. Nie wiem jak powinnam reagować na tę krótką odległość między nami. Nie wiem, czy w ogóle powinnam.
- Ho-homofobami?
- Mhm - kiwa głową. - Ale to wciąż nie usprawiedliwia tego, że nie byłam w stanie ruszyć tyłka i zareagować, kiedy tak okropnie cię traktowano - unosi swoją lewą dłoń do mojej twarzy. - Żałowałam tego każdego kolejnego dnia. Wiem, że możesz mi nie wierzyć, ale... - ciepła i miękka skóra styka się z moim lewym policzkiem, przekręcając go bardziej do siebie, wskutek czego siedzimy ze sobą twarzą w twarz. - Wyrzuty sumienia zżerały mnie od środka za każdym razem, gdy widziałam te zdjęcia na korytarzu. Nie mogłam i nie mogę sobie wybaczyć tego, że nic nie zrobiłam... Zamiast być tutaj ze mną mogłabyś żyć i zrobić wszystko to, co zawsze chciałaś. Mogłabyś być szczęśliwa...
- Życie z nimi było dla mnie piekłem - spycham na bok zawstydzenie, bardziej wtulając policzek w jej dłoń. - Dopiero teraz jestem szczęśliwa - szepczę, wpatrując się prosto w ciemnobrązowe, magnetyzujące tęczówki dziewczyny.
- Jesteś taka urocza - unosi kąciki ust. - Więc co chciałaś mi wcześniej powiedzieć? Wiesz, zanim tu przyszłyśmy.
- Och - odwracam wzrok. - J-ja tylko...
- Nie stresuj się, Lauren - przesuwa kciukiem po mojej skórze. - Nikt cię nie skrzywdzi bez względu na to, co chcesz wyznać.
Przesuwam językiem pomiędzy własnymi wargami i zamykam na kilkanaście sekund oczy, próbując jednocześnie uspokoić bicie serca, ścisk w żołądku oraz fale gorąca uderzające w moje ciało. Nigdy nie podejrzewałam, że mogłabym mieć szansę, żeby w końcu wyrzucić z siebie to, co chciałam o tak dawna. Jestem pewna tego, iż będzie mi lżej, ale z drugiej strony czuję paniczny strach przed ewentualnie złą reakcją – bez względu od ilości zapewnień wciąż będę odczuwała obawy.
- J-ja...umm...ch-chciałam tylko powiedzieć, że...że...podobaszmisię.
Tuż po tym, jak wypowiadam te słowa, przekręcam głowę w drugą stronę, przerywając między nami kontakt skóra-skóra. Nie jestem w stanie spojrzeć na jej twarz, bo przeraża mnie myśl o tym, że mogłaby mnie wyśmiać albo pokazać obrzydzenie.
Biorę drżący, urywany oddech, kiedy czuję szczupłe palce Camili splatające się z moimi i ciągnące za rękę. Mimowolnie na nią zerkam przez co dostrzegam nieśmiały uśmiech na jej ustach. Nic z tego nie rozumiem.
- Chodź ze mną.
**
- N-nie rozumiem dlaczego chciałaś tutaj przyjść... - wsuwam dłonie do tylnych kieszeni spodni, kiedy brunetka rozgląda się po moim starym pokoju.
- Podobno miejsce w którym przebywa się najwięcej trochę mówi o człowieku - odwraca się na moment, aby posłać mi kolejny raz swój cudowny uśmiech. - Nie wiedziałam, że malujesz i rysujesz.
- W zasadzie nikt nie wie...
- Czułam, że masz artystyczną duszę - przesuwa palcami po moim zamkniętym szkicowniku.- Mogę zobaczyć?
Kiwam jedynie głową, powoli podchodząc do jej ciała. Oczywiście staję w bezpiecznej i komfortowej odległości – nie chciałabym wpędzać ją w zakłopotanie przez niechcianą bliskość nawet po moim wyznaniu, którego dotychczas w ogóle nie skomentowała.
- To...ja?
Spuszczam wzrok na szkicownik i praktycznie od razu czuję wypieki na policzkach. Myślałam, że przejrzy go przelotnie, a nie wystarczająco dokładnie, aby znaleźć rysunki przedstawiające ją we własnej osobie.
- Umm, tak - zgryzam wargę, przyglądając się starej pracy.
- Siedziałaś gdzieś i...
- Nie, nie - zaprzeczam szybko. - Szkicuję z pamięci.
- Och, cóż, masz najwyraźniej dobrą pamięć - wskazuje palcem na kolejną kartkę. - Nawet narysowałaś moją koszulkę.
- To stare prace... Umm, przepraszam, nie powinnam była cię szkicować - szepczę speszona. - Przepraszam, pewnie teraz wychodzę na jakąś...
- Wcale nie. Są piękne. Podobają mi się - powoli obraca się do mnie przodem. - Masz talent - dodaje, zerkając na ostatnią stronę na której widnieje jedyna pokolorowana praca.
- Podejrzewam, że jaśniejsza dłoń z tymi czarnymi paznokciami jest odwzorowaniem twojej?
- M-mhm...
- A druga jest...?
Teraz jej uwaga całkowicie skupia się na mojej osobie, co skutkuje potężnym uczuciem zawstydzenia. Przełykam cicho ślinę, celowo patrząc na własne buty, aby uniknąć typu spojrzenia lub wyrazu twarzy jaki mogłabym zobaczyć.
- Mogę cię przytulić?
Moje oczy rozszerzają się, a wraz z tym przyśpiesza bicie serca. Ona nie... Nie. Na pewno się przesłyszałam. Nie zapytałaby o coś takiego... Prawda?
- Lauren?
- Umm, tak?
- Mogę cię przytulić? - powtarza, wyciągając w moim kierunku ramiona.
- Och, uhm, d-dobrze... - wyciągam dłonie z kieszeni i pozostawiam je spuszczone po bokach mojego ciała.
Drobne ramiona Camili szybko owijają się wokół wcięcia w talii, przytulając jednocześnie delikatnie i mocno. Staram się brać powolne, głębokie oddechy, gdy czuję jak wtula twarz w bok mojej szyi.
- Lauren?
- T-tak?
- Przytulisz mnie?
- M-mhm...
Niepewnie obejmuję szyję brunetki rękoma i wciskam lekko nos w jej pachnące włosy. Nie mogę uwierzyć w to, że jest tak blisko, że mogę poczuć jej ciało, jej ciepło, jej zapach.
- Jest lepiej, niż podejrzewałam - słyszę ciche mruknięcie Camili.
- Huh?
- Nawet nie wiesz ile razy chciałam to zrobić...
- Och.
- Wyglądasz na kogoś, kogo powinno się przytulić.
Nic nie mogę poradzić na to, że przez myśl przebiega mi stare przezwisko.
Nerdo-dziwako-grubas.
- I zanim pomyślisz o czymś złym... Mam na myśli to, że masz taką...taką aurę.
- Aurę?
- Mhm - mocniej wtula twarz w moją szyję, co skutkuje tym, że czuję jej wargi przy skórze. - W końcu mogłam to zrobić bez obaw.
- N-nie zrobiłabym ci nic złego, je-jeśli o to ci chodzi.
- Wiem, że nie. Widziałam jak na mnie patrzyłaś.
Przełykam cicho ślinę, kolejny raz odczuwając wstyd swoim zbyt oczywistym zachowaniem w tamtym czasie.
- Nawet nie wiesz jak ciężko było mi tłumić wszystko w sobie przez tyle czasu - mówi cicho. - Nie mogłam do ciebie podejść, bo byłam świadoma tego, że nie powstrzymałabym się przed tyloma rzeczami... - marszczę brwi w niezrozumieniu, mimo że tego nie widzi. - Życie z homofobami i jednocześnie bycie skrycie jedną z osób, których tak bardzo nienawidzą; którymi tak bardzo gardzą było okropne - bawię się nerwowo końcówkami jej włosów, gdy czuję jak składa pocałunek na boku mojej szyi. - Nie mogłam mieć i nie mogłam być z kimś kogo chciałam - miękkie i ciepłe usta Camili powoli mkną w górę, powodując paraliż całego mojego ciała oraz przyśpieszone tętno. - Nawet własnego męża nie kochałam. Był bardziej jak przyjaciel. Nie byłam w stanie wmusić się w kochanie go w sposób romantyczny. I on to wiedział i rozumiał. Nie wiem dlaczego, ale rozumiał - wzdycha, chuchając gorącym oddechem na wrażliwą skórę. - Nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłam na drugą szansę bycia obok ciebie...
- Kocham cię - szepczę, przerywając jej w połowie wypowiedzi. - Kocham cię, Camila - zamykam szczelnie oczy, odważając się na pocałowanie skroni dziewczyny.
Wypuszczam cicho powietrze z płuc, gdy wargi dziewczyny zaczynają nieśpiesznie sunąć po linii mojej szczęki. Nigdy nie miałam możliwości, aby poczuć coś takiego, więc nawet nie mam zielonego pojęcia, czy powinnam cokolwiek zrobić.
Czubek nosa Camili przejeżdża po moim lewym policzku, kiedy pyta mnie o kolejną z rzeczy, których nawet nie zamierzałam sobie wyobrażać, aby robić złudne nadzieje.
- Mogę cię pocałować?
Brązowe tęczówki wpatrują się w moje w cierpliwym wyczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź. Ale ja...zwyczajnie nie jestem przez dłuższą chwilę wydukać cokolwiek. Jedynie patrzę na nią z szokiem, próbując skutecznie przyswoić do siebie obecne położenie naszej dwójki.
- J-ja nigdy n-nie... - jąkam się tak mocno, że nie kończę tego zdania.
- Nie bój się, kochanie.
Ponownie się zbliża, unosząc razem ze mną odrobinę podbródki, co powoduje, że nasze usta się zbliżają. Na ten moment ignoruję nawet sposób w jaki zostałam nazwana.
- Mogę?
Ciepły, kawowy oddech Camili daje o sobie znać, kiedy zaczepia swoją dolną wargę o moją, chwytając palcami lewej dłoni zaczerwieniony policzek.
Moje usta pozostają rozchylone nawet wtedy, gdy w którymś momencie kiwam potakująco głową, wywołując tym samym delikatny uśmiech na twarzy dziewczyny. Marszczę lekko brwi, kiedy mruży swoje oczy, przybliżając się jeszcze bardziej. Postanawiam zrobić to samo co ona i niespełna parę sekund później czuję miękkie wargi napierające na moje.
Oczywiście nie mam pojęcia, co robić, ale na szczęście Camila nie utrudnia mi tej stresującej sytuacji, bo jedynie pozostawia nasze usta złączone bez zbędnego poruszania nimi. Mimo to, nerwy biorą górę, sprawiając, że moje dłonie drżą – robię spory krok w przód, ponieważ chcąc pozbyć się tych niekomfortowych drgań zanim dziewczyna mogłaby je wychwycić, wplatam bardziej place w jej włosy i na dobrą sprawę ten sposób całkiem działa.
- Kocham cię, Lauren - szepcze, ofiarowując mi jeszcze jednego, krótkiego całusa przed odsunięciem twarzy na kilka centymetrów.
Mrugam kilkakrotnie oczami w próbie odpędzenia łez, jednak kiepsko mi to wychodzi, bo brunetka układa swoje dłonie na moich policzkach i ściera z nich mokre ślady. Kilkukrotnie otwieram usta, żeby cokolwiek powiedzieć, ale czuję taki uścisk w klatce piersiowej oraz gardle.
- Jej karą było życie z poczuciem winy do momentu, kiedy nie spotkała się z tobą w czyśćcu - słyszę głos Elijah i opierając się na mimice twarzy Camili, ona również. - A twoją było patrzenie na coś, czego nie mogłaś odzyskać przez lekkomyślną decyzję - nerwowo przeczesuję grube, brązowe włosy dziewczyny - Kiedy umarła i była w drodze do ciebie jedyne o co się modliłaś to o to, aby znalazła spokój i szczęście. Znalazła ciebie.
- To prawda? - pyta cicho, a ja jedynie potakuję ruchem głowy. - Zawsze ze mną byłaś?
- T-tak...
- Czy teraz to ja mogę być z tobą tak długo jak się da? - ponownie przesuwa kciukiem po moim policzku. - Pozwolisz? - ponownie w szoku tylko kiwam.
- A-ale gdzie t-teraz trafimy?
- Elijah powiedział mi, że możemy tutaj zostać albo wybrać sobie jakiekolwiek inne miejsce, aby zacząć nowe życie.
- Więc to jest...forma nieba?
- Mhm - uśmiecha się delikatnie. - Kocham cię - składa drobnego całusa na czubki mojego nosa.
- Kocham cię - szepczę, również unosząc kąciki ust.
- Masz piękny uśmiech - po raz, chyba, setny tego dziwacznego, tak jakby, dnia, czuję jak policzki pieką od zawstydzenia. - Będę się starała robić wszystko, aby widzieć go przez cały czas - opiera nasze czoła o siebie. - Tak długo na ciebie czekałam, kochanie.
- Ja na ciebie też - przymykam lekko oczy.
- Nie wiem, czy kiedykolwiek się tobą nacieszę.
- Komu ty to mówisz - obie cicho się śmiejemy na moje stwierdzenie.
- Jesteś teraz szczęśliwa?
- Tylko przy tobie.
- To dobrze - jej prawy kciuk obrysowuje kontur dolnej wargi, pozostawiając po każdym ruchu przyjemne mrowienie. - Ja też jestem szczęśliwa.
- Przez ten cały czas myślałam, że jestem w drodze do piekła, a tymczasem okazało się, że przez czyściec dotarłam do raju - całuję delikatnie palec Camili.
- Co chciałabyś teraz robić? - unosi odrobinę brwi. - Masz jakieś marzenia? Plany do wykonania?
- Zawsze chciałam iść do NYU albo na literaturę, albo na sztuki piękne. A ty?
- Chciałam zacząć studiować psychologię.
- Wierzę, że NYU ma bardzo bogaty system edukacji.
- To nasz świat, więc na pewno taki ma.
- Nasz... - powtarzam cicho.
- Tylko ty i ja. W końcu - znowu przybliża swoje usta niebezpiecznie blisko moich. - Mogę? - uśmiecham się w odpowiedzi.
Camili wargi złączają się z moimi z taką samą delikatnością i prostotą jak wcześniej, wywołując nadto przyjemne uczucie w brzuchu i nieopisaną radość i szczęście.
- W końcu ty i ja - szepczę, wywołując szeroki uśmiech dziewczyny, która od tak dawna kochała mnie tak samo, jak ja ją.
***
Spodobał Wam się koniec tego ff?
W ogóle nie czaję, jak to jest, że ten shit ma #118 miejsce w fanfiction, a moje Anancastic zatrzymało się na #284 w styczniu...
PS.: Małe pytanko o którym pewnie jeszcze parę razy wspomnę w Anancastic – planuję po skończeniu tego fanfiction kolejne o Camren z, mam nadzieję, ciekawą fabułą i zaczęłam ostatnio się zastanawiać, czy chcielibyście G!P? To będzie spory projekt, nie tak obszerny, jak Anancastic, ale jednak.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top