o14. Sawamura Daichi [Haikyuu]
good morning!
imagif dla: WilczyDemon
UWAGA! ATTENTION!: Rozdział jest... długi. Um, nie, to nie wina zamawiającego. To moja wina.
1. Westchnęłaś, lekko zestresowana uchylając drzwi do szkolnej sali gimnastycznej. W dłoni ściskałaś arkusz ze swoja aplikacją.
Nie pierwszy raz, niestety, dostarczałaś takie dokumenty. Nigdy nie sądziłaś, że będziesz musiała to kiedykolwiek powtórzyć, a jednak, twój klub został rozwiązany, a ty panicznie szukałaś miejsca dla siebie. Oczywiście, mogłaś się domyślić, że Takeda-sensei najchętniej wyśle cię do klubu, którym się opiekuje. Zawsze wspominał na lekcjach, że brakuje mu menadżerek i innych osób, które mogłyby pomoc w organizacji pracy.
Rozejrzałaś się po sali. Widocznie twój przyszły klub miał zajęcia, ponieważ kilku chłopaków odbijało piłki niedaleko siatki. Ty jednak obrzuciłaś ich tylko krótkim spojrzeniem, wypatrując ciemnych, potarganych włosów.
Uśmiechnęłaś się pod nosem, w końcu je dostrzegając. Wsunęłaś się do środka, teraz już znając cel swojej podróży.
— Takeda-sensei! — Zawołałaś, prędko truchtając do nauczyciela. On odwrócił się w twoją stronę, w ten sposób niszcząc małe kółeczko rozmów, którego był członkiem. Ukłoniłaś się delikatnie na powitanie z mężczyzną. Kątem oka zauważyłaś, że teraz wszyscy ci się przyglądają. Przygryzłaś z zawstydzeniem dolną wargę. — Oto wszystkie potrzebne dokumenty.
— Dziękuję, [Nazwisko]-san — twój opiekun uśmiechnął się. — Właśnie, skoro niedługo dołączysz do grona, to może przywitasz się ze wszystkimi? Nie ma dzisiaj drugiej menadżerki, ale za to zespół jest w pełnym składzie.
— J-ja... — dopiero teraz odważyłaś się rozejrzeć. Wszystkie piłki leżały już od dawna na podłodze, a uszy nastawione były na obecną rozmowę. — Cóż, bardzo chętnie. Mam tylko nadzieję, że nie będę im przeszkadzać.
Dookoła ciebie słychać było coraz więcej szeptów.
Nauczyciel odwrócił się, wołając do siebie nieznajomego ci chłopaka o ciemnych włosach i łagodnym wyrazie twarzy.
— Sawamura-san, chciałbym ci przedstawić waszą najprawdopodobniej nową menadżerkę, która będzie towarzyszyć Shimizu-san w pełnieniu obowiązków.
— Przepraszam, że dołączam do składu w tak nietypowym momencie — odezwałaś się, a na twoją twarz wpłynął krzywy uśmiech. — Mam nadzieję, że nie robię problemu.
Nim jednak twój rozmówca zdążył cokolwiek odpowiedzieć, przed jego osobę wyskoczył niski, zdecydowanie pobudzony chłopak. Miałaś nieodparte wrażenie, że jego stojące włosy bujały się na wszystkie strony, gdy podskakiwał z ekscytacji.
— Czy to znaczy? Że będziesz nową menadżerką? Naszą? Naszego zespołu? — Uniosłaś ręce w obronnym geście, zaskoczona i skrępowana dziwnym chłopakiem, który mimo bardzo uroczego uśmiechu, zaczynał cię przytłaczać swoim słowotokiem. — Będziemy mieć kolejną piękną mena-
Jego słowo zostało urwane w połowie, gdy Sawamura, jak zapamiętałaś, złapał kolegę za kołnierz, gwałtownie odciągając od ciebie.
— Nishinoya — jego wściekły głos zagrzmiał nad głową biedaka, który wyglądał nagle, jakby miał wyzionąć ducha. Próbował coś wyjąkać, ale nim zdążył, jego oprawca wymusił na nim skłon, trzymając go mocno za kark. — Nie wolno ci straszyć nowych osób.
— P-przepraszam — Jednak jego głowa została popchnięta jeszcze niżej. Wzdłuż twoich pleców przeszedł dreszcz. — Już nie będę...
W końcu jego biedna szyja została uwolniona. a on sam wycofał się przygnębiony, chociaż dalej zainteresowany twoją osobą. W końcu sam kapitan cię przeprosił, a ty uniosłaś ze zdziwieniem brwi.
— To nic takiego — podrapałaś się w policzek. Po tak nietypowym przedstawieniu, stres uleciał z ciebie niespodziewanie. Dlatego więc w końcu mogłaś wyszczerzyć się radośnie i szczerze. — Cieszę się, że przynajmniej ktoś mnie ciepło przyjął!
Na sali zapanowała na chwilę cisza. Twój rozmówca, po chwili rozmyślania, w końcu odetchnął głęboko i kiwnął głową.
— Przepraszam za nich jeszcze raz — odezwał się, a ty poczułaś, jak czerwienią się twoje policzki. Próbowałaś ponownie powiedzieć, że nic się nie stało. On jednak uśmiechnął się, spoglądając na ciebie. — Na ten moment, witamy w drużynie.
---
2. Przez ostatnie zaległości, których nabawiłaś się w szkole, musiałaś odpuścić sobie wyjazd na ostatni mecz Karasuno. I chociaż marzyłaś o tym by im towarzyszyć, mogłaś jedynie przełknąć smutek, wylewając spora dawkę łez żalu w rękawy koleżanek, a po kryjomu nawet kilku siatkarzy. Sugawara naprawdę był empatycznym człowiekiem.
Dlatego więc, jedyne co mogłaś zrobić to odesłać ich wszystkich po krótkiej mowie motywacyjnej w podróż. Pożegnałaś każdego, a Hinata tak bardzo cię wzruszył, że niemalże na nowo się popłakałaś. W ryzach trzymał cię Daichi, którego dłoń na twoich plecach miała na ciebie prawdziwie kojące działanie.
Jednak i ona musiała w końcu zniknąć. Gdy tylko ich autokar zniknął za zakrętem, wyciągnęłaś telefon, czekając na szczegółowy raport z każdej sekundy wyjazdu od Saeko. Poznanie jej to najlepsze co się w twoim życiu wydarzyło i miało zarazem związek z Tanaką. No, może poza zostaniem menadżerką Karasuno.
***
Zaczęłaś skakać i piszczeć z radości na pustym korytarzu szkolnym, widząc wiadomość o treści "Wygrali!" na swoim ekranie.
— Tak, tak, tak!
Drżącymi dłońmi wystukałaś podziękowanie za informację, by zaraz potem dostać drugi sms o tej samej treści od Kiyoko. Poczułaś, jak kolejny raz się rozklejasz, tym razem ze szczęścia. Postanowiłaś jednak zachować wszystkie te emocje na przyjazd. Teraz cała rumiana i podekscytowana siedziałaś na ławce, starając się nie zwariować z radości.
***
Daichi spojrzał po raz kolejny na swoją komórkę, którą wyciągnął z torby. Co chwila zerkał na jej wyświetlacz. Planował wysłać ci wiadomość, że wygrali, albo chociaż, że wracają, ale nie umiał wybrać nawet twojego numeru.
Westchnął, spoglądając na lewo. Sugawara drzemał sobie spokojnie; może to i lepiej, zapewne zaraz zmusiłby go do napisania całego eseju do twojej osoby. A z drugiej strony przynajmniej pomógłby mu się zdecydować.
Chciał podrapać się po policzku, czując mrowienie, ale gdy tylko dotknął powierzchni skóry, syknął z bólu nieznacznie. No cóż, przynajmniej teraz przypomniał sobie, dlaczego go mrowi.
Ostatni raz odblokował ekran telefonu, jednak zaraz zgasił go, po czym odłożył telefon na torbę. Nie miał odwagi, zrezygnował.
Przełknął natomiast ślinę, zdając sobie sprawę, że będzie musiał ci się pokazać. Wiedział, jak zareagujesz na to, co zobaczysz.
***
W końcu koniec zajęć dodatkowych i nadrabiania. Niebo było już od dawna pomarańczowe, gdy niecierpliwie wierciłaś czubkiem buta w kostce brukowej. W końcu jednak się doczekałaś: przez bramę wjechał autokar. Zerwałaś się z pozycji siedzącej, czując zastrzyk ekscytacji.
Wydawało ci się że te kilkadziesiąt sekund, nim pojazd stanął, były tak naprawdę wiecznością. Ale udało się. Silnik zamruczał delikatnie, nim zgasł. Drzwi bliżej przodu otworzyły się, a ty ledwie powstrzymywałaś się, by w nie nie wbiec.
Przez szyby widziałaś sylwetki tak dobrze znanych ci przyjaciół, podnoszących się ze swoich siedzeń. A jednak, miałaś wrażenie, że jedna z sylwetek się nie porusza, jakby zamarła w środku.
Pierwsi z autokaru wypadli Takeda-sensei i Ukai-sensei. Przywitałaś się z nimi grzecznie, chociaż z wyraźnym uśmiechem na twarzy. Zaraz potem wyłonili się Kei, czy nawet Kageyama.
Zaśmiałaś się, przybijając po wysokiej piątce z Tanaką i Yuu, którzy rozradowani rzucili się do ciebie pochwalić wygraną. Z libero podskoczyłaś nawet kilka razy, śmiejąc się perliście.
Cały czas jednak ukradkiem zerkałaś na szybę. Nieruchoma sylwetka wydawała ci się znajoma, a Daichi dalej nie wychodził...
W końcu Sugawara wysunął się na zewnątrz. Gdy tylko cię zauważył, podszedł prędko do ciebie z tajemniczą miną.
— Gratuluje wygranej! — Zaśmiałaś się, na co chłopak podziękował za gratulacje. Zaraz jednak nachylił się lekko. Zauważyłaś, że w jego oczach widać było... jakąś krępację.
— [Imię]-chan — przybliżył się do twojego ucha, a ty zaczęłaś uważnie nasłuchiwać. — Daichi... um, nie przejmuj się tym za bardzo, dobrze?
Po chwili odsunął się, a ty mogłaś przysiąc, że jego uśmiech wydawał się jakiś krzywy. Co prawda jego słowa wzbudziły ciekawość, ale co mogłaś robić? Kiwnęłaś głową, po czym zaczęłaś oczekiwać swojego chłopaka. O co chodziło szarowłosemu?
Teraz, gdy pożerała cię ciekawość, chciałaś, by wszyscy wyszli jak najprędzej. A jednak, tłum wylewał się powoli, a intuicja kazała ci myśleć, że Sawamura wyjdzie jako ostatni...
I nie myliłaś się. Dopiero na sam koniec dane ci było ujrzeć ci ujrzeć twojego ukochanego.
— Daichi! — Uśmiechnęłaś się promieniście, widząc, jak w końcu widzisz koszulkę z jedynka na przedzie, wyłaniającą się spod rozpiętej bluzy. Nie zauważyłaś, jak pozostali trzecioklasiści wstrzymują oddech. Podeszłaś do Sawamury, nie mogąc powstrzymać ekscytacji. Już miałaś się na niego rzucić, by wyściskać go mocno, ale zatrzymałaś się w ostatniej chwili. Uniosłaś brew. — Coś się stało? O coś chodzi?
Próbowałaś odczytać jego emocje, jednak czarnowłosy odwrócony był profilem, jakby uparcie wpatrywał się w stronę ulicy.
Sugawara zdzielił Tsukishimę w plecy, gdy ten parsknął cicho, obserwując was.
Daichi spojrzał na ciebie ukradkiem, widząc, jak przekrzywiasz głowę. Odetchnął głęboko, jakby zbierając się w sobie. To nie tak, że się bał. To raczej kwestia tego, że strasznie będziesz się o niego martwić.
Odwrócił swoją twarz przodem do ciebie. Dało się wręcz usłyszeć, jak nabierasz powietrza.
— Cześć — uniósł w końcu oczy znad ziemi. Nawet nie zorientował się, gdy jego ręka wylądowała z tyłu głowy. Potarł włosy, zawstydzony.
Ty natomiast nawet nie patrzyłaś mu w oczy. Nie, twoje [kolor] tęczówki wbite były w jego policzek. Chociaż, raczej to co ze zdrowego policzka zostało.
— Co tu się stało? — Spytałaś, czując, jak do oczu nachodzą ci łzy. Przystawiłaś dłoń do ust, jakby starając się opanować. Drugą wyciągnęłaś, próbując dotknąć rany. W ostatniej chwili jednak zrezygnowałaś. — Daichi, co się stało?
— N-nic takiego, naprawdę — nadęłaś policzki, słysząc, jak próbuje uniknąć tematu. Nie zamierzałaś się jednak z nim nadmiernie kłócić. Odsunęłaś się, gdy próbował się do ciebie przybliżyć i rozejrzałaś nerwowo po powoli wyludniającym się placyku. Twój wzrok padł na rudowłosego pierwszaka, wyraźnie zajętego kłótnią z Tobio.
— Shouyou-chan! — Zaświergotałaś, momentalnie przykuwając jego uwagę. Cóż, taki miałaś cel, nie używałaś imienia bez powodu. Szybko złapałaś go za ramię, ciągnąc na nowo do kapitana.
— T-tak? [Nazwisko]-senpai? — poczuł, jak pot zaczyna spływać mu po plecach, ponieważ Daichi wpatrywał się w niego intensywnie. Ty jednak byłaś niewiele lepsza; z drapieżnym uśmiechem zerkałaś na niego, a twój głos ociekał groźbą.
— Czy byłbyś tak miły, by opowiedzieć swojej drogie senpai co się stało podczas meczu?
— Ja? — Włosy rudowłosego zafalowały, gdy odchylił głowę do tyłu na znak zaskoczenia. Zaraz jednak dwie pary oczu spojrzały na niego z tą samą intensywnością, ale inną intencją. Brązowe tęczówki Sawamury mówiły "Nie!", podczas gdy twoje, [kolor] mówiły "Tak!".
Z perspektywy czasu łatwo dojść do stwierdzenia, iż mogłaś się domyśleć, co się stanie. Biedny pierwszoklasista nie wiedział, kogo się posłuchać, a nieprzyjemna atmosfera pomiędzy tobą, a twoim chłopakiem nie pomagała mu w osądzie.
— Ja... przepraszam! — Hinata nagle wykrzyknął, zginając się w pół na znak pokory, po czym biegiem ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Spanikował. Próbowałaś go zawołać, jednak on już dawno zniknął za jakimś zakrętem.
— Co za dziecko — westchnęłaś, poddając się. Spojrzałaś ponownie na twarz swojego chłopaka, który dalej stał, teraz maskując emocje i przywdziewając delikatny uśmiech. Złapałaś go za dłoń. Na placu zostali tylko trzecioklasiści, którzy przyglądali się co się dzieje z pewnej odległości.
— Nie gniewaj się na mnie! — Czarnowłosy wypalił nagle, ściskając twoją dłoń. Spojrzałaś zdezorientowana na jego zdecydowany wyraz twarzy.
— Dlaczego miałabym być zła? — Mruknęłaś. Po chwili jednak uśmiechnęłaś się smutno, czując, jak kropki łącza się w całość. Ostrzeżenie Sugawary, jego ociąganie się i zwlekanie z historią. — Nawet przez chwilę nie byłam zła. A na pewno nie na ciebie.
W końcu nie wytrzymałaś. Rozłożyłaś ramiona i wpadłaś w klatkę piersiową siatkarza, mocno się w niego wtulając. On odwzajemnił uścisk, a do ciebie doszło westchnienie ulgi. Zachichotałaś, odsuwając się lekko.
— A teraz idziemy do mnie — zakomunikowałaś stanowczym tonem. Wywróciłaś oczami, po czym spojrzałaś pobłażliwie na twarz chłopaka, po której błąkał się rumieniec. — Chodź, pożegnamy z pozostałymi.
Na nic się zdały jego tłumaczenia, że pewnie czuć od niego potem, oraz że nie prezentuje się najlepiej. Nie dałaś się przekonać, na każde jego słowo znajdując kontrargument.
Ale z drugiej strony też, musiał przyznać w głębi serca - nawet nie chciał ci odmawiać. Jedyne o czym marzył to odpocząć w twoich czułych ramionach.
Tylko... nie będzie ci się przyznawał, ze stracił przez wypadek zęba. Mogłabyś to źle przyjąć.
---
3. Gdy tylko dołączyłaś do klubu, złapałaś bardzo dobry kontakt z Kiyoko. W pewnym momencie stałyście się w trakcie zajęć klubowych nierozłączne, oraz wspaniale synchronizując się ze sobą na rzecz płynnej pracy drużyny. Wszystkim dzięki temu żyło się coraz lepiej, nawet jeśli Daichi miał trochę nowych powodów do denerwowania się, gdyż ty nie byłaś tak zimna jak twoja koleżanka i pozwalałaś zazwyczaj naskakiwać na siebie Tanace i Nishinoyi.
Może dlatego tak szaro zrobiło się nagle na sali, gdy zniknęłaś na całe trzy dni, nie pojawiając się w poniedziałek w szkole. Nawet ci, którzy nie byli z tobą w bliskiej relacji musieli przyznać, że brakowało twojej osoby. Shimizu wzdychała, zdając sobie sprawę, że szybko przyzwyczaiła się do luksusu dodatkowej pary dłoni skorej do pomocy.
Sawamura natomiast... nie za bardzo wiedział, dlaczego aż tak bardzo tęsknił. Jasne, wiedział że mógł być niezadowolony z braku osób, w końcu się rozchorowałaś. Ale dlaczego cały czas szukał cię wzrokiem?
Czwartego dnia, Sugawara nie wytrzymał tęsknego wzroku swojego przyjaciela, który od kwadransu oczy miał wlepione w ławkę na której zazwyczaj siedziałaś.
— Oh, czyżbyś szukał [Imię]-chan? — Szarowłosy zaszedł chłopaka od tyłu, wyrywając go z rozmyślań. Ten odwrócił wzrok, zakłopotany.
— Cóż, zajęcia idą nam wolniej i nie jest tak łatwo zorganizować... — zaczął brązowooki, jednak nim dał radę coś dalej wydusić, zaczął być okładany po brzuchu. Stęknął obolały, a tymczasem, o zgrozo, nie był to jedyny cios.
— Przyznaj się w końcu, martwisz się o naszą drogą [Imię]-chan! Jak uroczo! — Koushi przywdział radosny uśmiech, jakby nie zwracając uwagi, że maltretuje właśnie brzuch kapitana. Daichi nie nadążał nawet reagować. Dobrze, że było dość pusto, więc światkiem tej tortury został jedynie pobladły Asahi, oraz zajęci grą Hinata i Kageyama. - Zmartwiony kapitan!
W końcu kolega zostawił znęcanie się nad brzuchem Sawamury. Spojrzał jednak na czarnowłosego przenikliwie, z tajemniczym błyskiem w oku. Ten nie dostrzegał go jednak, pochylony, próbując opanować fale bólu.
— D-dobra, może tak jest — wysapał pokrzywdzony, trzymając się za obolałe miejsce. — Ale...
W tym momencie otworzyły się drzwi do sali gimnastycznej. Sugawara zwrócił w ich stronę twarz, a oczy zaczęły mu wręcz iskrzyć, gdy zauważył nowego gościa.
Daichi nie spoglądał w tamtym kierunku, dalej próbując nie zwrócić obiadu. Dopiero znajomy głos spowodował, ze wyprostował się jak tyczka.
— Co tu się dzieje? — Cichy chichot rozniósł się po wnętrzu. Weszłaś do środka dziarsko, chociaż z zaczerwienionym jeszcze nosem i paczką chusteczek w dłoni. Pomachałaś radośnie, po czym zamknęłaś za sobą wrota do tego królestwa siatkówki. — Widzę, że za wcześnie przyszłam?
— Skądże! — Kapitan zaprzeczył gorączko, zdejmując dłoń z brzucha. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że serce przyspieszyło mu ledwie odczuwalnie na twój widok. Jego przyjaciel uniósł na to brwi. — Cieszę się, to znaczy, cieszymy się, że tu jesteś.
Zarumieniłaś się na to miłe przywitanie. Zignorowałaś Koushiego, który przystawił do ust dłoń i zaczął się dyskretnie śmiać.
— Usychaliśmy z tęsknoty — wymamrotał szarowłosy, zaskarbiając sobie tym nerwowe spojrzenie czarnowłosego. — Rozumiem, że można się spodziewać twojego powrotu?
Kiwnęłaś głową.
— Co prawda nie byłam dzisiaj jeszcze na lekcjach przez osłabienie, ale uznałam, że nie mogę odpuścić sobie zajęć klubowych — wyszczerzyłaś się, po czym uniosłaś pięść w walecznym geście. — Nie poddam się chorobie! Zresztą, pięć dni bez was to za długo. Zdążyłam się stęsknić!
Pewnie rozmowa ciągnęłaby się chwilę dłużej, gdyby zaraz nie zaczęła pojawiać się reszta zespołu. Przywitałaś się radośnie ze wszystkimi, ledwie przekonując Tanakę i Nishinoyę, by nie rzucali się na ciebie, bo nie chcesz ich zarazić.
Teraz dwójka trzecioklasistów przyglądała się, jak znikasz z Shimizu w składziku, by zabrać kosz na piłki.
Przed odejściem do reszty, Sugawara ostatni raz wymierzył cios w brzuch kolegi, który na twarzy miał do tej pory błogi uśmiech, a w oczach tliła się ulga.
— Żadnego ale.
Ale Daichi odpowiedział mu tylko jękiem bólu.
---
4. Uśmiechnęłaś się radośnie, kradnąc ostatni, delikatny pocałunek swojemu chłopakowi. Zaraz po tym pożegnałaś się z nim i ruszyłaś w stronę szkoły, gdzie oczekiwały na ciebie koleżanki, którym miałaś pomóc w [ulubiony przedmiot]. Czarnowłosy tymczasem skierował się do sali, na której za niecałą godzinę miał zacząć się trening. Humor miał nadzwyczajnie dobry, ale cóż się dziwić. Kilka odwołanych zajęć opłaciło się wam godziną czasu dla siebie. A za jakiś czas spotkacie się na treningu. A potem wspólne popołudnie...
Nie był jednak świadom, że wszystkiemu przypatrywał się jego trener. Keishin od kilku dni dawał ponieść się nostalgii i licealnym wspomnieniom, dlatego ledwie powstrzymał swoje westchnięcie, widząc waszą parę. Nie pamiętał mieć tyle szczęścia do dziewczyn co Sawamura.
— Daichi-kun — podszedł do czarnowłosego, który przywitał się z nim grzecznie zaskoczony. Ukai, ponieważ pracował w sklepie, nie przychodził raczej przed czasem. Blondyn tymczasem wypuścił dym papierosowy, mrużąc oczy. — Jak się miewasz?
— Bardzo dobrze, zaraz przebiorę się do rozgrzewki — coraz bardziej skołowany kapitan, poprawiając torbę wiszącą na jego ramieniu.
Jego rozmówca jednak odetchnął głęboko, po czym zaciągnął się kolejny raz papierosem. Wyraźnie czekał, aż licealista zrozumie, o co mu chodzi. Gdy jednak to nie nastąpiło, zacisnął usta.
— Nie o to mi chodziło — odwrócił wzrok. Wiedział, że to zamierzał powiedzieć, mogło być bezczelne. Nie zrezygnował jednak. W tym wieku nie przejmował się już takimi rzeczami. — Jak się mają sprawy między tobą i [Nazwisko]-san?
Czarnowłosy bąknął ciche "oh", słysząc to pytanie. Po chwili jednak odzyskał swój zwyczajowy pokój ducha i pewność siebie.
— Bardzo dobrze — powiedział, zdychając rozbawiony. Do tej pory jedynymi osobami, które wypytywały o wasz związek, był Sugawara i twoje przyjaciółki. W jego przypadku tylko Sugawara właściwie. — Nie mam na co narzekać.
Ukai przyglądał mu się chwilę, po czym wybuchł śmiechem. Papieros został zagaszony.
— Kapitan zawsze ma powodzenie, czyż nie? — W końcu Keishin wypalił, uśmiechając się przyjacielsko. — Za moich czasów ciężej było znaleźć dziewczynę, ale widocznie pozycja robi swoje...
Ścisnął usta w dzióbek, a jego głos zaczął mieć pretensjonalną, żartobliwą nutę. Jednak po chwili dalszych żartów pożegnał się z Sawamurą, ruszając we wcześniej wyznaczonym celu, jakim był pokój nauczycielski. Musiał omówić z Takedą-sensei szczegóły najbliższego obozu.
Tymczasem Daichi skołowany powtarzał sobie w umyśle słowa swojego trenera. Po chwili skierował się do szatni, szepcząc pod nosem stwierdzenie swojego mentora. W pewnym momencie nawet poczuł, że chciałby dowiedzieć się, co i ty o tym sądzisz.
***
Przez odsłonięte żaluzje wpadało popołudniowe, pomarańczowe światło, rzucając na cały pokój długie cienie.
Wyszłaś na chwilę po coś do picia dla ciebie i twojego chłopaka, który dopiero teraz miał chwilę czasu odpocząć po treningu.
A jednak, jedna rzecz nie pozwalała mu się w pełni zrelaksować. Od kilku godzin słowa trenera utkwiły mu w umyśle, a on nabierał coraz większej ochoty zapytać cię, czy sądzisz to samo. Nie mógł się jednak przemóc.
— Przyniosłam wodę — oznajmiłaś, wchodząc do pokoju. Na twoich ustach błąkał się lekko uśmiech. Ale cóż mogłaś poradzić, wizja popołudnia spędzonego z chłopakiem, oraz wolnego weekendu napawały cię dobrym humorem.
Delikatnie, starając się nie wypuścić z rąk tacki, zamknęłaś za sobą drzwi. Nie dostrzegłaś napięcia na twarzy swojego chłopaka, zajęta odkładaniem szklanek z napojem na stół.
— [Imię]? Co sądzisz o funkcji kapitana? — Zaskoczona uniosłaś wzrok znad mebla, zastygając lekko pochylona. Dopiero teraz zwróciłaś na niego twarz, z zaskoczeniem zauważając, że jego mimika znajduje się na granicy strachu a niezdecydowania.
W końcu wyprostowałaś się. Przygryzłaś policzek, chwilę zastanawiając się nad zadanym pytaniem, ale nie byłaś w stanie stwierdzić, skąd się ono bierze. Postanowiłaś więc na nie odpowiedzieć tak, jak je zrozumiałaś.
— Cóż, na pewno uważam to za odpowiedzialne zadanie... kapitan ma dużo obowiązków, z których inni w drużynie nawet mogą nie zdawać sobie sprawy — powiedziałaś bez większych emocji.
Czarnowłosy po twojej odpowiedzi zrozumiał, ze zadał pytanie niewłaściwie. Poczuł, jak mimowolnie się spina. Zacisnął jedną z dłoni, ukrywając ją za plecami.
— Raczej chodzi mi o to, czy... uważasz pozycję kapitana za interesującą? — Zaczął się trochę plątać, co było na jego osobę bardzo nietypowe. Nie mogłaś poczuć nutki rozbawienia, widząc jego rozbiegane, brązowe oczy i zaróżowione policzki. — Czy moja funkcja kapitana, zmienia postrzeganie mojej osoby, jako, um, twojego chłopaka?
Po kilku sekundach wybuchłaś rumieńcem, nagle rozumiejąc, o co mu chodzi. Sama nie wiedziałaś, dlaczego, ale poczułaś się strasznie zawstydzona.
Zacisnęłaś mocniej dłonie na tacce, którą wtuliłaś w klatkę piersiową, jakbyś ogradzała się od źródła dyskomfortu. Chociaż, czy to był w pełni dyskomfort?
— Cóż, — mruknęłaś, usilnie unikając jego wzroku. Nie spodziewał się, że zrozumiesz jego pytanie, ale chyba ci się udało. Ściany twojego pokoju wydały ci się nagle szalenie ciekawe. — Gdy cię poznałam, to w ogóle o tym nie myślałam. Ale teraz... kiedy się nad tym zastanawiam, to wydaje się... fascynujące. Ciekawe. Pociągające.
Od razu po tym, jak wymówiłaś te słowa, uciekłaś z pokoju. Wymruczałaś, że idziesz jeszcze na chwilę na dół i zatrzasnęłaś za sobą drzwi, zostawiając chłopaka samego.
Siatkarz utkwił spojrzenie w miejscu, na którym jeszcze kilka sekund temu stałaś. Z jakiegoś powodu uśmiechnął się radośnie. Pozycja, huh? Nigdy tak o tym nie myślał, ale teraz zdał sobie sprawę z potencjału, jaki niesie ta pozycja poza boiskiem.
Przystawił po chwili swoją dłoń do klatki piersiowej, w okolice serca, które biło jak oszalałe po twoich słowach. Jezu, jak dobrze, że ci się podobał.
---
5. Jak zwykle, kolejny obóz sportowy dobiegał końca i kolejne pożegnania nadchodziły. Drużyna Karasuno stała właśnie przed swoim autokarem, a Nekoma machała im na pożegnanie. Tanaka i Yamamoto popłakali się, ściskając się mocno. Hinata dyskutował o czymś z Haibą, będąc równie głośnymi, co chaotycznymi.
Również kapitanowe musieli wymienić grzeczności. Zwłaszcza, że poza siatkówką, teraz łączył ich nowy temat - ty.
Niemal padłaś z wrażenia, rozpoznając w pewnym odzianym w czerwoną bluzę czarnowłosym swojego przyjaciela z dzieciństwa. Oczywiście chodziło o Kuroo. On również był zaskoczony, ponieważ pamiętał cię taką, jak wyglądałaś, gdy ostatni raz się widzieliście - w małym, damskim mundurku i z [kolor] włosami upiętymi w kucyk. A jednak, gdy już się zorientowaliście, rozmowom nie było końca. W końcu trzeba nadrobić stracone lata, czyż nie?
Próbowałaś nawet zostać namówiona do przyjścia do Nekomy, ale odmówiłaś grzecznie. Najbardziej próbował przekonać cię Taketora, który do bólu przypominał ci Tanakę. A raczej jego niepozbawioną włosów wersję, jeśli uwzględnić blond irokez.
Gdy autokar nadjechał, pierwsza ruszyłaś do środka. Niestety, w pośpiechu musiałaś zniknąć bez pożegnania ze wszystkimi, mówiąc własnej drużynie, że razem z Shimizu poczekanie na nich w środku. Ktoś w końcu musiał uzgodnić wszystko z kierowcą.
Jednak może to i lepiej, ponieważ nie byłaś świadkiem tej absurdalnej sytuacji.
Po całym zamieszaniu, w końcu kruki zaczęły wsiadać do autokaru. Kilka osób znajdowało się już w środku. Jednak nie Daichi, który ustawił się w kolejce ostatni. Rozmawiał z Kageyamą, gdy usłyszał, że ktoś go woła.
Odwrócił głowę, mierząc rozmówcę z kogucim czubkiem z włosów.
— Hm?
— Pozdrów ode mnie [Nazwisko]-chan. Mam nadzieję, że dobrze się miewa wśród kruczych nielotów.
Po tym słowach zabrzmiała cisza. Gdzieś w tle dało się słyszeć Yamamoto, który próbował wykrzyczeć, by przyszła do Nekomy, ale jego katar spowodowany niedawnymi łzami uniemożliwiał pełne zrozumienie go.
Daichi przymknął oczy.
— [Imię] miewa się całkiem dobrze. — w pełni zamknął oczy, a Hinatę, który w tym momencie spojrzał na swojego kapitana, przeszedł dreszcz. Wyglądał przerażająco, a rudzielec nie mógł nawet określić, dlaczego. — Troska jest zbędna.
Sawamura uśmiechnął się delikatnie, paradoksalnie wyglądając jeszcze groźniej.
Kuroo przyglądał się chwilę, po czym wyszczerzył się w podobnej manierze, jednak u niego dochodziła jeszcze ta cwana nutka. Czuł satysfakcję z drażnienia Daichiego, tak przywiązanego i protekcyjnego wobec twojej osoby. Wydawało mu się zabawne, patrzeć z boku jak brązowooki wzdycha do ciebie, nawet nie będąc tego świadomym.
Atmosfera była tak gęsta, że jakikolwiek dźwięk zamierał w powietrzu. Shouyou bez problemu określiłby to starciem dwóch tytanów. Sugawara i Azumane, stojący już na schodkach wejściowych do pojazdu, również czuli morderczą aurę.
— Jak uważasz, kapitanie.
Duma kapitana Karasuno nie pozwoliła mu odpowiedzieć z lekkością na zaczepkę kapitana przeciwnej drużyny. Nie dość, że ten pobłażliwie potraktował jego zespół, to jeszcze insynuował, że [Imię] może nie być u nich dobrze. A może u niego?
Jeszcze nigdy nie czuł takiej chęci wygrania z kimś. Tylko co właściwie chciał wygrać? Czy aby na pewno za chęcią przewagi nad Nekomą kryła się czysto sportowa rywalizacja, kwestia honoru?
Czy może jednak miało to związek z tobą?
---
6. Rozmawiałaś właśnie z Kiyoko, na chwilę opuszczając swojego chłopaka, chętnie buszującego pośród stołów pełnych jedzenia. Sawamura z natury jadł bardzo dużo, więc nie dziwiły cię kolejne dokładki; a teraz, po wykańczającym treningu wręcz miałaś nadzieję że porządny posiłek doda mu sił. Nie ograniczałaś więc jego zapędów.
Kapitan jednak w pewnym momencie nabrał jedzenia na oddzielny, czysty talerz i skierował się w sobie tylko znanym kierunku. Mijał kolejne grupki rozmawiających licealistów, niejednokrotnie zmęczonych. W końcu zniknął z twojego pola widzenia, więc nie przejmując się za bardzo, skupiłaś się w pełni na rozmówczyni.
Tymczasem Daichi ruszył w stronę małych schodków, które prowadziły do tylnego wejścia sali gimnastycznej, a na których obecnie rezydowała część jego zespołu. Tsukishima i Yamaguchi zostali tam napadnięci przez Tanakę i Nishinoyę, do których po czasie dołączyli Sugawara i Ennoshita. Tym sposobem blondyn pożegnał się ze spokojem.
Sawamura stanął przed okularnikiem, wyciągając w jego stronę talerz pełen jedzenia. Porcja była ogromna, a na samym jej przedzie dumnie stały zgrabne trójkąciki z ryżu.
— Jedz, musisz nabrać sił — czarnowłosy promieniał z radością, przeżuwając ryż. — Jedne z lepszych onigiri jakie w życiu jadłem!
Ciche mruknięcia jego rozmówcy, że nie da rady zjeść takiej porcji, w ogóle nie robił na nim wrażenia. Jedyne co to powtórzył pochwałę względem smaku jedzenia.
Ennoshita zaśmiał się cicho, zasłaniając usta dłonią.
— Nie sądziłem kapitanie, że tak bardzo lubisz kuchnię swojej dziewczyny — rozbawiony uśmiechnął się życzliwie. — [Nazwisko]-san musi być zadowolona!
— Hę? — Sawamura przekrzywił zaskoczony głowę, a poza ignorującym przebieg rozmowy Tsukishimą reszta również przybrała zaskoczone miny. Sugawara spytał się, o co chodzi jego koledze.
— Nie wiecie? Słyszałem że to ona zrobiła onigiri, ponieważ uznała, ze bez nich nie może być prawdziwego posiłku — wydawał się szczerze zdezorientowany. Nie spodziewał się, ze tylko on będzie słuchał rozmów ludzi dookoła, w tym trenerów.
Kilka par oczu zwróciło się ku niewinnym przekąskom, teraz jakby lśniącym tajemniczym blaskiem.
Nagle Tanace i Yuu zaświeciły się oczy. Spojrzeli na siebie, po czym zaraz ich wzrok wrócił na talerz.
— Ręcznie wykonane onigiri? — Zaczął libero, pochylając się lekko.
— Wykonane przez [Nazwisko]-san... — Tanaka kontynuował, a jego nogi zgięły się w kolanach, jakby przygotowały się do skoku. — Muszą być najlepsze!
To, co potem nastąpiło, było wręcz ułamkiem sekundy.
Dwójka licealistów skoczyła na Sawamurę, wyciągając gwałtownie rękę po trójkąciki. A jednak, w swoje ręce złapali po kawałku papryki.
Wszyscy osłupieli, zauważając, jak Daichi dzierży w dłoni powód całego sporu, który swoim refleksem zgarnął sprzed nosów drugoklasistów. Trzymał je delikatnie, ale stabilnie i na wyciągniętej ręce do góry dłoni, jakby upewniając się, że nie dostaną się w niepowołane ręce.
— Eh? — Nishinoya i Tanaka skołowani unieśli głowy, jakby spoglądając na z niedowierzaniem na to, co właśnie zaszło.
Tymczasem twarz Sawamury zmieniła się na oczach wszystkich. Na początku stanowcza i... zdesperowana, w pewnym momencie ukazała zdziwienie brązowookiego, który nagle zdał sobie sprawę ze swojego, bądź co bądź, absurdalnego uczynku.
Czarnowłosy drgnął, słysząc chichot Sugawary, który zaraz przerodził się w głośny śmiech. Kei również dał uciec szyderczemu parsknięciu, a Yamaguchi trząsł się, próbując powstrzymać rozbawienie.
Kapitan drużyny poczuł, jak oblewa go fala gorąca spowodowana kompromitacją. Ale to jeszcze było nic w porównaniu do tego, gdy usłyszał twój głos.
— Chłopcy? — Wychyliłaś się zza ściany, podchodząc do nich. Nigdy nie wiedziałaś, jak się do nich zwracać, ale większość zespołu nie miała problemu z tym słowem, więc "chłopcy" zostało. — Trener kazał...
Przystanęłaś, marszcząc brwi w wyrazie zastanowienia. Rozejrzałaś się, jakby starając się zrozumieć, o co wszystkim chodzi. W końcu jednak uniesiona do góry ręka Sawamury przykuła twoja uwagę, razem z jedzeniem na jej szczycie.
Kapitan Karasuno, zdębiały od poczucia zażenowania, dalej stał w tej samej pozycji. Spytałaś się go, o co chodzi, ale nie miał odwagi ci opowiedzieć, co wyraźnie bawiło resztę ugrupowania. W końcu Ennoshita zdecydował się wyznać wszystko.
— Daichi-kun dowiedział się, że... — zaczął, jednak przerwał, gdy twarz brązowookiego obróciła się spanikowana w jego stronę. W życiu nie widział tak zawstydzonej i błagającej o litość miny u Sawamury, który... wydawał się dość zarumieniony. No proszę, co za nowość. — Że może zabraknąć onigiri.
Uratował męską dumę przyjaciela na tyle, ile zdołał. I chyba wyszło mu dobrze, ponieważ zachichotałaś, rumieniąc się delikatnie. Swoja dłoń ułożyłaś na ramieniu swojego chłopaka.
— Daichi, nie zabraknie, spokojnie... — wymruczałaś, a róż na policzkach zaczął ci doskwierać coraz mocniej. Niestety, wlepione was pary oczu nie pomagały. — Ja, um, zrobiłam ci kilka w prezencie, wiesz?
Wbiłaś wzrok w ziemię, jednak po chwili uniosłaś go. Twój chłopak natomiast, odzyskując władzę nad swoim ciałem, opuścił powoli rękę.
— C-co?
— Miałam ci je dać później, ale chodź, dostaniesz je teraz. Niektóre są nawet z innym nadzieniem — złapałaś jego ramię na wysokości bicepsa i zaczęłaś ciągnąć go w wybranym kierunku, jeszcze lekko zaróżowionego. Nim jednak brązowooki dał ci się poprowadzić, wcisnął w ręce Nishinoyi talerz pełen warzyw.
— Ah, zabrał ze sobą jedzenie — mruknął Tanaka. Gdy jednak Yuu uniósł trzymane przez siebie naczynie, on tylko westchnął. — Wiesz o które mi chodzi...
Nagle wszyscy w milczeniu kiwnęli głową na potwierdzenie, nawet za wiele się nie zastanawiając. Onigiri, [Nazwisko] i zawstydzony kapitan to wystarczająco wiele do przyswojenia jak na ostatnie 5 minut.
Przerwę pełną zadumy przerwał dopiero Yamaguchi.
— Tak właściwie, to co w końcu trener kazał?
---
7. Ściskałaś mocno barierki, aż dłonie zaczęły ci drżeć. Nie mogłaś jednak ich puścić, najprawdopodobniej złapałabyś się wtedy po prostu kogokolwiek blisko, powodując ból swoją siłą uścisku.
Nie mogłaś jednak opanować swoich emocji. Nie teraz, gdy doświadczałaś na swoje oczy jednego z ważniejszych meczy w historii waszego zespołu.
Stałaś właśnie na trybunach, całe wydarzenie obserwując z góry. Każda rozgrywka powodowała, ze wstrzymywałaś oddech, każdy odbiór Sawamury, że oczy lśniły ci ze szczęścia. Każda utrata punktu kłuła cię w serce, ale za to każde zdobycie oblewało twoje ciało falą euforii.
Niestety, obydwa zespoły szły "łeb w łeb" już dłuższy czas. Zmarszczyłaś brwi, zauważając, jak trzeci raz z rzędu tracicie punkt. Bloki przeciwnika były dobre...
Zaczęłaś przyglądać się Karasuno, które niewątpliwie opadało z sił. Hinata, poza atakami, oddychał ciężko, a niektórzy zaczynali się garbić, czując zmęczenie mięśni. A razem z siłą, uciekała ich motywacja.
Ilość dopingu, jaką miał drugi zespół, była przytłaczająca. Ludzie z kubeczkami, zebrani w duże grupy, klaszczący rytm i wybijający na czymkolwiek co mieli pod ręką. Zacisnęłaś usta, w końcu nie wytrzymując.
— KARASUNO! — Wrzasnęłaś, na całą salę najgłośniej jak potrafiłaś. Zauważyłaś, jak ławka rezerwowych odwraca się zaskoczona w twoja stronę, ponieważ do tej pory raczej nikt nie nawoływał ich liceum z widowni. Również kilka głów na boisku drgnęło. — KARASUNO ZWYCIĘZCĄ!
Zaczęłaś klaskać i dziko nawoływać, nie przejmując się, że zaledwie kilka osób dołączyło do ciebie nieśmiało i prawdopodobnie wyglądałaś jak wariatka.
Daichi, który do tej pory czuł jedynie ulatującą motywację i gorący pot na skórze, dostał zastrzyku energii. Wypatrzył twoją twarz gdy kolejny raz krzyknęłaś i przyjrzał się twojej zaciętej minie, jakbyś odbywała tę batalie razem z nimi. Oczy mu zalśniły.
Nagle, cała drużyna poczuła, że skoro ktoś w nich wierzy, to rzeczywiście mogą wygrać.
Nagle rozległ się głos Sawamury, który ryknął "YOSHI!", a do niego dołączył się cały grający zespół.
Nikomu nagle nie przeszkadzał ból mięśni, pot ani ostatnia utrata punktów. Ich głowy na nowo uniesione były w górze, spoglądając odważnie w oczy przeciwnika. Ich serca dudniły szybciej.
Przez chwilę Daichi zastanowił się, jakim cudem mógł zwątpić w walkę jako kapitan. Zaraz jednak postanowił otrząsnąć się z takiej refleksji i dać się pochłonąć grze, którą teraz zdecydowanie zamierzał wygrać.
W końcu, nie dało się ukryć - to kapitana zmotywowałaś najbardziej.
---
8. Popołudniowy trening przedłużał się już godzinę, a dźwięk piłki uderzającej w podłoże wrył się w twój umysł siłą. Pora roku nie sprzyjała zajęciom do późna - była już niemalże zima, a ciemno robiło się bardzo szybko. Ziewnęłaś, z niezadowoleniem zauważając, że jedyne co widać za oknem to nocne ciemności.
Skrzywiłaś się widząc podniesioną w górze dłoń trenera. Doskonale wiedziałaś, że oznacza to kolejną powtórkę całej sekwencji ćwiczeń. Współczułaś chłopakom, z których pot lał się strumieniami i którzy mieli coraz mniej zapału. Rzadko zdarzało się, by próbowali oszukiwać, dlatego byłaś zaskoczona widząc, jak coraz mniej starają się w kolejnych ćwiczeniach, zmniejszając dyskretnie liczbę powtórzeń. Chyba tylko Hinata i Kageyama trzymali swoją zwyczajową formę.
Powiedzmy sobie krótko - morale drużyny spadały w ten chłodny, piątkowy wieczór. A miałaś takie ambicje...
— [Nazwisko]-san? — Odwróciłaś głowę od boiska, zawołana przez Shimizu. Ta podeszła do ciebie i gestem wskazała, byś delikatnie się nachyliła. Posłuchałaś jej, więc zaraz jej usta znalazły się obok twojego ucha.
— Co ty na to, aby zmienić trochę plany — szepnęła, a ty uważnie jej słuchałaś. — Czuję, że mogą nie dotrwać do końca treningu bez świadomości twojej niespodzianki.
Kiwnęłaś głową, mimowolnie zgadzając się z jej słowami. Po chwili wspólnie zdecydowałyście, że należy działać. Oddałaś swój zeszyt Yachi i ruszyłaś z Kiyoko w stronę trenera.
Siatkarze mimowolnie odprowadzili was wzrokiem, próbując znaleźć zajęcie dla oczu. Zastanawiali się, o co wam chodzi, skoro już byłyście po wodę.
Ich dezorientacja zwiększyła się, gdy po chwili rozmowy z Ukaiem, ten gwizdnął, by ich zwołać, ostrzegając jednak, ze to jeszcze nie koniec treningu.
— Ustawcie się, wasza menadżerka przemawia — mruknął rozbawiony, chowając ręce do kieszeni bluzy.
Po chwili Shimizu wyszła w towarzystwie Takedy-sensei przejściem w stronę szatni, a ty ustawiłaś się przed nimi. Zaplotłaś dłonie, uśmiechając się delikatnie.
— Rozumiem, że dzisiejszy trening jest bardzo ciężki — postarałaś się mówić jak najradośniej. — Dlatego chciałam tylko powiedzieć, że jeśli dacie z siebie wszystko przez te ostatnie pół godziny, będę miała dla was niespodziankę!
Klasnęłaś w dłonie wesoło. Gdy tylko skończyłaś mówić, na salę ponownie weszła twoja przyjaciółka z nauczycielem. Nieśli paczki, które tak starannie przygotowałaś dzisiejszego południa. Po sali rozniósł się delikatny zapach jedzenia.
Po sali przebiegł szmer.
— Waaah! — prawie wszystkim zabłysły oczy, gdy tuż za tobą pojawiły się dokładnie zapakowane paczuszki. Było ich nawet więcej, niż członków drużyny. Daichiemu i Sugawarze zalśniły oczy. Nie im tylko zresztą, bo Nishinoya aż złapał się za brzuch, który wydał budowniczy odgłos, oznaczający tylko i wyłącznie głód.
— Rozumiecie jednak, że tylko po udanym treningu mogę wam je rozdać — twój, delikatnie udawany, zbolały ton ugodził w ich serca. Prawda była taka, że dałabyś im prezent nawet, gdyby cały ten czas przesiedzieli na sali w bezruchu. Wiedziałaś jednak, że wtedy ich trener nie byłby zbyt zadowolony.
Twój monolog trwał jeszcze chwilę, nim w końcu podziękowałaś za uwagę i powiedziałaś, że będziesz obserwować ich poczynania.
Chociaż, nawet nie musiałaś na nich patrzeć. Zmotywowana zgraja wręcz poganiała swojego mentora, by ten szybciej im dał zadania, gdy tylko zagwizdał na koniec zbiórki.
***
Zachichotałaś, obserwując jak Kageyama goni Hinatę, który ukradł mu bułkę z czerwoną fasolą. Rudzielec jednak niewiele sobie robił z wrzasków przyjaciela, starając się pochłonąć jedzenie w biegu.
— Energiczni jak zwykle — powiedziałaś do Sawamury, który spokojnie spożywał swój makaron. On tylko westchnął z lekką irytacją, jednak nie podniósł głosu by ich uciszyć. Ostatnie dwa razy powstrzymywałaś go, więc teraz pewnie nie byłoby inaczej.
— Przepyszne, [Imię]-chan — drgnęłaś na niespodziewany głos nad głową, jednak uspokoiłaś się, widząc Sugawarę. Ten po chwili siadł naprzeciw ciebie i kapitana. — Musiałaś się bardzo napracować?
Wszyscy siedzący dookoła pokiwali do siebie głowami, słuchając słów Sugawary. Niewiele było rozmów, więc głos szarowłosego niósł się z łatwością.
Ty natomiast, słysząc to pytanie, zaczęłaś bawić się swoimi dłońmi. Nie mogłaś nie poczuć, jak nachodzi cię humor do refleksji.
— Cóż - oblizałaś usta, czując jak spierzchnięte są. — To niewiele pracy względem tego, ile wy codziennie wkładacie w treningi.
— Zdecydowanie nas przeceniasz — Sawamura zakłopotany zaśmiał się cicho. Miał coś jeszcze dodać, ale zauważył, jak zaczynasz nerwowo gestykulować. Wyłapał również znaczący wzrok Shimizu, która siedziała w jego polu widzenia, a której oczy przekazywały "Daj jej to powiedzieć!".
— Nie, naprawdę! — Prawie zerwałaś się, prostując plecy. — Bo ja tu jestem z przypadku, zresztą sami wiecie. Gdyby nie rozwiązanie mojego klubu, nigdy byśmy się nie spotkali. Nie... nie mam takich umiejętności obserwacji i analizy jak Shimizu-san, ani nawet nasza kochana Yachi, która szkoli się w błyskawicznym tempie.
Twój głos z każdym kolejnym zdaniem robił się coraz bardziej miękki. Teraz już nikt się nie odzywał, nawet przeżuwanie stało się powolniejsze, jakby spokojniejsze.
— My...
— Dlatego, robiąc coś takiego, mogę poczuć, że mam wkład w drużynę — zacisnęłaś dłonie, ale nie byłaś za szczególnie owładnięta emocjami. — Jesteście wspaniali. Chcę was wspierać w ten jeden z niewielu sposobów jakie mam, więc jeśli nie macie nic przeciwko, pozwólcie mi to kontynuować.
Uniosłaś głowę, zdając sobie sprawę, że mówiąc to, właściwie spoglądałaś na posadzkę. Zaskoczona zauważyłaś, że poza uśmiechniętą Kiyoko, wszyscy mieli lśniące oczy i zaciśnięte usta. Nawet Kei jakoś tak wpatrywał się w przestrzeń, jakby pochłonięty myślami. Ukai natomiast, do tej pory jedzący ramię w ramię z Takedą-sensei, nawet nie ukrywał siąpania nosem.
Zarumieniłaś się, gdy nagle wszyscy, jak na zawołanie, pozwolili swoim łzom spłynąć. Kilku z nich dosłownie się popłakało bez skrupułów, inni po prostu poruszeni dali małemu strumykowi popłynąć po policzku. Zaczęłaś panicznie przepraszać, że popsułaś wszystkim humory i za wszystkie te słowa. Oni jednak zaczęli tylko głośniej kwilić.
Przestraszona postanowiłaś skupić się na jednej osobie, względem której czujesz się najpewniej. Odwróciłaś się więc w stronę Sawamury, który po chwili ogólnego szoku, trzymał teraz twarz zatopiona w swoim rękawie bluzy. Chociaż nie byłaś tego świadoma, materiał nasiąkał wodą coraz bardziej.
— [Nazwisko]-chan! — Podniósł się wrzask, a po chwili jęknęłaś, zaatakowana przez ramiona Nishinoyi, Tanaki i Yachi. Trójka wtuliła się w ciebie bez większego zastanowienia.
— H-hej, zostawcie [Imię]! — Krzyknął Sawamura, starając się uspokoić. Już miał złapał ich za kołnierze bluz, ale zamiast tkaniny, natrafił na twoją dłoń, która splotła się z jego w tempie natychmiastowym.
— Właściwie, jeśli nie macie mnie jeszcze dość — zaśmiałaś się, powodując, jak już czerwona od wzruszenia twarz kapitana zapłonęła jeszcze większym rumieńcem. —To nie obraziłabym się, gdybyście mnie przytulili. Wszyscy. To bardzo miłe uczucie.
Okazało się, że dwa razy nie trzeba było powtarzać. Po chwili już prawie cała drużyna rzuciła się na ciebie. Sugawara zaciągnął nawet Tsukishime, który chociaż się opierał, to koniec końcu nawet raczył objął was swoimi ramionami.
Poczułaś lekkość, przyjmując ciepło, jakim z chęcią dzielili się twoi znajomi. Chociaż teraz bliżej im do miana przyjaciół, albo rodziny.
W końcu większość powoli zaczęła puszczać. Kilku wytrwalców, jak Tanaka, Yuu czy Hinata odsunęli się wręcz niechętnie. Rozbawiona zdusiłaś chichot, widząc, jak rudowłosy rumieni się, zawstydzony swoim zachowaniem.
O dziwo jednak, osobą, która najdłużej się przytulała, był Sawamura. Czarnowłosy nie dość, że przysunął cię, oplatając szczelnie swoje ramię dookoła ciebie, to tylko zwiększał uścisk gdy inni się odsuwali. W końcu jednak i on puścił, a jego brązowe oczy przypatrywały ci się tajemniczo.
Zorientowałaś się, że cały czas wasze dłonie są zaplecione razem. Zastanawiałaś się, jakim cudem w takim razie daliście radę wytrwać w tym geście, ale się długo nie zastanawiałaś. Wręcz przeciwnie; cieszyłaś się, że kapitan nie puścił jej w trakcie całego zamieszania.
Ukai założył ręce na wysokości piersiowej, uśmiechając się delikatnie. Wszyscy byli zajęci na nowo przeżuwaniem posiłku, który teraz wydawał się świętością. Z namaszczeniem kolejne kęsy znikały z misek, talerzy i pudełek śniadaniowych.
Gwar rozmów na nowo rozbrzmiał w sali po kilku minutach. Prawie nikt więc nie zauważył, jak opierasz się o ramię Daichiego, cichutko z nim rozmawiając. To, co powiedziałaś wtedy nie miało trafić już do nikogo innego. Dlatego chyba brązowooki rumienił się delikatnie.
---
9. To, co działo się na dzisiejszym treningu porównać można było do apokalipsy, armagedonu, i wszystkiego co mogło się kojarzyć z chaosem.
Nie wiedziałaś, czy to dlatego, że ze wszystkich zszedł stres po ostatnich meczach i testach, ale każdy był dzisiaj rozkojarzony, a ci, którzy zazwyczaj potrafili być irytujący... byli nieznośni.
Oczywiście, nie mówiłaś o Tobio, czy Hinacie, jak zwykle ćwiczących w emocjach i z energią za trzech. Nie mogłaś się na nich nigdy gniewać. Czy to ten słaby punkt, jako starszej od nich uczennicy, czy ich pozytywna energia i niewinność.
To raczej, jak można się był spodziewać, Nishinoya i Tanaka testowali dzisiaj cierpliwość wszystkich dookoła. A najbardziej Daichiego...
Westchnęłaś, po raz trzeci prosząc libero, by puścił twoje ramię. To nie tak, że byłaś jakoś szczególnie zdystansowana. Jednak, nawet tobie działali oni dzisiaj na nerwy. Próbowałaś im przemówić do rozsądku, jednak gdy tylko zaczynałaś wykład, oni nagle znikali. Jakim cudem byli w stanie w ułamku sekundy znaleźć się na drugim końcu sali? Nie wiedziałaś, ale równie szybko potrafili znaleźć się niedaleko ciebie, więc chyba nie powinno cię to dziwić.
Przestąpiłaś z nogi na nogę, starając się uśmiechać niemrawo. Sawamura przyglądał się temu niezadowolony. A jednak, gdy próbował już zareagować, w ostatniej chwili przyciągnęłaś go do siebie, udając, że nic się nie dzieje. Nie mógł ci, jako swojej dziewczynie, nie poświęcić uwagi. Yuu i Ryuunosuke się więc upiekło. Dokładne trzy razy.
Miarka się jednak przebrała, gdy zaczęli się popychać i przewracać. Westchnął początkowo, odkładając piłkę do kosza, gdy zauważył jak niski brunet turla się po podłodze.
Nie było mu jednak już do śmiechu niecałe kilkanaście sekund później.
Pisnęłaś cicho, łapiąc się za spódnicę dla pewności. W całym tym zamieszaniu, nieznośny duet wpadł na ciebie. twarzami lądując w twoich nogach. Tak dokładniej to prawie właśnie w biednej spódnicy od mundurka, a włosy Nishinoyi wręcz ją musnęły.
To, co następnie się działo, działo się zaledwie na przestrzeni kilku sekund. Nim chaotyczna dwójka zdążyła wstać, Daichi już znalazł się u twojego boku.
— C-co? — Rozejrzałaś się skołowana, czując jego dłonie na swoich plecach. — D-daichi?
Zostałaś wypchnięta na próg sali gimnastycznej. Ledwie zbalansowałaś, by nie stracić na betonowym schodku równowagi.
— [Imię], proszę, przejdź się po wodę. — stęknęłaś, odwracając się na pięcie, by patrzeć swojemu chłopakowi na twarz.
— A-ale, Daichi!
— Nie musisz się spieszyć — uśmiechnął się do ciebie przyjaźnie. Uniosłaś dłoń, próbując dojść do głosu. Zdążyłaś nawet otworzyć usta, ale ponownie ci przerwał. — Bez pośpiechu.
Drzwi zamknęły się z hukiem przed twoim nosem. Stałaś kilka sekund zszokowana. W końcu jednak odpuściłaś, ruszając wedle wyznaczonej ci misji.
I w tym momencie Azumane i chyba jeszcze kilka osób żałowało, że nie wymknęło się za tobą. Gdy tylko wyszłaś, kapitan stał chwilę w bezruchu, po czym powoli, złowrogo odwrócił się w stronę podnoszących się Tanaki i Yuu.
— Co. To. Miało. Być. — Zacisnął szczękę, a wszyscy mogli przysiąc, że w pomieszczeniu zrobiło się mroźnie i mrocznie.
— My... — zachichotał Nishinoya, jednak nie zdążył za wiele dodać. Ręce jego kapitana porwały ich za kołnierze.
— Zamknąć się! Co wy sobie wyobrażacie! — Sala zagrzmiała na wrzask czarnowłosego. Kageyama jakoś rozejrzał się, dookoła, jakby sprawdzał, czy ściany nie zaczynają pękać. Hinacie pociekła kropla potu po czole.
***
Wróciłaś, dźwigając ze sobą karton pełen butelek z wodą. Nie miałaś ich bidonów, więc zgarnęłaś od nauczycieli zwykłą butelkowaną.
Stęknęłaś, dłonią uchylając drzwi. Resztę popchnęłaś ramieniem, z trudnością w końcu otwierając drzwi.
— W końcu... — odetchnęłaś głęboko, czując nieprzyjemny ból ramion.
— Daj, [Imię], pomogę ci — Odezwał się twój chłopak, z łatwością zabierając od ciebie pudło. Zamierzyłaś go wzrokiem. Chociaż uśmiechał się miło, coś ci nie pasowało w tych zmarszczonych brwiach i drgającej powiece. A może to przerażone miny wszystkich dookoła dodawały powagi sytuacji?
Dlatego też, gdy tylko twoje dłonie uwolniły się od ciężaru, złapałaś nimi za policzki brązowookiego, i stając na palcach, ucałowałaś jego czoło.
— Wyglądałeś jakoś nieswojo — uśmiechnęłaś się zniewalająco na widok jego zaskoczenia, które zmieniło się w rozmarzenie, po czym wyminęłaś go i ruszyłaś w stronę ławek. Uniosłaś zdziwiona brwi, widząc, jak chaotyczny duet siedzi jak martwy na ławce i patrzy bez wyrazu w podłogę, a obok nich stoi jak zawsze opanowana Kiyoko.
Sugawara natomiast westchnął, nie wiedząc nawet co o tym myśleć.
— Daichi chyba osiągnął nirwanę... — Asahi zgodził się z tym, zauważając, że jeszcze trochę, a dookoła ich przyjaciela pojawiłaby się promienista aureolka.
No, ale cóż mogli poradzić, że [Imię] miała Daichiego okręconego dookoła małego palca. Nawet jeśli oznaczało to, że brązowooki potrafił całkowicie zmienić nastawienie na przestrzeni kilkunastu sekund.
---
10. Czułaś, jak twoje nogi powoli zaczynają cię boleć, ale nie poddawałaś się, biegnąc wzdłuż oświetlonego jarzeniówkami korytarza. Rozglądałaś się na boki, mając nadzieję, że gdzieś na horyzoncie zauważysz chociaż skrawem czarnej kurtki. Nigdy w życiu nie miałaś takiej nadziei na ujrzenie zwykłej, zapinanej bluzy z nazwą swojego liceum.
Pędząc tak przez budynek, wpadłaś nagle w czyjś bok. Siła rozpędu odbiła cię tak mocno, że niemalże się przewróciłaś. W ostatniej chwili złapały cię czyjeś ramiona na tyle, byś zdążyła podeprzeć się stopą i, dzięki temu, uratować. Gdy uniosłaś głowę jednak, by przeprosić nieznajomego, twoje oczy zaczęły lśnić. Zdusiłaś w sobie jęk bólu, pochłonięta emocjami.
— [Imię]? — Usłyszałaś nad sobą dobrze znany ci głos. I nie myliłaś się, gdyż tuż przed tobą, dalej z ręką na twoim ramieniu, stał kapitan Karasuno, tak usilnie przez ciebie jeszcze przed chwilą poszukiwany.
— Daichi! — Wysapałaś, próbując opanować oddech. Przystawiłaś rękę do serca, czując, że bije jak dzwon. Od adrenaliny zaczęło szumieć ci w uszach, a cały ten wewnętrzny bałagan zakłócał przyświecającą ci do tej pory, jedną myśl. — Ja...
Zarumieniłaś się, zauważając, jak zza jego pleców wygląda reszta zespołu. Na to nie byłaś przygotowana. Zapomniałaś, że to już pora ich zbiórki. Taką cenę się płaci, jeśli nie umie się dostać do celu na czas.
— Tak?
— Ja... — poczułaś, jak bardzo się teraz denerwujesz. Kolejne sekundy, cenne dla zawodników przed meczem i dla twojej pewności siebie uciekały. W końcu poddałaś się, wiedząc, że nie dasz rady wydusić z siebie tego, o co naprawdę ci chodziło. Żal porażki oblał twoje serce, jednak nie mogłaś niczego z tym zrobić. — Bądź ostrożny!
— C-co? — Czarnowłosy rozchylił usta, zaskoczony. Ty jednak już uciekłaś w stronę trybun, ponownie nadwyrężając swoją prawie nieistniejącą kondycję.
Miałaś wrażenie, że w twoich oczach zbierają się łzy. To nie tak to miało wyglądać! To nie to miałaś mu powiedzieć! Złapałaś się za głowę, zaczynając ciągnąć kosmyki swoich włosów z wściekłości. W twoim [kolor] oczach zbierały się łzy, jednak jakimś cudem udało ci się uniknąć płaczu. Schroniłaś się w końcu na trybunach, oczekując meczu. Może po nim będziesz miała w sobie na tyle wewnętrznej siły.
Reszta zespołu, razem z samym zainteresowanym na czele, nie domyśliła się o co ci chodziło. Odprowadzili twoją zdenerwowaną sylwetkę wzrokiem. Zresztą, chwilę potem ich zespół został zawołany na boisko.
Sawamura po raz ostatni spojrzał w głąb korytarza, gdzie zniknęłaś. Gdy uczucie dezorientacji przeminęło, zaczął się zastanawiać, o co ci chodziło. Czy bałaś się o niego? Czy może chciałaś mu życzyć powodzenia? Z jakiegoś powodu czuł, że nie wszystko zostało powiedziane, jak powinno. Ale może za dużo czytał z twojego spojrzenia...
W końcu potrząsnął głową, odsuwając te rozważania na okres po rozgrywce. Zignorował również i ciche kłucie w sercu, które podpowiadało mu, że po prostu czekał na inne słowa.
Wyszedł z resztą zespołu na pole swojej "bitwy", a wielkie lampy oślepiły go na kilka sekund.
---
Ja. Um. Ja nie wiem co powiedzieć.
Witam, mam renesans haikyuu, po czym dorwałam zamówienie na swoją praktycznie ulubioną postać, no w top 3 jest. i zaszalałam. cholera, nie można mnie winić, pierwszy raz od dwóch lat mogłam wyrzucić swoją miłość względem jego osoby.
w sumie, okej, zwracam honor, można mnie winić.
w każdym razie, mam nadzieję, ze skromnemu gronu przypadnie do gustu rozdział. spodziewam się dużej ilości literówek, powtórzeń i dziwacznych ucięć, więc będę wdzięczna za wskazanie każdego.
ten pan, już dla mojej własnej satysfakcji na pewno będzie miał swoją druga część imagifów. dla mojej własnej satysfakcji, i kilka innych postaci z haikyuu tez tu trafi, bo chce zaszaleć bez zamówienia, z czymś, co będzie trochę dla mnie, ale trochę dla was, chociaż bądźmy szczerzy, po prostu chcę karmić swoje egoistyczne serduszko tymi cudownymi panami.
dziękuje za uwagę i za przeczytanie tych przytłaczających 8k słów. teraz jak myślę, to może dobrze, ze ucięłam ten rozdział i puszczam tylko jedną część - 16k nie brzmi jak coś, co łatwo zgryźć.
mam nadzieję, że się podobało! widzimy się w kolejnej części! bye!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top