o11. Bohun [Ogniem i Mieczem]
good morning!
imagif dla: TynnaHatter
a/n: cóż, nie wszystkie gify chronologicznie są ułożone, co łatwo zauważyć. starałam się, ale czasami poddawałam się kaprysom wattpada czy własnemu lenistwu i zostały, gdzie są; mam nadzieję, że idzie się doczytać historii, i gdzie kozak raz już w otwartej jest z reader relacji, a gdy jeszcze się więzi dopiero zawiązują, i... i tym podobne, no.
1. Uciekłaś na swoim koniu w las, tłumiąc ogarniające cię tak często ostatnimi czasy wzburzenie. W końcu, gdy byłaś już daleko między drzewami, gdzie słuchać było jedynie szelest liści oraz nawoływań dzikich zwierząt, zsiadłaś ze zwierzęcia i opadłaś na zamszony pień.
Nagle jednak odwróciłaś się w kierunku zarośniętej drogi, pokrytej kałużami po niedawnym deszczu i niedawnej burzy. Swoją głębokością i szerokością przypominały bardziej niesforny strumień, który nie kończył ani nie zaczynał się w żadnym określonym miejscu.
Szybko jednak został ów strumień przecięty gwałtownym stukiem kopyt o jego taflę.
Siedząc i trzymając za wodzę swojego konia u boku, oczekiwałaś na ujrzenie jeźdźca. Zaraz i tak się stało. Rozchyliłaś zaskoczona usta. Był nim jakiś postawny mężczyzna o srogim, choć zamglonym spojrzeniu. W żupan był ubrany, jednak nie ubiór był tu ważny, a aura, jaka od niego biła. Mimo wieczornego, niemal nocnego mroku, dostrzegłaś go zaskakująco wyraźnie.
Zadrżałaś, gdy koń minął cię niedaleko, aż twoja kobyła parsknęła. Zwróciło to uwagę jeźdźca, który spojrzał lekko w twoją stronę. Czas jakby zwolnił, gdy wymieniliście się spojrzeniami, jednak jego koń nie zawahał się i nie próbował zwolnić nawet.
- Ktoś ty? - Zakrzyknęłaś, jednak nic, a raczej nikt ci nie odpowiedział.
Odjechał w mroku i po chwili na powrót dałaś radę usłyszeć tylko dźwięki lasu.
---
2. Tajemniczy mężczyzna zjawił się w waszej wiosce, niedaleko dworku. Służba szeptała między sobą na jego temat, więc wzięłaś najbardziej zaufanego z nich i spytałaś się starca o sprawę. Dowiedziałaś się, że to Bohun, tak go zwali, a jeszcze i historie udało ci się o nim dosłyszeć. Zadrżałaś, jednak nie wyłącznie z przerażenia podobnego sługom, ale i ciekawości.
Minęłaś go, gdy udawał się w sobie tylko znanym kierunku. Odwróciłaś głowę w jego stronę, a twój [kolor] warkocz spadł wzdłuż pleców.
- Waszmość skądś mi znany - odrzekłaś, patrząc na jego postawę. Pogładziłaś konia, z którym w stronę lasu zmierzałaś, jak miałaś w zwyczaju.
Nieznajomy stał natomiast i po zwyczajowym przywitaniu spoglądał na ciebie tajemniczo, jakby z wyrzutem, że go wybudziłaś z letargu, który osnuwał jego osobę niczym dym.
- Waćpanny nie pamiętam natomiast.
- Mości Bohun przemierzał pobliski las, co z ziemiami mi bliskimi się ściera. Co nocą robił, nie pytam. Wzburzenie tylko wspominam - odpowiedziałaś, po czym pogłaskałaś pysk swojego zwierzęcia. - Ma dzisiaj jakiś cel podróży?
- Niu - zdawkowo odpowiedział mężczyzna, a na jego zmęczonej twarzy widać było przebłysk zaciekawienia.
Ty natomiast wsiadłaś tylko na swojego rumaka i spojrzałaś wyzywającym wzrokiem na zmarnowanego kozaka.
---
3. Wyprzedziłaś delikatnie Bohuna, zarzucając swoim warkoczem na bok. Po chwili zwróciłaś swoje [kolor] oczy w jego stronę, ale gdy zajrzałaś na jego oblicze, od razy uciekłaś w przód na powrót.
- Dom szukować mości panny będzie - watażka rzucił, przyglądając się jak zapuszczasz się w jego towarzystwie w las. Od jakiegoś już czasu wymijaliście zręcznie wszelką obyczajowość, galopując wspólnie po lesie i na twoich, a raczej twego wuja, ziemiach.
Jego posuszona, niespokojna dusza oswajała się z twoja obecnością w pobliżu, ognistą jak na szlachciankę dość zbuntowaną.
Dzikie oczy, tak często ostatnimi czasy przepite, teraz czujnie strzelały, gdzie tylko twój kłos* zawirował.
- Dom szukać nie chce, a jak znajdzie, wziąć siebie nie pozwolę - rzuciłaś rozbawiona, puszczając wodzę jedną dłonią i unosząc ją, by musnęła o okoliczna gałąź. - Wuj kochany i tak nie widzi mnie i gdy jestem, a co dopiero, gdym nieobecna!
Mówiąc to, nawiązywałaś do ślepoty swojego opiekuna, który poza faktem niewidzenia i tak zbyt zajęty był włościami, by o wychowankę zadbać bardziej niż przyodziać i nakarmić, jak służebnicę. Po odebraniu edukacji nawet nie byłaś przedstawiana dla gości, niemalże jak duch żyjąc, co wywoływało plotki i niuanse towarzyskie.
Wróciłaś dłońmi do swojej wodzy. Po chwili jednak usłyszałaś jakiś inny dźwięk, odwróciłaś się więc ponownie, po czym rozchyliłaś usta z zaskoczenia.
Choć trochę widywałaś się już z Bohunem - co było dziełem twojej otwartości i wręcz czasami nachalności, która tak pannie nie przystawała - jego prezencja zawsze była dość ponura. Wiedziałaś, że wynikało to z jakiejś niezagojonej rany, jakby ciągle coś się w jego duszy jątrzyło i nadawało wrażenia, że choć ciało się rusza, człowiek w środku dawno był martwy.
Dlatego pił i włóczył się, czasami tylko znikając w tłumie kozaków.
Teraz jednak mogłaś zauważyć coś, co nie dane ci było - jego uśmiech. Spod futrzanej czapki błysnęły jego oczy, chwilowo dość radosne, a zęby zalśniły dziko w cichym śmiechu. Tobie natomiast jak pąki róż, wyrosły na policzkach rumieńce. Czułaś jakby przebłysk zdrowego watażki zamajaczył ci się na zamglonym horyzoncie.
---
4. Kozak był pijany, gdy na swoim koniu zjawił się na skraju dworku. Służba natychmiast zaczęła krzątać się, szukając twojej osoby która najwięcej z nim tutaj wspólnego miała; były jednak i ciche zakrzyknięcia, by mu zabronić się zbliżać nawet cię o tym nie informując.
Ty, oderwana od codziennych zajęć, wyszłaś w towarzystwie swojego wiernego sługi. Zauważyłaś mężczyznę: brudnego, o włosach sklejonych i niezadbanych; wyglądał, jakby tarzał się po błocie.
- Waszmość Bohun - szepnęłaś, patrząc, jak ledwie się trzyma na koniu. Przypominał trochę ranne zwierzę, które ostatkami sił doczołgało się do najgłuchszego miejsca w lesie. Tylko, że nigdy nie sądziłaś, jakoby twoja wioska była dla niego czymś na wzór domu.
Kozak uniósł głowę, przełykając ślinę i spojrzał ci w oczy.
- Kimżeś ty - spytał, na co wypuściłaś zaskoczona powietrze. Bezpośredniość jego była czymś innym. - Kimżeś, że jesteś na mojej drodze.
Zsiadł z konia, omal się nie wywracając, po czym podszedł. Ty natomiast ruchem dłoni odesłałaś gapiów, porozumiewawczym wzrokiem przekazując służebnikowi, by nie zwołał nikogo, a wuj by nie usłyszał zamieszania.
Gdy już zostaliście sami, spojrzałaś na niego odważnie.
- [Imię] ja, sierota po [Nazwisko] - rzekłaś oficjalnie. Zeszłaś ze schodów i stanęłaś na jego poziomie. - Pod opieka wuja, szlachcia...
- Nie o to ja zapytaju - przerwał ci podniesionym głosem, gestem ręki ukazując nicość. Na ten gwałtowny odruch drgnęłaś, ale nie odsunęłaś się w tył, chociaż nieprzewidziane mogły być jego dalsze ruchy. Był w końcu ewidentnie pod wpływem dużej ilości trunku. - Pytam ja, co cię w moje życie sprowadziło, co jam zrobił, że objawiłaś się...
---
5. Mężczyzna w towarzystwie kilku kozaków wracał do Rozłóg. Mijali właśnie okolicę twojego majątku, gdyż najlepsza droga niedaleko niego przebiegała, gdy napotkał ich tajemniczy wóz. Prowadził go stary mężczyzna, a na nim kolejny starzec siedział i w futro dodatkowo ubrana kobieta.
Ową kobietą byłaś ty - z zaprzyjaźnionej wsi wracałaś, ale zabawiłaś tam tak długo, że w drodze powrotnej mrok cię dogonił. Na domiar tego, wieźliście pewne rzeczy, a stary wóz, przeciążony, wbił się w ziemię nieoczekiwanie. Okazało się, że pękło drewniane koło.
Drżąc lekko smagana wiatrem, słuchałaś pojękiwań zmartwionego służącego. Z tą większą radością ujrzałaś zupełnie niespodziewanie watażkę.
- Mości Bohunie, Bohunie! - Zakrzyknęłaś, powstając na konstrukcji i spoglądając w jego kierunku ignorując oboje sług, które cię pilnowały. - Czy byłbyś waszmość pomóc łaskaw? Nieszczęście nas małe napotkało, a już tak do dworku blisko!
Ataman kozacki przyjrzał się tobie, po czym uśmiechnął się szeroko, chociaż lekko też zawadiacko i odwrócił się, krzycząc coś do swoich towarzyszy. Ci odpowiedzieli mu, zrównując z nim kroku.
- Może jejmościówna na ratunek liczyć! - Oznajmił po chwili, podjeżdżając do boku wozu. - Waćpannie [Imię] tymczasem na swoim koniu przewiezienie proponuję. Zaszczytek to będzie.
Spojrzałaś tajemniczo, po czym uśmiechnęłaś się, i wysunęłaś w jego stronę obitą w skórzaną rękawiczkę dłoń, by zostać po chwili wciągniętą na grzbiet rumaka przez mocne ramię Bohuna.
---
6. Młody watażka miał mnóstwo wrogów, i na polu bitwy, i w życiu prywatnym. Niewiele jeszcze mieliście w tym czasie wspólnego, poza tym, że coraz częściej zjawiał się w znanych ci miejscach i rozmawialiście wielokrotnie. Nie byłaś świadoma, on sam nawet jeszcze nie był, że dzięki temu jego serce się goiło.
Tym razem jednak odniósł rany fizyczne. Napadli na niego Kurcewiczowie, ci, którzy jego dawny napad na Rozłogi przeżyli, bo byli wtedy nieobecni. Nie pojawiali się oni potem we wsiach, nawet po zamieszkaniu tam Bohuna.
Pewnej jednak nocy bracia zaatakowali nieświadomego, lekko pijanego kozaka w nocnym mroku, pułapkę zasadzając w akcie zemsty. Całe szczęście mężczyzna dał sobie radę i rodzeństwo szybko uciekło, jednak został dość poważnie zraniony i po przybyciu ostatkami sił pod twój dworek, spadł z konia nieprzytomny. Nie wiedział nawet, gdzie się znajduje, ponieważ jego rumak sam w pewnym momencie obrał kierunek jazdy.
Gdy się obudził, mimo pulsującej bólem głowy podniósł swoje ciało na łokciu i rozejrzał się gwałtownie. Oddychał ciężko, bo przez czas ten śniły mu się koszmary, a i gwałtowność ruchów sporo go wysiłku kosztowała.
- Wstałeś - dało się usłyszeć w progu. Był to twój głos, ponieważ stałaś tam chwile przyglądając się kozakowi, po czym postanowiłaś podejść i przygotować nowy opatrunek na jego głowę. Twoja twarz zdawała się blada, gdy moczyłaś materiał w misie postawionej obok łóżka. Wszystko to było oznaką zmartwienia. A jednak trzymałaś się pewnie i prosto.
Wąsacz zmrużył jedno oko, jakby z podejrzeniem się tobie przyglądając. Ty jednak zbliżyłaś się spokojnie, siadając na małym stołku i zaraz odwinęłaś obecne zabezpieczenie rany. Do ręki chwyciłaś mokrą szmatę i nie przejmując się, ze krople wody oblały twoją dłoń, spływając i wchłaniając się w podwinięte nieelegancko rękawy, zaczęłaś przecierać miejsca, w których były obtarcia. Już wcześniej przemyto go z błota i krwi, a ty oczyściłaś wtedy jego zbolałą, skrzywioną przez sen twarz.
Mężczyzna w milczeniu pozwolił ci na zajęcie się jego ranami. Choć twoje dłonie przywodziły mu ulgę, każde twoje spojrzenie ożywiało jego zmysły. Nie wiedział, jak się tu znalazł, o czym poinformowałaś go później, a watażka był swojemu zwierzęciu wdzięczny.
---
7. Miałaś gorączkę, obrazy to majaczyły ci się na widnokręgu, to znikały. Wzdychałaś tylko, gdy poprawiano ci materiały na łożu, wystękiwałaś imiona, nieznane nawet nikomu. W końcu jednak zaczęłaś poszeptywać w śnie.
- Bohun, Jurko... - szeptałaś, ściskając rękaw służki. On tylko skinął głową, choć tego nie dostrzegłaś i posłał zaraz po kogoś, kto by do Rozłóg zajechał po watażkę, z którym bądź nie bądź, byłaś blisko.
Ten przybył natychmiast, słysząc o twoim samopoczuciu. Zdążył jednak dopiero po zmroku i wielu godzinach od wezwania, gdy noc układała już cały dworek do snu, a ty po małym posiłku i naparze ziołowym byłaś już bardziej świadoma. Spałaś właśnie niespokojnie, gdy mężczyzna krążył od jednej ściany do drugiej, jakby strzegąc cię.
- Jesteś... - nagle dało się usłyszeć twój cichy głos. Czułaś się już lepiej, gorączka na pewno spadła, jednak słaba byłaś. - Tyleś jechał...
Watażka po usłyszeniu twojego delikatnego głosu, tak innego od odważnego zazwyczaj tonu, podszedł i rzucił się na kolana. Ścisnął twoją drobną dłoń w swoich i całował żarliwie.
- Krótko, do ciebie zawsze krótko - mówił pomiędzy muśnięciami. - Dzień i noc bym jechał, i dłużej...
- Już dobrze, dobrze jest - odpowiedziałaś. - Niedługo sprawna będę, czekaj tylko...
- Traktuję ja te słowa jakoby obietniczkę - odrzekł nisko, pochylając się, byś mogła dosięgnąć jego policzka dłonią, co zaraz zrobiłaś. Zaczęłaś je muskać czule, co jakiś czas czując pod palcami wąsa mężczyzny.
Minęły tygodnie, nim na powrót wróciłaś do siebie. Silna byłaś jednak i natychmiast pierwsze kroki przed dworek skierowałaś, by nabrać rumieńców; i na konia próbowałaś się wspinać od razu.
Wszyscy dziwili się jednak, że Bohun, choć duch wolny i szalony, a oficjalnie powodu nie miał by przebywać (choć nieoficjalnie byli tacy, co zdawali sobie ze wszystkiego sprawę doskonale), ciągle doglądał cię, choć sprawy swoje miał na głowie, i obserwował jak na powrót sobą się stajesz. A gdy raz wyjechać musiał, przez kozaków zwołany, wycałował twoje dłonie i powrót obiecał jak najszybszy.
---
8. Bohun wyruszał na wezwanie od kozaków, by walczyć u ich boku. Coraz bardziej jednak mieliście się ku sobie, więc nim odjechał, chciałaś pożegnać się z nim.
Czułaś w głębi, ze pozbawione to było sensu, bo Bohun jako człowiek żyjący wolnością i tym, co go chwilowo zainteresuje, nie zważał uwagi na takie niuanse, jak sądziłaś.
Gdy przybyłaś na polanę, wyszeptaliście sobie ciche wyznania. Obiecywałaś mu odważnie, że czekać będziesz, i że wrócić ma dla ciebie, bo inaczej uschniesz z tęsknoty. On chwilę spoglądał na ciebie, jakby wierzyć nie chciał, po czym westchnął z dziwna ulgą.
Gdy już wsiadł na konia, złożyłaś razem ręce. Patrzyłaś za nim, jak rusza za wodze.
Koń stanął dęba, zmieniając trochę kierunek. On spojrzał się na ciebie po raz ostatni, a tak intensywnie, że aż usta rozchyliłaś z wrażenia. Po tym odwrócił głowę i popędził w obranym przez siebie kierunku, a ty wiedziałaś, że odszedł twój umiłowany Bohun, który wobec ciebie nigdy nie był agresywny, a narodził się brutalny watażka, który podbije znany wam świat.
Z oddali usłyszałaś tylko krzyk, wrzask, jakby zwierzęcia, dziwnie jednak radosny.
---
9. Mężczyzna grał właśnie na instrumencie, gdy weszłaś do pomieszczenia. Słysząc muzykę, odruchowo zawirowałaś, a twój [kolor] warkocz zakręcił się razem z tobą, by po chwili opaść na boku. Podeszłaś z uśmiechem, lekko tanecznym krokiem.
Kozak tylko zaśmiał się, widząc jak ruszasz się dyskretnie w rytm muzyki, rzucając w jego stronę radosny uśmiech. Nie byliście jednak sami - czujny służący... zasnął w kącie pomieszczenia po obfitej porcji chleba.
Po chwili usiadłaś na ławie i oparłaś swoją twarz na rękach. Zaczęłaś wsłuchiwać się w muzykę.
Mężczyzna natomiast spoglądał to na struny, to na ciebie.
Jego dawno pogrzebany z odejściem Heleny ogień na nowo rozbudziłaś. Przywróciłaś go do życia, ty pierwsza wróciłaś na jego twarz uśmiech. Zawsze wszystko czynił dla fantazji, tylko miłość wyzwalała w nim tyle uczucia, by czuł, że życie ma wyższy sens. To uczucie poprzednio zabiła Kurcewiczówna. Bohun wrócił, odbudował Rozłogi i włóczył się pijany, ciągle zły, zraniony, co jakiś czas tylko z innymi kozakami się widząc, czekając już właściwie tylko na śmierć.
Przy tobie jednak ponownie jego serce dudniło równie żywe, co za dawnych lat, a twoja bliskość dodawała mu przekonania, że to uczucie jest większe i wyższe od poprzedniego. Gdy zdał sobie z tego sprawę, miał ochotę krzyczeć z ulgi i radości, że jego serce od dawnej miłości uwolnione. Racja, ufać ci długo nie chciał. Twoja odmienność od Heleny dawała mu mimo to nadzieję, że spierzchnięte wargi watażki znajdą w końcu odpowiedniczki, a dusza jego splącze się z kimś na nowo.
Mieliście się ku sobie i już nic was nie rozerwie, a ty zapewniałaś go o tym na każdym kroku, ze zwyczajowości żartując i anielską lekkością napełniając każdą mu znaną przestrzeń.
---
10. Zaletą Bohuna było to, że mimo swojego szalonego wręcz usposobienia, wpasować się umiał idealnie, w zależności z kim przebywał. Wśród żołnierzy żołnierzem był, wśród dworków szlacheckich maniery wychodziły na wierzch, nawet jeśli dziki uśmiech dalej zdradzał jego kozaczą naturę. Gdy zbratał się więc ze starym służącym, poczciwości trochę ukazywał.
Gdy weszłaś więc, z zaskoczeniem odkryć mogłaś, jak watażka wspiera się na ramieniu twojego sługi, wspólnie goszcząc się ze wszystkimi obyczajami, drobiną trunku, a teraz prowadząc rozmowę przed dworkiem.
Czasami zastanawiałaś się, czy wuj twój poza smaganiem cię słownymi obrazami żyje jeszcze, bo doprawdy, nie wiedział nawet, cóż się kiedykolwiek u niego dzieje.
- Jurko - skinęłaś radośnie głową. Po chwili jednak przystanęłaś, choć początkowo miałaś podejść. - A cóż to, o biednego starca się opierasz, własnej siły ci brak?
Kozak spuścił głowę, poprawiając szybko wąsa po czym spojrzał na towarzysza, który oczyszczał go z zarzutów. Ty tylko zaśmiałaś się na to. Mimo, iż żartowałaś, Bohun zaraz wstał i stanął mocno na ziemi, spoglądając ci tajemniczo w oczy, żupan przygładzając jedną z dłoni. Czułaś się trochę, jakbyś rozjudziła zwierzę, które teraz chce zaprezentować się w pełnej okazałości, jakby chciało ci udowodnić, że siły mu nie brak na pewno.
A ty wyczułaś w tym coś dziwnego. Jakby... wyzwanie.
---
11. Głównym z powodów, przez który taką sympatią obdarzyłaś mężczyznę (i tym samym wyciągnęłaś z rozpaczy) była jego umiejętność, jakże przedziwna, wysłuchania cię, gdy przejawiałaś okrutnie wręcz silną potrzebę wolności i buntu wobec narzuceń i bolesnych słów wuja.
On sam nigdy nie mówił jednak o sobie, a raczej o swojej przeszłości. Nie wiedziałaś, co go ukształtowało, chociaż jak każdy doskonale zdawałaś sobie sprawę, kim jest.
Im bliżej jednak byliście w relacjach, tym bardziej myślałaś o jego cierpiącej postaci, osoby ponurej, którą poznałaś. Czułaś, że to coś w duszy, co dalej było dla niego świeże i z czego nie mógł się otrząsnąć.
Pewnego razu więc spytałaś się go, co się stało i całe swoje zmartwienia wyłożyłaś bez cienia wstydu czy zawahania. Wywiązała się przez to cicha dyskusja, okryta całunem swego rodzaju niepewności Bohuna i jego zamknięcia się w sobie. Smutki przepił, przewalczył, ale nie zdradził, a rana ta jego jednym wielkim smutkiem dla niego była i do niedawna jeszcze rana ta sprawiała mu tyle bólu, że i rzeczywiście chciał, by życie z niego uszło na zawsze.
- Wiedzieć chcę, wiedzieć i twojemu sercu pomóc - szepnęłaś.
- Nie chcesz, wiedzieć nie będziesz - odpowiedział mężczyzna pochylony, po czym wyprostował się. Jego twarz była poważna.
Długo jeszcze nie znałaś niczego o tym, co mu się przytrafiło. Z czasem jednak zasada watażki o tym, że nigdy o przeszłości nie mówi, została złamana i choćby niektóre rzeczy opowiedział, a każda tylko umacniała twoje przywiązanie.
Ale ile czasu minęło między opowieściami i jaką rzadkością one były, tylko tobie dane było wiedzieć. I na wyłączność te jego ewentualne zwierzenia miałaś, bo tak kozaczyna pokochałaś, że aż go serce ściskało, gdy próbowałaś się czegoś dowiedzieć i ulegał sporadycznie, kochając cię nawet mocniej.
Ale to po długim, zaprawdę długim czasie, bo chociaż zakochał się nagle, jak iskra rozpala się na sianie, tak duszę przygotowywał i leczył do tego mnóstwo czasu, twoim urokiem zewsząd otoczony.
---
12. Mężczyzna ponownie obudził się w bólem głowy. Znowu ujrzał ten sam sufit i to samo otoczenie i wiedział już, gdzie przebywa. Odetchnął głęboko, zdając sobie sprawę, że ponownie nabawił się obrażenia i historia powtórzyła się.
Tym jednak razem nie czekałaś na progu izby. Dopiero po kilku godzinach, gdy mężczyzna już chciał z bólem głowy walczyć i powstać, zjawił się ktoś.
Był to twój sługa, wiernie czuwający zazwyczaj nad twoim dobrem. Pojawił się on z materiałem na nowy opatrunek i czymś jeszcze.
- Mości panienka [Imię] wiadomość pozostawiła do przekazania - oznajmił swoim chrypliwym głosem, żylastą ręką gestykulując zaciekle.
- A jaką to - watażka obejrzał biedaka od stóp do głów. Przyćmiony cierpieniem umysł pożerała ciekawość, ponieważ zazwyczaj pojawiałaś się nawet nieoczekiwana. Tymczasem tutaj, choć w głębi duszy czekał, ciebie nie było.
- Z powodów niesnasków z waszmościem wujem panienki, musiała ona wybyć na krótki czas. Przekazuje jednak wyrazy umiłowania i słowo swoje, że powróci niezwłocznie.
Kozak westchnął, gdy po wysłuchaniu wiadomości jego twarz oczyścił starzec, który przygotował jeszcze napitek i wymknął się cicho z izby.
Nie wiedział sam, co jemu chodzi po głowie, że poczuł zawód, że to nie ty się nim zaopiekowałaś. Serce mu tęskniło, chociaż nie wiedział tak, za czym i po co, gdy nieraz się los przecież odwraca. To normalne, że nie od razu cię ujrzy. Czemu jednak tak go to niepokoiło?
---
13. Było niedzielne święto i wszyscy znaleźli się nagle w niedalekiej gospodzie. Kobiety również, ponieważ okazja była wyjątkowa i zebrała się cała okolica. Wśród nich byłaś ty. Śmiejąc się perliście, stałaś z zaprzyjaźnionymi kobietami i rozmawiałaś na przeróżne tematy.
Twój warkocz bujał się, gdy kiwałaś na boki głową, a radosne oczy co jakiś czas przesuwały się po gospodzie. W pewnym momencie jednak rozmowa ucichła, gdy chwilowa muzyka tak przypadła do gustu pewnym szlachcicom, że niektóre w twoich towarzyszek zaprosili do tańca.
Zaczęłaś więc mimowolnie wypatrywać kogoś, kto i ciebie porwałby w rytm miłej melodii. Po chwili twoje oczy znalazły watażkę, siedzącego przy stole. Spoglądałaś na niego długo i intensywnie, nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Mężczyzna szybko poczuł na sobie wzrok i podniósł głowę znad kufla. Spojrzał na ciebie i jakiś czas wymienialiście się mocnymi spojrzeniami. Po chwili jednak twoja odwaga wyparowała i speszyłaś się potwornie, więc na twoich policzkach różowe plamy rumieńców się pojawiły, a ty sama odwróciłaś gwałtownie głowę, udając, że odległa od kozaka ściana nagle okazała się niesłychanie ciekawa.
Watażka zauważył twoje zachowanie i uśmiechnął się pod nosem lekko rozbawiony. Choćbyś chciała, nie mogłaś się powstrzymać, i ledwie niewidocznie ruszałaś się do utworu, niesiona stukiem twojej nogi w rytm o podłogę.
Wiedział, czego pragniesz i fakt, że to w niego się tym samym wpatrywałaś, napawał go dumą. Opróżnił więc prawie pusty już kufel i niemalże energicznie ruszył w twoja stronę, poprawiając wąsa,a w jego oczach płonął ogień.
---
14. Odbywało się spotkanie z twoim wujem. Twój opiekun nie ugościł w żaden szczególny sposób, choć tak zwyczaj nakazywał i na ogromną niesławę się narażał. Rozmowa cała jednak, jak się spodziewałaś, dotyczyła ciebie i tego, jakie Bohun ma w związku z tobą intencje.
Przed wszystkim powzięłaś go na bok i słodko ubłagałaś, by cokolwiek wuj powie, Bohun nie denerwował się, a zgadzał. Ten obiecał ci, że tak jak ty mu miodem, tak on dla wiekowego szlachcica będzie.
Nie okazało się to jednak być łatwym zadaniem, bo opiekun twój brukał cię bezlitośnie. Marudził, ileż go wynosi utrzymanie takiej dziewuchy, że pożytku z niej nie ma, a skandale powoduje i zwyczaje łamie jakby była kobietą lekkich obyczajów.
Watażka w milczeniu pozostał, chociaż mięśnie mu się napinały, to rozluźniały, jakby u dzikiego istnienia. Marzył wręcz, by złapać starca za żupan i cisnąć nim o ławę. Gdy przeszłaś, ponieważ wuj zakazał ci być obecną, przez szparę w drzwiach widziałaś kozaka, co zaciskał dłoń na pasie, by nie poszła w niechcianym kierunku.
- Gdyby ja mógł, to by ją chłopu jakiemuś oddał, niewdzięczna prostaczkę, co nazwisko hańbi! - Rzucił wuj, równie co pijany, to szalony. Watażce drgnęła powieka, marzył by wuja rozumu na starość nauczyć siłą, ale na wyobrażenie sobie twoich dłoni na jego zaciśniętych w geście prośby, powstrzymywał się. Wiedział już, co było źródłem twojej odwagi i buntu, jaki przejawiałaś jako szlachcianka.
Ah, gdyby tylko nie obiecywał...
---
15. Pisnęłaś z przerażeniem gdy doszedł cię tylko najdelikatniejszy dźwięk z zewnątrz. Szybko jednak zakryłaś usta dłońmi.
Właśnie, przez jakieś porachunki nieostrożne słowa twojego wuja, waszą wioskę najechano. On jednak sam przebywał na sejmiku, pozostawiając część służków i ciebie na stanie. Jakże więc ogromne było twoje zaskoczenie, gdy nadeszły w pewnym momencie wrzaski i tłumy pod majątkiem. Konie tłoczyły się niedaleko, ale jacyś ludzie próbowali wedrzeć się do was. Płakałaś, chowałaś się, bałaś się potwornie.
Z odsieczą jednak w ostatniej chwili przybyli Bohun i kozacy, co towarzyszyli mu jako swojemu. Jako gospodyni podziękowałaś żarliwie i obiecałaś największą możliwą gościnę po wszystkim na znak wdzięczności, niczym się i nikim już nie przejmując.
Spoglądałaś na Bohuna. W walce otrzymał cios w skroń, która lśniła teraz krwią, czerwienią zalewając połowę jego twarzy, więc serce ściskało ci się, że nie możesz go opatrzyć, bo najeźdźcy zapowiedzieli, że wrócą szybko.
Watażka spojrzał na ciebie, podnosząc się na swojej szabli. Dookoła tłoczyli się kozacy, więc stałaś w progu, gotowa umknąć do izdebki.
- Kto próg przestąpi, zabiję - odrzekł w ich języku, a ty znając go, zadrżałaś. Kiwnęłaś tylko głową, a twoje pochmurne oblicze ukazało ogromną wdzięczność.
Umysł watażki wypełniała błogość, gdy tak na niego patrzyłaś. Tym większa była nienawiść do ludzi, którzy strachem cię napełnili. A tak mocno jak kocha, tak nienawidzi. Zacisnął więc mocno dłoń na rękojeści broni i mrugnął do ciebie, nim odwróciłaś się z tajemniczą miną w stronę okna, szepcąc, że nadchodzą.
--------------
*kłos - tak określana jest fryzura szlachcianki, czyli zwyczajowy warkocz. oczywiście, nie wszystkie w nim chodziły, jednakże była to popularna opcja dla dziewczyny w tamtych czasach.
--------------
=======
gotowe! największe do tej pory wyzwanie w pracy, ale jakże przyjemne; dzięki niemu zainteresowałam się, czy by podczas najbliższego czasu nie przeczytać "ogniem i mieczem"
zdążyłam również bohuna polubił ogromnie - cudowny kozaczyna, jak tu takiego nie kochać!
mam nadzieję, że zamawiającej się spodoba, ale o opinię proszę każdego. na pewno nie jest idealnie, ale może chociaż z jeden punkt się udał w pełni.
ps.: gdyby się dało, to bym najchętniej druga część pisała, taki cudowny - szkoda, że tak gifów mało i w ogóle.
a tymczasem - do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top