Rozdział 8

Mieliście kiedyś tak, że wasza ukochana osoba, was zdradziła? Was odtrąciła? Hm... powiedzmy że tak jest...między mną a Luckiem. Od chwili gdy się dowiedziałem że mój brat to wszystko ukartował, nie odezwałem się ani słowem do niego. Kiedy mijamy się w domu, w szkole czy na ulicy, udajemy że się nie znamy.
Nie pokazujemy się nawet na spotkaniach, czy innych rodzinnych zjazdach. On nie chce ze mną się widywać - a ja z nim.
Po dwóch miesiącach wakacji, wracamy do szkoły. Chce zobaczyć Lucke'a. Mam nadzieję że się trzyma.

Wstałem rano dość szybko. W pięć minut, ubrałem się, umyłem twarz, i zrobiłem inne drobiazgi w łazience.
Nałożyłem czarną bluzę na ramiona, czarne pumy* i plecak na plecy.
Wyszedłem z pokoju bezszelestnie. Rodzice jeszcze spali, mój- niestety - brat też.
- Ktoś na ciebie czeka - powiedział mój brat, a ja obejrzałem się za siebie.
Przy wejściu do salonu stal oparty o futrynę Luke.
Moje oczy zaświeciły się na jaskrawy niebieski kolor.
- L-lucke... - powiedział, ledwo powstrzymując się od płaczu i krzyku.
- Tak... tęskniłem... - powiedział i podszedł do mnie.
- ... - wyciągnąłem rękę w stronę jego twarzy, a po chwili położyłem na jego policzku.
- Tak to... tak to ja jestem... - powiedział i mnie przytulił.
- Lu-lucke-key... - zająknąłem się i rozpłakałem.
Ciemno włosy mnie przytulił mocno do siebie i potarł moje plecy uspokajająco. Kiedy się uspokoiłem spojrzeliśmy na zegarek. Nie wypada spóźnić się pierwszego dnia do szkoły co? My to jesteśmy agenci. Spóźniliśmy się do szkoły. Dostaliśmy naganne i zostanie po lekcjach. To i dobrze. Spędzimy trochę czasu po lekcjach. Mam nadzieje że będziemy sami.

~> Luke <~

Mina Miko była bezcenna. Kiedy się rozpłakał bałem się że coś nie tak. Jego reakcja na to że stoję obok, że jestem przy nim.
Sam ledwo powstrzymywałem się od łez. Tak dawno go nie widziałem.
- Jak twoje emocje? - spytał Mikey.
- A co z nimi ma być? - powiedziałem i spojrzałem na tablice.
- Rok temu byłeś obojętny moim uczuciom... a teraz? Myślisz że nie widziałem jak płaczesz po nocach, bo nie mogłeś mnie dotknąć? - powiedział.
Chyba trafił w czuły punkt. Spojrzałem na niego i kilka razy mrugnąłem.
- Nie pytaj o to więcej... jestem niewinny... - powiedziałem i wstałem z ławki wychodząc na przerwę.

- Lucke, uraziłem cię tymi wspomnieniami? - spytał Miko.
- Nie... s-skąd? - skłamałem.
Od tamtego pamiętnego wydarzenia moje życie wywróciło się o kolejne sto osiemdziesiąt stopni. Jego brat mnie osądzał o to bo byłem Alfą... ale ja już nie jestem. Teraz mam mieszane uczucia do Michaela. Skąd on wiedział o tych bezsennych, zapłakanych nocach?! Nikt nie wiedział... NIKT!
- Lucke? Zaczynam się ciebie bać powoli... - powiedział i potrząsnął mną.
- Przepraszam... przyjdź do mnie w piątek... musimy pogadać... - powiedziałem i opuściłem klasę w której siedzieliśmy po lekcjach.
W oczach zebrały mi się łzy. Miałem ochotę się popłakać. Nim Michael mnie dogonił ja byłem już dawno poza granicami miasta. Chciałem się odstresować. Poszedłem do lasu. Pewnie pomyślicie po co. Pfft. Xavier Foster. Mój dobry kumpel.
Od kiedy uciekłem z domu, w lesie znalazłem jego. Był równie zagubiony jak ja.
- Carter! - wrzasnął na mnie gdzieś zza drzew. - Luke! - krzyknął i wyrwał mnie z zamyśleń. - LUKE!!! - zawył a ja stanąłem.
~ X-xavi-vie-er... - wyjąkałem w wilczej skórze.
Teraz wiem jak się czół Michael. Xavier nawet nie wiem kiedy był obok mnie. Przytulił mnie. Poczułem że płacze. Ale jak?! Miałem być twardy! Nie do zbicia! A teraz..? Jestem zwykłym śmieciem...
-L-luke... - powiedział Michael a ja nastawiłem uszy. - Co ty tu... - powiedział i spojrzałem na niego.
- Nie zbliżaj się do niego - poradził Xavier.
Kiedy byłem w dosłownie rozsypce, jako wilk nie panowałem nad uczuciami. Więc kiedy po raz pierwszy, wybuchnąłem z tymi wszystkimi emocjami, Xavier nieco ucierpiał jako Beta.
- Lucke... - wyszeptał moje imię, a ja poczułem gniew, złość i wiele innych negatywnych emocji.
- Michael! W nogi! - krzyknął Xavier, a ja ruszyłem w stronę Miko.
Widziałem strach w jego oczach. Gdzieś miałem to że poranie sobie łapy, o szkło które, jest porozrzucane po prawie, calusieńkim lesie, nie chciałem go skrzywdzić... ja po prostu sobie nie radziłem już z emocjami...
Niedaleko szlaku którym biegłem był klif. Kiedy zmieniłem kierunek, Michael pobiegł za mną zmieniając się w wilka.
- Luke stop! - krzykną Xavier siedząc na gałęzi.
Xavier jest czymś w rodzaju diabła, ale jest taką jego dobra stroną.
- Luke Carter!!! - warknął Xavier i zatrzymał mnie.
Rzucił mi ciuchy w które się przebrałem, Michael też to zrobił. Podszedłem bliżej, do klifu.
- Luke... - pisnął Michael.
- Nienawidzę siebie... nienawidzę ku#wa za to co ci wyrządziłem... nie umiem ci spojrzeć w oczy... ja nie porafię powiedzieć że się w tobie zakochałem... nienawidzę siebie za to!!! - krzyknąłem i skoczyłem.
Na swoim całym ciele czułem zimny, przyjemny chłód, a zarazem potężne fale uderzające o mój tors. Kiedy zacząłem tonąć nic mnie nie powstrzymywało od tego by nie oddychać.
Kiedy straciłem przytomność widziałem ciemność... pustkę... nie czułem żadnego bólu... ŻADNEGO!!!



[POPRAWIONE]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top