Rozdział 7

*Kilka miesięcy później*
- L-lukey... - usłyszałem sapanie.
Pobiegłem na wąskie schody na końcu szkoły. Kiedy przybiegłem widziałem niemiły widok.
- P-puśćcie go! - warknąłem ale oni nic, jeszcze bardziej go podduszali.
Podszedłem bliżej ale zostałem odepchnięty. Kiedy upadłem nie bolało mnie jak zwykle. Upadek wcale mnie nie bolał, ale ten x... nie było go na policzku Miko...
W oczach miałem łzy. Chłopaki się śmiali.
Na schody wbiegło paru nauczycieli i... brat Miko?!
- Mikey... proszę ocknij się! - pisnąłem a po policzku spłynęła mi łza.
- Dzwońcie po karetkę! - warknął wysoki brunet. - Kurna gdzie on jest?! - krzyknął i wstał do mnie. - Zapłacisz za to! - warknął.
Podniosłem się z ziemi i wraz z jego prośbą opuściłem budynek. Pobiegłem do domu i zamknąłem się w pokoju. Niby jestem twardy, ale co z tego? Ktoś odznaczył Miko... a ja..? Jestem zwykłym śmieciem w tym momencie.

Po długich tygodniach spędzonych w pokoju i nie wychodzenia... a co gorsza, nie odbierania od Miko telefonów, i nie odpisywanie na jego SMS'y, odważyłem się pójść do szkoły.
Poszedłem do łazienki. Odkręciłem kurek a z kranu zaraz wyleciała zimna woda. Umyłem twarz i zęby. Po wszystkim spojrzałem w lustro. Moje oczy stawały się mętne. Zmusiłem się do przemiany i spojrzałem z drugiej strony w lustro, mój x zaświecił się na niebiesko tak jak oczy. To się dzieje z Alfą... to się dzieje ze mną kiedy zabierzesz mi ukochaną osobę.
- Aagr! - warknąłem i zawyłem z bólu. Do pokoju weszła moja matka. Widząc mnie w takim a nie w innym stanie.
- Lucke... wiem że cierpisz... ale musisz się pogodzić z tym. Z twoim bratem widzimy że cierpisz... ubierz się i pójdź do szkoły. - powiedziała uśmiechając się z troską.
- Idź do szkoły, dobrze ci radzę. - Powiedział Matthew, mój starszy brat.
- Nie chce ale boje się... nie jestem już Alfą... - powiedziałam a Matthew podszedł szybko.
- Jak to?! Pokaż to szybko! - wrzasnął i zmusił mnie abym mu pokazał.
Zamknąłem oczy, i zacisnąłem zęby razem z dłońmi. Warknąłem i otworzyłem oczy.
- Jesteś... j-jesteś... Tak bardzo przepraszam... - powiedział.

Kiedy wszedłem do szkoły nikt nie zwrócił na mnie uwagi... oprócz niego. Spojrzał na mnie przez ramie swojego brata.
~ Luckey..? - powiedział prawie niesłyszalnie a ja potrząsnąłem głową na nie.
Miko wyrwał się w pogoń za mnie. Poczułem jego małe dłonie na moim nadgarstku. Odwróciłem się w jego stronę. Moje mętne oczy nie pokazywały żadnych emocji. Nic. Nic, a nic.
- L-luckey...!? - pisnął widząc mój wyraz twarzy.
- Zostaw go! - warknął na niego jego brat. - On nie był ciebie wart! - powiedział.
- On był..!
- ...nie wmawiaj sobie... - powiedziałem przerywając im kłótnię. - To przecież już koniec? Nie prawda? - powiedziałem i dałem im do pokazania że jestem omegą.
- Luckey! - pisnął i zaczął płakać.
Ja dalej stałem nie wzruszony tym co się działo. Odwróciłem się i odszedłem.

×Miko×
Uznałem że warto przyjść zobaczyć co u Lucka. Lecz na pierwszej lekcji go nie było... na drugiej też nie, ale! Na początku przerwy przed trzecią lekcją go zobaczyłem. Włosy miał w nieładzie, oczy były mętne, wyglądał jakby przepłakał z co najmniej kilka nocy.
Kiedy go zobaczyłem pisnąłem w głębi duszy.
~ Luckey..? - powiedziałem niesłyszalnie a on potrząsnął głową.
Wyrwałem się w pogoń za nim, chciałem go zatrzymać. Złapałem go za nadgarstek. Odwrócił się w moją stronę. Jego mętne oczy nie pokazywały mi żadnych emocji. Nic. Nic, a nic.
- L-luckey...!? - pisnąłem widząc jego wyraz twarzy.
- Zostaw go! - warknął na niego mój brat. - On nie był ciebie wart! - powiedział.
- On był..!
- ...nie wmawiaj sobie... - powiedział przerywając nam kłótnię miedzy sobą. - To przecież już koniec? Nie prawda? - powiedział i dał nam do pokazania że jest omegą.
- Luckey! - pisnąłem i zacząłem ryczeć.
On stał przez chwile nie wzruszony,a potem po prostu odszedł nie wzruszony tym co powiedział.
Odepchnąłem od siebie bratai opuściłem budynek szkoły.



[POPRAWIONY]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top