Rozdział 4
Rano obudziłem się na łóżku szpitalnym, ale nie byłem sam. Obok mnie, a dokładniej za moimi plecami spal Lukey, przytulony do mnie.
Tym razem nie chciało mi się iść do toalety. Odwróciłem się delikatnie do Luke'a. Wyglądał tak niewinnie kiedy śpi, no ale niestety... dostał dość poważnie po twarzy, najbardziej oberwał jego nos i łuk brwiowy razem z kością policzkową.
- Już nie śpisz? - spytał masując uspokajająco moje plecy.
- Um... n-no j-jak w-widać..? - powiedziałem, a chłopak się uśmiechnął. - Która godzina?! - powiedziałem przerażony tym ze chłopak zawali przeze mnie ten semestr.
- Nie martw się o to... zawiesili mnie... - chłopak podniósł się z łóżka i poszedł do łazienki.
- A-ale j-jak to?! - powiedziałem podnosząc się do siadu.
- Tak-to. Podziękuj Scott'owi i Alex'owi... - powiedział wracając z łazienki.
~> Lukey <~ [Tydzień później]
- Jak się czujesz? - spytałem wchodząc do pokoju.
- Jeszcze pięć minut... - mruknął Mikey i zakrył się bardziej kołdrą.
- Nie ma pięciu minut, wychodzę... a raczej wychodzimy do szkoły - mruknąłem.
- Co?! - pisnął i pobiegł do łazienki. Kiedy wrócił z łazienki był już ubrany.
- Mmm... - przybiłem sobie piątkę z czołem.
- Hah.
Jego śmiech był uroczy. Czekaj, co?! Uh... może warto się przyznać?
Nie powiem mu teraz... powiem mu w walentynki! - o tak! To jest świetny pomysł!
- Wiesz co jest w czwartek? - chłopak wyciągnął mnie z moich głębokich myśli.
- Hm..?
- Dyskoteka, z okazji walentynek - uśmiechnął się i spojrzał w moje czekoladowe oczy. - Masz swoją Walentynkę? - spytał wybijając mnie od razu z rytmu.
- Ja...
- Nie masz? - spytał a ja pokiwałem głową.
- A ty? - syknąłem.
- Też nie, i nawet nie chcę szukać - powiedział zadowolony.
- Chcesz oranżadę? - spytałem wskazując na sklepik szkolny.
- Spoko - podeszliśmy do okienka.
Przemiła starsza pani podała nam dwie oranżady, nawet nie prosiła o pieniądze, zamiast tego wręczyła na dwa lizaki w kształcie serduszek. A w sumie.
Jeden lizak, to była połowa serduszka, a drugi lizak który miałem - był drugą połową serca; więc ... sklepikarka lekko się uśmiechnęła i puściła do nas oczko.
Zaskoczeni odskoczyliśmy od okienka i pognaliśmy na przerwę
- Mniam... ale dobre, dawno takich nie jadłem! - powiedział Mikey i spojrzał na mnie.
Nie zdawałem sobie sprawy z tego że się ciągle na niego patrzyłem.
- Jesteś tam? Zaczynam się ciebie powoli bać - zaśmiał się.
- Ał... - powiedziałem i złapałem się za policzek. Tak naprawdę to ugryzłem się w język, aby nie powiedzieć mu że bardzo słodko się śmieje.
Potrząsnąłem głową i spojrzałem jeszcze raz na Miko. Był na prawdę uroczy... meh. Dobra. Przyznam się ale nie teraz nie jemu. Wam.
Odkąd nazwali mnie męską dz##ką zacząłem coś więcej czuć do Michaela. Coś jakby... żal, współczucie... miłość? Troskę?
- Lukey? Zaczynam się porządnie martwić o ciebie! - pisnął i się przybliżył do mnie. - Dobrze się czujesz? Jesteś cały czerwony! - powiedział i dotknął mojego czoła. - I jednocześnie rozpalony! - pisnął.
- Ćsi. Uspokój się, nic mi nie jest - uśmiechnąłem się.
- To czemu zrobiłeś się czerwony na twarzy gdy do ciebie się przybliżyłem? - zacząłem się denerwować na samą myśl tego że on coś odkryje...
[Czwartek rano, po pierwszej lekcji]
- Oo! Lukey! - powiedział Miko patrząc w moja stronę.
Szedłem szybki krokiem w jego stronę. Z innej strony mogło to wyglądać groźnie ale z mojej... oh.
- Wszystko...
- Je#ać innych... - powiedziałem i przycisnąłem go swoim ciałem do szafek za nami. Złączyłem nasze usta w pocałunku.
[POPRAWIONY]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top