Rozdział 25
Kłopoty dopiero się zaczną
Spojrzałem kątem oka na Mark'a, przyglądał mi się z krzesła. W końcu gdy otworzył buzię, ja ziewnąłem otwierając oczy.
- Długo mi się będziesz tak przyglądał? - spytałem.
- Chce wiedzieć jak to w końcu było z tobą i tatą... - wymruczał przecierając oczy.
- Chcesz wiedzieć całą historię? - spytałem.
- Chce wiedzieć od czego to się zaczęło, tata nigdy mi nie mówił od czego to się zaczęło, zwykle zaczęły mu lecieć łzy na temat tych wspomnień. To opowiesz? - zapytał.
- Jasne...
Michael w szkole był jedyną omegą, nad którą, my alfy się znęcaliśmy. Pewnego dnia, złapaliśmy go w szkole i zaciągnęliśmy na korytarz gdzie nikt praktycznie nie zaglądał. Pobiliśmy go tak, że miał rany otwarte, i się praktycznie nie ruszał. Zdecydowaliśmy że ja go wezmę do siebie. Przez pierwsze kilka dni nie odzywał się do mnie, potem raz przyszedł po bandaże, i wtedy ujrzałem coś czego nigdy nie widziałem.
Był cały w siniakach i malinkach. Dalej się mnie bał, ale mniej, cieszyłem się że mi ufa, ale do czasu kiedy było tego dość. Miałem lekki zanik pamięci i nic nie pamiętałem ani nic.
Miki też skoczył...
Kochaliśmy się... póki nie zrobiłem kilka razy skoku w bok...
Twój tata, był też i z dziewczyną, wtedy pamiętam wszystko się posypało... ale.. ty to wszystko naprawiłeś. Pojawiłeś się na świecie jeszcze jako małe ziarenko groszku (?). A kiedy się urodziłeś, byliśmy szczęśliwi...
- Luke..? - usłyszałem swoje imię i spojrzałem na Mikusia. Patrzył na mnie swoimi oczkami i się uśmiechał.
- Wszystko w porządku? - zapytałem widząc jak zaraz z powrotem zasypia.
- To moja wina.. - wymruczał Mark.
- To nie..
- Tak to moja... wtedy kiedy tata trafił do szpitala, pokłóciliśmy się o ciebie.. że to wszystko jego wina, że ciebie z nami nie ma... - po policzku popłynęła mi łza.
- Poznałeś teraz prawdę, ale przeszłości nie odwrócisz... hej ale nie musisz płakać... wszystko jest okej, tatę wypuszczą zaraz i będzie jak kiedyś. będziemy we trójkę... - powiedziałem patrząc jak powoli łka.
- Mhm.. - mruknął.
- Może odstawie cię do domu co? Xavier pewnie się martwi. - powiedziałem na co młody skinął głową. - Okej to się zbieraj.
[POPRAWIONE]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top