Rozdział 20

*-_-*Jakiś czas później*-_-*Michael*-_-*

Wróciłem właśnie do domu z pracy. Kiedy krzyknąłem że jestem nie usłyszałem żadnego cześć, a nawet młodego.

Poszedłem na górę, do nas do pokoju. Zapukałem do pokoju i otworzyłem drzwi. Stanąłem jak wryty. Nic nie mówiąc zamknąłem po cichu drzwi, poszedłem do młodego i wziąłem jego rzeczy, spakowałem je do torby i z najpotrzebniejszymi rzeczami poszedłem po małego. Ładnie się bawił w łóżeczku.
- Gdzje idzjemjy? - zapytał.
- Na małe wakacje, co ty na to? - powiedziałem ze łzami w oczach.

- A co z tatusiem..? - powiedział prawie płacząc.

- Tatuś z nami tym razem nie pojedzie... - powiedziałem prawie płacząc.

  Kiedy zabrałem wszystkie rzeczy malca, udaliśmy się do wyjścia. Drzwi od naszej wspólnej sypialni się otworzyły po czym usłyszałem cmoknięcie.

- Do następnego kochanie.. - powiedział Luke i najwyraźniej chwycił po swój telefon bo poczułem wibracje w kieszeni od spodni.

  Wyszedłem otwierając drzwi. Później już widziałem zachód słońca...

  *** Luke ***

  Jak wam się przyznać do tego? Od czasu kiedy to ja zostałem uziemiony przez młodego, Mikey poszedł do roboty, a że młody przez większość czasu w domu śpi, miałem większość tego czasu dla siebie. Tak... Zdradzałem Miko.. jest mi z tym źle... ale on mi nie daje już tego co wcześniej....

  Stwierdziłem że zadzwonię do niego i zapytam się kiedy będzie w domu, tak jak zwykle, a po drodze chciałem zobaczyć co z młodym. Wszedłem do jego pokoju i wtedy znalazłem ten bajzel... Wykierowałem numer do Xaviera ale nie odebrał, więc już wiedziałem że mam przerąbane. 

  Skoro Mark'a nie ma to musiał być tu Michael... uh... ale ja jestem głupi i naiwny... 

  *** Michael ***

 Stałem właśnie przed drzwiami do domu Xaviera, i czekałem aż on ochłonie. 

W końcu wyszedł cały czerwony od złości. Wiedziałem że się z nią pokłócił, miał podkrążone oczy i było z nim naprawdę źle.

- P-przykro mi... - powiedział, po czym wtulił się w mój tors. Czułem bicie jego serca. 

  Mark zaczął płakać, więc wziąłem go na ręce. Był już lekko śpiący, więc położyłem go spać u Xaviera w pokoju na łóżku. Teraz czekaliśmy na najgorsze...

  ***

  Siedzieliśmy w kuchni i zatapialiśmy nasze smutki, które i tak już nauczyły się pływać, więc piliśmy do zgonu. Zaczęliśmy opowiadać stare dobre historyjki i wtedy ktoś zadzwonił domofonem. Pijanym krokiem poszliśmy we dwójkę do drzwi i otworzyliśmy je a wtedy ujrzeliśmy Luke'a i jego nową dziewczynę.

- Zatęskniłeś? - powiedziałem z butelką w ręku.

- Mikuś..

- Nie mów tak do mnie... - powiedziałem i walnąłem mu z otwartej ręki. - Nie masz prawa już tak do mnie mówić... Nie zrobiłbym ci nigdy takiego świństwa jak ty mi... kochałem cię i kochać będę, ale nie wiem czy jestem w stanie ci wybaczyć... a nawet zaufać... - powiedziałem machając butelką od piwa.

- Michael... przepraszam że weszłam wam w paradę, nie proszę o wybaczenie, a wiem że to jest teraz zbędne, zabiorę swoje rzeczy i wyjadę, nie pokażę wam się więcej na oczy... przepraszam Michael... - powiedziała i ominęła nas.

  Xavier upił łyka i zostawił mnie z Luke'iem, ale zatrzymałem go i powiedziałem że ma tu zostać, podczas alkoholu, a zwłaszcza tego, nie panuję nad sobą.

- Nie ma tutaj miejsca dla ciebie... nie ma miejsca dla ciebie w moim życiu... rozumiesz? Nie istniejesz dla mnie i dla Mark'a. - powiedziałem stanowczo i upiłem ostatniego łyka z butelki, końcówkę rzuciłem pod nogi Luke'owi.

- Ty debilu! - wyciągnął do mnie ręce, i wtedy jakby wytrzeźwiałem na krzyk Mark'a.

- Patrz dzbanie co narobiłeś... - powiedziałem lekko pijany i podszedłem do płaczącego Mark'a na posadzce w przed pokoju.

- Wypi***alaj z tego domu i nie pokazuj się mi więcej na oczy! - warknąłem świecąc oczami, w jego oczach nie ujrzałem nic poza swoim odbiciem. Miałem czerwone ślepia.

  Luke przełknął ślinę i odszedł oglądając się za siebie. Wiedziałem że to nie koniec, wiedziałem że to kiedyś wróci....



[POPRAWIONE]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top