Rozdział 10
Kiedy wróciłem do domu, nie wychodziłem z domu przez kolejne kilka dni. Nie miałem ochoty patrzeć na te znajome twarze. Nie chciałem znać Luke'a... może on nie zawinił... ale ja?
Uraz głowy był tak poważny że utracił pamięć... utracił wspomnienia o mnie...
- Michael... ktoś do ciebie - powiedziała Mama otwierając drzwi.
- Kto t-to..? - spytałem.
- To ja... Luke - powiedział chłopak, a ja zacisnąłem zęby.
- Po co tu jesteś? - spytałem.
- Chciałem ci coś powiedzieć... - zaczął. - Bo ja zacząłem sobie coś przypominać. Poszedłem do lasu, na klif... z którego chciałem skoczyć... byłeś tam ty, Xavier i ktoś jeszcze... ja teraz zdałem sobie sprawę z tego co się działo z tobą. Kiedy usłyszałem że chorujesz na depresje... coś mnie ruszyło... i... nie tylko wspomnienie z klifu... miałem wizje, a dokładniej coś na zasadzie snu. Widziałem jak cię katowałem... boli cię..? - spytał i podszedł bliżej.
Pokiwałem głową na tak i odwróciłem się do niego.
Oczy miałem mętne.
- Hej... nie płacz... Mikuś - powiedział Luke a ja wstrzymałem oddech. - oddychaj - przyciągnął mnie do siebie.
Przytuliłem się do niego i tak jakoś przysnąłem.
Rano obudziłem się przy miłości swojego życia. Luke wyglądał słodko podczas snu.
- długo mi się już tak przyglądasz? - spytał wyrywając mnie z zamyśleń.
- Y-yy... co? - powiedziałem czując jak mnie palą policzki.
- Oh... nie udawaj... dalej mnie kochasz... - powiedział i odwrócił mnie plecami do siebie.
Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Spaliśmy na łyżeczkę.
Nawet było mi wygodnie.
- Kocham cię Andrea... - powiedział Luke, a ja otworzyłem szerzej oczy.
Andrea to nie jest imię męskie...
- Kto to Andrea? - spytałem.
- Um... co? - powiedział zakłopotany.
- Kto to Andrea? - powtórzyłem.
- Moja dziewczyna... - powiedział a mnie to bardziej dobiło...
W oczach ponownie zebrały mi się łzy. Siedziałem pod salą. Sam. Samiusieńki.
Przełknąłem ślinę i przyciągnąłem do siebie kolana. W końcu nie wytrzymałem i się rozpłakałem.
- Miko? - usłyszałem cichy głos Luke'a.
- Ej? Wszystko dobrze? - spytała ruda dziewczyna.
- Daj mi spokój! - warknąłem do Luke'a i wstałem płacząc dalej.
- Ty go znasz?! - warknęła Andrea.
Reszty nie słyszałem ale odgłos uderzania o policzek słyszałem.
Było słonecznie na dworze, więc zdecydowałem się że wyjdę na tej przerwie na boisko szkolne. Zauważyłem pod drzewem w cieniu samotną ławeczkę. Ruszyłem w stronę ławki. Rozejrzałem się dookoła niej ale nikogo nie było, nikt się nie kręcił.
Usiadłem powoli na ławce. Była zimna, no bo wiadomo że w cieniu ławeczka.
- Mogę obok? - spytała jakąś postać nade mną.
- Yhym... - mruknąłem.
- Nie jest ci gorąco?- spytała dziwna postać.
- A co cie to obchodzi? - warknąłem.
- Okej stary... widzę że coś cie gryzie, alternatywko - zaśmiał się.
- Spadaj! - warknąłem i wstałem z ławeczki. Udałem się na następną ławeczkę, ale wtedy już nie byłem sam. Obok był Luke, był sam. Pewnie przeze mnie się rozstał z dziewczyną.
- Wszystko spoko? - spytałem po dłuższej chwili ciszy.
- A jak myślisz? - mruknął.
- No myślę że jest lepiej u ciebie niż u mnie... - powiedziałem i wzruszyłem ramionami.
- A ja myślę że z tobą jest wszytko okej dzisiaj - powiedział i spojrzał na mnie pierwszy raz od dłuższego czasu.
- Może... - powiedziałem i wzruszyłam ramionami.
- Nie bądź taki obojętny. Jak u psychologa? - spytał a ja na niego spojrzałem spod byka.
- A co cię tak wszystko interesuje? He? - powiedziałem.
- Wiem że masz mi za złe to że Cię zostawiłem wtedy. Nie chciałem cię zranić, zrozum. - powiedział przesuwając się do mnie.
- Próbowałem to zrozumieć za każdym razem kiedy o tobie myślałem, czyli zawsze! - powiedziałem i wstałem. - Dzwonek już jest... - odburknąłem.
Poszedłem na lekcje. Nie mogłem się skupić na lekcjach, a ponieważ została ostatnia lekcja, postanowiłem że jeszcze zostanę i spróbuję się skupić. Usiadłem w ostatniej ławce, z daleka od innych i od Luke'a.
Przede mną usiadła dość wysoka postać. Stwierdziłem że się prześpię i ułożyłem się wygodnie na ławce. Pod głową miałem worek z strojem na wuefie.
Było mi wygodnie.
Po chwili relaksu ktoś mnie szturchnął przez co spadłem z ławki a potem z krzesła.
Zacząłem masować bolące miejsce na środku głowy.
- Oj... przepraszam! - pisnęła wysoka dziewczyna z kruczoczarnymi włosami.
- S-spoko... - powiedziałem i wstałem spod ławki.
- Boli cię? - spytała dziewczyna kucając obok mnie.
- T-trochę. - powiedziałem.
- Naprawdę przepraszam! Nie zauważyłam cię. - powiedziała i pomogła mi wstać.
Usiadłem ostrożnie na krześle i przysunąłem się bliżej do ławki.
Usłyszałem dzwonek i poderwałem się z krzesła. Dziewczyna obok mnie złapała mnie za skrawek kieszeni.
- Mogę iść z tobą? - spytała, a ja pokiwałem głową.
Wziąłem ją za rękę i wyszliśmy za sali. Nie każdy musi być jednakowej orientacji seksualnej.
Może jestem homo może jestem bi? Kto wie? Nikt tego przewidzieć nie może.
[POPRAWIONE]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top