Rozdział trzeci
<Juliette>
Czekałam w swojej sypialni jakoś z pół godziny, gdy nie wytrzymałam i poszłam szukać Vanessy. Uwiedzenie Josepha miało jej zająć nie więcej, niż dziesięć minut. Czy mój kuzyn był aż tak odporny na jej wdzięki? A może...zrobili coś więcej? O czym ja myślę.
Wyślizgnęłam się na korytarz i przybliżyłam twarz do ściany, by w razie wypadku pozostać niezauważona. Co ja do cholery robię? Przecież mam prawo chodzić po własnym domu!
Przeszłam obok pokoju gościnnego, który nie był zajęty i pognałam na paluszkach schodami w dół. W salonie mama z tatą siedzieli na śnieżnobiałej puchowej kanapie, wtuleni w siebie i oglądali jakiś gatunek filmu kryminalnego, w którym, ludzie rozwiązywali zagadki z przed lat. Nic ciekawego.
Już miałam obrócić się na pięcie, gdy spostrzegłam coś jeszcze. Obok nich, na podłodze siedział Jose i czytał kolejną porcję bezużytecznych faktów. Kiedy obydwoje byliśmy małymi dziećmi opowiadał mi o budowie skrzeku żaby, czy o Cumullusach. Chwila....co?!
- Josephie? - próbowałam ukryć szok i uprzejmie dotykając jego ramienia wskazałam, by podążył za mną. Staneliśmy z chłopakiem za pół ścianką w korytarzu, na tyle daleko, by nikt nie mógł nas usłyszeć.
- Gdzie jest Vanessa? - szepnęłam zaciskając palce na jego chorobliwie bladej skórze.
- Z Ivanem. - wzruszył ramionami i wyswobodził się z mojego uścisku, wracając na swoje miejsce.
Czym prędzej wdrapałam się z powrotem na górę, wpadając od razu do pokoju Ivana. Pomieszczenie było trochę większe niż moje, w kolorze czerwono - czarnym z obrazami największych sław sportu. Chciał wzorem innych nastolatków przyczepiać na nią tanie plakaty z gazety, ale wraz z mamą doszli do kompromisu.
Gdy pchnęłam drewniane drzwi, z niepokojem stwierdziłam, że pokój jest pusty. Chodziłam jeszcze po kilku innych, ale niestety niczego nie znalazłam. Gdy bezradnie chciałam wejść do ostatniego z możliwych pokoi, usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z zza ściany.
Już miałam pociągnąć za klamkę, gdy kolejny jęk przyszpilił mnie do podłoża. Świetnie. Miała owinąć sobie wokół palca rudego alergika,astmatyka i flegmatyka, a ona siedzi tam sobie z zajętym już wysportowanym, umięśnionym blondynem.
Czego ja sję spodziewałam? Zrobiłam w tył zwrot i wróciłam do punktu wyjścia. Nie ma planu, nie ma imprezy, za to jest trening i "męczeńska śmierć inkwizydora".
<Charlotte>
Kiedy o dziewiątej dwadzieścia, moja syberyjska, długowłosa na codzień chodząca z gracją kotka zrzuciła na podłogę leżący na drewnianej eltażerce wazon, myślałam, że wyrzucę ją przez okno. Wzięłam oczyszczający wdech i za jednym zamachem wstałam z łóżka.
Narzuciłam na siebie satynowy, czkarłatny szlafrok, a na nogi włożyłam mięciutkie ciapki z syntetycznej skóry i udałam się do kuchni. Żeby choć trochę wzmocnić swój umysł nalałam sobie szklankę soku pomarańczowego i poszłam wziąć prysznic.
W którymś momencie zabrzmiał dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się żadnych gości, więc po prostu okryłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki. Cała mokra podreptałam korytarzem do wyjścia na zewnątrz i szarpnięciem je otworzyłam.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc ? -zapytałam, w ogóle nie zwracając uwagi na swoje odzienie.
W przejściu stała wysoka, szczupła brunetka z poważnym wyrazem twarzy i pasujacym do niego strojem.
- Nazywam się Anja Rejvij. - kobieta podała mi dłoń, a ja rozczulałam się nad jej rosyjskim akcentem. - Jestem dziennikarką z gazety codziennej "Głos Ameryki", czy ma pani chwilę, żebyśmy porozmawiały?
Uśmiechnęłam się na samą myśl. Choć wiedziałam ,że reporterka jest prawdopodobnie przywiedziona sprawą naszej miejscowej "gwiazdy", to nie miałam nic przeciwko znalezieniu się w gazetach.
Gestem dłoni zaprosiłam ją do środka i zamykając drzwi, podeszłam do kuchennego blatu nalewając jej świeżo parzonej kawy.
- Musi być pani strasznie zmęczona, taką bieganiną z wywiadów do redakcji i tak w kółko. - zmusiłam się do ponownego uśmiechu i przysiadłam się na przeciwko.
- W rzeczy samej. Dlatego nie mam czasu, na pogaduszki - odparła szczerze. -Nie będę obwijać w bawełnę. Mam dla pani propozycję. Z poufnego źródła dowiedzieliśmy się, że jest pani kochanką pana Bretta Taylora, oficjalnego chłopaka Juliette White.
Totalnie mnie zatkało. Prasa faktycznie wszystko wywęszy. Nie dawałam tego po sobie poznać i założyłam nogę na nogę, by doroślej wyglądać, mimo samego ręcznika.
-Załóżmy, że to prawda... -powiedzialam ostrożnie.
- Chcemy z panią współpracy. Podejrzewam, że dość pokaźna suma pieniędzy pozbawi pani jakichkolwiek wątpliwości - dodała przekonywująco.
- Nie potrzebuję pieniędzy. Mam wszystko czego mi trzeba. Zrobię to z największą przyjemnością, dla samej satysfakcji. - wbiłam w nią fiołkowe spojrzenie.
-I co pani zrobi? - prowokowała mnie.
-To jasne. Zniszczę ją.
<Juliette>
Cały nasz świetny plan szlag trafił, gdy Vanessa tak płynnie spieprzyła moją szansę na pokazanie się w dawno niewidzianym towarzystwie. Ivan choć już zajęty, bądź co bądź, przez straszliwą idiotkę jaką jest Charlêne właśnie wyturlał się z owego pokoju. Dosłownie.
Wyszedł ze zwichrzonymi włosami, wyczołgowując się za futrynę. Za nim zupełnie nie zmieszana, jak zwykle kobiecym, uwodzącym krokiem wyszła dziewczyna. Mogłaby wybrać się nawet na pielgrzymkę, a nikt nie miałby jej nic do zarzucenia.
Jakby nigdy nic, jedno poszło w jedną stronę, a drugie w swoją. Blondyn sprzątając wypastowaną już podłogę,wślizgnął się do swojej sypialni zatrzaskując drzwi. Vanessa za to, po prostu przeszła obok mnie, zamykając mi przy okazji otwartą ze zdumienia buzię i popychając do innego pomieszczenia.
Nie mogłam wyjść ze zdumienia, gdy rozsiadła się na moim łóżku, zciągając swoje miniaturowe buciki i zaczęła:
- Możesz przestać sie na mnie gapić? -niemo pokazałam palcem wskazującym na swój tułów. - Tak mówię do ciebie. To tylko seks Juliette. -wzruszyła ramionami.
- To...to...co?! Żartujesz sobie? - jąkałam się jak Joseph.
- Och skarbie, to nie moja wina, że postanowiłaś być cnotką do końca życia. - spojrzała na mnie z politowaniem.
Zmroziłam ją wzrokiem i przyjęłam bojową pozycję; założyłam ręce na piersi i mocniej stanęłam na podłożu.
- Niektórzy mają jakieś zasady. -broniłam się.
- Uh...zabolało. - dramatycznie złapała się za bok. - Wyluzuj kochanie. Jak tak dalej pójdzie to nie dostaniesz się do zakonu.
- Szmata. - warknęłam.
- Dziwka. - posłała mi całusa. - A nie, masz rację, cofam. - podniosła ręce w obronnym geście.
- Możemy przestać rozmawiać o moim życiu seksualnym? - jęknęłam opadając obok niej.
- Raczej go brak - sprostowała.-Możemy. Ale dam Ci radę. Jak taki porządny chłopak jak Ivan przed chwilą się ze mną przespał...przestań się krzywić na to słowo. Seks. Seks. Seks. - zaczęła się śmiać, ale spoważniała. - Mimo swojej seksownej dziewczyny, to Brett już szuka jakiejś kochanki, o ile jeszcze jej nie ma.
- Nie mów tak. Brett taki nie jest. - sama próbowałam w to uwierzyć. - Mu nie zależy na tym.
- Na czym? - znacząco uniosła perfekcyjnie wyskubaną brew.
- Na seksie! - wyparowałam.
Vanessa uśmiechnęła się tylko i odparła:
-Wybacz Julit, ale obie wiemy, że to nie prawda. Pogadaj z nim o tym. Tak właściwie... to dlaczego nie chcesz się z nim przespać? - zaciekawiła się, jakby właśnie odkryła odpowiedź na pytania wszechświata.
-Ja...- nie wiedziałam co powiedzieć. -Muszę mieć stu procentową pewność.
- W takim razie się pośpiesz, chyba, że chcesz szukać kogoś innego. - sięgnęła po pilot i włączyła jakąś komedie.
_________________
A Wy? Macie nastawienie takie jak Juliette, czy utożsamiacie się z Vanessą? Opowiedz swoją historię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top