Rozdział 15
Po obozie rozniósł się głośny szloch. Cedrowy Kieł przypadł do struchlałego, schorowanego ciałka jego córki.
- Tak mi przykro - wypowiedziała Klonowa Noc zdławionym głosem.
Jagodową Łapę zapiekły oczy. Nie! Świerk nie mogła umrzeć! Była taka maleńka, taka niewinna! Miała przed sobą całe życie!
- Nie... Nie... Ona nadal jest tu z nami... Ona nie... - jęczał Cedrowy Kieł, przytulając małą, puszystą kuleczkę do swojej piersi - Ona wyzdrowieje, będzie dobrze, nie...
- Jest w Klanie Gwiazdy. Tam już nigdy nie zachoruje - medyczka nachyliła się nad ciemnoszarym wojownikiem, ten jednak syknął na nią ostrzegawczo.
- Nie jest w Klanie Gwiazdy! On nie odebrałby nam szansy na potomstwo zaraz po tym, jak nam ją dał! Ona nadal... Ona... - kocur urywał co chwilę, przerwy między jego słowami wypełniało żałosne zawodzenie - Też myśleliśmy, że Kasztanek jest w Klanie Gwiazdy! A nie był! Jest z nami, jest cały! - Cedrowy Kieł przytulił ciałko Świerka do siebie jeszcze mocniej - Moja malutka... Moja... Wyglądasz zupełnie jak twoja mama...
Jagodowa Łapa nie wytrzymała. W jednej chwili zaniosła się płaczem i poczuła, jak mimowolnie opiera głowę o bark siedzącego tuż przy niej Bladej Pręgi. Kocur położył swój pysk na czubku jej głowy, delikatnie wylizując jej uszy.
- Cedrowy Kle... - Klonowa Noc zwróciła się do szarego kocura - Ona nie żyje.
- Nie... Nie... To nie mogło się stać...
Cisza była przerywana jedynie płaczem Cedrowego Kła.
***
Klan był wstrząśnięty śmiercią Świerka. Jagodowa Łapa czuwała nad jej truchełkiem całą noc. Z samego rana Obłoczne Futro, Ostrokrzewiasta Paproć i Cedrowy Kieł poszli pogrzebać koteczkę poza obozem. Wybrali jej miejsce niedaleko Błyska - koty Klanu Ciszy miały w zwyczaju wierzyć, że dzięki temu zostaną kocięcymi przyjaciółmi w Klanie Gwiazdy.
Nie mogła teraz patrzeć na Cedrowego Kła. Kocur nie mógł pogodzić się ze stratą córki, nie chciał jeść ani pić. W dodatku bał się, że straci również swoją ukochaną, której życie już i tak wisiało na włosku. Za każdym razem, gdy widziała cierpienie na jego twarzy, odwracała wzrok. W głębi duszy chciała podejść do niego, pocieszyć go, ale kompletnie nie wiedziała, jak ma to zrobić.
Ostrokrzewiasta Paproć nie opuszczała tymczasem żłobka - wyszła tylko pogrzebać maleńką Świerk. Musiała cały czas trwać przy kociętach i utrzymać je przy życiu.
Gałązki ostrokrzewu przy wejściu do kocięcej zaszeleściły, a do środka weszła Waleczna Łapa. Miała zwieszoną głowę, w pysku niosła naręcze ziół. Ona również cierpiała po śmierci Świerka. A teraz pewnie zmierzała do Ostrokrzewiastej Paproci, by podać jej zioła na produkcję mleka i skontrolować stan reszty klanu.
Jagodowa Łapa łatwo mogła dostrzec wory pod oczami przyjaciółki, jej wychudzenie, to, jak była wycieńczona czuwaniem przy chorych i należytym opiekowaniem się nimi. Strata małej koteczki również musiała odcisnąć na niej piętno. Srebrna kotka nawet nie witała się z resztą klanu. Powłóczystym krokiem, wpatrzona w nicość, ciągnąc ogon po ziemi, udała się do żłobka.
- Waleczna Łapo! - do córki podbiegła Mleczny Pysk. Wojowniczka zerwała się od stosu zwierzyny niemal od razu, gdy zobaczyła uczennicę medyczki - Jak tam u ciebie? Jak się czujesz, pewnie nie jest ci tam lek-
- Mamo - Waleczna Łapa odwróciła się gwałtownie, wbijając w matkę ostre, błękitne spojrzenie. Chyba pierwszy raz w życiu była tak poważna, jeszcze nigdy tak na nikogo nie patrzyła - Nie mogę. Naprawdę.
Biała kotka momentalnie posmutniała, na jej twarzy malował się wręcz szok. Jeszcze nigdy nie otrzymała takiej odpowiedzi od swojej własnej córki. Sytuacja musiała być naprawdę poważna, skoro Waleczna Łapa nie chciała rozmawiać.
Uczennica krążyła po obozie bez celu, czekając na kogokolwiek, kto zechciałby z nią porozmawiać lub dać jej jakiekolwiek, choćby najbardziej nudne i żmudne zadanie, byleby odwrócić jej uwagę od całego tego chaosu i cierpienia. Szepcząca Pieśń miała zabrać ją wieczorem na trening, lecz teraz musiała pewnie przebywać w legowisku wojowników. Może ucinała sobie popołudniową drzemkę, może po prostu była pochłonięta rozmową z kimś innym.
Nie mając już lepszego pomysłu, udała się do legowiska uczniów pod ośnieżonym krzakiem leszczyny. Potrzebowała uciec na chwilę w krainę snu i odciąć się od rzeczywistości.
***
Wracając do obozu, Jagodowa Łapa przeklinała los. Zaspała na trening i Szepcząca Pieśń musiała ją budzić. Na szczęście na samym szkoleniu trochę jej odpuściła, widząc jej wyczerpanie i przygnębienie.
- Przejdziemy przez to, tak? Nie mam pojęcia jak, ale przejdziemy. Razem. Jeśli będziesz potrzebowała pomocy lub chwili wytchnienia, po prostu mów - pręgowana kotka położyła swojej uczennicy ogon na grzbiecie. Ta, jedynie westchnęła głośno i pociągnęła nosem.
- Po prostu to nie miało tak być. Bitwa z Klanem Wilka nas wyniszczyła, ciężko było nam w pełni odbudować siły, zwierzyny i tak jest tyle, co szczur napłakał. A teraz jeszcze ta choroba... To jest za dużo.
Kotka zwiesiła głowę i spróbowała przełknąć łzy, jednak nie spodziewałaby się, że będzie to tak ciężkie.
- Spokojnie - Szepcząca Pieśń czule lizała kotkę po czubku głowy - Będzie dobrze. Jeśli chcesz, to możesz się wypłakać. Pójdziemy do obozu, zjemy coś razem, będziesz mogła sobie odpocząć. Tak?
Jagodowa Łapa powoli pokiwała głową. Nie chciała wyjść na słabą, chciała pokazać swoją siłę. Udowodnić w końcu innym, że potrafi przez to przejść. Kiedyś, gdy była jeszcze kocięciem, myślała, że przejdzie niczym rwąca rzeka przez wszystkie trudności, jakie napotka na drodze życia, pokaże klanowiczom, jaka jest dzielna i wytrzymała. Ale nie potrafiła. Kruszyła się w środku, nie potrafiła odnaleźć w sobie energii, by walczyć. Nie chodziło nawet o to, że nie chciała walczyć. Bo walczyć chciała bardzo, tylko kompletnie nie miała na to siły.
Nawet nie zauważyła, gdy obie weszły do obozu, a Szepcząca Pieśń pomogła jej usiąść przy stercie zwierzyny. Była zbyt zatopiona we własnych myślach, miała zbyt zamglone oczy, za bardzo dusiła się łzami, by orientować się, co się dzieje.
Wojowniczka wetknęła jej w łapy zwierzynę i delikatnie dotknęła jej pyska nosem.
- Zjedz - miauknęła - Poczujesz się lepiej.
Kotka uśmiechnęła się słabo, gdy zobaczyła, co to za zwierzę. Nornica. Blada Pręga mógł na okrągło jeść nornicę.
- Wiem, że ty i Blada Pręga jesteście parą.
Jagodowej Łapie jakby kęs norniczej łapki stanął w gardle i nie chciał przejść dalej. Uczennica zakasłała kilka razy, zdobywając zaniepokojone spojrzenie i opiekuńcze "spokojnie" od mentorki. Na szczęście cudem udało jej się przełknąć.
Ona wiedziała. Albo zauważyła to sama, albo Blada Pręga jej wszystko powiedział. Albo Bagienny Skok, chociaż kotka szczerze wątpiła w to, by tak cichy i uprzejmy kocur zdradził tajemnicę brata.
- Blada Pręga... Blada Pręga ci powiedział? - wychrypiała Jagodowa Łapa, wciąż czując w gardle to dziwne uczucie po zakrztuszeniu się.
- Tak - uśmiechnęła się wojowniczka - Ale wiedziałam to już wcześniej. Zawsze patrzyliście na siebie z takim uczuciem, zmieniałaś wyraz twarzy, gdy wspominałam ci o nim. I ciężko było nie słyszeć, gdy opowiadał mi o tobie. Jego uśmiech i iskra w oczach mówiły wszystko.
Uczennica czuła, że się rumieni. Na święty Klan Gwiazdy, rumieniła się nawet, gdy ktoś opowiadał jej o Bladej Prędze.
- Zostaliśmy parą... W noc czuwania po Cichym Zmierzchu - przyznała takim tonem, jakby mówiła coś wstydliwego, choć powtarzała sobie w myślach, że przecież przy własnej mentorce może czuć się komfortowo. Ale fakt, że była matką jej ukochanego zmieniał sytuację.
- Widziałam, że wtedy obaj wyszliście - kocica powoli pokiwała głową.
- Tak. Zaprosił mnie... Zaprosił mnie, byśmy poszli do głazów. Powiedział mi, że mnie kocha i w ogóle... - czuła, jak ciepło pulsowało jej w policzkach, gdy mówiła te słowa - Był słodki. Jest słodki.
Wojowniczka zachichotała.
- Może i teraz jest wojownikiem i mentorem, ale uwierz mi, on bardzo chciałby spotykać się z tobą częściej. Kocha cię do szaleństwa.
Pierwsze zdanie było jak ukłucie sosnowych igiełek w sercu Jagodowej Łapy. Drugie było jak miód dla jej duszy.
- Tak naprawdę... To chyba nie musimy nikomu mówić. Królicza Łapa domyśliła się prędko - na myśl o jej pamiętnej rozmowie z młodszą uczennicą roześmiała się. Wąsy Szepczącej Pieśni również zadrgały z rozbawienia.
- Wiesz, Jagodowa Łapo, nie musisz się przejmować tym, że ktoś wie - mentorka położyła ogon na jej grzbiecie - Bo pokochałaś najlepszego kota, jakiego tylko mogłaś, a on pokochał ciebie. Zasługujecie na siebie i myślę, że będziecie mieli piękną wspólną przyszłość. Bo widzę - tutaj uśmiechnęła się do uczennicy - Że odkąd zaczęłyśmy rozmawiać o Bladej Prędze, jesteś o wiele szczęśliwsza niż gdy wracałyśmy z treningu.
***
- Popatrz. Uderzasz łapą, a gdy przeciwnik straci równowagę i się przewróci, przyszpilasz go do ziemi z boku, jeśli masz taką możliwość, to blokujesz swoją łapą jedną z jego łap, o właśnie tak. To nie jest takie trudne, jak będziemy dużo ćwiczyć, to wkrótce będziesz to robić tak szybko, że nawet najszybszy i najsilniejszy wojownik Klanu Wilka nie będzie w stanie ci dorównać.
Jagodowa Łapa jak najdokładniej zaprezentowała Króliczej Łapie ruch, który miała wykonać młodsza kotka. Sójcze Skrzydło i Bagienny Skok naradzili się, że mogliby spróbować zaangażować starszych uczniów w szkolenie młodszych i przekazać im trochę swojej wiedzy i doświadczenia.
- Wiem, że i tak dorówna, a nawet przewyższy, ale mogę spróbować - Królicza Łapa przykucnęła w pozycji bojowej, choć w jej zielonych oczach kryło się zrezygnowanie.
Coś boleśnie ukłuło uczennicę w serce. Córka Ostrokrzewiastej Paproci nigdy nie była bardzo pewna siebie, zawsze przyćmiewali ją bardziej energiczni i zdolniejsi bracia. A teraz po utracie jednego z nich i własnego ogona... Samoocena kotki musiała zrównać się z dnem.
Słyszała z lewej głos Sójczego Skrzydła, szeptał typowe, motywujące teksty do Króliczej Łapy.
- Dasz radę - powiedziała tylko Jagodowa Łapa, ustawiając się w odpowiedniej pozycji do walki.
- Cedrowy Kle!
Po obozie rozniósł się zmęczony krzyk. To musiała być Klonowa Noc. Musiała wrócić z chaty dwunożnych.
Ciemnoszary kocur wybiegł ze śmietniska jak najszybciej mógł, dysząc ciężko.
- Co się stało? Czy wszystko dobrze z Polnym Rozkwitem?
Medyczka westchnęła ciężko, wbijając wzrok w ziemię.
- Ona... - zaczęła ze smutkiem w oczach - Jej stan bardzo się pogorszył. W nocy dostawała strasznych ataków kaszlu, po odejściu Świerka pogorszyło jej się na tyle, że szanse na jej przeżycie spadły praktycznie do zera. Chciała się z tobą pożegnać w tej chacie.
Jagodowa Łapa poczuła, jak w gardle rośnie jej gula, której nie mogła za nic w świecie przełknąć. Polny Rozkwit... Ona umierała? Nie mogła umrzeć, miała czworo kociąt! Miała partnera, cały klan, życie przed sobą!
Pod Cedrowym Kłem jakby zaczęły uginać się łapy. Cały się trząsł, ledwo zdolny cokolwiek powiedzieć.
- Nie... Nie, mu-musi być jeszcze nadzieja, jeszcze... Jeszcze się wszystko da, ona nie odejdzie, zo-zobaczymy się tutaj... Wy-wychowamy dzieci, będziemy... Rodziną - tylko tyle mógł wykrztusić przez łzy, patrząc prosto w oczy medyczki, jakby szukając w nich potwierdzenia, że wszystko będzie dobrze, że znajdą jeszcze nadzieję i uleczą jego ukochaną.
- Chodź - miauknęła jedynie - Wyjątkowo pozwalam ci tam wejść. Tak bardzo chciała się z tobą pożegnać.
Kocur, wciąż trzęsąc się na łapach, poszedł za medyczką powłóczystym krokiem. Nie było już praktycznie nadziei. Było prawie wiadome, że Polny Rozkwit nie wyzdrowieje. Ale to było niemożliwe! Ona musiała przeżyć!
Króliczka cała struchlała, w jej oczach lśnił niepokój.
- Przecież... - wyjąkała - Przecież jeszcze niedawno...
- Wiem.
Jagodowa Łapa delikatnie polizała młodszą koleżankę po głowie, starając się ukoić jej nerwy. Dołączyła się do nich Sójcze Skrzydło.
- Będzie dobrze. Znajdziemy w sobie siłę, przejdziemy przez to razem - szeptała błękitnoszara kotka. Mówiła tak, jakby wierzyła w każde pojedyncze słowo. Ale jeśli uczennica miała być szczera, to z każdym dniem traciła wiarę w te pocieszenia.
***
Stan Cedrowego Kła był okropny. Do obozu wbiegł zalany łzami, prawie dusił się od płaczu. Klonowa Noc dźwigała ze sobą szylkretową kotkę. Nieruchomą. Sztywną. Martwą.
Jagodowej Łapie głos uwiązł w gardle. Nie! Polny Rozkwit! To... To nie mogło się zdarzyć! Musiała być tylko nieprzytomna, ale bardzo słaba... Nie...
Wszystkie koty w obozie natychmiast odwróciły się w stronę trójki kotów. Wokół rozeszły się przerażone okrzyki, żałosne westchnięcia i głośny płacz. Cały klan powychodził z legowisk, nawet Ostrokrzewiasta Paproć wychyliła się ze żłobka. Na początku na jej pysku widać było jedynie wycieńczenie, lecz gdy jej wzrok spoczął na zwłokach przyjaciółki, jęknęła głośno.
Jagodowa Łapa nie próbowała osuszyć swojej twarzy łapą. Czuła słoną wilgoć spływającą jej po grzbiecie nosa do warg.
Głos Klonowej Nocy brzmiał jak wyrok;
- Miała atak kaszlu w nocy. Nie dała rady, już wtedy jej serce przestało bić. Przykro mi.
Polny Rozkwit umarła.
Cedrowy Kieł po raz kolejny zaniósł się płaczem. Gdy tylko medyczka położyła na ziemię ciało, on położył się przy nim, wtulając pysk w futro zmarłej partnerki.
- Moja słodka, moja kochana... Polny... Rozkwit... Najpiękniejsza... Św-światło mojego życia...
Cały klan zaczął gromadzić się wokół martwej kocicy. Musiała umierać w mękach, osierociła czwo... Troje kociąt. Nie było już nadziei, że jeszcze kiedyś będzie im opowiadać o świecie, pokazywać im obóz, uczyć ich życia, obserwować ich zabaw, a później treningów razem z Cedrowym Kłem. Już nigdy nie poprowadzi patrolu, już nigdy nie pocieszy ani nie poratuje mądrą radą. Już nigdy. Była już w Klanie Gwiazdy.
Uczennica usiadła przy ciele karmicielki. Miała zmatowiałe futro, nos i uszy ubrudzone wydzieliną, pod skórą rysowały się żebra. Biły od niej mnogie zapachy - woń mleka, kociąt, ziół, choroby, śmierci. Miała zamknięte powieki, a na jej pysku wymalowane było cierpienie. Łzy wielu kotów, w tym zielonookiej, zaczynały kapać na jej futro. Wciąż nie mogła w to uwierzyć. Jak Polny Rozkwit mogła nie żyć? Jednego dnia była tu z kociętami w żłobku, a już parę dni później... Wędrowała wśród gwiazd.
- T-tyle mnie nauczyłaś - Ostrokrzewiasta Paproć popłakiwała cicho, wtulając się w futro Polnego Rozkwitu - Najpierw to było tylko polowanie i walka, kodeks wojownika, a potem... Potem też mi pomogłaś... Z kociakami... Gdyby nie ty, po... Po tym jak Błysk... - czarna kotka szlochała, nie mogąc powiedzieć tego słowa - Chyba bym się...
Jagodowa Łapa zdębiała. Polny Rozkwit... Była mentorką Ostrokrzewiastej Paproci? A ona sama chciała się... Zabić? Prawda uderzyła ją jak cios wojownika Klanu Wilka. Gdyby nie Polny Rozkwit, inna członkini klanu nie żyłaby. Ona zrobiła dla klanu więcej niż mogłoby się wydawać.
Instynktownie oparła głowę na czyimś ramieniu, gdy poczuła kogoś w pobliżu. Blada Pręga lizał ją po uszach i nosie, po jego twarzy również spłynęła łza.
- Będzie dobrze, mój promyczku. Będzie dobrze.
Wcale nie będzie dobrze. Nigdy.
A/N Przepraszam. Zezwalam na użycie wszelkich środków przemocy, nie wiem po raz który.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top